Aleksandra Cieślik, „Wprost”: Ostatnio w mediach głośno było o księdzu, który podczas kolędowania próbował kopnąć psa i rzucił w niego kamieniem. Co pan sądzi o takim zachowaniu?
Michał Kołodziejczak: Takie traktowanie zwierząt jest niedopuszczalne. Jeżeli ktoś widzi psa, który sprawia jakieś zagrożenie, to nie wchodzi się przez furtkę na drugą stronę ogrodzenia. Jest to niedopuszczalne – niezależnie od tego, kto by to robił.
Ksiądz został upomniany. Czy pana zdaniem powinien ponieść poważniejsze konsekwencje?
Od tego są odpowiedni ludzie i instytucje. W moich oczach taki człowiek traci bardzo dużo. Kara to element wtórny. Powinny być takie kary, żeby ludziom nie przychodziło do głowy, by w taki sposób traktować zwierzęta.
Prezydentura Donalda Trumpa rozpoczęła się w ubiegłym tygodniu. Jakie ma pan na ten temat przemyślenia? Choćby odnośnie do deportacji Polaków.
Prezydent Trump pokazał, że w ciągu kilku minut można wprowadzić bardzo dużo zmian. Wmawia się nam, że to proces długotrwały, powolny. Trump pokazał, że jeżeli są zmiany, które należy wprowadzić, to można to zrobić jednym podpisem. To daje do myślenia, co u nas jest nie tak, że u nas takich zmian w szybkim tempie się nie wprowadza. Czasem nasze media przedstawiają to tak, że Trump nie ma poparcia i wygrał prezydenturę losem na loterii, ale większość Amerykanów była za tym, żeby został prezydentem i realizował swoją wolę. Nie zgadzam z deportacją Polaków, ale Amerykanie zarządzają swoim krajem, żeby im było dobrze.
Trump jasno wypowiadał się też na przykład na temat energii wiatrowej. Uważam, że ma dużą słuszność. W Polsce widać to zimą, kiedy energia wiatrowa nie zaspokaja naszych potrzeb, a jednak będziemy forsować ustawę, która na tę energię ma stawiać. W Polsce, żeby wprowadzać szybkie zmiany, należy przebudować administrację centralną. Tak, jak zrobiono to w Argentynie, gdzie pierwszy raz po wielu latach jest nadwyżka budżetowa. Prezydent Argentyny zlikwidował 13 ministerstw, zwolnił 30 tysięcy urzędników, wprowadził zmiany. Uważam, że u nas czas na podobne ruchy.
Ale wtedy straciłby pan pracę…
Ja nie żyję z polityki. Jestem po to, żeby wprowadzać zmiany. Urzędnicy w Polsce nie są odpowiednio wykorzystywani, nie mamy dobrej kadry zarządzającej w instytucjach. Jeżeli nawet mój krótki pobyt w polityce miałby doprowadzić do redukcji liczby urzędników o 30 procent, chętnie zakończę karierę. Wrócę do siebie i do tego, co kocham robić – na gospodarstwo. Polityka nie jest spełnieniem moich ambicji, aspiracji oraz sposobem na życie. Wielu jest tutaj (w Sejmie – red.) tylko po to, by zarabiać. Ale nie ja.
Kogo ma pan na myśli?
Proszę dobrze obserwować. To byłoby niedżentelmeńskie, gdybym wskazywał.
Powiedział pan, że Polska potrzebuje szybkich zmian, że powinniśmy brać przykład z Trumpa. Co konkretnie miał pan na myśli?
Wszystkie wprowadzane zmiany mogłyby iść szybciej. Jako przykład podam resort rolnictwa – najpierw zderzam się z dyrektorami, którzy często mają inne zdanie i trzeba ich przekonywać do realizacji. A chodzi o zmiany, moim zdaniem, kluczowe. Takie, które powinny zachodzić w szybki sposób. Przykładem może być liczba polskich produktów w sklepach – trzeba przejść skomplikowaną ścieżkę. Polska i Unia Europejska powinny zastanowić się nad tym. Dobrze rozumiany protekcjonizm jest czymś dobrym, ale często te procesy są zbyt długie.