Wspierani przez rząd PiS stworzyli sieć firm i stowarzyszeń, które były zasilane setkami milionów złotych z państwowych funduszy.

Elektrownia Turów w Bogatyni, na pograniczu polsko-czesko-niemieckim, to czwarta co do wielkości siłownia w Polsce. Zasilana węglem brunatnym pokrywa od trzech do ponad pięciu procent zapotrzebowania na energię w kraju, dostarcza prąd ponad trzem milionom Polaków. W ramach tzw. dekarbonizacji energetyki ma być wygaszona najpóźniej za 20 lat, choć może to nastąpić dużo szybciej.

Co ją zastąpi? Wszystko wskazuje na to, że głównie farmy wiatrowe i fotowoltaiczne należące do firm związanych z biznesmenami bliskimi kremlowskiej oligarchii. Firmy te stały się najważniejszymi graczami na rynku zielonej energii w tym rejonie Polski, a ich menedżerowie nie ukrywają, że celem tych inwestycji jest zastąpienie elektrowni Turów.

Jak wiele jest do wygrania, świadczą liczby. Według raportu Instytutu Energetyki Odnawialnej w 2023 r. tylko na rynku fotowoltaiki obroty wyniosły 110 mld zł, zaś wartość inwestycji oszacowano na 20 mld zł. Na projekty związane z rozwojem zielonej energii UE w ramach Krajowego Planu Odbudowy przeznaczyła dla Polski ponad 110 mld zł w formie dotacji i preferencyjnych pożyczek. Fundusze te miały m.in. pomóc krajom UE uniezależnić się od rosyjskich źródeł energii.

– To, co widzimy teraz w Polsce, to rewolucja, która otwiera gigantyczne możliwości biznesowe, bo tort do podzielenia jest ogromny. Niepokojące, że korzystają z niego również ludzie o bliskich związkach z Rosją. Ale nie wiem, co gorsze: to, że Kreml już siedzi przy tym stole, czy to, że nikogo to właściwie nie rusza – mówi nam osoba blisko związana z rynkiem energii odnawialnej, która prosi o anonimowość.

Koniec września 2023 r. Na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej odbywa się I Kongres Energetyki Rozproszonej poświęcony energetyce odnawialnej. Głównym organizatorem jest AGH, ale za kongresem stoi wiele urzędów obsadzonych przez nominatów PiS. W debatach brali udział m.in. wiceminister klimatu i środowiska, a równocześnie pełnomocnik rządu ds. odnawialnych źródeł energii Ireneusz Zyska (dziś poseł PiS) oraz prezesi URE i Polskich Sieci Elektroenergetycznych.

Jednym z dwóch współorganizatorów kongresu była Krajowa Izba Klastrów Energii i Odnawialnych Źródeł Energii, a jednym z partnerów firma Innovation AG. Podmioty te są kluczowe dla tej historii, bo właśnie za nimi stoją osoby związane z Rosją, które także za pośrednictwem innych firm tworzą sieć wpływów w polskim sektorze energetyki odnawialnej. Robią to przy wsparciu instytucji rządowych i samorządowych obsadzonych przez PiS, które ich inwestycje wpisują na listę projektów strategicznych dla państwa. Na dziś suma różnych dotacji i kredytów, które otrzymały, to ponad ćwierć miliarda złotych (wchodzi w to kredyt 170 mln zł od Banku Gospodarstwa Krajowego). Kolejne 345 mln zł od samorządu woj. dolnośląskiego czeka na zatwierdzenie przez Komisję Europejską. Do tego dodać trzeba 22,5 mln zł z NCBR na prototyp elektrycznego vana, który zbudowało Innovation AG (pod nazwą eVanPL).

Głównym celem jest budowa farm fotowoltaicznych i wiatrowych. Na razie powstały farmy o mocy ok. 100 megawatów, kolejne, które będą miały w sumie 500 MW mocy, czekają na pozwolenia na budowę. Wyrastają w większości pomiędzy Zgorzelcem i Bogatynią, położone są w pobliżu potężnych linii przesyłowych, którymi dziś płynie prąd z Turowa.

Jednym z polityków PiS, którzy wspierali te działania, był Ireneusz Zyska, od 2020 r. pełnomocnik rządu ds. OZE, a wcześniej współpracownik Kornela Morawieckiego w parlamencie. W tej opowieści osób związanych z Morawieckimi jest więcej – jedną z umów na dofinansowanie podpisywał w 2019 r. Krzysztof Kubów, wtedy wiceminister energii, a niedługo później szef gabinetu politycznego premiera Morawieckiego.

