— Igranie z partnerstwem UE i USA nie jest zbyt dobrym pomysłem, choćby dlatego, że samo istnienie zjednoczonego Zachodu od bardzo dawna nie było tak zagrożone, jak dzisiaj — mówi w rozmowie z „Newsweekiem” słynny francuski geopolityk Dominique Moisi.

Dominique Moisi: Czy istniała jakaś szansa żeby przekonać Xi Jinpinga? To niestety iluzja. Nie sądzę, by Macron miał realne środki nacisku. Xi Jinping jeszcze przed rozmowami pokazał, co myśli o sile UE. Wystarczy przypomnieć sobie plan jego wizyty w Europie. Poza Francją odwiedza jeszcze dwa państwa: Serbię i Węgry. Klucz jest prosty— Węgry są najbardziej prorosyjskim, prochińskim i antyeuropejskim członkiem UE. Pozycja Serbii nie bardzo się różni.

Krótko mówiąc— nie liczmy na zbyt wiele. Chiny mogą wyrażać niezadowolenie, gdy Putin stosuje groźby nuklearne. To im się nigdy nie podobało. Ale nie będą protestować przeciwko samej wojnie czy rosyjskim aktom barbarzyństwa. Na to pewno nie możemy w liczyć. Xi Jinping podkreślał, że Chiny nie są „ani przyczyną, ani uczestnikiem tej wojny”. I to był jeszcze jeden sposób, żeby powiedzieć, że nie nie zamierzają się odsuwać od Rosji.

Chiny mają co prawda kompletnie inne priorytety niż Rosja, są na innym etapie rozwoju. W przeciwieństwie do Rosji, są gigantyczną wielowymiarową potęgą, która tworzy bogactwo, a nie tylko sprzedaje surowce. To są różne autorytaryzmy. Ale to, aby autorytaryzm przetrwał zarówno w Pekinie, jak i w Moskwie, jest dla nich znacznie ważniejsze niż próba dogadania się z Europą— nie ma się co łudzić.

— Ujmę to inaczej. Sytuacja jest, jaka jest — niezbyt dobra i trzeba próbować różnych rzeczy. Ale nie bardzo rozumiem dzisiejszą politykę Macrona. Z jednej strony próbuje negocjować z Pekinem. Z drugiej dąży do tego, aby UE nabrała większego dystansu do Ameryki, lansując „suwerenność strategicznej UE”. To niezbyt szczęśliwe połączenie — nawoływać jednocześnie do zbliżenia z Pekinem i dystansu wobec Waszyngtonu. I bardzo niebezpieczne. Choćby dlatego, że samo istnienie zjednoczonego Zachodu od bardzo dawna nie było tak zagrożone, jak dzisiaj. Igranie z partnerstwem UE i USA nie jest zbyt dobrym pomysłem.

— Zacznijmy od definicji zwycięstwa. Ukraina straciła dziś 20 proc. swojego terytorium. Ale gdyby bez tych 20 proc. weszłaby do Unii Europejskiej i NATO, czy to byłoby zwycięstwo Putina? Nie sądzę. Nadal byłby możliwy scenariusz koreański, który dziś wydaje mi się najbardziej realny — Ukrainy jako europejskiej wersji Korei Południowej, z zamrożoną granicą i żelaznymi gwarancjami bezpieczeństwa. Dziś nie przegrać więcej dla Ukrainy znaczy wygrać. A nie wygrać więcej to dla Rosji przegrać.

Czy można osiągnąć tak zdefiniowane zwycięstwo bez zmiany stanowiska Chin? Amerykańska pomoc jest znacznie ważniejsza dla Ukrainy niż chińska pomoc dla Rosji. To, co widzimy dzisiaj — kolejne groźby Putina i nasilenie bombardowań — to wyraz jego strachu wywołanego zatwierdzeniem wielkiego amerykańskiego pakietu pomocowego. Ten pakiet bardzo dużo zmieni dla ukraińskiej armii i jej sytuacji psychologicznej. Ukraińcy są wyczerpani. A przybycie amerykańskiej broni będzie oznaczało zmianę równowagi sił na ich korzyść. Nie będzie ona wystarczająca do odzyskania wszystkiego, ale wystarczająca, aby odzyskać przewagę.

— Chiny oczywiście boją się sankcji. Zresztą podczas marcowego spotkania z amerykańskimi liderami biznesu Xi odegrał rolę „naczelnego sprzedawcy”. Uśmiechał się i uspokajał: „Inwestujcie w Chinach. Pomimo naszych prawdziwych trudności, 1/3 wzrostu światowej gospodarki jest nadal produktem Chin”. Tylko jak Chiny mogą jednocześnie przyciągać zagraniczny biznes i nadal zacieśniać strategiczne więzi z Rosją prezydenta Władimira Putina? Oraz demonstrując coraz bardziej agresywny nacjonalizm na Morzu Południowochińskim?

Jednak Xi Jinping nadal będzie próbował. Dlaczego wybrał właśnie Francję? Ponieważ polityka Francji w stosunku do Chin, przynajmniej od czasów de Gaulle’a, zawsze była oparta na jakimś zbliżeniu. Jest w niej dużo przyjaznych epizodów. I Xi Jinping ma dziś nadzieję na jakieś otwarcie. Jeśli nie będzie otwarcia we Francji, to zapewne wybierze inny plan. Będzie próbował w Berlinie. A jeśli to zawiedzie jeszcze gdzie indziej. Choćby w Warszawie.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version