W środę 5 czerwca Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało porozumienie z Polskim Związkiem Łowieckim. Zdaniem szefa tego resortu i lidera PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, współpraca z myśliwymi „zwiększy poziom bezpieczeństwa” w Polsce, ponieważ są to osoby, które mają „odpowiednie wyszkolenie”. Umowę w imieniu PZŁ podpisał łowczy krajowy Eugeniusz Grzeszczak, który objął to stanowisko 30 stycznia 2024 roku. I chociaż na stronie PZŁ widnieje jedynie informacja, że był senatorem, to warto dodać, że do parlamentu dostał się właśnie z ramienia PSL. 

– Myślistwo to wielka tradycja, dbanie o dobrostan, szacunek dla przyrody i misja w imieniu państwa – mówił Kosiniak-Kamysz podczas podpisywania porozumienia, które ma polegać na „współorganizowaniu różnych przedsięwzięć” i wzajemnym korzystaniu ze swoich strzelnic. Z założenia projekt przewiduje „udział myśliwych w działaniach na rzecz obronności”, rozwój infrastruktury szkoleniowej, wzajemną wymianę informacji czy udział myśliwych w systemie ochrony ludności i obrony cywilnej (np. w zakresie poszukiwania zaginionych, udzielania pierwszej pomocy przy zdarzeniach masowych, utrzymania porządku publicznego i zachowania ciągłości funkcjonowania władzy publicznej, pomocy w ewakuacji ludności).

Kosiniak-Kamysz podkreślił, że porozumienie z myśliwymi „wychodzi naprzeciw oczekiwaniom tej społeczności, która ma patriotyzm, historię, tradycję na swoich sztandarach, ale też w sercach i w swoich działaniach”. Po uroczystości minister obrony narodowej napisał na X, że porozumienie z Polskim Związkiem Łowieckim „zwiększy poziom bezpieczeństwa” czy „pozwoli na uzupełnienie wzajemnych zdolności”. „Chcemy wykorzystać dla obronności potencjał myśliwych, którzy mają pozwolenie na broń i są odpowiednio wyszkoleni” – dodał lider PSL. Dlaczego pomysł MON budzi kontrowersje?

Zobacz wideo Ministerstwo pozwoli polować na szakale. Mogą ginąć wilki

1. Wyszkolenie myśliwych – prawnie taki obowiązek nawet nie istnieje

Psycholożka i prezeska Fundacji „Niech Żyją!” Izabela Kadłucka w rozmowie z nami zwraca uwagę na kwestię „zwiększenia bezpieczeństwa”. – Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, podpisując porozumienie o współpracy z PZŁ, zapewnia o dobrym przygotowaniu myśliwych do roli obronnej kraju i o ich dobrym wyszkoleniu, stwierdzając, że myśliwi często przechodzą wiele szkoleń strzeleckich. Te zapewnienia są jednak dalekie od rzeczywistości. Przede wszystkim należy brać pod uwagę, że średnia wieku polskich myśliwych to 52 lata. Wielu z nich to osoby po 60. roku życia, a więc daleko poza wiekiem poborowym. Musimy pamiętać, że myśliwi to starzejąca się grupa, która ma „na sumieniu” wiele wypadków z bronią, która doprowadziła do niewinnych śmierci, zranień i kalectwa. Czy ta grupa ma być wykorzystana dla zwiększenia poziomu bezpieczeństwa i obronności naszego kraju? W mojej ocenie to bardzo chybiony pomysł, dopóki myśliwi nie będą regularnie badani przez lekarzy i psychologów – dodaje. Warto tu przypomnieć, że wiek poborowy w Polsce dotyczy osób od 18. do 50. roku życia.

