Marcin Kwiecień, znany wrocławski adwokat, specjalizujący się w prawie piłki nożnej, polował na mieszkanie na hiszpańskim wybrzeżu. Wytypował kilkanaście lokali w okolicy Alicante i Torrevieji. Tam, gdzie wypoczywa bardzo wielu Polaków. I wielu też kupuje mieszkania.
Spędzał z rodziną urlop na wybrzeżu Costa Almeria w miejscowości Vera Playa. — Byliśmy tam zaledwie tydzień, ale sprawdziłem ceny nieruchomości. Były naprawdę przystępne w porównaniu z tym, co się działo u nas, w kraju — mówi.
Wolałby inwestycję na Wyspach Kanaryjskich, ale tam akurat ceny poszły w górę, w związku ze wzrostem zainteresowania nieruchomościami po wybuchu wojny w Ukrainie. — Ten plan przekroczył moje możliwości finansowe, tym bardziej że na wyspy nie da się dostać w inny sposób niż samolotem, a to znacznie podnosi koszt — opowiada Kwiecień.
Polował na mieszkanie na hiszpańskim wybrzeżu w ciągu dwóch wyjazdów. Wytypował kilkanaście lokali w okolicy Alicante i Torrevieji. Tam, gdzie wypoczywa bardzo wielu Polaków. I wielu też kupuje tam mieszkania. Zrezygnował jednak. — To bardzo turystyczna lokalizacja, wielopiętrowe, resortowe budynki. Żeby kupić tam coś naprawdę ładnego, trzeba by iść w luksus i mieć rozdmuchany budżet. Celowałem jednak w coś bardziej intymnego — mówi adwokat. Na jeden dzień wybrał się prawie 300 km na południe, do Andaluzji. I od razu się zakochał.
— Na wybrzeżu Costa Almeria jest przyjemniej niż na popularnym, przeludnionym Costa Blanca. Obowiązuje np. zakaz budownictwa wielopiętrowego. Widać większą dbałość o krajobraz, niż o turystów — mówi Kwiecień. Równie ważnym argumentem było i to, że nieruchomości są tam tańsze.
Kwiecień znalazł w końcu mieszkanie wakacyjne, w willowej zabudowie, w małej miejscowości ok. 90 km od Almerii. Jeszcze niewykończone, ale już nie z rynku pierwotnego. Deweloper splajtował w kilkanaście lat wcześniej, jedna z potężniejszych hiszpańskich agencji nieruchomości odkupiła budowę i wyprzedawała mieszkania. Tyle że trzeba było czekać rok na zamknięcie ostatnich prac budowlanych i wykończenie pod klucz. — Mieszkanie 80 m kw., dwie sypialnie, dwie łazienki, dwa tarasy, basen i garaż. Zapłaciliśmy ok. 250 tys. zł. Ze wszystkim: prawnikiem i notariuszem. Na polskim wybrzeżu czegoś takiego w takiej cenie już bym nie znalazł — mówi Kwiecień.
Obejrzał z pośrednikami kilkanaście mieszkań, zdecydował, co chce kupić. Po czym udzielił notarialnego pełnomocnictwa lokalnemu prawnikowi, żeby go reprezentował przy zakupie nieruchomości. Nie przyjeżdżał już z Polski, nawet na podpisanie aktu notarialnego. Prawnik załatwił wszystko. — Wystarczy jedna wizyta w Hiszpanii, obejrzenie kilkunastu nieruchomości, wybór adwokata i udzielenie pełnomocnictwa. Prawnik zrobi za ciebie wszystko: od uczestnictwa przy transakcji, po podpisanie umów na prąd, wodę oraz internet itd.
To prawnik założył mu wymagane konto w banku, przedtem wyrobił NIE — numer identyfikacyjny, jak PESEL dla obcokrajowców. Standardowa cena za taką usługę nie powinna przekroczyć 1 tys. euro.
Sąsiedztwo Kwietnia to kilkanaście rodzin — Anglicy, Holendrzy, ale też Hiszpanie, którzy uciekają na wybrzeże z Madrytu. Na 16 mieszkań w jego domu, zaledwie dwa są użytkowane przez cały rok. W pozostałych lokatorzy bywają tylko sezonowo.
