Samotność może poprawić zdrowie psychiczne, ale też wpędzić w choroby. Kiedy czas spędzony we własnym towarzystwie może sprawiać przyjemność, a kiedy staje się udręką?
Wyobraź sobie, że jesteś opiekunem zwierząt i masz zaprojektować wybieg dla ludzi. Jaka pojedyncza cecha najlepiej zapewni zdrowie i dobre samopoczucie twoich podopiecznych? Czy będzie to odpowiedni dostęp do pożywienia i wody, a może bezpieczne schronienie?
Taki eksperyment myślowy zlecił grupie studentów dr John Cacioppo, neurobiolog społeczny, profesor na University of Chicago, w którym kieruje Center for Cognitive and Social Neuroscience. Jego zdaniem tylko jedna odpowiedź jest dobra – ludzie potrzebują pomieszczenia, które zapewni im kontakt z innymi ludźmi. – Bo jesteśmy gatunkiem społecznym, a brak możliwości nawiązania więzi z innymi może mieć tragiczne konsekwencje dla zdrowia – tłumaczył dr Cacioppo.
Już przed laty wykazano, że samotność jest równie szkodliwa jak palenie czy otyłość. Wpływa na zdrowie psychiczne i fizyczne. Ludzie samotni są narażeni na zwiększone ryzyko prawie każdej poważnej choroby przewlekłej – od zawału serca i chorób neurodegeneracyjnych po nowotwory. Metaanaliza prawie 150 badań, którą przeprowadzili naukowcy z Brigham Young University w USA, wykazała, że samotność zwiększa ryzyko wczesnej śmierci o 26 proc. To mniej więcej tyle samo, co życie z przewlekłą chorobą otyłościową. Wykazano też, że dokuczliwe poczucie samotności dotyka ludzi niezależnie od wieku i etapu życia.
Sygnał ostrzegawczy
Skoro jest tak zła, to dlaczego jej doświadczamy? Zdaniem dr. Cacioppo krótkotrwałe uczucie samotności prawdopodobnie pomogło nam przetrwać w ewolucyjnej przeszłości. Nie mogliśmy żyć w izolacji, bo musieliśmy skorzystać z pomocy sąsiada, aby upolować coś na obiad lub odpędzić drapieżnika, ale w obecnych czasach możemy radzić sobie sami, a mimo to nasz mózg nadal sygnalizuje, że samotność nam nie służy. – Jest bowiem sygnałem ostrzegawczym, podobnym jak głód, pragnienie czy ból – mówił dr Cacioppo dla tygodnika popularnonaukowego „New Scientist”.
Ten ból społeczny, podobnie jak ból fizyczny, sygnalizuje zagrożenie i skłania do działania. Odczuwanie samotności każe nam zwrócić uwagę na innych ludzi. To sygnał, że nadszedł czas, aby zainteresować się otoczeniem. – Bez uczucia samotności nie bylibyśmy tego świadomi. Bylibyśmy samolubni. Nieprzyjemny stan samotności, jaki człowiek wtedy odczuwa, jest sygnałem, że należy coś zmienić, i skłania do wysiłku, by przyjęto go z powrotem do grupy. W efekcie staje się lepszym człowiekiem – tłumaczył dr Cacioppo w wywiadzie dla miesięcznika „Charaktery”. Naukowcy wyróżniają zatem dwa stany – samotność, która ma na nas destrukcyjny wpływ, i przebywanie z samym sobą, które między innymi zmusza do refleksji.
Błądzenie myślami
Chwile z samym sobą sprawiają, że stajemy się lepsi, bardziej wrażliwi, a także wywierają pozytywny wpływ na ciało i umysł. Sprzyjają dobremu samopoczuciu. Pozwalają odkryć siebie, nabrać dystansu do życia czy przemyśleć ważne sprawy. Dają poczucie wewnętrznego spokoju i niezależności. – Czas na pobycie samemu to chwile, kiedy możemy pobłądzić myślami, sięgnąć do skojarzeń, zajrzeć do swojego wnętrza, podoświadczać życia. Te myśli i skojarzenia pozwalają nam zorientować się, na jakim etapie życia jesteśmy. Bez tego po prostu przestajemy istnieć – uważa dr Murawiec z Akademii Zdrowia Psychicznego Harmonia w Warszawie.
Bycie samemu może także zwiększyć kreatywność. Gregory Feist, który zajmuje się psychologią kreatywności na kalifornijskim San Jose State University, wykazał, że jedną z najważniejszych cech ludzi twórczych jest ich mniejsze zainteresowanie kontaktami towarzyskimi. Bycie z samym sobą pozwala na refleksję i obserwację niezbędną w procesie twórczym.
