— Fakt, że po 12 godzinach negocjacji nie doszło do przełomu w rozmowach rosyjsko-amerykańskich w sprawie Ukrainy jest dla mnie wspaniałym znakiem. Byłbym bardzo zaniepokojony, gdyby nastąpił nagły przełom — mówi wybitny historyk zimnej wojny Siergiej Radczenko.
„Newsweek”: Niemal wszyscy twierdzą, że Donald Trump już sprzedał Ukrainę. Pan się z tym nie zgadza. Dlaczego?
Siergiej Radczenko: — Donald Trump oczywiście nie dba o Ukrainę. „Ługańsk? Gdzie to jest? I kogo to obchodzi? Ach, powiedziałeś, że Ukrainę to obchodzi? Cóż, Ukraina to nie Stany Zjednoczone. Nie nasza broszka” — tak w skrócie można byłoby podsumować myślenie administracji Trumpa. Prezydent Trump chce skończyć z problemem ukraińskim jak najszybciej, ponieważ Ukraina jest absolutnie marginalna dla interesów USA. Ale załatwienie tego problemu poprzez sprzedanie Ukrainy Rosji, nie będzie dobre dla Trumpa. Nie będzie dobre dla jego wizerunku rozjemcy.
Poza tym, gdyby Trump chciał sprzedać Ukrainę, to zapewne ujrzelibyśmy tego rezultaty. Ludzie mówią, że to sprzedaż, zanim faktycznie coś zostało zrobione. Na razie nic nie zostało zrobione w tych negocjacjach.
Trump wyraźnie okazuje też pewną frustrację w stosunku do Władimira Putina. Mówi, że Putin się ociąga. Jest angielskie powiedzenie, że „dowód jest w budyniu”. Na razie uważam, że odrobina ostrożności w ocenie nie zaszkodzi. Chwilowo Trump nie jest w łóżku z Putinem.
Co zatem stało się w Rijadzie?
— Fakt, że po 12 godzinach negocjacji nie doszło do przełomu w rozmowach rosyjsko-amerykańskich w sprawie Ukrainy jest dla mnie wspaniałym znakiem. Byłbym bardzo zaniepokojony, gdyby nastąpił nagły przełom. Może coś z tego wyjdzie, może nie. Dowiemy się za jakiś czas. Na razie wiemy tylko tyle, że Amerykanie trzymają się swojej pozycji i nie zamierzają sprzedać Ukrainy za 5 rubli i portret Trumpa podarowany przez Putina.
Badają rosyjskie stanowisko. Podejmują bardzo ostrożny wysiłek, aby osiągnąć ograniczone porozumienie w pewnych obszarach. Natomiast Rosja próbuje wykorzystać rozmowy, aby sprawdzić, czy USA są skłonne zdemontować system sankcji, a także wywrzeć presję na Europę w tym samym celu. Powstaje więc pytanie, czy Amerykanie im pomogą, czy nie? Nie mamy żadnych dowodów na to, że Amerykanie zgodzili się spełnić te warunki. Prawdopodobnie można oczekiwać, że powiedzą: „Dobrze, pomożemy wam i usuniemy pewne symboliczne sankcje”. Nie zrobi to wielkiej różnicy. Ma to tylko dowodzić dobrych intencji. I będą czekać na to, czy Rosjanie też okażą dobre intencje i zaprzestaną ataków na ukraińską żeglugę na Morzu Czarnym. Jeśli Putin zdecyduje, że nie leży to w jego interesie, nie dojdzie do porozumienia.
Zresztą nie sądzę — wbrew temu, co się mówi — aby rozejm na Morzu Czarnym został uzgodniony. Rosja wydała własne oświadczenie, twierdząc, że wejdzie on w życie dopiero po zniesieniu sankcji nałożonych na Rosselkhozbank i inne organizacje finansowe oraz zniesieniu innych sankcji.
A co myśli o tym Putin? Michaił Zygar powiedział mi, że na Kremlu panuje pewna nerwowość. Putin chce być samcem alfa i nie zamierza zgodzić się na to, aby Trump został samcem alfa dzięki sukcesowi w tych negocjacjach.
— Jasne jest, do czego Putinowi służą te negocjacje: próbuje sprawdzić, jak daleko Trump jest skłonny posunąć się w ustępstwach wobec Rosji. Mówi więc: „W porządku, pójdę na pewne ustępstwa, takie jak powstrzymanie ataków na Morzu Czarnym. Zrobię to. Ale tu jest lista rzeczy, które ty masz najpierw dla mnie zrobić”. Prosi o dostarczenie tych rzeczy i będzie mógł ocenić po reakcji Trumpa, czy ten jest kimś, od kogo można dostać dużo za nic. Czy raczej będzie bardzo twardym negocjatorem. Mam nadzieję, że dla dobra Ukrainy Trump okaże się kimś takim. Powie coś w stylu: „Słuchaj, nie dam ci tych ustępstw, których chcesz. Mogę rozważyć jedną lub dwie małe rzeczy, ale to musi być powolny proces, krok po kroku”. Tak naprawdę obawiam się, że Trump straci cierpliwość, bo chce załatwić to szybko. I dzięki temu Putin będzie w stanie wygrać te negocjacje.
