
We wtorek światowe media obiegły słowa wypowiedziane przez niemieckiego polityka i analityka wojskowego CDU Rodericha Kiesewettera w programie NTTV „Pinar Atalay”. Polityk wraz z innymi gośćmi obecnymi w studiu analizowali niedzielno-poniedziałkowe negocjacje pokojowe, które odbywały się w Berlinie.
Jednym z wątków rozmowy było zagrożenie ze strony Rosji dla krajów NATO. Kiesewetter przekonywał, że jest ono bardzo realne i dla udowodnienia swojej tezy przekazał informacje, których jak określił „nie odważono się powiedzieć opinii publicznej„.
Ekspert stwierdził, że Kreml w ostatnich latach relokował na Białoruś od 350 do 360 tysięcy żołnierzy, którzy gotowi są do działań bojowych. – To niepokojące, zwłaszcza w krajach bałtyckich – ocenił, nie podając jednak żadnych źródeł tych informacji.
Rosyjscy żołnierze na Białorusi. Raport przeczy informacjom polityka z Niemiec
Słowa Kiesewettera cytowane były również przez ukraińskie media, co wywołało poruszenie m.in. w kanałach społecznościowych. Tezę eksperta odczytano jako poważne zagrożenie jednak nie dla NATO, ale Ukrainy. Tak znaczne siły, zdaniem wielu komentujących, mogłyby zostać użyte przez Kreml do otwarcia nowego kierunku frontu.
Na stanowisko niemieckiego pułkownika zareagowało ukraińskie Centrum Zwalczania Dezinformacji, czyli grupa analityków zajmujących się weryfikowaniem popularnych doniesień medialnych.
„Twierdzenia o „360 000 rosyjskich żołnierzy na Białorusi” są elementem manipulacji informacyjnej i siania paniki. Nie odzwierciedlają rzeczywistej sytuacji militarnej” – napisano w raporcie opublikowanym w mediach społecznościowych.
„Moskwa nie dysponuje obecnie zasobami ani możliwościami przeprowadzenia ofensywy na Białorusi na dużą skalę w najbliższej przyszłości” – dodano.
Jednocześnie podkreślono, że taki stan rzeczy jest potwierdzany m.in. przez litewskie służby wywiadu i tamtejszą armię.
„Na Białorusi stacjonuje obecnie zaledwie kilka tysięcy rosyjskich żołnierzy, a nie setki tysięcy, jak podają doniesienia medialne” – podsumowano.