Spółek i organizacji powiązanych z Rosją i jej reprezentantami, które działają na polskim rynku OZE i korzystają z budżetowych pieniędzy, jest co najmniej kilka. Kolejnych kilkadziesiąt jest z nimi powiązanych. Te pierwsze to, oprócz Innovation AG, spółki połączone nazwą ZKlaster oraz sam ZKlaster, czyli Zgorzelecki Klaster Rozwoju Odnawialnych Źródeł Energii i Efektywności Energetycznej. Wszystkie zaczęły się dynamicznie rozwijać za rządów PiS.

Na rzecz tych podmiotów działa Krajowa Izba Klastrów Energii i OZE, lobbystyczna organizacja, którą zarządzają ci sami ludzie co firmami o rosyjskich powiązaniach. Jej przedstawiciele występują na posiedzeniach sejmowych komisji jako eksperci od zielonej energii. Mają swoje media (serwis: zgorzelec.info), promują się poprzez sport, prowadzą działalność edukacyjną dla menedżerów sektora energetycznego.

Jak to często bywa w takich historiach, układanka przypomina rosyjską matrioszkę. Zacznijmy więc od początku, by dojść do tego, co schowane głębiej.

Osobami, które najczęściej występują w imieniu wspomnianych podmiotów, są prezes KIKE OZE Albert Gryszczuk i członkini rady programowej tej organizacji Agnieszka Spirydowicz. 51-letni Gryszczuk to były mechanik samochodowy, kierowca rajdowy i żeglarz. Zanim w 2016 r. wszedł w branżę odnawialnych źródeł energii, przygotowywał m.in. samochody do rajdów. Spod jego ręki wyszło np. auto, którym Adam Małysz przejechał rajd Dakar. Gryszczuk sam też pokonał ten słynny wyścig jako kierowca. Dziś jest nie tylko prezesem KIKE OZE i Innovation AG – ostatni człon tej nazwy jest akronimem imienia i nazwiska Gryszczuka – ale ma też udziały w kilkunastu innych firmach z branży energetycznej. Większość jest zarejestrowana we wsi pod Zgorzelcem pod adresem nieruchomości należącej do rodziny Gryszczuka.

Biznesmen cieszył się uznaniem wiceministra Zyski. – Jestem pełen uznania dla osiągnięć i skuteczności pana Alberta Gryszczuka. Można powiedzieć, że jest liderem nie tylko założonego przez siebie ZKlastra, ale też liderem środowiska klastrów energii w skali kraju – mówił Zyska w 2020 r. podczas wizyty na budowie jednej z farm fotowoltaicznych ZKlastra. Wielokrotnie chwalił inicjatywę, choćby na posiedzeniu sejmowej podkomisji ds. sprawiedliwej transformacji, które odbyło się dwa lata później, z udziałem Gryszczuka i Spirydowicz.

– To były kontakty wyłącznie o charakterze oficjalnym, nie podejmowałem z nimi żadnych działań ani nie działałem na ich rzecz. Nie mam sobie nic do zarzucenia – podkreśla Zyska w rozmowie z „Newsweekiem”. O tym, by dostawali dofinansowania z publicznych pieniędzy, nic nie wie. I nie dociekał, skąd pochodzi kapitał, którym dysponują.

Także premier Mateusz Morawiecki wspierał te inicjatywy. Chodzi o Dolnośląską Dolinę Wodorową. W 2021 r. podczas forum ekonomicznego w Karpaczu Morawiecki wziął udział w podpisaniu listu intencyjnego w sprawie utworzenia DDW. Oprócz przedstawicieli ARP, kierowanej wówczas przez zaufaną osobę rodziny Morawieckich, marszałka województwa dolnośląskiego (z Bezpartyjnych Samorządowców), list podpisała Agnieszka Spirydowicz. Głównym partnerem biznesowym została zaś KGHM.

