Podczas jednego z posiedzeń sejmowej komisji śledczej ds. afery wizowej były dyrektora Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością w ministerstwie spraw zagranicznych Jakub Osajda zeznał m.in., że do Piotra Wawrzyka, który był odpowiedzialny m.in. za sprawy wizowe, „dzwonili politycy różnych opcji i prosili o interwencję”.
„Nadużycie, konfabulacja i zwykłe kłamstwo”
Jednym z nich miał być Rafał Bochenek, były rzecznik rządu, a obecnie rzecznik Prawa i Sprawiedliwości. – Wiem, że były też interwencje związane nie tylko z repatriacją. Pan minister Wawrzyk też wskazywał, że na przykład pan Rafał Bochenek dzwonił, żeby do jego, czy jego rodzinnego gospodarstwa, byli ściągnięci pracownicy. Skończyło się to chyba tak, że ci pracownicy przyjechali – mówił Osajda.
Bochenek za pośrednictwem platformy X odniósł się do słów, które padły przed komisją z ust byłego dyrektora w MSZ. Rzecznik PiS, zaprzeczył, aby kontaktował się z resortem spraw zagranicznych w sprawie wydania wizy dla rzekomych pracowników. „Nie wiem czego Pan Osajda się najadł, bo strasznie bredził dzisiaj przed komisją śledczą. Nigdy nie ingerowałem, nie dopytywałem, ani nie kontaktowałem się z nikim z MSZ ws. wydawania wiz dla jakichkolwiek obywateli państw azjatyckich (zwłaszcza do jakiegoś »mojego gospodarstwa«)” – brzmi fragment wiadomości.
„Wymienianie mojego nazwiska przez pana Jakuba Osajdę w tym kontekście jest nadużyciem, konfabulacją i zwykłym kłamstwem. Zero wiarygodności!” – dodał.
Zawiadomienie do prokuratury
13 marca na platformie X Bochenek po raz kolejny odniósł się do całej sprawy, tym razem w kontekście internetowych komentarzy. „Kieruję zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez: Pablo Moralesa oraz Ewę [tu warto dodać, że oba konta użytkowników obserwowane są przez kilka-kilkanaście tysięcy zarejestrowanych na platformie Elona Muska internautów – red.]” – przekazał opinii publicznej rzecznik PiS.
Wskazał na art. 212 Kodeksu karnego, który głosi, że: „kto pomawia inną osobę, (…) osobę prawną (…) o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu (…), podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności”, a „jeżeli sprawca dopuszcza się czynu (…) za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku” – czytamy.
Bochenek podkreślił, że „osoba powtarzająca określone zarzuty, odpowiada za ich treść na równi ze swoim źródłem”. „Walczymy z hejtem i fejk newsami” – zakończył wpis.