Pomysł MON krytykuje także dyrektor Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk, dr hab. Michał Żmihorski. – Według mojej wiedzy, by zostać myśliwym w Polsce, nie jest potrzebne jakieś specjalne wyszkolenie merytoryczne. I praktyka też pokazuje, że nawet w kwestii rozróżniania gatunków zwierząt łownych od chronionych umiejętności wielu myśliwych są ograniczone, co świetnie ilustrują przypadki zabijania przez myśliwych gatunków rzadkich. Być może znajomość terenu, na którym polują, może być pewną zaletą, ale naprawdę nie wiem, w jaki sposób żołnierze mieliby z tej znajomości skorzystać. Dostrzegam jednak związek tej inicjatywy ze zbliżającymi się wyborami – zauważa nasz rozmówca i dodaje, że liczba wypadków na polowaniach (w tym śmiertelne postrzelenia ludzi), brak badań lekarskich i przypadki spożywania alkoholu podczas polowań sugerują, że „potencjał myśliwych w podnoszeniu bezpieczeństwa jest, delikatnie mówiąc, ograniczony”. – Jedyne, czego ja osobiście boję się chodząc po lesie, to właśnie przypadkowego postrzału – dodaje.

– Dobre wyszkolenie myśliwych, o którym przekonuje wicepremier Kosiniak-Kamysz, to fikcja. W rzeczywistości wśród myśliwych powszechnie kuleje wymóg treningów strzeleckich, a prawnie taki obowiązek w ogóle nie istnieje! Jedyny obowiązek myśliwych, jaki wynika z suchego zapisu w regulaminie, to obowiązek tzw. przystrzelania broni raz w roku, czyli sprawdzenia jej użyteczności. I jedynie taki obowiązek wykonuje zdecydowana większość myśliwych (ponad 80 proc. z nich, według szacunków samych myśliwych). Tylko bardzo niewielki odsetek myśliwych trenuje użycie broni na strzelnicach. Dla przykładu na ponad 3000 myśliwych polujących w okręgu białostockim tylko 15 szkoli się stale i bierze udział w zawodach strzeleckich, około 50 robi to jedynie 2-3 razy w roku, a cała reszta nie szkoli się wcale. Oznacza to, że faktycznie mniej lub bardziej przeszkolonych myśliwych w tym okręgu jest tylko od 0,5 proc. do 2 proc. Od samych myśliwych słyszymy komentarze, że zdecydowana większość z nich ma problem z trafieniem na 100 m, nawet z podpórką na broń, o strzelaniu do ruchomego celu nawet nie wspominając – podkreśla prezeska Fundacji „Niech Żyją!”. Wskazuje też, że do wypadków ze skutkiem śmiertelnym podczas polowań dochodzi najczęściej z powodu błędów i zaniedbań myślowych (strzelanie do nierozpoznanego celu, brak ostrożności obchodzenia się z bronią, nieznajomość regulaminu), czego można byłoby uniknąć, dzięki regularnym szkoleniom i badaniom myśliwych. 

Lek. med. Anna Gdula z Fundacji na Rzecz Kontroli Obywatelskiej LEX NOVA w rozmowie z nami zastanawia się natomiast, na jakiej podstawie MON i minister Kosiniak-Kamysz wnioskują o „umiejętnościach myśliwych”, które mają poprawić obronność naszego kraju. – Czy bierze pod uwagę liczne pomyłki, kiedy myśliwi mylą ludzi lub zwierzęta gatunków chronionych z dzikiem? Czy odnosi się może do nieistniejących statystyk mówiących o odsetku zwierząt, do których myśliwi oddają niecelne strzały i pozostawiają na powolną śmierć w męczarniach? Czy Polki i Polacy chcą, żeby polską obronność wspierała grupa ludzi, która od lat się uchyla od poddawania się okresowym badaniom lekarskim i psychologicznym? Czy minister Kosiniak- Kamysz w ogóle zamierza sprawdzić, jakich ludzi ma w szeregach tego wsparcia militarnego i czy ci ludzie są zdrowi, a jeśli tak, to w jaki sposób planuje to zrobić? – zastanawia się Anna Gdula. Te pytania zadaliśmy także MON. Zamieścimy je w tekście, jeśli otrzymamy na nie odpowiedź.

