Poseł PiS Łukasz Mejza oświadczył, że zrzeka się immunitetu. Oznacza to, że będzie mógł zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Prokuratura zarzuca mu nieprawidłowości w wypełnianiu oświadczeń majątkowych. To nie pierwszy raz, gdy o Mejzie jest głośno.
Trzy lata temu szerokim echem odbiła się sprawa firmy Vinci NeoClinic, której polityk był współzałożycielem. Klinika oferowała niesprawdzone metody leczenia i wyciągała pieniądze m.in. od zdesperowanych rodziców ciężko chorych dzieci. „Newsweek” odwiedził wtedy Zieloną Górę, aby dowiedzieć się, co o Mejzie myślą mieszkańcy jego rodzinnego miasta. Przypominamy nasz tekst z 2021 r.
– U nas on był dobrze znany dużo wcześniej, nim poznała go cała Polska – opowiada Dariusz Nocek, szef Komitetu Obrony Demokracji w Zielonej Górze. – Już w październiku, gdy poza lubuskim mało kto słyszał o Łukaszu Mejzie, zorganizowaliśmy podczas obrad sejmiku wojewódzkiego akcję „Stop mejzowaniu”. Określenie „mejzować” przyjęło się w Zielonej Górze i oznacza kombinowanie oraz polityczną korupcję – dodaje Nocek.
W rodzinnych stronach Łukasz Mejza jest ostatnio tematem numer jeden. Ludzie o nim rozmawiają, ale mało komu przychodzi do głowy, żeby go bronić.
Polityk młodego pokolenia
– To było do przewidzenia, że jak Łukasz pojedzie robić karierę do Warszawy, to wybuchnie jakaś afera. On się u nas od dawna kojarzył z cwaniactwem – mówi jeden z lokalnych polityków z województwa lubuskiego, skąd pochodzi Łukasz Mejza.
Rzeczywiście, nie trzeba było długo czekać, żeby o Mejzie zrobiło się głośno na całą Polskę. Posłem na Sejm został w marcu. Do parlamentu dostał się z list PSL po śmierci Jolanty Fedak. Był pierwszy na liście do zastąpienia jej w ławach poselskich – decyduje o tym liczba głosów, jakie otrzymał w wyborach w 2019 r.
Na początku swojej kariery parlamentarnej zasłynął z tego, że miał problemy ze składaniem oświadczeń majątkowych. Ale w Zielonej Górze nawet nie to uznawano za największy problem ich krajana. Znajomi i politycy przecierali oczy ze zdumienia, gdy słuchali jego pierwszych wystąpień sejmowych. – On się u nas zawsze kreował na młodego, dynamicznego polityka z liberalnymi, proeuropejskimi poglądami. W Sejmie zaczął jednak popierać PiS. Partię, która reprezentuje kompletnie odmienne poglądy – mówi Dariusz Nocek.
– Wielu wpływowych ludzi z Zielonej Góry namawiało swoich przyjaciół, a nawet rodziny do głosowania na Mejzę. Uwierzyli, że jest niezależnym politykiem młodego pokolenia, jak sam się przedstawiał. Wielu wsparło go finansowo. Teraz czują się oszukani i nie chodzi im tylko o pieniądze wpłacone na jego kampanię – tłumaczy Arkadiusz Dąbrowski, sekretarz lubuskich struktur PSL.
Mejza – porażka pedagogiczna
Pod koniec listopada portal Wirtualne Polska publikuje tekst „Jak Łukasz Mejza postanowił zarobić na cierpieniu”. Wynika z niego, że w lipcu 2020 r. Mejza z Tomaszem Guzowskim założyli firmę Vinci NeoClinic, która oferowała m.in. leczenie nieuleczalnych przez współczesną medycynę nowotworów i chorób neurologicznych. Miała też pomagać przy autyzmie, udarach mózgu, chorobie Alzheimera i Parkinsona, stwardnieniu rozsianym, zaniku mięśni. Dla seniorów była oferta regeneracji mózgu, poprawy sprawności seksualnej, redukcji blizn czy wydłużenia długości i jakości życia „nawet o 14 proc.”. Jako telefon kontaktowy w folderach wpisywano numer Łukasza Mejzy. Potencjalnych klientów Mejza i jego współpracownicy wyszukiwali m.in. wśród rodziców ciężko chorych dzieci, którzy byli w stanie wiele zrobić i zapłacić, żeby tylko dać im choć cień szansy na wyzdrowienie.
Teraz o Łukaszu Mejzie zrobiło się głośno w całej Polsce. W Zielonej Górze ze szczególną uwagą śledzono rozwój jego kariery. W końcu do niedawna był samorządowcem z tego miasta. Zresztą sam Mejza lubi podkreślać, że pochodzi z Lubuskiego. – Moja córka chodzi do tego samego liceum w Zielonej Górze, które kończył Łukasz Mejza – mówi poseł Waldemar Sługocki, szef zielonogórskich struktur Platformy Obywatelskiej. – Opowiadała, że nauczyciele niezbyt pochlebnie wypowiadają się o swoim byłym uczniu. Jedna z nauczycielek powiedziała nawet, że Mejza jest jej porażką pedagogiczną. Ja z nim nigdy nie rozmawiałem, minęliśmy się może ze dwa razy. Jednak mi też jest wstyd, że łączy się go z naszym miastem – dodaje Sługocki.
Z kolei przejęty przez państwowy PKN Orlen dziennik regionalny „Gazeta Lubuska” próbował zdyskredytować autorów tekstów o Mejzie w Wirtualnej Polsce. Gazeta zarzuciła dziennikarzowi WP Szymonowi Jadczakowi, że ten, pisząc swoje teksty dotyczące afery Łukasza Mejzy, współpracował z posłanką Nowej Lewicy Anitą Kucharską-Dziedzic. „Gazeta Lubuska” szybko wycofywała się z tych zarzutów.
