Liczy się efekt: lamele na ścianach i sztukaterie na suficie. I coraz mniej miejsca na książki. Jeśli już, to ułożone kolorami albo odwrócone grzbietami do ściany, żeby nie gryzły się z resztą wystroju.
Po latach panowania chłodnego stylu skandynawskiego Polacy uciekają od bieli i szarości. Wymieniają na kolorowe fronty w kuchniach, malują ściany w odcienie różu i zieleni. Ma być intensywnie i oryginalnie – mówi Dorota Żukowska ze Stargardu, doradca w firmie deweloperskiej, założycielka liczącej ponad 600 tys. członków grupy na FB „Urządzam mój dom. Pomysły i inspiracje”. Grupa działa od ośmiu lat i stała się – jak mówi Żukowska – papierkiem lakmusowym zmian gustu wnętrzarskiego statystycznego Polaka.
Jeśli wierzyć publikowanym na stronie zdjęciom mieszkań – najwięcej zmieniło się w kuchni. W kąt poszły nawiązujący do wsi, sielski w klimacie farm house oraz pełen frezów i zdobień styl angielski. Białe meble, drewniane blaty i klejona cegiełka ustąpiły miejsca wyposażeniu gładkiemu, intensywnemu w kolorze. Drewno zastąpił kamień. Płyta ceramiczna, do tej pory umieszczona w ciągu szafek, wywędrowała na osobną wyspę kuchenną. Przy niej pojawiły się przeżywające drugą młodość, popularne w końcówce lat 80. wysokie stołki. Powierzchnia kuchni skurczyła się o wydzieloną przestrzeń na spiżarkę. Przybyło za to eksponowanych na blatach termomiksów, ekspresów do kawy i opiekaczy.
– Jednak najwięcej zmian przetoczyło się przez statystyczny polski salon – przyznaje Dorota Żukowska. Na ścianach pojawiły się pionowe listwy drewniane, czyli lamele. W ślad za nimi przyszły sztukaterie. Polak zaczął dekorować nimi nie tylko ściany, ale też sufity. – Na grupie pojawiły się zdjęcia krzeseł i foteli z ręcznie malowanymi oparciami. Najbardziej popularnym motywem są podobizny kobiet, stylizowane na barokowe – dodaje Żukowska. W tak zaaranżowanej przestrzeni z każdym rokiem kurczy się miejsce na książki. Jeśli się pojawiają, to ułożone kolorami albo wręcz odwrócone grzbietami do ściany. Przybywa za to roślin i przeżywających drugą młodość, eksponowanych w fikuśnych wazonach suszonych traw. Pojawiają się one też w łazienkach, gdzie powoli mija moda na armaturę w kolorze polerowanego złota i wolnostojące wanny. Miejsce zamykanego prysznica z brodzikiem i słuchawką zajmuje nieogrodzona deszczownica. Autorzy wrzucanych na FB zdjęć chwalą takie rozwiązanie: nie dość, że można się umyć w duecie, to jeszcze zwykła łazienka zamienia się w pokój kąpielowy.
Ucieczka od PRL
– Nasz dom jest niczym ubranie szyte na miarę. Ma do nas pasować – mówi Beata, współwłaścicielka 180-metrowego, dwupoziomowego apartamentu w podwarszawskim Konstancinie. Oboje z mężem Witoldem zaaranżowali go we współpracy z duetem architektek. – Ale podstawą są nasze doświadczenia – zaznacza Beata. – A my jesteśmy z pokolenia wychowującego się w PRL. Mąż urodził się na Podlasiu. Ja dorastałam w bloku. Mieliśmy w salonie wystaną w kolejce, białą meblościankę Ambasador i pomarańczowy dywan typu futrzak. W kuchni królowały boazeria i tapeta typu cegła.
Beata i Witold w ich mieszkaniu.
Foto: Justyna Cieślikowska/JCSTUDIOSET / Newsweek
Podobny wystrój – z wystawianymi w meblościance obowiązkowymi kryształami – panował w innych PRL-owskich mieszkaniach. O tym, że można uciec od sztancy, oboje – jak inni z pokolenia nazwanego później X – przekonali się po 1989 r. Beata mieszkała w Hiszpanii, Chile i Argentynie. Zarabiała w modelingu, grała w reklamach. W tym czasie Witold po studiach we Włoszech pracował w Mediolanie i Turynie. Po latach osiedli w Warszawie. Kiedy się poznali, Beata pracowała w ambasadzie. Witold rozwijał własny biznes. – Mieszkanie w Konstancinie to opowieść, kim jesteśmy – mówi Beata. – Ja jestem otwarta i kolorowa. Witold ma umysł analityczny, ale interesuje się sztuką.
Miks ich gustów pokazuje salon. Na jednej ścianie jest – wybór Witolda – beton strukturalny. Na drugiej – wypatrzona przez Beatę – barwna tapeta we wzory grotesque. Na podłodze perski dywan kupiony przez Witolda we Włoszech. Misa przywieziona przez Beatę z Hiszpanii pełni funkcję osłonki na kwiatek. W przeszklonych witrynkach stoi zbierane przez pana domu pomarańczowe szkło, ale też wybierane wspólnie szklane rzeźby Stanisława Borowskiego.