Na razie wyraźnie testuje nie tylko Trumpa, ale także relacje między Trumpem a Europą, ponieważ widzi, że w tej administracji są ludzie — być może sam Trump, a już z pewnością J.D. Vance — którzy nienawidzą Europy. Nie ma wątpliwości, że nienawidzą Europy. Putin próbuje więc sprawdzić, czy może wykorzystać to napięcie i doprowadzić do poważnego sporu. Jeśli dojdzie do punktu, w którym Trump jest skłonny znieść sankcje, ale wymaga to współpracy Europy, a Europejczycy nie chcą współpracować, to będziemy mieli konflikt między Starym Kontynentem a Trumpem. To będzie świetne dla Putina. Będzie bardzo szczęśliwy, jeśli tak się stanie.
Co powinna zrobić Europa? W czwartek na szczycie w Paryżu zdecydowano, że nie będzie złagodzenia sankcji, dopóki pokój nie zostanie jednoznacznie ustanowiony.
— Moim zdaniem to stanowisko jest nierozsądne. Nie ma sensu zamykać sobie różnych opcji.
Czyli uważa pan, że UE powinna znieść sankcje?
— Niejednoznaczne stanowisko zapewniłoby UE lepszą pozycję w przyszłych negocjacjach. Moim zdaniem deklaracje UE typu: wszystko albo nic, to zła polityka, która najprawdopodobniej przyniesie skutek odwrotny do zamierzonego w nadchodzących dniach, nie tylko w stosunkach transatlantyckich.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski
Foto: Vladyslav Musiienko / PAP
Putin poprosił o kolejną porcję popcornu i czeka na drugi odcinek serialu pt.: Trump walczy z szalonymi Europejczykami, którzy nie chcą pokoju w Ukrainie. Putin wie przecież, że Europejczycy są sceptyczni co do możliwości osiągnięcia czegokolwiek poprzez obecne negocjacje. Rozumie też, że Amerykanie mają inne stanowisko, że istnieje spory dystans między Amerykanami a Europejczykami w tej kwestii. Putin, który jest bardzo inteligentnym negocjatorem, będzie dążył do tego, aby administracja Trumpa pomyślała, że Rosjanie są rozsądni, a Ukraińcy i Europejczycy uparci, Wywoła to konflikt między Amerykanami i Europejczykami. I tego właśnie chce Putin: aby ten konflikt rozpoczął się na dobre.
Steve Witkoff, specjalny wysłannik Trumpa, stwierdził, że propozycja Keira Starmera, aby wysłać europejskie oddziały na Ukrainę to tylko „poza”.
— Cóż, Witkoff wykazał się niemałą ignorancją w kwestiach ukraińskich. Ale tu akurat ma rację, bo od samego początku nie jestem przekonany, że jest to faktycznie rozsądny pomysł. Starmer chce zgody Putina, a ten nigdy nie zgodzi się na obecność wojsk europejskich w Ukrainie. Być może propozycja Starmera ma pokazać, że Europa ma plan, głos i musi być brana pod uwagę. Z takiego punktu widzenia to być może dobra rzecz, ale nie sądzę, by w praktyce cokolwiek z tego wynikało.
Co powinien zrobić Wołodymyr Zełenski?
— Zełenski gra teraz sprytnie, a nie był zbyt sprytny w Białym Domu. Teraz próbuje naprawić ten błąd. Dlatego zaakceptował propozycję bezwarunkowego zawieszenia broni. Stara się sprzedać swój nowy image Amerykanom: „Słuchaj, to my jesteśmy tymi rozsądnymi, a nie Putin, któremu nie można ufać”. Ma nadzieję, że Trump kupi jego punkt widzenia. Pytanie brzmi, co zrobi, jeśli Trump zacznie wywierać na niego dużą presję. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że w umowie dotyczącej rozejmu na Morza Czarnym Rosjanie zażądają prawa do inspekcji ładunków, które trafiają na Ukrainę, twierdząc, że Ukraińcy mogą przewozić broń. Zełenski oczywiście odmówi, ale Trump będzie naciskał na Zełenskiego, by w wycofał swoje zastrzeżenia.
Kulisy pałacu
Foto: Newsweek