2. Myśliwi nie muszą wykonywać okresowych badań lekarskich

Przed podpisaniem porozumienia z myśliwymi MON i lider PSL powinny zainteresować się kwestią obowiązkowych badań lekarskich dla myśliwych, które zostały zniesione w kwietniu 2023 roku głosami posłów PSL i PiS. Projekt ten miał na celu „zlikwidować zbędne bariery administracyjne i prawne”, a w praktyce zdjął z myśliwych obowiązek poddawania się okresowym badaniom lekarskim i psychologicznym. Badania te obowiązują jednak nadal – i tu nie dopatrzono się zbędnych barier prawnych – w przypadku zawodowych kierowców, policjantów czy operatorów koparek. Myśliwi są największą w krają grupą cywilnych użytkowników broni. Jak podaje Fundacja „Niech Żyją!”, obecnie wydanych jest blisko 135 tys. pozwoleń na broń do celów łowieckich na 287 tys. wszystkich pozwoleń, regulowanych przez ustawę o broni i amunicji (także do celu ochrony osobistej, osób i mienia, sportowego, rekonstrukcji historycznych, kolekcjonerskiego, pamiątkowego i szkoleniowego) – to 47 proc. cywilnych użytkowników. Myśliwi to więc grupa, która użytkuje broń powszechnie i w przestrzeni publicznej (lasach, łąkach) – i jedyna grupa użytkująca broń na terenie otwartym, której badania okresowe nie obowiązują.

W praktyce wielu z nich poluje, od lat nie przechodząc żadnych badań, za wyjątkiem tych pierwszych, kiedy ubiegali się o pozwolenie na broń. Taki ustawowy obowiązek powinien stać się oczywistą prawną normą, standardem, który znacząco zwiększyłby bezpieczeństwo milionów obywateli – zauważa Izabela Kadłucka. Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na fakt, że na podstawie obecnie obowiązujących przepisów stan zdrowia myśliwych nie podlega już później żadnej weryfikacji. – A przecież może się zdarzyć, że myśliwy może ulec urazowi narządu wzroku, wypadkowi samochodowemu, przyjść operację, wylew, udar, zachorować na chorobę psychiczną. Wszyscy podlegamy procesom starzenia się i niebezpiecznym jest pozostawienie dostępu do broni komuś, kto może niedowidzieć, niedosłyszeć, mieć zmiany osobowości czy pamięci. Znamy przypadek, gdzie myśliwy z powodu problemów z pamięcią zostawił swoją broń na klatce schodowej. W naszej ocenie myśliwi po 40. roku życia powinni mieć regularne, cykliczne badania lekarskie i psychologiczne co 3 lata – uważa prezeska „Niech Żyją!”. Fundacja uważa, że brak obowiązku okresowych badań dla myśliwych jest wbrew interesowi społecznemu, przyrodzie i Konstytucji RP, która nakłada na władze obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa publicznego. 

– Znamy też przypadek sprzed kilku miesięcy, kiedy myśliwi zostawili w lesie 14-letnie dziecko, uciekając przed policją. Kiedy analizujemy przypadki postrzelenia czy zabicia ludzi przez myśliwych, mamy poczucie, że te wypadki nigdy nie powinny się zdarzyć – jednak te sytuacje zdarzają się z powodu niezachowania przez myśliwych zasad bezpieczeństwa. Mnie te historie przerażają, kiedy np. myśliwy zastrzelił własnego syna, bo usłyszał szelest w kukurydzy. Tych wypadków jest zbyt dużo i ciągle się zdarzają – dodaje Izabela Kadłucka.