— Meble można kupić stosunkowo tanio w lokalnych mniejszych sklepach, nawet nie trzeba się wybierać do sieciówek. Jak ktoś się jednak uprze, to w pobliżu jest IKEA — mówi Kwiecień. Planuje mieszkanie również wynajmować, będzie do tego potrzebował licencji i ok. 100 euro za nią. To jednak dopiero w przyszłym roku. Bo przed nim jeszcze kupno mebli do kuchni i poprawki remontowe w łazienkach.
— Z okien widać morze. Do rozległej, piaszczystej plaży mam zaledwie pięćset metrów. W pobliżu jest park narodowy, możemy też jeździć do Malagi czy Sevilli, a do Gibraltaru są zaledwie 4 godz. drogi. Wystarczy zwiedzania na najbliższych kilka lat, nuda nam nie grozi — planuje wrocławianin. Pierwsze rodzinne, dłuższe wakacje w nowym lokum są tuż przed nim.
Ruch na rynku nie maleje
Polacy inwestują za granicą, głównie po to, aby uciec od inflacji. Ceny mieszkań w Polsce stale rosną. Według danych NBP w ostatnim kwartale 2023 r. w siedmiu największych miastach za mkw. trzeba było zapłacić średnio ok. 12,5 tys. zł — o 11 proc. więcej niż rok wcześniej. W tym roku ten trend nieco wyhamował, nie na tyle jednak, żeby nie przebić pułapu 17 tys. zł średnio za metr w Warszawie. Za pół miliona złotych kupi się w stolicy już najwyżej kawalerkę, na standardowe dwa pokoje trzeba przygotować niemal milion.
Dlatego już nie tylko najbardziej zamożne osoby, ale polska klasa średnia inwestuje w nieruchomości za granicą. Od trzech lat rekordy popularności bije w tym zakresie Hiszpania.
Podstawowym magnesem jest klimat. Na popularnym Costa del Sol mamy aż 300 słonecznych dni w roku. Dla porównania w Polsce jest ich tylko 66. Sęk w tym, że właśnie z tego powodu w Hiszpanii mieszka się coraz trudniej — zaczyna brakować wody, kolejne regiony wprowadzają ograniczenia: najpierw w podlewaniu ogródków, następnie w wypełnianiu basenów, ale też w dostępie do prysznica czy nawet wody pitnej.
Mimo to ruch na rynku nieruchomości nie maleje. Szacuje się, że w 2022 r. sprzedano w Hiszpanii 650 tys. domów i mieszkań — to najwyższy wskaźnik od 15 lat. Oczywiście w związku z tym, również ceny mieszkań rosną. I rozbieżności pomiędzy regionami, np. w Barcelonie średnia cena za m kw. to 4,4 tys. euro, w Madrycie — 3,9 tys. euro, w Maladze i Sevilli już tylko nieco ponad 2 tys. euro (dane za 2023 r.)
Według danych rejestru nieruchomości i gruntów Registradores de España, w 2023 r. Polacy kupili w Hiszpanii 3118 nieruchomości. To o 142 więcej niż w poprzednim roku. A to właśnie 2022 r. był rekordowy — wtedy niemal potroiła się liczba nieruchomości w Hiszpanii, w których posiadanie weszli Polacy. Nietrudno się domyślić, że poza inflacją za ten wzmożony ruch odpowiada wybuch wojny w Ukrainie.
Nie jesteśmy oczywiście jedyni — w tym samym czasie o ponad połowę wzrósł udział obcokrajowców w hiszpańskim rynku nieruchomości. Na pierwszym miejscu pozostają nabywcy z Wielkiej Brytanii, którzy rocznie kupują w Hiszpanii ok. 15 tys. mieszkań. Polski udział w hiszpańskim rynku nieruchomości wynosił w 2019 r. 1,6 proc., a do końca 2022 r. podwoiliśmy go — do 3,2 proc. Tylko co dziesiąty polski nabywca posiłkuje się kredytem.