W sypialniach nie ma miejsca na kompromis. Ściana nad łóżkiem Beaty jest pokryta tapetą w barokowe wzory. W oknie wisi aksamitna zasłona, światło zapewnia kryształowa lampa, w przeszklonej szafce z IKEA prezentuje się kolekcja perfum. Druga sypialnia jest stonowana, w morskim kolorze. Podobnie wyglądają dwie zaaranżowane przez Witolda łazienki. W łazience Beaty ścianę nad wanną zajmują kafelki z motywem botanicznym autorstwa niemieckiego biologa, Ernsta Haeckela. Przeciwległą ścianę – z lustrem w barokowej ramie – pokrywa miętowa tapeta w stylu art déco, kobaltowa szafka pod umywalkę jest robiona na wymiar.
– Można powiedzieć, że urządziliśmy mieszkanie eklektyczne, w stylu francuskiej kamienicy – mówi Beata. – Ale dla nas liczy się, że żyjemy przytulnie, otoczeni oryginalnymi przedmiotami. Niekoniecznie w guście dzisiejszych 30-latków, którzy – jak mój syn – wybierają bardziej surowe wnętrza.
Dywan wchodzi na salony
Sylwia Lashmann, architektka wnętrz z bydgoskiego biura projektowego Pracownia Duży Pokój, pracuje z trzydziestoparolatkami, nazwanymi pokoleniem Y. Wśród nich są też przedstawiciele klasy średniej. Mają pieniądze, ale – jak mówi Sylwia – wolą doświadczać świata, a nie ładować kasę w ściany. – Są mobilni i inwestują w sprzęty, które będą mogli ze sobą zabrać – mówi. – Wybierają rzeczy oryginalne, z historią.
Jednym z nich jest fotel Togo. Zaprojektowany w latach 70. we Francji, wykonywany ręcznie. Na pierwszy rzut oka przypomina złożony na pół, pomarszczony materac. W użyciu jest jednak wygodny. Cena? Od 8 tys. w górę.
Innym z mebli pożądanych przez klasę średnią jest zaprojektowany w 1925 r. Wassily Chair: skórzane paski naciągnięte na konstrukcję z giętych rurek. Nazwa krzesła nawiązuje do zakochanego w jego prototypie malarza Wassilego Kandinskiego. Używany, oryginalny egzemplarz z lat 60. kosztuje ponad 23 tys. zł.
– Fotel Togo i Wassily Chair świetnie sprawdzą się we wnętrzach, które nawiązują do tego, jak mieszkaliśmy w latach 60. i 70. – mówi Sylwia Lashmann. – Pokolenie 50— i 60-latków ma złe skojarzenia z dywanami, boazeriami i łukami, ale one właśnie wracają na salony.
Sylwia przyznaje, że często zaczyna projektowanie wnętrz od zakupionego przez klienta dywanu – dzieła sztuki wartego nawet kilkanaście tysięcy złotych. I tak organiczny dywan polskiej firmy Ladnini, wykonany z brytyjskiej wełny, będzie świetnie pasować do ścian wyłożonych gładką okładziną drewnianą. Jeśli dodamy do tego modne obłości sprzętów – nawiązanie do łuku znanego z mieszkania serialowego „Czterdziestolatka” – puścimy oko w stronę PRL-owskiego designu. Można dodać do tego np. w łazience czy kuchni kafle z wzorem lastryko. Jednak Sylwia Lashmann ostrzega, że taka podłoga nawiązująca do korytarzy w PRL-owskich przedszkolach czy szpitalach pomału odchodzi do lamusa. Bezpieczniej zainwestować w ponadczasową lampę malarki Magdy Jurek, znanej w świecie designu jako Pani Jurek. Do łuków idealnie pasuje np. wykonana z pustych probówek lampa Maria SC. Kosztuje niespełna 3 tys. zł.
Zawory czyli haczyki
– Ale coraz więcej osób – również z wchodzącego na rynek mieszkaniowy pokolenia Z – zaczyna rozumieć, że ślepe podążanie za trendami w urządzaniu wnętrz nie jest dobrym pomysłem – mówi Magda Motrenko, socjolożka prowadząca na YouTubie kanał Wnętrza Zewnętrza, który ma ponad 120 tys. subskrybentów.
Co miesiąc w ramach tzw. home tour pokazuje różne wnętrza, które często coś łączy: meble stają się w nich nośnikami pamięci. Odnalezione w domowych piwnicach, wyłuskane z ogłoszeń na grupie „Uwaga, śmieciarka jedzie” albo odziedziczone po rodzicach czy dziadkach dostają drugie życie. Bohater jednego z odcinków kanału, Patryk Szargiej, remontując mieszkanie w zabytkowej gdańskiej kamienicy, odnowił stolik znaleziony w piwnicy zmarłej lokatorki. Mebel stanął obok odrestaurowanego fotela jego dziadka. Łącznikiem między przeszłością a teraźniejszością są odnowione przez Patryka, pełniące funkcje haczyków na ręczniki, stare zawory z grzejników. A o tym, skąd pochodzi, czyli o Suwalszczyźnie, przypominają powieszone w sypialni plakaty Ryszarda Kai z lat 50.: „Wigry” i „Czarna Hańcza”.