3. Współpraca z myśliwymi wpłynie na decyzje rządu?

Trudno nie połączyć podpisanego z PZŁ porozumienia z nagraniem, które pojawiło się w mediach społecznościowych jeszcze przed wyborami parlamentarnymi. Wówczas to Władysław Kosiniak-Kamysz przekonywał, że „jeśli zabraknie PSL” to w Polsce nie będzie żadnego środowiska, które tak jak ta partia będzie zabiegać o większe prawa dla myśliwych: w tym o udział dzieci na polowaniach, niezależność PZŁ od władzy państwowej oraz przywrócenie wcześniejszych przywilejów ustawowych. Obecnie PSL wywalczyło, że sejmową Komisją Środowiska kierować będzie posłanka PSL Urszula Pasławska, która w swoich mediach społecznościowych także chwali współpracę MON z myśliwymi. „Porozumienie z Eugeniuszem Grzeszczakiem, Łowczym Krajowym to również mój sukces, bo w imieniu myśliwych długo o to zabiegałam. Czuję więc satysfakcję i działam dalej!” – napisała polityczka. Pytanie tylko, czy współpraca z myśliwymi i ochrona środowiska, do którego zaliczamy przecież także dzikie zwierzęta, na pewno idą razem w parze.

Współpraca koalicjanta obecnego rządu z myśliwymi może budzić obawy, że grupa ta będzie próbowała wpłynąć na działania w zakresie ochrony środowiska. Wspomniany wcześniej Eugeniusz Grzeszczak krytykował już bowiem propozycje zmian, które Ministerstwo Klimatu i Środowiska chciało wprowadzić ws. ograniczenia polowań zbiorowych. Po krytyce Grzeszczak musiał złożyć wyjaśnienia, ale mimo tego nie stracił swojego stanowiska.

Jak współpracę MON i myśliwych odbierają organizacje walczące o dobro zwierząt i środowiska? Wiceprzewodniczący Fundacji „Niech Żyją!” i były myśliwy Marcin Kostrzyński uważa, że ostatnia decyzja MON pokazuje, jak „ogromne wpływy mają myśliwi, jakim są silnym lobby”. – Pomysł sam w sobie jest absolutnie absurdalny. Naszym zdaniem może to prowadzić do możliwości polowań na obszarach przygranicznych. To jest pomysł bardzo szkodliwy dla przyrody. My, jako ludzie, zrobiliśmy już bardzo dużo złego naturze, widać to po wilkach, po braku migracji w Puszczy Białowieskiej, po tym, ile zwierząt ciągle ginie na granicy zaplątanych w concertinę – podkreśla. 

Z kolei dr hab. Michał Żmihorski uważa, że współpraca MON i myśliwych to „robienie polityki” i ocieplanie wizerunku myśliwych, których odbiór społeczny jest coraz gorszy. – Mam nadzieję, że polski rząd w sprawach zarządzania populacjami dzikich zwierząt będzie jednak słuchał ekspertów i profesjonalistów, bo kompetencje myśliwych, którzy zawodowo są przecież często lekarzami, prawnikami albo aktorami, itp., w tej dziedzinie nie są duże, choć oni również powinni być włączani w ten proces – dodał. 

– Każdy „romans” myśliwych z władzą jest poważnym i śmiertelnie niebezpiecznym zjawiskiem i wyzwaniem. W Polsce od lat lobbing myśliwych jest bardzo silny i skuteczny. Wynika to m.in. z tego, że czynni myśliwi i sympatycy myślistwa są na stanowiskach w różnych kręgach władzy, od rządu, przez Parlament, po samorządy i lokalne układy – odpowiada prezeska Fundacji. – Obecnie w Ministerstwie Klimatu i Środowiska tworzony jest zespół ds. reformy łowiectwa, którego zadaniem będzie wypracowanie propozycji koniecznych zmian w łowiectwie. Jesteśmy przekonani, że współpraca myśliwych z MON przełoży się na mniej korzystne propozycje zmian dla przyrody – dodaje i zauważa, że fundacje od dawna mają problem z uzyskaniem sprawozdań łowieckich czy finansowych, a to utrudnia kontrolę społeczną i tworzy „niebezpieczny układ”, któremu społeczeństwo powinno się przeciwstawić. 

