Sprawa zaśnięcia Marka Kubaczki była głośna zwłaszcza na terenie Katowic. Mężczyzna zaginął w połowie września, a kulisy tego zdarzenia były mocno tajemnicze.
„Policjanci z Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Katowicach poszukują zaginionego Marka Kubaczki (Marek Kubaczka). 19 września 2025 roku około godziny 22:00 zaginiony 34-latek miał się spotkać z nieustalonymi dotąd osobami w rejonie bloku znajdującego się przy ulicy Kściuczyka 7 w Katowicach. Mógł również odjechać z tego miejsca nieustalonym samochodem koloru ciemnego. Nie jest wykluczone, że zaginięcie może mieć związek z przestępstwem popełnionym na jego szkodę. Mężczyzna do chwili obecnej nie nawiązał kontaktu z rodziną ani znajomymi” – informowali w październiku katowicka policja w mediach społecznościowych.
Jak się okazało, ciało Kubaczki zostało odnalezione. Wieści pojawiły się na otwarcie grudnia, czyli niemal 1,5 miesiąca po zaginięciu. Bądź porwaniu, o czym informują lokalne media, rozjaśniając kulisy makabrycznej historii.
Marek Kubaczka nie żyje. Szokujące doniesienia, w tle porachunki kiboli
Nie jest tajemnicą, że w historii Kubaczki pojawiają się wątki bezpośrednio powiązane ze środowiskiem pseudokibicowskim GKS Katowice, piłkarskiego klubu na co dzień występującego w PKO BP Ekstraklasie.
„Na razie śledczy nie ujawniają informacji na temat okoliczności znalezienia ciała mężczyzny. Wiadomo tylko, że było zakopane w grobie innej osoby na cmentarzu w miejscowości Żytnie koło Radomska. W piątek policyjni technicy przez wiele godzin zabezpieczali tam ślady. Katowicka prokuratura zleciła sekcję zwłok i badania DNA, które potwierdzą tożsamość ofiary […] Wszystko wskazuje jednak, że to zaginiony 34-letni Marek Kubaczka, porwany przez pseudokibiców GieKSy” – czytamy na stronach internetowych katowickiej „Gazety Wyborczej”.
Dodatkowo w mediach społecznościowych brat zaginionego zamieścił wymowny wpis, sugerujący, że w przypadku odnalezionego ciała, mowa właśnie o Marku Kubaczce.
Mężczyzna miał być porwany sprzed swojego domu. Zdaniem jednego ze śledczych, na którego powołuje się Marcin Pietraszewski, autor tekstu dla „GW”, w tej historii w grę wchodzi artykuł 148 kodeksu karnego, czyli zabójstwo.