– Pracownia Użyj.to pokazuje, jak – wykorzystując materiały z drugiego obiegu – obniżyć znacząco koszty remontu – mówi Magda. – Świetnym pomysłem okazało się wykorzystanie do położenia podłogi darmowych odpadów z firmy kamieniarskiej. Wyszperane ze sterty kawałki kamieni zostały ułożone w ciekawy wzór i zalane masą lastryko. W tym samym mieszkaniu wykorzystano kilka paczek starego parkietu dębowego – kupionego za bezcen.
Na kanale Wnętrza Zewnętrza Magda nie tylko pokazuje powtórne życie sprzętów, ale też zdradza tanie stylizacyjne triki. Sprytną aranżacją mieszkań zajmuje się rozwijający się w Polsce home staging, czyli przygotowywanie mieszkań do sprzedaży lub wynajmu. – Tu liczy się pomysł – mówi Magda. Warszawska home stagerka Katarzyna Szczerbowska zmienia wnętrza, np. wykorzystując wiklinowe koszyki jako szafki przy łóżku, stoliki albo osłonki na doniczki. Obrazki z kalendarza, pocztówki czy kawałki tapet oprawia i wiesza na ścianie, a tuby po plakatach wykorzystuje jako wazony na suche bukiety. Te triki łatwo można dopasować do indywidualnego gustu. – Ale już przy większych zmianach, np. remoncie łazienki, lepiej nie bawić się w eksperymenty – mówi Magda Motrenko. – Świetnie wyglądającą na zdjęciach wannę wolnostojącą lepiej przetestować przed zakupem. Trendy są po to, żeby je testować, a nie brać w ciemno.
Antresola z wanną
– Rynek wynajmu się zmienił. Skończyły się czasy meblowania kawalerek białymi meblami z IKEA. Dziś, żeby dobrze wynająć pokój z łazienką i kuchnią, trzeba je urządzić na bogaZetki z klasy średniej – a to moja grupa docelowa – cenią efekt wow – mówi Vida Chwiałkowska, przedstawicielka medyczna w koncernie farmaceutycznym, właścicielka siedmiu mieszkań na wynajem w Łodzi i Warszawie. Wszystkie sama zaprojektowała i wyposażyła. Mają od 25 do 50 mkw. Na remont, czyli doprowadzenie wnętrza do pożądanego przez najemców stylu glamour, wydaje od 63 do 120 tys. zł. Nie oszczędza na elektryce ani piecach gazowych, ale w kwestii wyposażenia liczy każdy grosz. Baterie i oświetlenie kupuje na AliExpress, pudła szaf wybiera w IKEA. Używane meble, dodatki i sprzęt AGD wyszukuje na OLX i Allegro.
Vida Chwiałkowska
Foto: Newsweek
– Nawet najmniejsza kawalerka ma potencjał do efektu wow. Wystarczy uruchomić wyobraźnię – mówi. Na przykład eksperymentując z modnym dziś przepierzeniem. Vida wykorzystała je w 30-metrowej kawalerce, oddzielając metalową kratownicą część z łóżkiem od części z kuchnią. W 26-metrowym mieszkanku królewskie łoże oddzieliła od reszty pomieszczenia błękitno-złotą kotarą z ozdobnym frędzlem. W kuchni zamiast płytek między szafkami a blatem wstawiła lustro. – Wbrew pozorom – mówi – łatwo je wyczyścić z tłuszczu pryskającego podczas smażenia. Ale najbardziej zaszalała w 36-metrowym mieszkaniu przy Piotrkowskiej w Łodzi – efekt pracy wrzuciła na grupę „Amatorzy dekoracji”, gdzie dostała ponad 10 tys. lajków. – Stan wyjściowy: jedno okno, ściany wysokie na cztery metry. Na jednej ze ścian nakleiła 20 luster z IKEA. Zaprojektowała też zabudowaną szkłem antresolę. Zmieściły się na niej łóżko ze złoto-beżowym pikowanym zagłówkiem na całą ścianę i umieszczona za kotarą wolnostojąca wanna. Pozostałe ściany pokryła tapetą w stylu Versace. Najemca znalazł się błyskawicznie, choć opłaty za wynajem u Vidy nie są niskie. Ale czego się nie robi, żeby poczuć się glamour i chic.
![](https://ocdn.eu/pulscms/MDA_/5518843594bbc2e8c4d80008cb83e0a6.png)
![](https://ocdn.eu/pulscms/MDA_/0c1789c9dbb54754c0efd193b2a05d11.png)