Europa nie może dać się wciągnąć w psychodramę. W sprawie Ukrainy nic nie zostało jeszcze zdecydowane — mówi w rozmowie z „Newsweekiem” jeden z największych znawców Rosji Mark Galeotti.

Mark Galeotti: Jasne jest przede wszystkim to, że Trump chce zakończyć tę wojnę i przy okazji zdobyć Pokojową Nagrodę Nobla. Styl Trumpa, waham się, czy go nazwać dyplomacją, jest bardzo brutalny. Wiemy, że wysuwa ostre żądania. I stara się skupić na osobistych negocjacjach. Rzecz w tym, że to jest to bardzo korzystne dla Putina, który — podobnie jak Trump — jest zasadniczo oportunistą.

Władimir Putin lubi tworzyć chaotyczne sytuacje i po prostu obserwować, co się z nich wyłania. Ale nie sądzę, że powinniśmy koniecznie zakładać, że wszystko jest stracone. Co tak naprawdę stało się w ciągu ostatnich dni? Mieliśmy przemówienie sekretarza obrony Pete’a Hegsetha w Brukseli, w którym zasadniczo powiedział, że Ukraina nie odzyska wszystkich okupowanych terytoriów. Przecież wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt nie chciał tego głośno przyznać. Była rozmowa telefoniczna Trumpa z Putinem i konfrontacyjne przemówienie J.D. Vance’a na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, na którym byłem. Można tym wszystkim być zaszokowany. Ale ja to odczytuję inaczej: chodzi o to, że Trump chce uświadomić Europejczykom i Ukraińcom, kto tu rządzi. I to, że muszą akceptować jego autorytet.

Z kolei rozmowy w Rijadzie były wielką sprawą, ponieważ zakończyły dyplomatyczną izolację Rosji. Ale to były tylko rozmowy o rozmowach.

— Jest w tym wiele prawdy. W Rijadzie chodziło głównie o stosunki amerykańsko-rosyjskie, w kwestii Ukrainy zgodzono się jedynie na utworzenie dwóch grup roboczych. Widać, że Ameryka będzie chciała rozmawiać z Rosją. Administracja Trumpa nie wierzy we wszystkie stare zasady, symboliczną izolację. Zamiast tego chce po prostu zawrzeć deale.

Ale bądźmy szczerzy, dyplomatyczna izolacja Rosji nikomu nie przyniosła nic dobrego. Rosja jest nadal bardzo aktywna na Globalnym Południu. Wiele państw, począwszy od Chin, nadal chce z Rosją rozmawiać. Z kolei kraje europejskie nadal są skłonne kupować w bardzo dużych ilościach rosyjski gaz, o ile jest on dyskretnie kierowany przez Turcję lub Azerbejdżan.

— Na razie nie ma jeszcze negocjacji. I nie ma sensu zwiększać nacisku na Rosję dla samej zasady. Zobaczymy, co się stanie potem. Ale kłopot z Ukrainą polega na tym, że Zełenski złapał przynętę. Wdał się w spory po tym, jak Trump go zaatakował. Powiedział Europejczykom w Monachium, że zasadniczo nie mogą ufać Amerykanom. Zaangażował się też w kłótnię z Trumpem na temat tego, kto, jakie ma poparcie etc. A Trump uwielbia takie bijatyki. I nie można pokonać Trumpa na jego własnych polu. Na dodatek Trump postrzega wszystko w kategoriach osobistych. I chociaż mogę świetnie zrozumieć, że Zełenski był niezadowolony z tego, co mówił Trump, po co reagować na tym samym poziomie?

Obawiam się, że pozycja Ukrainy zostanie osłabiona z powodu tego, że Trump czuje się urażony przez Zełenskiego. Ale z drugiej strony nie przesadzajmy, takie rzeczy z Trumpem się zdarzają. Jeszcze niedawno Trump mówił, że Kanada stanie się częścią Stanów Zjednoczonych. Mówił o aneksji Grenlandii. A potem to wszystko ucichło. W przypadku Trumpa nigdy nie należy widzieć takich awanturach czegoś na zawsze. Często jest to po prostu rodzajem odruchowej reakcji na to, co dzieje się dzisiaj.

— W końcu wyłoni się swego rodzaju linia dialogu między Amerykanami i Rosjanami. Oraz druga linia dialogu: między Amerykanami i Ukraińcami. Tym zajmie się generał Keith Kellogg. A potem, kiedy będzie wyglądało na to, że może być bliżej prawdziwego porozumienia — połączy się wszystkie różne elementy.

Ukraińcy muszą ostatecznie powiedzieć „tak”, a Europejczycy prawie na pewno będą musieli zapewnić pewnego rodzaju gwarancje bezpieczeństwa. Martwi mnie to, że wszyscy są tak pobudzeni i mówią, że już po wszystkim. W sprawie Ukrainy nic jeszcze nie zostało zdecydowane. To dopiero początek procesu.