Powiązań z władzą jest więcej. Jedną z kluczowych postaci w spółkach firmowanych przez Gryszczuka jest obecna prezes ZKlastra Agnieszka Spirydowicz. Dziś twierdzi ona, że ludzie PiS byli nieprzychylni ich biznesom, a relacje z nimi miały wyłącznie oficjalny charakter. W tym samym gronie znajdziemy m.in. Andrzeja Kaźmierskiego, dyrektora departamentu gospodarki niskoemisyjnej w resorcie rozwoju i technologii, który zasiada w radzie programowej KIKE OZE (Spirydowicz również). To komórka, która – jak czytamy na stronie internetowej ministerstwa – odpowiada za „prowadzenie spraw związanych z przygotowaniem i realizacją programów i projektów wsparcia rozwoju energetyki prosumenckiej i rozproszonej w ramach Krajowego Planu Odbudowy oraz innych środków UE”. – Można mówić w tym przypadku o konflikcie interesów – podkreśla nasz rozmówca z branży, który nie należy do KIKE OZE.

– Nie mam z tego tytułu żadnych korzyści, nawet prestiżowych – mówi Kaźmierski. Twierdzi, że o konflikcie interesów nie ma mowy, bo nie opiniuje ani nie ocenia wniosków o dofinansowanie, które trafiają do jego departamentu.

Wyzwań związanych z biznesem energetycznym Albert Gryszczuk nie podejmuje sam. Towarzyszą mu ludzie o niejasnych powiązaniach z rosyjskimi oligarchami z bliskiego kręgu Władimira Putina i jego służb.

Wśród biznesowych partnerów i przyjaciół Gryszczuka jest Robert Szustkowski, mocno związany z Rosją i jej państwowym biznesem, robiący w przeszłości interesy m.in. na rzecz Andrieja Skocza i oligarchów Kremla objętych zachodnimi sankcjami (m.in. Aliszera Usmanowa). Potwierdził to warszawski sąd okręgowy i apelacyjny w sprawach z powództwa Szustkowskiego przeciwko Tomaszowi Piątkowi. Skocz był związany z potężną mafią sołncewską oraz wywiadem wojskowym GRU. Według Centrum Dossier Michaiła Chodorkowskiego podejrzewany był o przemyt broni, pranie pieniędzy oraz porwania ludzi.

Szustkowski współpracował z Rosjanami od lat 90. Jeszcze za czasów ZSRR przewoził tam objęte embargiem komputery z Zachodu, zaś w połowie tamtej dekady objawił się jako szef polskiego przedstawicielstwa banku Montażspiecbank, kontrolowanego przez ludzi mafii sołncewskiej oraz rosyjskie władze, o czym pisała m.in. „Gazeta Wyborcza”. Celem banku było wpieranie działań na rzecz zmiany prozachodniego kursu Polski i związania nas na nowo z Rosją. Szustkowski stał za tzw. Grupą Radius, działającą na rynku nieruchomości. To z niej wywodził się okrzyknięty „rosyjskim łącznikiem” Jacek Kotas, czyli wiceminister obrony w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, który mimo zasiadania w zarządach spółek Radiusa dostał tzw. poświadczenie bezpieczeństwa dopuszczające do najważniejszych tajemnic od Służby Kontrwywiadu Wojskowego kierowanego wówczas przez Antoniego Macierewicza. Gdy w 2015 r. Macierewicz został ministrem obrony, do resortu trafili ludzie związani z Kotasem i jego Narodowym Centrum Studiów Strategicznych. Ze spółek Radiusa wywodzili się też dwaj menedżerowie, którzy zakładali spółki prowadzące słynną restaurację Sowa i Przyjaciele, w której nagrywano najważniejszych polskich polityków. Jak ujawnił w 2022 r. „Newsweek”, nagrania mogły trafić w ręce rosyjskich służb.

Szustkowski mieszka w Szwajcarii i oficjalnie zajmuje się głównie rajdami i żeglarstwem. W latach 2014-2015 stał na czele ambasady Gambii w Moskwie. Później był jej honorowym radcą. Z Gryszczukiem połączył go sport i interesy. Od lat startują razem w rajdach samochodowych i w regatach w ramach założonego przez Szustkowskiego zespołu R-Six Team (są w nim również żona i brat Gryszczuka).

Byli udziałowcami zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii firmy BPC Technology Ltd., która według rejestru handlowego zajmowała się produkcją elektroniki użytkowej. Ale trudno dowiedzieć się o spółce czegokolwiek więcej – nie ma nawet strony internetowej. Co ciekawe, dyrektorem firmy jest Agnieszka Spirydowicz. Także ona została dyrektorem innej spółki należącej do Szustkowskiego – zarejestrowanej w 2019 r. w Czechach E-Power Control. Spółka miała zajmować się zarządzaniem energią ze źródeł odnawialnych. Na nieistniejącej już stronie internetowej chwaliła się m.in. współpracą z Innovation AG i ZKlastrem. Ostatecznie trafiła w ręce członka zarządu tej drugiej organizacji – w 2022 r. kontrolę nad nią przejął Łukasz Trześniewski. Co ważne: i brytyjska, i czeska spółka były członkami założycielami KIKE OZE.

