Policyjne radiowozy nadjechały z wyłączonymi syrenami i zablokowały oba wjazdy na via Milazzo w Mirandoli, zaś kilku funkcjonariuszy przeszło przez dziedziniec czerwonego budynku opatrzonego numerem 15. Jeden z nich energicznie przycisnął guzik domofonu z nazwiskiem „Scotta”. Był 7 lipca, godzina 4.30 rano.

Kiedy weszli na trzecie piętro i kazali sobie otworzyć drzwi, w mieszkaniu zastali młodą parę: wysokiego szczupłego dwudziestodwuletniego chłopaka o dużych uszach i wydatnych kościach policzkowych oraz filigranową Tajkę o migdałowych oczach, oliwkowej cerze i prostych czarnych włosach. Byli zaspani i zdezorientowani. Chłopak od razu zapytał, czy coś się stało z jego babcią od strony ojca, która od jakiegoś czasu chorowała. Inspektor Antimo Pagano, krzepki mężczyzna z długą brodą, zaprzeczył ruchem głowy.

– Państwo Federico Scotta i Kaempet Lamhab? Mamy nakaz rewizji. Musimy przeszukać mieszkanie.

Scotta wpuścił ich do środka i zasypał pytaniami. Funkcjonariusze odpowiedzieli jedynie, że zostanie mu doręczony protokół przeszukania. Następnie założyli czarne lateksowe rękawiczki i zajęli się mieszkaniem. Szafy, szuflady, szafki łazienkowe, kuchnia, pralka, wszystko zostało otwarte, podniesione i starannie opróżnione. W jednej z szafek znaleźli albumy rodzinne, które natychmiast zarekwirowali.

W tym czasie, w mieszkaniu na piątym piętrze stojącego nieopodal budynku z czerwonej cegły czterdziestoczteroletnia Francesca ze łzami w oczach obserwowała taką samą scenę. Była przyjaciółką Federica i Kaempet. Policjanci pojawili się, prosząc, by obudziła swoją córkę, ośmioletnią Martę, i spakowała jej plecak wraz z ubraniem na zmianę. Nie powiedzieli nic więcej. Założyli czarne rękawiczki i zaczęli grzebać w każdym zakamarku. Nie wiedząc, do kogo się zwrócić, kobieta zadzwoniła do swojej przyjaciółki z Mirandoli.

– Anna, tu Francesca. Policja jest u mnie. Nie wiem, czego chcą, zabierają mi wszystkie zdjęcia.

– Jakie zdjęcia? – Anna nie rozumiała.

Francesca była zaniepokojona, bo podejrzewała, że rewizja ma coś wspólnego z jej córką, i domyślała się, że policjanci przyszli, by odebrać jej dziecko.

– Nie martw się – powiedziała Anna, zanim się rozłączyła – zobaczysz, że wszystko się wyjaśni.

Tymczasem w domu rodziny Scotta z małego pokoju dobiegł jęk. Trzyletnia Elisa obudziła się i zaczęła płakać. Nick, jej kilkumiesięczny braciszek, wciąż spał. Funkcjonariusze poprosili parę o przygotowanie dzieci. Dwóch z nich zażądało kluczy do golfa GT, by również tam dokonać przeszukania. Następnie, gdy słońce stało już wysoko, polecili całej czwórce udać się na komisariat. Federico i Kaempet zapakowali do bagażnika wózek młodszego dziecka i eskortowani przez radiowozy przejechali kilkaset metrów dzielących ich dom od posterunku.

Kaempet nie rozumiała dobrze języka włoskiego. Funkcjonariusze wyjaśnili jej mężowi, że muszą na kilka minut zostawić dzieci w poczekalni, a sami mają udać się piętro wyżej, by załatwić formalności. Elisa została w fotelu, Nick w swoim wózku. Po wejściu do biura para zobaczyła kierownika ośrodka opieki społecznej w Mirandoli Marcella Burgoniego. Wąsaty, siwowłosy mężczyzna średniego wzrostu trzymał w ręku postanowienie o odebraniu parze obojga dzieci z powodu, jak to określono, „podejrzenia poważnych nadużyć”. Dario, chłopiec z Massa Finalese, zwierzył się niedawno psychologom z ośrodka pomocy społecznej, że Scotta i jego żona wspólnie z rodziną Galliera znęcali się nad nim i nad swoimi dziećmi w jakimś mieszkaniu między Massa a Mirandola. Federico wpadł w szał, przewrócił stół i razem z żoną próbował opuścić pomieszczenie, ale funkcjonariusze stojący przed drzwiami nie pozwolili mu wyjść. Kiedy w końcu zeszli na dół, aby pożegnać się z dziećmi, zastali poczekalnię pustą. Dzieci zabrał jakiś samochód. Scotta usiadł i chwycił się za głowę. Kaempet wybuchnęła płaczem. Coś takiego już raz się zdarzyło w ich życiu.