Rozmawiałem z wieloma Amerykanami, również z amerykańskimi wysokimi urzędnikami wspierającymi Trumpa. I nawet ci, którzy są dość blisko Trumpa i wcześniej wiedzieli, co się szykuje, zasadniczo mówili mi: „Po prostu zaakceptuj, że tak właśnie Trump załatwia sprawy. On nie jest zwykłym politykiem. Z pewnością nie jest dyplomatą. Zaczyna od wysuwania wielkich roszczeń. Ponieważ spodziewa się, że potem jego żądania będą zbijane w dół. On wie, że to, co na końcu dostarczy, nie będzie tym, co na początku obiecał. Tak więc nie zakładaj, że to, co mówi, jest absolutnie ustalone raz na zawsze”. Myślę, że trzeba to zaakceptować, nie ma innego wyboru. Jestem też pewien, że Ukraina i Europa będzie zaangażowana w te rozmowy.

— Myślę, że są ostrożni. Są oczywiście zachwyceni, widząc kłótnię Trumpa i Zełenskiego. Wykorzystają to do własnej propagandy i tak dalej. I są naprawdę szczęśliwi, że znów mogą rozmawiać z Amerykanami, że wyciągnięto ich z izolatki. Widać to bardzo mocno w rosyjskich mediach: poczucie, że Rosja wróciła do świata. Tak więc to już jest zwycięstwo.

Jeśli chodzi o Ukrainę, sądzę, że wiedzą, że będą musieli się ostro targować. Mają powody, by chcieć faktycznie zakończyć wojnę. Ale tylko wtedy, gdy zakończą ją na warunkach, które nazwą „zwycięstwem”. Rosjanom o wiele łatwiej jest odnaleźć w niepewności. Nikt tak naprawdę nie wie, co Trump zrobi jutro, nie mówiąc już o przyszłym tygodniu czy miesiącu. Zachód tego nienawidzi. My kochamy pewność i przewidywalność. Rosjanie radzą sobie z tym o wiele lepiej. I czekają, co jeszcze się wydarzy.

— Po pierwsze Europa nie może dać się wciągnąć w psychodramę. Byłem bardzo rozczarowany Kają Kallas, gdy rozmowę Trumpa z Putinem nazwała „polityką ustępstw”, a potem skrytykowała J.D. Vance’a, mówiąc, że szuka on bójki. To nie jest nieprawda, ale to nikomu nie pomaga.

Europa sama powinna coś zrobić. Spójrzmy prawdzie w oczy: szczyt w Paryżu zwołany przez Macrona nie był sukcesem. Trzeba znaleźć jakieś wspólne, szerokie europejskie podejście, zdecydować, co można wspólnie zrobić. Ponieważ w tej chwili jeden przywódca mówi to, a drugi tamto. Keir Starmer mówi, że możemy rozmieścić wojska. A Olaf Scholz z kolei krytykuje nawet dyskusję na ten temat. Europa musi być bardziej spójna. Europa musi być poważna, ustalić, czy może rozmieścić wojska w Ukrainie. I jakie gwarancje bezpieczeństwa jest gotowa dać Ukrainie, aby nie musiała zastanawiać się nad tym dopiero wtedy, gdy rozpoczną się rzeczywiste rozmowy pokojowe. Zgryźliwość Kaji Kallas nie rozwiąże naszych problemów.

Europa ma razem 2 mln żołnierzy. Dysponując takimi zasobami, trzeba znaleźć sposoby na stworzenie wiarygodnych sił pokojowych, jeśli zajdzie taka potrzeba. Rosjanie być może powiedzą „nie”, ale Europa musi być na to gotowa. Tu chodzi nie tylko o Ukrainę, ale także o zmianę w stosunkach z USA. Stosunki te od dłuższego czasu balansowały na krawędzi. Wielka Brytania i Unia Europejska za bardzo polegały na Amerykanach. Nadszedł czas, by Europa zaczęła lepiej myśleć o własnym bezpieczeństwie. Nie robiła tego i to jest powód, dla którego jest dziś w tak słabej pozycji. Dlatego mam pokusę, żeby powiedzieć Europie: „Zamknij się. I zacznij poważnie myśleć o swoim bezpieczeństwie”.

— Spodziewam się, że nie uzyskamy prawdziwego porozumienia pokojowego. To bardzo powolna, złożona i trudna rzecz to zrobienia. Myślę, że uzyskamy zawieszenie broni, z pewnym stopniem gwarancji dla Ukrainy i zapewne ograniczeniem sankcji wobec Rosji.

Zawieszenie broni jest całkiem prawdopodobne, a Amerykanie bardzo chcą mieć je na Wielkanoc. To może być podstawa do przyszłych negocjacji w sprawie prawdziwego, trwałego pokoju. Ale w tym punkcie jeszcze nie jesteśmy.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version