W wypadku daniela zwyczajnego to już setki lat. Nie wiadomo, kiedy zaczął być on introdukowany w Europie Środkowej, ale mogło to nastąpić jeszcze w średniowieczu. W opracowaniu „Księga gatunków obcych inwazyjnych w Polsce” wykonanym przez Polską Akademię Nauk czytamy o nim: „Mimo że według większości źródeł daniele zostały po raz pierwszy introdukowane na obszar Polski w XVII wieku, to najwcześniejsza introdukcja miała miejsce najprawdopodobniej już w XIII wieku na Śląsku. Pierwotnie zwierzęta te były sprowadzane do hodowli i łowisk zamkniętych. Daniele były często przekazywane jako dary (m.in. przez Jana Kazimierza, Stefana Batorego i Jana III Sobieskiego), co przyczyniło się do rozwoju hodowli w wielu ośrodkach zlokalizowanych w różnych częściach kraju. Daniele hodowlane uciekały bądź były celowo wypuszczane na wolność. Jednak na większą skalę introdukcje do wolnej przyrody rozpoczęto na ziemiach polskich dopiero w drugiej połowie XIX wieku.”
Z muflonami było podobnie. W XIX wieku wypuszczano je na Śląsku, głównie z myślą o myśliwych. Żeby mieli do czego sobie postrzelać. Magnisowie (śląscy magnaci) sprowadzili te dzikie owce w Sudety w 1901 roku i do dzisiaj pasmo sudeckie jest miejscem, gdzie można je spotkać na wolności. W 1934 roku muflony introdukowano koło Lwowa, a dwa lata później – w centralnej Polsce. Tak modne w PRL myślistwo przyczyniło się do ich wypuszczenia w Górach Świętokrzyskich w 1952 roku, a dzisiejsze grupy tych zwierząt w różnych częściach głównie południowej Polski są pokłosiem tych wszystkich działań.
To w pewnym sensie rekordziści. Ich obecność w polskiej faunie to kilkaset lat i mało kto już pamięta, że mamy do czynienia z gatunkami obcymi. Muflony pochodzą z Bliskiego Wschodu. Nawet Sardynia i Korsyka, z których sprowadzono je do Europy Środkowej i które często podaje się jako miejsce ich pochodzenia, są wyspami, na które też je sztucznie sprowadzono. Przy czym jeszcze w starożytności.
Daniel wywodzi się z podobnych okolic – Azji Mniejszej, Bliskiego Wschodu i terenów Azji po Afganistan. Tam zresztą występował niegdyś daniel mezopotamski, krewniak daniela zwyczajnego. W 1940 roku gatunek ten został uznany za wymarły na wolności, ale niespodziewane odnalezienie grupy dziko żyjących danieli mezopotamskiej w prowincji Hormuz w Iranie stanowiło moment przywracania go naturze.
Dramatyczna była akcja wywózki ocalałych danieli z wyspy Dasht-e-naz w rozlewiskach na granicy z Irakiem, dokąd przeniesiono zwierzęta. Trzeba je było przenieść w czasie wojny iracko-irańskiej, więc pakowano je do samolotów jako dobro narodowe. Dzisiaj niedobitki danieli mezopotamskich żyją w rezerwatach w Iranie i Izraelu, wciąż podatne na wojny, konflikty i kłusownictwo.
Minęło wiele lat, w trakcie których muflony i daniele zżyły się z polską przyroda tak bardzo, że wielu uważa je za zwierzęta rodzime. Daniel kojarzy się z naszymi lasami tak jak jelenie, sarny czy łosie, a muflony widywane są w górach jako ich naturalny element niczym kozice. Tak jednak nie jest.
Tak naprawdę to kwestia odpowiedzi na pytanie, co jest gatunkiem inwazyjnym oraz czy i kiedy inwazyjność się kończy?
Polska Akademia Nauk gatunki inwazyjne (IGO) definiuje tak: „Inwazyjny gatunek obcy oznacza gatunek obcy, którego wprowadzenie lub rozprzestrzenianie się zagraża – jak stwierdzono – bioróżnorodności i powiązanym usługom ekosystemowym lub oddziałuje na nie w niepożądany sposób.”. Warto zwrócić uwagę na tę definicję, bowiem oznacza ona z jednej strony, że gatunek inwazyjny to nie tylko ten wprowadzony sztucznie przez człowieka, ale także ten, który sam dociera do polskich granic. W gronie gatunków inwazyjnych mogą znaleźć się także rośliny i zwierzęta, która rozprzestrzeniły się na Polskę i dotarły tu bez pomocy człowieka (a przynajmniej bez pomocy świadomej), poszerzając swój zasięg występowania np. wiele gatunków śródziemnomorskich z południa Europy.
Istota inwazyjności nie jest bowiem sposób przybycia do Polski gatunku, ale jego wpływ na naszą przyrodę. Musi on być niepożądany i zagrażający bioróżnorodności.