*

Historia Federica i Kaempet zaczęła się sześć lat wcześniej na drugim końcu świata, w pubie w Bangkoku. Federico miał wtedy szesnaście lat i przyjechał tam za swoim ojcem, wdowcem z Mirandoli, który regularnie podróżował do Tajlandii, gdzie wynajmował mieszkanie na letnie wakacje. Relacje między ojcem i synem nie były sielankowe i Federico spędzał dni samotnie, włócząc się po mieście i trenując w siłowni boks tajski, swoją wielką pasję. Pod koniec lat osiemdziesiątych poznał Kaempet w barze, w którym pracowała jako kelnerka. Dwoje młodych ludzi w tym samym wieku. Poszli na randkę, a wkrótce zostali parą.

Po powrocie do Włoch Federico zaczął pisać do Kaempet. Kolejne lato spędzili razem, a rok później się jej oświadczył. Pobrali się w Tajlandii i przeprowadzili do Mirandoli w lutym 1993 roku. Mieli zaledwie po osiemnaście lat. Federico zatrudnił się jako pracownik zmianowy w firmie biomedycznej, Kaempet próbowała się nauczyć włoskiego i sprzątała na czarno. W Mirandoli poznali Francescę i jej córkę Martę. Zaprzyjaźnili się.

Francesca pochodziła z Casandrino w prowincji Neapol, ale od połowy lat siedemdziesiątych mieszkała w Emilii-Romanii, gdzie samotnie wychowywała syna. Tutaj poznała swojego nowego partnera, a w 1989 roku urodziła im się córka. Koniec ich związku był burzliwy i zakończył się tak gwałtowną wymianą oskarżeń, skarg i walką o opiekę nad dzieckiem, że musieli interweniować pracownicy opieki społecznej. Ostatecznie córka pozostała przy matce i przywiązała się do młodej włosko-tajskiej pary, która spodziewała się dziecka.

Kaempet kończyła właśnie dziewiętnaście lat, kiedy zaszła w ciążę. 6 marca 1994 roku zaczęły się skurcze i Federico zawiózł ją do szpitala. Tego samego wieczoru urodziła się Elisa.

Wieczorem kilka dni później, gdy Scotta wrócił do domu, powitał go rozpaczliwy płacz dziecka. Kaempet nie potrafiła wyjaśnić dlaczego i nie umiała uspokoić niemowlęcia. Scotta wziął dziecko na ręce i licząc na macierzyńskie doświadczenie Franceski, poprosił ją o pomoc. Elisa płakała aż do następnego ranka, kiedy to zaniepokojony Federico zabrał ją na pogotowie. Lekarze od razu zauważyli, że dziecko ma siniaki, krwiaki i jedno złamanie. Jakby zostało brutalnie pobite. Scotta zażądał od żony wyjaśnień. Co się stało dzień wcześniej? Kaempet przyznała, że Elisa wypadła jej z rąk na schodach. Tymczasem do szpitala przybyli karabinierzy wezwani przez lekarzy. Scotta zaś nie uwierzył żonie. Dlaczego trzymała wypadek w tajemnicy? Za jej milczeniem musiało się kryć coś innego. W końcu zalana łzami dziewczyna wyznała mężowi, że odwiedziła ją znajoma Tajka i że to ona skrzywdziła dziecko. Według Kaempet kobieta próbowała nakłonić ją do prostytucji i płacenia jej procentu. Gdy odmówiła, kobieta wyżyła się na małej Elisie, rzucając nią o ścianę. Kaempet trzymała to w tajemnicy przed Federikiem, bo jej znajoma zagroziła konsekwencjami wobec rodziny w Tajlandii. Federico wpadł w szał, zrobił żonie awanturę i zagroził, że ją zostawi.

Tajska burdelmama została zadenuncjowana organom porządkowym, ale równocześnie karabinierzy powiadomili opiekę społeczną w Mirandoli, która dla ostrożności zawiesiła Federicowi i Kaempet władzę rodzicielską. Gdy zagrożenie ustało, dziecko zostało powierzone innej rodzinie w niedalekiej miejscowości. Scotta mieli przejść drogę stopniowego zbliżania się do córki przed odzyskaniem pełni władzy rodzicielskiej. Zaczęli więc bywać w domu zastępczym, a po kilku miesiącach udało im się uzyskać zgodę na to, by Elisa wracała do nich na coraz dłuższe okresy. W 1997 roku, gdy dziecko miało trzy lata, wróciło do rodziców na dobre. A w domu czekał na nią zaledwie kilkumiesięczny braciszek Nick.

Aby uczcić jej powrót, Federico, Kaempet, Francesca i Marta wybrali się na początku lata na Lidi Ferraresi, adriatyckie wybrzeże niedaleko Comacchio. Spędzili dzień na plaży, zwiedzili opactwo Pomposa, potem poszli na wspólny posiłek do pizzerii, a tam poprosili kelnera o zrobienie im kilku pamiątkowych zdjęć. Wieczorem wybrali się na spacer po nadmorskiej promenadzie, a Francesca i Marta objęły się przy murku biegnącym wzdłuż deptaka i zapozowały do zdjęcia. To miała być ich ostatnia wspólna fotografia.