Szustkowski do 2005 r. oficjalnie działał na rynku nieruchomości w jednej, niewielkiej spółce. Od tamtej pory oficjalnie nie figuruje w żadnych spółkach. Swoje biznesowe aktywa w Polsce przekazał synowi Robinowi. Robin połączył siły z Gryszczukiem, z którym również jeździł w rajdach. Z nim i dwiema innymi osobami jest udziałowcem Innovation AG (tej od elektrycznego vana finansowanego przez NCBR). Jest też współwłaścicielem kolejnej spółki energetycznej, której Gryszczuk prezesuje. Był też razem z nim i ojcem współwłaścicielem wspomnianej brytyjskiej BPC Technology Ltd.

Za częścią spółek Alberta Gryszczuka, także energetycznych, stoją cypryjscy prawnicy, od lat związani z firmami pracującymi dla Kremla.

Chodzi o pięć spółek, z których jedna została zasilona przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska sumą 10 mln zł preferencyjnej pożyczki na propagowanie energii ze źródeł odnawialnych. Wszystkie zarejestrowane są pod tym samym adresem co Innovation AG i inne spółki energetyczne związane z Gryszczukiem. Ich aktywa to prawie 40 mln zł. Właścicielem firm jest spółka zarejestrowana na Cyprze. W rejestrze beneficjentów rzeczywistych można przeczytać, że stoi za nią Gryszczuk i dwóch Cypryjczyków. Ale dopiero od czerwca 2023 r. Wcześniej jej właścicielem była inna cypryjska spółka.

Tę ostatnią firmę z Cypru reprezentował w Polsce Maciej Falkowski na podstawie pełnomocnictwa udzielonego przez obywatelkę Cypru o nazwisku Androula Charilaou. Falkowski to członek rady nadzorczej Innovation AG oraz wieloletni współpracownik Szustkowskiego seniora. Był m.in. członkiem rad nadzorczych firm z tzw. Grupy Radius, gdzie zasiadał z młodym Szustkowskim.

Cypryjska spółka i Androula Charilaou prowadzą nas wprost do oligarchów Kremla i ich interesów. Spółka zarejestrowana była pod adresem biura oraz obsługiwana przez firmę związaną z Christodoulosem Vassiliadesem, prawnikiem reprezentującym interesy tych samych oligarchów Kremla, z którymi powiązany jest Szustkowski, czyli Aliszera Usmanowa i Andrieja Skocza. Za pomoc w ukrywaniu przed sankcjami majątku Usmanowa Vassiliades został niedawno objęty sankcjami rządu USA i Wielkiej Brytanii.

Charilaou, czyli dyrektor firmy, będącej właścicielem polskich spółek energetycznych z sieci Gryszczuka i Szustkowskich, była też dyrektorem w co najmniej dwóch innych cypryjskich podmiotach, za którymi stoją Skocz i Usmanow. Obie zarejestrowano w siedzibie kancelarii Vassiliadesa. Charilaou ma też na koncie sprawę karną w Irlandii – jest oskarżona o współudział w próbie nielegalnego przejęcia większości udziałów w rosyjskiej firmie produkującej nawozy sztuczne. Miała za tym stać konkurencyjna firma jednego z najbardziej zaufanych oligarchów Putina – Dmitrija Mazepina.

Obecnie spółki Gryszczuka i Szustkowskiego juniora walczą w Polsce o dwa duże projekty – dofinansowania dla ich elektrycznego samochodu (w KPO na taki projekt przewidziano prawie 5 mld zł) oraz instalacji OZE realizowanych przez tzw. społeczności energetyczne, czyli klastry energii (do podziału jest niemal ćwierć miliarda).

Innovation AG, która pracuje nad elektrycznym vanem, intensywnie lobbuje w mediach. Sam Gryszczuk zachwalał eVana w Kanale Sportowym, gdzie przyznał, że nazwa samochodu czytana jako „Iwan” stała się tematem żartów idących „bardziej w stronę Moskwy”. W najbliższych dniach w resorcie rozwoju ma zapaść decyzja, czy projekt Izera, czyli narodowego elektryka, będzie kontynuowany. A jeśli nie, to w jaki sposób wspierany będzie rozwój elektromobilności i komu przypadną miliardy z KPO.

