Ujawniamy kolejną część raportu Jacka Kurskiego o przyczynach porażki Prawa i Sprawiedliwości w ostatnich wyborach. Były prezes TVP poświęca w niej bardzo dużo miejsca byłemu premierowi. Reakcja Jarosława Kaczyńskiego pokazuje, że „Kurze” udało odnieść pewne sukcesy w wewnętrznej rozgrywce w PiS.
Nowy fragment to dziewięć stron przemyśleń Jacka Kurskiego o błędach PiS w kampanii wyborczej. W 25. punktach były prezes TVP bez litości krytykuje Mateusza Morawieckiego. Wcześniej Onet opublikował kilkanaście stron „raportu Kurskiego”, na których polityk analizował inne sprawy. Były „bulterier” Kaczyńskiego w kilkudziesięciu punktach tłumaczył w tamtej części opracowania, że większość winy za przegrane wybory ponosi kierownictwo mediów publicznych, które nie walczyło po stronie PiS. Teraz dochodzi nowy odpowiedzialny. Zobaczmy, co Kurski zarzuca byłemu premierowi. A przede wszystkim, co z tego wynika.
Kurski pisze: „Pomysł na pragmatycznego, technokratycznego premiera był ambitny: PMM miał przekonać do nas Unię Europejską, osłonić reformę sądów, pozyskać centrowy elektorat, w szczególności przedsiębiorców, inteligencję, wielkie miasta oraz niektóre media, czyli generalnie poszerzyć elektorat. Morawiecki ciężaru tego wyzwania zwyczajnie nie uniósł”.
Morawiecki obciążeniem dla PiS
Zdaniem Jacka Kurskiego Morawiecki został skompromitowany już pięć lat wcześniej, w czasie kampanii do samorządu w 2018 r. Był jej twarzą i okazał się — zdaniem Kurskiego — niespecjalnie atrakcyjny dla wyborców. Zwłaszcza po ujawnieniu jego spotkań u Sowy i Przyjaciół jeszcze za rządów PO.
Kurski pisze: „Na taśmach Morawiecki posługiwał się bowiem dokładnie takim samym językiem i siatką pojęć jak PO, kpił z Polaków, mówiąc o zapier…za miskę ryżu czy kopaniu rowów, szydził ze złamanej ręki Kubicy jako okazji do oszczędności na reklamie, przytakiwał konieczności znalezienia stówki (tysięcy) dla Grada, itd. Brzmiał mentalnie tak jak człowiek tamtej strony. Dla zatarcia tej kompromitacji PMM zaczął przebierać się na siłę w radykała PiS, przez co przestał być kupowany przez elektorat, który miał pozyskać […].
Dalej przelicza wynik PiS z wyborów samorządowych w 2018 r., porównuje z wynikiem wyborczym z 15 października 2023 i stawia tezę, że są to wyniki porównywalne. Zdaniem Kurskiego oznacza to, że: „PMM stał się obciążeniem, a nie wartością dodaną. Zamiast poszerzać elektorat, zaczął zjadać zasoby PiS”.
Dalej były szef TVP analizuje wybory w 2019 r. i indywidualne wyniki premiera nałożone na wyniki partii. Otóż doskonały wynik Morawieckiego na Śląsku – gdzie został wystawiony z numerem jeden – według Kurskiego nie przyniósł korzyści partii. W skrócie: Morawiecki zarobił, ale kosztem PiS, a nie konkurencji. W dodatku w tamtych wyborach PiS – pierwszy raz po 2015 r. – straciło istotną instytucję, czyli Senat. Jak pisze Kurski, gdyby udało się zdobyć chociaż jeden mandat więcej, nie byłoby wielu problemów i Senat przez cztery lata nie blokowałby prac Sejmu. Jak to się wiąże z Morawieckim? PiS pięć mandatów straciło właśnie na Śląsku.
Następnie Kurski zarzuca ludziom premiera wprost manipulowanie sondażami: „[…] Telewizja [Polska – przyp. red.] nigdy nie dawała się nabierać i nie wierzyła w zamawiane i pompowane przez otoczenie PMM sondaże kreujące go na dobrego premiera, męża opatrznościowego, przyszłego lidera PiS czy kandydata na prezydenta (podobnie sfingowane sondaże i analizy dostarczane przez ludzi KPRM w ostatnich wyborach do sztabu, legły u podstaw wielu błędnych decyzji)”.
Raport Kurskiego tylko dla oczu prezesa
Trzeba pamiętać, że raport był skierowany do prezesa Jarosława Kaczyńskiego. On był jego pierwszym i najważniejszym czytelnikiem opracowania, czy precyzyjniej: litanii żali Jacka Kurskiego do wrogów.