Dzięki temu Feliks Dennis, brytyjski multimilioner, znalazł nowy sposób na życie. Po pięćdziesiątce trafił on do szpitala. Był unieruchomiony w łóżku, nie miał telefonu. Zaczął rozglądać się po sali i zobaczył kartki papieru zostawione przez pielęgniarkę. Próbował zrobić na nich biznesplan, ale były zbyt małe. Zaczął więc pisać wiersze.
Samotna podróż sprawiła, że Henri Poincaré, znalazł rozwiązanie zagadnienia matematycznego, z którym zmagał się przez kilka tygodni. Archimedes odkrył zasadę siły wyporu podczas relaksującej kąpieli w wannie, a Albert Einstein wpadł na trop teorii względności, gdy leniwie mieszał herbatę i przyglądał się fusom wirującym na dnie filiżanki.
Odcięcie się od ludzi sprawia, że mózg zaczyna analizować zgromadzone w nim informacje. Dzięki temu zupełnie niespodziewanie powstają nowe myśli. Badania, jak przebywanie z samym sobą wpływa na życie ludzi, rozpoczął w latach 60. prof. Ernst Poppel, niemiecki neurobiolog z Instytutu Fizjologii Zachowań Człowieka im Maksa Plancka. Przeprowadzał eksperymenty nie tylko wśród ochotników, ale również sam zamknął się na dwa tygodnie w bawarskim bunkrze.
„Pierwsze dni były ciężkie. Zapanował rodzaj wewnętrznego chaosu, musiałem zmagać się z niepokojem i galopadą myśli” – mówił prof. Poppel w książce „Sztuka leniuchowania. O szczęściu nicnierobienia” Ulricha Schnabela. Jednak potem zaczął czuć się coraz lepiej. „Mogłem pracować skoncentrowany, byłem mniej rozproszony niż zwykle i w pewnym sensie wystarczałem sam sobie”. Gdy po dwóch tygodniach wyszedł na powierzchnię, czuł się „odrodzony”. Po tym doświadczeniu, gdy prof. Poppel nie mógł uporać się z jakimś naukowym zagadnieniem, wyjeżdżał na kilka tygodni do Schwarzwaldu. Samotne spacery po górach nie tylko przynosiły rozwiązanie problemu, ale też sprawiały, że zaczynał tęsknić za ludźmi.
Samotność zwiększa ryzyko wczesnej śmierci o 26 proc. To mniej więcej tyle samo, co życie z przewlekłą chorobą otyłościową. I dokucza niezależnie od wieku i etapu życia
„W dni, kiedy ludzie spędzali więcej czasu samotnie, mieli poczucie, że mają wpływ na to, co się wokół nich dzieje i że mogą robić to, co jest dla nich ważne, i to, na co sami się decydują” – podsumowali swoje badanie Netty Weinstein i Marka Adams z University of Reading. Dowiedli w nim, że bycie z samym sobą nie tylko przyczynia się do dobrego samopoczucia emocjonalnego, ale – paradoksalnie – daje poczucie więzi z innymi. Ten rodzaj samotności wywiera korzystny wpływ na zdrowie, ale tylko wtedy, gdy sami się na nią decydujemy, gdy możemy ją w każdej chwili na własne życzenie zakończyć i gdy potrafimy bez trudu nawiązać pozytywne więzi z innymi ludźmi. Jeśli te warunki nie są spełnione i samotność trwa dłużej, niżbyśmy chcieli, zaczyna nam ona doskwiera. Z czasem ten głód samotności trudno zaspokoić. Nie ma bowiem sklepów ani lodówek pełnych przyjaciół.
Podróżnicy i opiekunowie
Kiedy zatem czas spędzony we własnym towarzystwie może sprawiać przyjemność, a kiedy prowadzi do problemów zdrowotnych? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Bo zgodnie z definicją naukową samotność to rozbieżność między tym, czego oczekujemy od relacji społecznych, a tym, co faktycznie otrzymujemy. A skoro tak, to dla każdego właściwa ilość czasu przebywania w towarzystwie innych lub tylko swoim będzie oznaczać co innego. Ważne jest tylko, aby nie wycofać się w całkowitą izolację, ale aby odzyskać równowagę psychiczną, zachować złoty środek i aby samotność nie zaczęła wypełniać większości dni.
Są ludzie, którzy poszukują samotności, bo są zmęczeni nadmiarem towarzystwa i nie mają wystarczająco dużo czasu dla siebie albo po prostu lubią samotność. Często zostają badaczami lub podróżnikami, którzy odkrywają nowe miejsca. Samotne życie nie będzie dla nich udręką. Na drugim biegunie są ludzie, którzy cały czas muszą być wśród bliskich. Oni nie wybiorą się w samotną podróż dookoła świata, by sprawdzić, jakie są granice ludzkiej wytrzymałości. Pozostaną na miejscu i będą się opiekować tymi, którzy tego potrzebują.