*

Otrząsnąwszy się z początkowego szoku, Federico i Kaempet ruszyli do wyjścia. Jeszcze zanim dotarli do drzwi, usłyszeli wołanie. To była Francesca. Rozpaczliwie płakała. Ją również policjanci przywieźli na posterunek razem z córką. Francesca nie chciała wypuścić jej z ramion, ale w końcu uległa. Również Marta została zabrana do samochodu i wywieziona.

Dario, chłopiec z Massa Finalese, który oskarżył o molestowanie małżeństwo Scotta, wymienił również Francescę i jej córkę Martę.

Francesca nie mogła się uspokoić.

– Jeśli mi jej nie zwrócą, z mojego domu wyjdzie trumna – powtarzała.

Wszyscy troje usiedli na wąskim chodniku przed komisariatem i urządzili protest. Funkcjonariusze ich usunęli, ale wkrótce wrócili na to samo miejsce. Francesca zabrała ze sobą żyletki, a kiedy policjanci znów próbowali ich odciągnąć, pocięła sobie ręce. Ona i małżeństwo Scotta zostali tam i głośno krzycząc, zapewniali o swojej niewinności, otoczeni grupą gapiów i lokalnymi reporterami, robiącymi notatki do artykułu na następny dzień. Cały lipiec spędzili, krążąc między posterunkiem policji, biurami opieki społecznej i sądem dla nieletnich w Bolonii. Troje żałosnych pielgrzymów, brudnych, rozgorączkowanych, na skraju wytrzymałości. Nikt nie chciał ich wysłuchać ani przyjąć. Nawet kirasjerzy strzegący wejścia do pałacu prezydenckiego na Kwirynale, przed którymi stanęli 1 sierpnia, by prosić o spotkanie z prezydentem republiki Oscarem Luigim Scalfaro.

Francesca osuwała się w coraz głębszą depresję. Z Martą łączyła ją serdeczna więź i do dnia rozłąki niemal zawsze były razem. Kiedy po rozstaniu z ojcem dziewczynki sprawą zaczęła się zajmować opieka społeczna, pojawiły się silne tarcia między matką a pracownicami służb socjalnych. Francesca nie mogła znieść, że te kobiety rozmawiały z jej córką, że chciały, aby pozostawała pod opieką psychologa, że nalegały na spotkanie z ojcem. Jednak zaledwie kilka miesięcy przed odebraniem Francesce córki AUSL sporządziło raport na temat Marty, opisując ją jako dziecko znajdujące się pod dobrą opieką i bardzo przywiązane do matki, której można zarzucić co najwyżej pewną nadopiekuńczość. Jej nieobecność była dla Franceski nie do zniesienia. Czuła się samotna i opuszczona przez bliskich. Anna, przyjaciółka, do której zadzwoniła w środku nocy, gdy do jej domu wkroczyła policja, poprosiła, by nie mieszać jej do tej sprawy. Ona również miała małe dziecko i nie chciała ryzykować zwrócenia na siebie niepożądanej uwagi. Podobnie jak wielu innych ludzi, którzy zdawali się znikać z dnia na dzień z życia Franceski.

Francesca i Kaempet przygotowały pudełka z ubraniami i zabawkami dzieci, ale służby socjalne były nieugięte: żadnej paczki, żadnego prezentu, żadnej wiadomości.

Tymczasem w gazetach na całym Półwyspie Apenińskim niemal codziennie pojawiały się przypadki oskarżeń o nadużycia seksualne. W miejscowości Torre Annunziata pod Neapolem aresztowano siedemnaście osób pod zarzutem aktów przemocy seksualnej wobec około dwudziestu uczniów szkoły podstawowej. Kilkadziesiąt kilometrów dalej, w Casercie, wyznaczono nagrodę w wysokości dziesięciu milionów lirów dla każdego, kto posiada informacje na temat pedofila zaczepiającego dzieci przy wyjściach ze szkół. We Florencji aresztowano właściciela baru pod zarzutem organizowania imprez narkotykowych z udziałem nieletnich. W Monzy trzy siostry w wieku czterech, sześciu i dziesięciu lat były wykorzystywane przez pięć osób w sklepie prowadzonym przez matkę dziewczynek. W Mediolanie sześćdziesięcioośmioletni mężczyzna został oskarżony o stosowanie przemocy seksualnej wobec sześciorga dzieci w wieku od dziewięciu do jedenastu lat, a pewnemu wychowawcy we wspólnocie resocjalizacyjnej postawiono zarzut dopuszczenia się innych czynności seksualnych wobec dziewięciu nieletnich poniżej czternastego roku życia. Teraz zaś sprawa ogromnego kalibru miała wybuchnąć w prowincji Modena.

Fragment książki „Diabły z Bassa Modenese. Najmroczniejsze śledztwo współczesnych Włoch” Pablo Trincii w tłumaczeniu Tomasza Kwietnia. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweek Polska”. Książkę można kupić tutaj.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version