Po publikacji WP Łukasz Mejza nie wychylał się. Dopiero 8 grudnia zorganizował kuriozalną konferencję prasową. Ustalenia dziennikarzy na temat jego przeszłości nazwał „największym atakiem politycznym po 1989 r.”, a siebie jego ofiarą. Na konferencji wystąpił też jego współpracownik Tomasz Guzowski. On z kolei przekonywał, że metody leczenia oferowane przez Vinci NeoClinic bardzo mu pomogły.
– Mejza kiedyś często powtarzał, że Lubuskie jest słabo promowane. Ludzie teraz u nas się śmieją, że już nas wypromował – mówi Dariusz Nocek z zielonogórskiego KOD.
– Tak, kiedyś słynęliśmy z silnej pozycji w zawodach żużlowych, a teraz z Mejzy – ubolewa Arkadiusz Dąbrowski z PSL, nawiązując do sukcesów Falubazu Zielona Góra.
Tylko politycy PiS z Zielonej Góry pytani o Mejzę nabierają wody w usta. – Nie chciałbym się wypowiadać. Ja na miejscu Łukasza Mejzy oddałbym się do dyspozycji premiera, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy. Ale nie chcę tego komentować. Ja się zajmuję gospodarką – ucina Jerzy Materna, poseł PiS z Zielonej Góry.
W Zielonej Górze Mejza jest skończony
Jednym z największych politycznych przyjaciół Łukasza Mejzy w Zielonej Górze był prezydent tego miasta Janusz Kubicki. Mejza nazywał go swoim mentorem, a o sobie mówił, że jest jego generałem. Kubicki, który jest popularny w Zielonej Górze i jego poparcie sporo tam znaczy, na plakatach wyborczych obejmował ramieniem Mejzę. Na reklamie wybito komunikat: „Prezydent Kubicki popiera Mejzę”. Przez 10 miesięcy 2020 roku inna firma Mejzy Future Wolves doradzała władzom miasta z Kubickim na czele za ok. 30 tys. zł, m.in. przy pomysłach na Sylwestra, budowie parkingu czy „tworzeniu koncepcji programu pomocy dla przedsiębiorców z branży gastronomicznej »Miasto dla Gastro«”.
– Kubicki był największym orędownikiem Mejzy. Razem próbowali odsunąć marszałek województwa lubuskiego Elżbietę Polak (z PO – przyp. red.) i przejąć władzę w województwie. Gdy Mejza został wiceministrem, Kubicki myślał, że będzie miał swojego człowieka w rządzie – zauważa Dariusz Nocek z KOD.
Jednak nawet ta polityczna przyjaźń nie przetrwała próby ogólnopolskiej kariery Mejzy. Janusz Kubicki po publikacji WP o Mejzie pisze 24 listopada na Facebooku (pisownia oryginalna): „Tego nie da się czytać, bez emocji, bez reakcji. Nie ma takiej możliwości. Informacja, że Łukasz Mejza zamierzał zarabiać na cierpieniu innych i de facto uprawiał szarlatanerię próbując wyciągać pieniądze od ludzi cierpiących?. Dla mnie to jest nie do przyjęcie! To jest nie do zaakceptowania”.
A dalej tłumaczył się: „Niemniej ani ja ,ani nikt z moich współpracowników nie miał pojęcia o zakresie i charakterze »interesów« Łukasza Mejzy. Dla nas był najpierw lokalnym politykiem wypromowanym przez byłego prezydenta Nowej Soli, potem radnym wojewódzkim, posłem, sekretarzem sportu. Nie ukrywam, że liczyliśmy na jego wsparcie w inwestycjach sportowych. Ale ujawnione przez Wirtualną Polskę informacje stawiają pana Łukasza Mejzę w zupełnie innym świetle, odkrywają zupełnie nieznaną, ciemną dla mnie, twarz tego młodego człowieka”.
– Mejza stracił największego swojego orędownika i opiekuna. To oznacza, że nie ma po co wracać do Zielonej Góry, bo tu jest skończony. Został mu już tylko Kaczyński. Będzie musiał się jeszcze bardziej przed nim płaszczyć – zwraca uwagę Dariusz Nocek.
Zielonogórska PO próbuje jednak przypominać prezydentowi jego współpracę z Mejzą. – Przygotowaliśmy plakaty, na których Kubicki obejmuje Mejzę, z hasłem: „Kto obejmie nasze miasto?” – mówi Waldemar Sługocki.
– W Zielonej Górze Mejza jest skończony – powtarza Arkadiusz Dąbrowski z PSL. – Myślę, że miałby nawet problem z chodzeniem po ulicach miasta, bo ludzie mogliby do niego podchodzić, żeby powiedzieć mu, co o nim myślą – dodaje.
Sekretarz lubuskich struktur PSL uważa jednak, że wszyscy lokalni politycy z Zielonej Góry powinni uderzyć się w piersi, bo pomagali rozwinąć skrzydła Łukaszowi Mejzie. – Jakoś nikt nie odmawiał mu współpracy. Brało się to stąd, że Mejza potrafił organizować kampanie wyborcze z rozmachem i zbierać głosy. Pamiętam, jak jedna z działaczek PO chciała podpisywać z nim umowę koalicyjną – przypomina Arkadiusz Dąbrowski z PSL, czyli ugrupowania, które wpisało Mejzę na swoją listę w wyborach do Sejmu.
Czytaj też: Co Łukasz Mejza ma na PiS? „Na pewno wie to Jarosław Kaczyński”