Badania bliźniąt sugerują, że do większej lub mniejszej potrzeby silnych więzi społecznych mogą predysponować geny. Dziedziczymy jednak nie tyle skłonność do odczuwania samotności, ile to, w jakim stopniu jesteśmy na nią wrażliwi, jak bardzo jest nam źle, gdy zbyt długo nie mamy chwil dla siebie.
Czas dla siebie
Wyjaśnienia, na czym polega różnica między samotnością a przebywaniem we własnym towarzystwie, podjęły się ostatnio dwie badaczki – Netta Weinstein z uniwersytetu w Reading i Thuy-vy Nguyen z uniwersytetu w Durham w Wielkiej Brytanii. Swoje wnioski i badania zebrały wraz z dziennikarką Heather Hansen w wydanej jesienią ubiegłego roku książce „In Solitude: The Science and Power of Being Alone” (Samotność: nauka i siła bycia samemu). Opisują w niej, jak codzienna samotność wpływa na życie ludzi, i dowodzą, że chwile spędzone z dala od innych są korzystne dla zdrowia i dobrego samopoczucia i być może niezbędne dla zrównoważonego, szczęśliwego życia.
Na potrzeby tej książki autorki przeprowadziły ankietę wśród tysiąca Brytyjczyków w wieku od 13 do 85 lat, którzy opowiedzieli im swoje historie związane z samotnością. Większość badanych opisała samotność jako dystans emocjonalny od innych, ale niekoniecznie fizyczny. Oznacza to, że można siedzieć w pokoju z ukochaną osobą, a nawet w autobusie miejskim i nadal czerpać korzyści z czasu spędzanego w samym sobą. Wolność od oczekiwań i niezależność od innych osób sprawia, że ten rodzaj samotności jest relaksujący, piszą autorki. – Z biologicznego punktu widzenia utrzymywanie kontaktów towarzyskich jest wyczerpujące, nawet jeśli sprawia nam to przyjemność. Samotność daje nam szansę na odpoczynek i regenerację – mówi dr Nguyen.
Jej zdaniem przebywanie w swoim towarzystwie nie może jednak przeciągać się w nieskończoność. W kilku eksperymentach dr Nguyen badała związek między czasem spędzonym samotnie i w towarzystwie. Wykazała, że po 15 minutach takiej samotności pojawia się uczucie, który uczona nazywa efektem dezaktywacji. Oznacza to, że emocje wysokiego pobudzenia (zarówno pozytywne, jak i negatywne), takie jak podekscytowanie i niepokój, zmniejszają się, a zwiększają się pozytywne uczucia „niskiego pobudzenia”, takie jak spokój. Takiej zmiany uczona nie zaobserwowała u ludzi, którzy spędzali 15 minut z inną osobą.
Wykazała również, że gdy uczestnicy spędzali codziennie przez tydzień 15 minut w samotności, to w kolejnym tygodniu byli mniej zestresowani i bardziej usatysfakcjonowani, a także mieli poczucie większej niezależności niż przed rozpoczęciem badania. Te wszystkie badania dowodzą, że ludzie mogą wykorzystać samotność do regulowania emocji. A krótkie chwile bycia z samym sobą pozwalają wyciszyć się – mija podekscytowanie lub złość.
Medytacja, spacer, a może prysznic
Pytanie tylko, czy jesteśmy zdolni do tego, aby pobyć samemu. – Żyjemy w czasach, kiedy nieustannie albo jesteśmy bombardowani informacjami, albo ich poszukujemy. W każdej wolnej chwili skrolujemy ekran smartfona lub zaglądamy do mediów społecznościowych. Ani przez chwilę nie jesteśmy sami z własnymi myślami czy odczuciami, tylko stykamy się z myślami lub odczuciami innych osób, jesteśmy wypełniani czyimś życiem. A jeżeli przyswajamy jedynie czyjeś myśli i opinie, to pytanie, gdzie my jesteśmy – mówi dr Murawiec.
Co zrobić, aby to zmienić? – Trzeba stoczyć walkę z sobą, znieść dyskomfort, że przez pewien czas nikt nie wie, co robimy, czyli nie zamieszczać niczego w mediach społecznościowych – radzi dr Murawiec. Żeby pobyć w odosobnieniu, niektórzy decydują się na wyjazdy medytacyjne. – Pomagają one pobyć z własnymi myślami, ale na takie dłuższe odosobnienie możemy sobie pozwolić raz na jakiś czas. Dobrze by było, abyśmy na chwile z sobą mogli pozwolić sobie w miarę często, np. rano przed pracą lub wieczorem po wykonaniu wszystkich obowiązków. Nie chodzi jednak o to, aby się do tego zmuszać. To ma wynikać z wewnętrznej potrzeby. Dla jednych taką chwilą oderwania się może być branie prysznica, dla innych spacer albo praca w ogródku, a dla jeszcze innych patrzenie przez okno w tramwaju czy autobusie – wymienia dr Murawiec.