Wydaje się o tyle nielogiczne, że obecność takich zwierząt jak daniel czy muflon zdaje się nie zagrażać bioróżnorodności, ale wręcz ją poszerzać o nowe gatunki. Zapewne tak rozumowali ludzie, którzy wypuszczali te zwierzęta do lasów. Mylili się.
Wypuszczenie obcego gatunku albo dotarcie takiego zwierzęcia czy rośliny samoistnie spoza granic kraju nie zawsze oznacza wzbogacenie przyrody. Co więcej, do końca nie będziemy pewni, jakie wywoła skutki i to nawet po kilkuset latach. Tak jest właśnie z muflonem i danielem.
W opracowaniu na temat muflona w Instytucie Ochrony Przyrody PAN czytamy: „Na żadnym obszarze chronionym, na którym stwierdzono występowanie muflona, nie był on zaklasyfikowany jako gatunek inwazyjny. Obok kilku innych gatunków obcych zwierząt łownych, muflon jest w naszym kraju przykładem gatunku o niejednoznacznym statusie prawnym. Introdukcje („zasiedlenia”) i pozyskanie gatunków łownych w Polsce prowadzone są zgodnie z Ustawą – prawo łowieckie i odpowiednimi Rozporządzeniami Ministra Środowiska. Według przepisów zawartych w tych aktach prawnych, gospodarka łowiecka (w tym „zasiedlanie” łowisk) prowadzona jest w oparciu o wieloletnie łowieckie plany hodowlane i roczne plany łowieckie. Chów i hodowla zamknięta muflona w celu zasiedleń, podobnie jak w przypadku innych zwierząt łownych nie będących zwierzętami gospodarskimi, wymaga uzyskania zgody ministra właściwego do spraw środowiska.”
A zatem to gatunek o „niejednoznacznym statusie prawnym”, co ma też określone skutki. Spójrzmy bowiem dalej: „Jednoczenie, ponieważ muflon jest w Polsce gatunkiem obcym, podlega on ustawie o ochronie przyrody, zgodnie z którą zabronione jest wprowadzanie gatunków obcych do środowiska przyrodniczego. W ustawie tej nie ma żadnego zapisu powołującego się na inne akty prawne regulujące introdukcje obcych gatunków zwierząt łownych. Dlatego możliwa jest interpretacja, według której introdukcje muflona łamią przepisy o ochronie przyrody i podlegają karze grzywny lub aresztu. Dowolność w interpretacji przepisów przyczynia się do tego, że w ostatnich latach introdukcje muflonów odbywają się w dużej mierze w sposób niepodlegający w praktyce żadnej kontroli ani ograniczeniom.”
Hulaj, dusza! A takie podejście do gatunków, których obecność w Polsce datowana jest na ponad 100 lat jest wielce ryzykowne. Z przyrodniczego punktu widzenia to tyle co nic. Zwierzę przez sto lat nie znajdzie jeszcze swego prawidłowego miejsca w ekosystemie.
Przełomem w tej kwestii są badania przeprowadzone dopiero niedawno, w ramach sieci Natura 2000. To one wykazały, że muflony lokalnie mają niezwykle destrukcyjny wpływ na cenne siedliska. Dotyczy to szczególnie naskalnych i narumoszowych zbiorowisk roślinnych, które niszczone są wskutek uruchomienia przez muflony procesów erozji stoków, co prowadzi do całkowitego zaniku roślinności zielnej i zatrzymania wzrostu drzew. Taki właśnie wpływ muflonów wykazano na Pogórzu Wałbrzyskim w dolinie Czyżynki, objętej ochroną jako obszar Natura 2000.
Nie jest zatem tak, że muflon jedynie konkuruje z kozicą czy sarną o pożywienie. Jako gatunek bliskowschodni, trzymające się stoków i urwisk niemal pozbawionych roślin, odziera z nich także nasze tereny.
IOP w Krakowie odziera z kolei ze złudzeń jeśli chodzi o daniele. W wynikach ekspertyz czytamy: „Jelenie szlachetne unikają części kompleksów leśnych, w których zagęszczenie danieli jest wysokie. Zimą, przy dużych zagęszczeniach, skutecznie konkurują one przy paśnikach z innymi gatunkami kopytnych. Konkurencję taką stwierdzono w stosunku do sarny i młodych żubrów. W sezonie wiosenno-letnim daniele mogą powodować szkody w uprawach zbóż, roślin oleistych i okopowych, a także w lasach. Straty w lasach powstają wskutek zgryzania kory i łyka drzew (tzw. spałowania) oraz zgryzania pędów i pączków w odnowieniach. Szczególnie narażone są świerk, sosna, buk, jesion, dąb i grab.”.
Daniel podobnie jak muflon to przykład zwierząt, które wprowadzone w miejsca, w których ich dotąd nie było, zaczynają mocno oddziaływać na podobne zwierzęta, które już tu żyją. W takich wypadkach często niewiele trzeba – większa odporność na temperatury, na zmiany w środowisku, na choroby (albo przyniesienie własnych), lepsza skuteczność rozrodcza albo i mniejsze wymagania co do pokarmu. To gwarantuje sukces na nowo podbitych terenach.
Najczęściej czyimś kosztem.