Czy MON odniesie się do niesławnych pomyłek myśliwych?

Pod postem Kosiniaka-Kamysza na X wielu użytkowników zadało pytania odnośnie do tego, jak ministerstwo zamierza odnieść się do niesławnych pomyłek myśliwych, którzy mylą z dzikami zwierzęta chronione, domowe a nawet ludzi. „Mam nadzieję, że zdolność do rozpoznania celu przed strzałem zostanie uzupełniona” – napisał na X dyrektor Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk, dr hab. Michał Żmihorski. Poniżej zebraliśmy przypadki pomyłek, które najbardziej zbulwersowały opinię publiczną:

  • Czerwiec 2019 – myśliwy, który polował z ambony na dziki w gminie Gidle, oddał strzał do nierozpoznanego celu i śmiertelne zranił 61-letniego mężczyznę, który tamtędy przechodził.
  • Listopad 2019 rok – myśliwy zastrzelił żubra Pyrka w Dąbrównie. Podczas śledztwa mówił, że pomylił go z dzikiem.
  • Listopad 2020 – 16-letni Imanali z Kazachstanu, który uczył się w Polsce, razem z dwoma kolegami wymknął się z internatu i poszedł do pobliskiego sadu. Tam został zastrzelony przez myśliwego (i byłego policjanta), który „myślał, że to dzik”. Rannego nastolatka do internatu przenieśli koledzy. Dariusz Ch. po oddaniu strzału odjechał z miejsca zdarzenia. Dwa lata później mężczyzna został skazany na 4 lata i 9 miesięcy więzienia.
  • Listopad 2021 – myśliwy z Litwy, który polował na Śląsku, „pomylił” lisa z objętym ochroną wilkiem.
  • Listopad 2021 – w okolicach Rokitna myśliwy przypadkowo postrzelił kolegę, raniąc go w głowę podczas zbiorowego polowania na lisy. Ranny zmarł po dwóch dniach.
  • Sierpień 2022 – podczas polowania w gminie Gorzków doszło do śmiertelnego postrzelenia w głowę 64-latka z Zamościa.
  • Październik 2022 – myśliwi zastrzelili dwa żubry (przywódczynię stada i matkę, która prowadziła młode) w Drawsku, ponieważ rzekomo pomylili je z dzikami. Prokuratura Rejonowa w Szczecinie umorzyła postępowanie – śledczy uznali, że śmierć dwóch samic chronionego w Polsce gatunku nie jest „zniszczeniem w świecie zwierzęcym w znacznych rozmiarach” ani „istotną szkodą”, więc nie doszło do przestępstwa.
  • Październik 2022 – myśliwy zabił samicę łosia i jej młode, bo rzekomo pomylił je z jeleniami.
  • Listopad 2022 – 70-letni myśliwy Wiesław Ś. „pomylił” beżowego psa Bąbla, który spacerował ze swoim opiekunem po polu kukurydzy, z lisem, a następnie uciekł z miejsca zdarzenia. Mężczyzna został skazany na sześć miesięcy pozbawienia wolności. Sędzia w uzasadnieniu wyroku zauważył, że skoro myśliwy naprawdę nie rozróżnia psa od lisa, to nie powinien w ogóle polować.
  • Listopad 2023 – myśliwi zastrzelili wilka podczas zbiorowego polowania w Beskidzie Niskim.
  • Listopad 2023 – 21-letni żołnierz zginął po tym, jak podczas ćwiczeń na poligonie wojskowym w Szczecinie został trafiony pociskiem myśliwskim w szyję. Prokuratura postawiła zarzuty dwóm osobom. 
Udział

Leave A Reply

Exit mobile version