W przypadku dofinansowania instalacji OZE wnioski zbiera resort rozwoju. Konkurs ma być rozstrzygnięty w drugim półroczu tego roku. Budzi jednak spore wątpliwości w środowisku, nie tylko dlatego, że odpowiada za to departament Andrzeja Kaźmierskiego, który zasiada w radzie programowej KIKE OZE kierowanej przez Gryszczuka. – Konkurs podzielono na dwie części. Pierwsza, obejmująca dofinansowanie strategii rozwoju społeczności energetycznej/klastra, została zamknięta i właśnie jest rozstrzygana. Ale ci, którzy aplikowali o strategie, nie mają już możliwości składania wniosków o inwestycje, bo warunkiem jest posiadanie strategii rozwoju klastra – tłumaczy jeden z menedżerów aktywnych w branży OZE. Takie warunki mogą faworyzować spółki Gryszczuka i Szustkowskiego, bo one już mają gotowe plany. W internecie pojawiła się petycja, by zmienić warunki konkursu, żeby firmy, które dostaną dofinansowanie na stworzenie strategii, mogły potem złożyć wnioski o wsparcie samych inwestycji, co oznaczałoby konieczność przesunięcia terminu o kilka miesięcy. Kaźmierski twierdzi, że „nie było możliwości, by zrealizować cały cykl – od tworzenia koncepcji poprzez projektowanie aż do realizacji”. Dlaczego? Tego nie wyjaśnił. Zasugerował, że zabrakłoby czasu, choć projekty muszą zostać zamknięte do lipca 2026 r. Co do relacji z Szustkowskimi, to przyznał, że był ostrzegany przez jednego z przedsiębiorców z rynku OZE, że Szustkowski „ma jakieś niewyjaśnione historie współpracy z Rosją”. Ale „nie przywiązał do tej informacji żadnej wagi”, bo przedsiębiorca ten „poniekąd jest konkurentem” Gryszczuka. Jak stwierdził – była to ze strony tego biznesmena „jedna z wielu plotek”, z których „żadna nie okazała się prawdziwa”.

Podobnie na ostrzeżenia w sprawie Szustkowskich i Gryszczuka zareagował Zyska. Z jedną różnicą – jak mówi, uwierzył zapewnieniom Gryszczuka, że nie ma on żadnych powiązań z Rosją, a tego typu informacje to pomówienia. Gdy przedstawiliśmy Zysce wyniki naszego śledztwa, stwierdził, że czuje się przez Gryszczuka wprowadzony w błąd.

Według gen. Janusza Noska, byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, ustalenia „Newsweeka” przedstawiają mechanizm, który jest charakterystycznym sposobem działania rosyjskich służb. – Sektor paliwowy i energetyczny to tradycyjny obszar aktywności rosyjskiego wywiadu. Nie może zatem dziwić aktywność rosyjska w tak perspektywicznym segmencie gospodarki jak odnawialne źródła energii – podkreśla.

O potrzebie pilnego przeanalizowania przez kontrwywiad inwestycji Szustkowskiego i Gryszczuka w OZE mówi też poseł PSL Marek Biernacki, szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych i ich były koordynator. – Wchodzenie rosyjskich służb do Polski nie odbywa się już w tradycyjny sposób, ale także poprzez legalne inwestycje w strategiczne sektory gospodarki – zauważa. Podkreśla, że służby powinny zbadać też relacje związanych z Rosją biznesów ze światem polityki. – By sprawdzić, jak mocno wżarły się one w polską politykę. To jest konieczne – zaznacza Biernacki.

Robert i Robin Szustkowscy, Albert Gryszczuk oraz Maciej Falkowski nie odpowiedzieli na pytania „Newsweeka”. W imieniu Roberta Szustkowskiego odpisał jego adwokat, informując, że jego klient nie udzieli odpowiedzi, bo mogłyby być one wykorzystane w procesie, który wytoczył autorowi artykułu wz. z poprzednimi publikacjami. Robin Szustkowski i Albert Gryszczuk przesłali oświadczenia, w których odmówili odpowiedzi, argumentując, że materiał „Newsweeka” zawiera tendencyjne tezy (stwierdzili to na podstawie przesłanych im pytań), a odpowiedzi mogłyby być wykorzystane do „zachowania pozorów rzetelności dziennikarskiej”. W czasie przygotowywania tekstu Robert Szustkowski występował o nałożenie na autora sądowego zakazu pisania o nim. Wniosek został oddalony.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version