Król Lear” Szekspira dziś nie jest dla mnie o upadku władcy. Jest o bezradności człowieka wobec totalnie zmieniającego się świata. „Lear” nie jest o niewdzięcznych córkach, jest o rozpadającym się patriarchacie i nowym nieznanym porządku. Na planie emocji jest do bólu współczesny. Gorzej z planem spektaklu w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie z poruszającym Janem Englertem w roli abdykującego króla.
Wiśniewski ze scenografem Mirkiem Kaczmarkiem budują świat rozpadu z połyskujących głazów, z zastygłej mazi. Pompatyczna scenografia sugeruje, że źle się dzieje w tym państwie. Starsze córki – w tych rolach Ewa Konstancja Bułhak i Danuta Stenka – noszą niezgrabne, skórzane suknie, krępujące ruchy. Nie wiem, czy świetnym aktorkom trudniej odnaleźć się w kostiumach, czy w archaicznie skrojonych przez reżysera rolach. Najmłodsza, Kordelia (Dominika Kluźniak), ma burzę rudych włosów i w roli córki niewiele do zagrania. Na szczęście pojawia się jeszcze jako Błazen. Dwór jest ostentacyjnie teatralny.
Na tym tle wyróżnia się Lear Jana Englerta. Gra inaczej niż reszta zespołu. Złości nie manifestuje krzykiem, pokazuje wewnętrzną siłę władcy przyzwyczajonego do posłuchu. Ma 81 lat i jest w świetnej formie fizycznej i aktorskiej. Z chwilą abdykacji staje się bardziej oszczędny w środkach, zachowuje się jak ktoś, kto wypadł z roli życia. Lear Englerta uświadamia mi osaczające nas lęki. Świat zbudowany na zmianie, pędzie, zalewie informacji. Kto z nas nie chciałby czasami rzucić tego wszystkiego w diabły. Lear tęskni za światem reguł, które sam ustalał. Już miał oddać córkom królestwo, ale demon władzy łatwo nie odpuszcza. Muszą najpierw zapewnić go o swojej miłości. Kaprys starca? Szantaż testamentem to historia stara jak świat. Dzieli schedę między dwie starsze córki. Akty dziedziczenia wręcza zięciom. Władza to gra dla chłopców. Miejsce kobiet jest przy dzieciach. Nie przewidział, że córki nie cofną się przed niczym, by ją osiągnąć.