O przykłady nietrudno. Autor przypomina choćby prezesowi całkiem niedawne występki byłego premiera i atakuje go zupełnie wprost: „Kiedy ten raport kończono, jego autorów, którzy zasadniczo unikali bezpośredniego mieszania się do polityki i komentowania czegokolwiek innego niż rola Telewizji, zszokował tupet Mateusza Morawieckiego, który ujawnił publicznie swoje plany przejęcia prezesury Prawa i Sprawiedliwości po Jarosławie Kaczyńskim (co w historii polityki prawie zawsze oznaczało uprzednią grę na osłabienia dotychczasowego lidera). Ta dość bezwstydna uzurpacja skłania do przekłucia swoistej bańki ochronnej wokół PMM, którą otoczony był przez ostatnich sześć lat i powiedzenia sobie kilku słów nieoczywistej do tej pory publicznie diagnozy”.
Tu pojawia się wątek sugerujący, że Morawiecki tak naprawdę wszedł bezrefleksyjnie w plan Tuska dotyczący pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Jak pisze Kurski, każdy przytomny polityk powinien wiedzieć, że Unia stawia na Tuska i że żadnych pieniędzy dla PiS nie będzie. I tu jest dość sprytny zabieg, a dokładnie dwa w tym samym fragmencie. Kurski podkreśla, że Morawiecki wszystko robił bez zgody rządu i partii. To ważne, bo wicepremierem był Jarosław Kaczyński, a szefem partii także Jarosław Kaczyński. Zatem znowu wszystko to wina Morawieckiego, a nie prezesa. To premier dał się wplątać w rozgrywkę i wyprodukował spoty o miliardach z Unii dla Polski. I tu jest sprytny manewr numer dwa. Kurski przywołuje słowa Winstona Churchilla o swoim poprzedniku w fotelu brytyjskiego premiera Neville’u Chamberlainie, który miał do wyboru hańbę albo wojnę, wybrał hańbę, a wojny nie uniknął. To oczywiście dotyczy także Morawieckiego, który „sprzedał znamiona suwerenności za obietnicę pieniędzy”.
Dalej Kurski: „We wrzucanych na Twittera zdjęciach z kuluarów i zacisznych gabinetów, rozparty na fotelu PMM pozował na takiego, który dominuje albo wręcz wydaje polecenia Merkel czy Macronowi. Po wyjściu fotografa zgadzał się na wszystko”.
W tym momencie Jacek Kurski przechodzi do pamięci Lecha Kaczyńskiego. Przypomina, że Morawiecki odmówił wejścia do Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Kaczyńskim, a doradzał Tuskowi. Jest także wątek „Prawa i Sprawiedliwości jako największego dzieła obozu propolskiego w ciągu ostatnich 30 lat”.
Wreszcie przechodzimy do wątków niemal sentymentalnych. Otóż Jacek Kurski pochyla się nad losem Beaty Szydło – którą Morawiecki zdradził i przeciwko której spiskował – rozbijając struktury partii, a zatem jej szkodząc. Co ciekawe tutaj na liście ofiar pojawia się także nazwisko Jacka Kurskiego, którego Morawiecki też miał chcieć się pozbyć. Kurski (albo ludzie współtworzący raport z Kurskim) pisze o sobie w trzeciej osobie. Sugeruje tym samym, że raport jest obiektywnym obrazem rzeczywistości. Ba, atak na wrogów Morawieckiego spotykał się z natychmiastową reakcją i kontratakiem „mediów Tuska”. Jaki z tego wniosek? Zdaniem Kurskiego prosty — Morawiecki albo świadomie, albo nie (a to świadczy o jego kompletnym zagubieniu i politycznej głupocie) współpracuje z Tuskiem. A ponieważ — to jest przecież sedno wywodów byłego prezesa TVP — telewizja była już w 2023 r. słaba i nie umiała przeciwstawić się ludziom Morawieckiego, to wyszło, jak wyszło.
„Przegrana Dobrej zmiany jest tedy również rezultatem stawki na niewłaściwych ludzi, którzy wkupili się w łaski obozu, ale zawiedli, »nie dowieźli« albo nawet zdradzili. Nie musiało tak być; obóz patriotyczny walczył i działał rutynowo i zwycięstwo było o krok. […] PiS słusznie diagnozuje konieczność obrony niepodległości, jednak powinno stanąć w prawdzie i przyjąć, że niewiele zwojuje w wyborach europejskich, jeżeli twarzą Zjednoczonej Prawicy będzie w nich ktoś, kto aktywa suwerenności oddał praktycznie za nic, otwierając Tuskowi autostradę do zgody na superpaństwo Europa pod wodzą Niemiec. Szkielety z szafy PMM, jak rezygnacja z weta, mechanizm warunkowości, Zielony ład, FIT 40 i FIT for 55 wylecą z hukiem i zerwą sztandar obrony niepodległości z dumą trzymany przez Prawo i Sprawiedliwość”.
Końcówka raportu to już złożony wprost hołd prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu. I znowu Jacek Kurski doskonale wie, do kogo pisze. Wie, że Jarosław Kaczyński nie chce słyszeć o odejściu ze stanowiska prezesa partii. Dlatego Kurski na pewno nie będzie tego sugerował.
