Jak wskazuje dokumentacja amerykańska, zaprezentowana w momencie zatwierdzenia wniosku eksportowego i przekazania sprawy do dalszego rozpatrzenia przez Kongres Stanów Zjednoczonych (mający 30 dni na ewentualne weto), Polska jest zainteresowana zakupem czterech aerostatów wyposażonych w stacje radiolokacyjne dozoru powietrznego, niezbędnego wyposażenia elektronicznego, naziemnych stanowisk dowodzenia i kontroli, pakietów części zamiennych wraz z niezbędnymi urządzeniami diagnostycznymi, a także wsparciem szkolno-logistycznym.
Całość wyceniono na maksymalną kwotę 1,2 mld USD – zgodnie z wieloletnią tradycją, faktyczna wartość będzie zależała od negocjacji przed zawarciem międzyrządowej umowy pomiędzy rządami Polski i Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, o czym dalej, Departament Stanu nie wskazuje głównego wykonawcę umowy.
Jak podkreślają władze amerykańskie, na obecnym etapie programu brak informacji odnośnie potencjalnego offsetu.
Program Barbara, bo taki kryptonim nosi zakup aerostatów przez Ministerstwo Obrony Narodowe, pojawił się w przestrzeni publicznej w maju ubiegłego roku, kiedy ówczesny minister obrony Mariusz Błaszczak poinformował o przesłaniu do Waszyngtonu formalnego zapytania ofertowego w powyższej sprawie. Jak wówczas podkreślano, system ma zwiększyć możliwości wczesnego ostrzegania przed zagrożeniem powietrznym – uzupełnią sieć naziemnych stacji radiolokacyjnych (których zdolności są ograniczone krzywizną Ziemi), a także samolotów wczesnego ostrzegania i dowodzenia Saab 340 wyposażonych w radary Erieye (dostawa pierwszego ze Szwecji jest spodziewana jeszcze w I kwartale bieżącego roku).
W maju Agencja Uzbrojenia wskazywała, że zwrócenie się do Stanów Zjednoczonych było wynikiem analiz, które wykazały, iż w Polsce nie ma podmiotów, które mogłyby zrealizować tego typu zamówienie. Co ciekawe, pierwsze przymiarki do zakupu miały miejsce już w 2017 roku, kiedy (ówczesny) Inspektorat Uzbrojenia zaprosił potencjalnych wykonawców do dialogu technicznego w powyższym zakresie.