Mateusz Morawiecki i Daniel Obajtek podobno myślą o nowym projekcie politycznym. Partia, która miałaby konkurować z PiS, ma nazywać się Projekt Polska i gromadzić polityków, którzy już stracili wiarę w geniusz strategii prezesa na kolejne wybory.
O tym, że Mateuszowi Morawieckiemu jest coraz ciaśniej w Prawie i Sprawiedliwości, szepcze się w kuluarach od wielu miesięcy. Dowiedzieliśmy się, że w ostatnim czasie doszło do co najmniej dwóch spotkań, w czasie których były premier bez skrępowania mówił, że poważnie rozważa jakiś nowy projekt polityczny. Z jego analizy wynika, że Konfederacja odbierze PiS-owi znaczną część elektoratu, jeśli nie teraz, to w kolejnych wyborach
Konfederaci są młodsi i sprawniejsi w nowych mediach, a co za tym idzie, mówią do znacznie młodszych wyborców. Powoli zaczynają być realną alternatywą dla PiS — a przynajmniej tak sądzi Mateusz Morawiecki.
Nasi rozmówcy uważają, że ośrodek potencjalnego wewnątrzpartyjnego puczu przeniósł się z Warszawy do Brukseli. Morawiecki został szefem Europejskiej Partii Konserwatystów i Reformatorów, a część jego ludzi znalazła się w grupie EKR w Parlamencie Europejskim. Z dala od czujnego oka Nowogrodzkiej mogą spokojnie snuć dalsze polityczne plany.
Obajtek nie potwierdza, ale…
Coraz częściej obok nazwiska Morawieckiego pojawia się nazwisko Daniela Obajtka, który miałby być także jednym z filarów nowej politycznej inicjatywy. Gdy go o to zapytaliśmy, odpowiedział zdecydowanie: — Jestem członkiem PiS i nie będę brał udziału w tego rodzaju spekulacjach.
Nasi rozmówcy uważają jednak, że nie oznacza to twardego nie, bo panowie Morawiecki i Obajtek mają ze sobą więcej wspólnego, niż się wydaje. Przez lata byli przeciwnikami, potem przyjaciółmi, a przez moment nie wiadomo czym. Z jednej strony Jarosław Kaczyński wyraźnie rozgrywał Obajtka przeciwko Morawieckiemu, wypuszczając co chwila balon pod hasłem „Obajtek na premiera”, ale z drugiej ówczesny prezes Orlenu wszedł w poważny spór z Jackiem Sasinem i postawił na premiera. Te poplątane rozgrywki wewnątrzpartyjne sprawiły, że pod koniec rządów Zjednoczonej Prawicy między Obajtkiem a Morawieckim było już sporo ciepłych uczuć. Zwłaszcza że przeciwko Obajtkowi występowali także najwięksi przeciwnicy premiera — Solidarna/Suwerenna Polska, między innymi Janusz Kowalski, który publicznie krytykował fuzję Orlenu z Lotosem. W dodatku obaj panowie dysponują pieniędzmi niezbędnymi, żeby zacząć myśleć o czymś gorzej opłacanym, a początki każdej partii zazwyczaj są trudne finansowo.
Dla części polityków PiS rachunek jest bardzo prosty — nie uda się już uratować rządu dusz na prawicy, nie uda się z powrotem przyciągnąć skrajnie prawicowego elektoratu, dla którego bardziej wiarygodny jest Mentzen z Bosakiem (sporo naszych rozmówców uważa z resztą, że po wyborach prezydenckich PiS-owcy „ultrasi” zaczną myśleć o zmianie barw klubowych i przeniesieniu się do Konfederacji), a zatem trzeba zbudować „europejską prawicę”. Mniej AfD a więcej chadecji, która będzie akceptowalna dla Brukseli. Warto chyba przypomnieć, że Morawiecki został premierem dlatego, że obiecał Kaczyńskiemu, że będzie umiał porozumieć się z Unią. Nie przewidział jednak, że największą przeszkodą w tym porozumieniu będzie przeświadczenie prezesa PiS, że Unia powinna robić to, co prezes uważa. Teraz Morawiecki chce zbudować się na nowo.
Dwa problemy nowej partii
Ten polityczny plan jest nawet dość rozsądny politycznie, ale ma dwa poważne mankamenty. Pierwszy jest taki, że zarówno Morawiecki, jak i Obajtek są na celowniku służb. Afera RARS jest bezpośrednio związana z Morawieckim. Działania Obajtka w Orlenie cieszą się szczególnym zainteresowaniem prokuratury. Na razie przeprowadzono 120 audytów i kontroli, a do prokuratury trafiło 16 wniosków o możliwości popełnienia przestępstwa. Wszystkie te sprawy mają szansę zakończyć się wnioskami o ukaranie Morawieckiego i Obajtka, a to byłby słaby początek dla nowej partii.
Problem numer dwa jest taki, że do tej pory obok PiS nic nie rosło. Spalona ziemia. Różni byli politycy partii próbowali przebić się ze swoimi propozycjami, ale prezes Kaczyński zawsze umiał ich przyciągnąć do siebie, a potem wchłonąć z powrotem do PiS. Tak było z Solidarną/Suwerenną Polską czy z Porozumieniem/Republikanami. Bardziej samodzielni koalicjanci jak LPR i Samoobrona po wejściu w układ z PiS-em przestawali istnieć. Takiego losu boi się część środowiska Morawieckiego, bo chociaż wszyscy powtarzają sobie nieustannie, że istnieje życie poza PiS-em, to na razie nikt tej tezy nie udowodnił.