Kurski pisze więc tak: „Dlatego jakiekolwiek głosy temat ustąpienia prezesa Jarosława Kaczyńskiego z funkcji prezesa Prawa i Sprawiedliwości czy gotowości zastąpienia go w niedalekiej przyszłości uznać należy za godzące w fundament, imponderabilia i interesy obozu patriotycznego. Bez Jarosława Kaczyńskiego nie będzie Prawa i Sprawiedliwości, a bez PiS nie będzie ośrodka krystalizacji machiny politycznej zdolnej do odbudowy zaufania społecznego i przeprowadzenia demokratycznego procesu odzyskania władzy przez obóz propolski”.
Dlaczego powstał raport Kurskiego?
Na tym kończą się wywody Kurskiego w tej części raportu. Czas na chwilę politycznej refleksji. Jaki jest cel tego raportu? Dlaczego został upubliczniony? Dlaczego we fragmentach?
„Raport Kurskiego” pojawił się w przestrzeni publicznej pod koniec lutego. Dostało go bardzo wielu dziennikarzy, ale jak się okazało do mediów przeciekła tylko część tego, co Kurski do prezesa napisał. Dlaczego połowa? Najpierw trzeba zauważyć, że pierwsze 18 stron nie zawierało praktycznie żadnej wzmianki o premierze. To ważne, bo wskazuje autorów przecieku. Harcerze, czyli ludzie z frakcji Mateusza Morawieckiego i jego współpracownicy spoza polityki doskonale wiedzieli, że wypuszczenie właściwych fragmentów raportu zamknie sprawę analizy Kurskiego. Wszystkie media omówią pierwszą część i prawdopodobnie nie wrócą do sprawy nigdy więcej. To był błąd Jacka Kurskiego. Zwyczajnie nie dopatrzył sprawy i nie rozesłał całości swoimi kanałami. Harcerze wyprzedzili starego politycznego i PR-owego wygę.
A przynajmniej tak im się wydawało. Jeśli weźmiemy jednak pod uwagę kontekst, to obraz jest nieco inny. Zajrzyjmy do wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla tygodnika braci Karnowskich „Sieci”. Prezes PiS zapowiedział w nim, że nie zamierza nikomu oddać sterów partii. Najwyraźniej uznał więc, że Jacek Kurski ma rację. Więcej – Kaczyński pytany o opinię na temat słynnego już artykułu prof. Nowaka, mówi dokładnie to samo (chociaż trochę łagodniej) co można przeczytać w „raporcie Kurskiego”. W skrócie: prof. Nowak mówił to samo w 2015 r., a zatem nie ma sensu do tego wracać. Ale to nie koniec. Prezes pytany w „Sieci”, czy warto było się bić o KPO jest łagodniejszy niż Jacek Kurski, ale mówi bardzo podobnie. Można odnieść wrażenie, że zarówno zadający pytania, jak i odpowiadający czerpią inspirację z wywodu byłego szefa TVP.
Ale jednocześnie prezes mówi, że zna stanowisko „osób, które są tam krytykowane i one przedstawiają również bardzo poważne argumenty oraz dane”. Prezes nie rozsądza, kto ma rację. Sygnalizuje jedynie, że jest odpowiedź na „raport Kurskiego”. I na pewno nie chodzi o odpowiedź potępianego w pierwszej części raportu Mateusza Matyszkowicza, następcy „Kury” w TVP.
Nie można zapominać — a to chyba umknęło harcerzom premiera — że Jacek Kurski jest politykiem. Cynicznym, brutalnym i doświadczonym. To, że na kilka lat został oddelegowany na odcinek medialny, nie zmieniło charakteru „bulterier Kaczyńskiego”. Po utracie stanowiska w Waszyngtonie Kurski najzwyczajniej w świecie musi wrócić do twardej polityki. Ma rodzinę, małe dziecko, musi zarabiać, a partia nie może mu nic poza miejscem w Parlamencie Europejskim zaoferować. Kurski doskonale wie, że Morawiecki będzie chciał wypchnąć do Brukseli tylu swoich ludzi, ilu tylko się da. Dlatego to Morawiecki jest jego wrogiem numer jeden.
Trzeba także pamiętać, że Kurski z różnymi perturbacjami, ale jednak wywodził się z Solidarnej (dziś Suwerennej) Polski i w tym środowisku jest bardzo wielu ludzi, którzy z umiejętności politycznych Jacka Kurskiego chętnie by skorzystali. Suwerenna Polska to z jednej strony naturalni wrogowie Morawieckiego. A z drugiej strony – środowisko, które dość swobodnie może próbować wejść w jakiś układ z Konfederacją, który PiS odrzuca.
Przez lata swojej kariery politycznej Jacek Kurski zawsze bardzo pilnował, żeby nigdy nie uderzyć bezpośrednio w prezesa. Walił na oślep w jego ludzi, czy w ludzi z jego otoczenia, wielu odstrzelił, ale nigdy nie zaatakował prezesa wprost. Wciąż ma nadzieję, że Jarosław Kaczyński o tym pamięta i jeszcze przynajmniej raz to doceni.