Z Austrią u boku Węgier i Słowacji antyukraiński wyłom w Unii Europejskiej znacznie by się zwiększył, co byłoby bardzo korzystne dla Kremla – mówi ekspert OSW Andrzej Sadecki.
Newsweek: Misję utworzenia rządu otrzymał lider prorosyjskiej Austriackiej Partii Wolnościowej FPÖ Herbert Kickl. Jeśli mu się uda sformować koalicję, będzie kanclerzem. Na Kremlu znów strzelają korki szampana?
Andrzej Sadecki, kierownik Zespołu Środkowoeuropejskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich: To prawda. Austriacka skrajna prawica była zawsze tradycyjnie bardzo prorosyjska. Zresztą większość partii austriackich przynajmniej do 2022 r. opowiadało się za bliską współpracą z Rosją, ale Herbert Kickl to pod tym względem szczególny przypadek. Można bez przesady powiedzieć, że jeśli zostanie kanclerzem, będzie kolejnym ważnym atutem Rosjan w Europie Środkowej. W każdym razie na pewno wzrosną rosyjskie wpływy w Unii Europejskiej. Do tej pory najbardziej prorosyjskim politykiem w Unii był Viktor Orbán. To węgierski premier próbował osłabiać ostrze antyrosyjskiej polityki Wspólnoty, starał się blokować kolejne pakiety sankcji, czy wsparcie dla Ukrainy, ale ponieważ był sam, to kończyło się zwykle ma opóźnianiu głosowań, rozwadnianiu ustaleń, bo ostatecznie jednak musiał ustąpić pod presją dużych państw członkowskich.
Od pewnego czasu miał sojusznika w postaci premiera Słowacji Roberta Fica, który niedawno był na Kremlu u Putina…
— Zgadza się, od ponad roku Fico wspiera Orbána, chociaż nie prowadzi tak ostentacyjnie prorosyjskiej polityki, jak szef węgierskiego rządu. Jeśli Kicklowi uda się utworzyć rząd, czego nie można wykluczyć, do tego duetu dojdzie trzecie państwo. Oczywiście Węgry, Słowacja i Austria to małe kraje, które nie rozdają kart w polityce europejskiej, ale razem tworzą pewną masę, może nie krytyczną, ale na pewno będzie im łatwiej przeciwstawiać się głównemu nurtowi.
Tym bardziej, że w UE panuje niepisana zasada, że najtrudniej blokować jakieś postanowienia w pojedynkę, a im więcej krajów się czemuś przeciwstawia, tym większe szanse, że odniosą sukces
— No właśnie, poza tym postawa tej trójki będzie też ośmielać bardziej ugodowych wobec Rosji polityków z innych państw członkowskich. Naruszone zostanie pewne tabu, jakim było utrzymanie jedności wokół wsparcia dla Ukrainy i przeciwstawiania się Rosji. Ten wspólny front wobec ofiary i agresora udawało się jakoś dotąd utrzymywać, nawet biorąc pod uwagę fakt, że poszczególne państwa europejskie różniły się tu między sobą — jedne były bardziej a inne mniej asertywne wobec Rosji. Z Austrią u boku Węgier i Słowacji antyukraiński wyłom znacznie by się zwiększył, co byłoby korzystne dla Kremla.
Szef FPÖ otwarcie mówi, że jest przeciwny pomocy dla Ukrainy. Czy Kickl to austriacka kopia Orbána?
— Niezupełnie. Z Orbánem łączy go to, że Fidesz i Austriacka Partia Wolnościowa współtworzą trzecią co do wielkości rodzinę polityczną w Parlamencie Europejskim – grupę Patriotów dla Europy. Zresztą jej utworzenie ogłosili razem w Wiedniu w lipcu ubr. Regularnie się spotykają. Sam Orbán nie skomentował na razie powierzenia misji stworzenia rządu Kicklowi, bo jest na zimowych wakacjach, ale ludzie z otoczenia węgierskiego premiera wyrażają ogromną satysfakcję z tego faktu. Słowację, Węgry i Austrię łączą interesy — te trzy państwa w różnym stopniu, ale jednak utrzymały import surowców strategicznych z Rosji. Liderem są tu oczywiście Węgry, ale niechęć do dywersyfikacji dostaw ropy czy gazu jest silna także w Wiedniu i Bratysławie. Co więcej politycy Fideszu, FPÖ i SMER-u mimo różnic ideologicznych zgadzają się co do tego, że być może niedługo wojna w Ukrainie się zakończy, dojdzie do pewnej normalizacji między Zachodem a Rosją i wtedy na tym resecie skorzystają ci, którzy utrzymywali więzi. Oczywiście nie wiadomo, czy się tak stanie, ale jest to na pewno scenariusz, na który partie te liczą…
Czyli po prostu grają na Rosję?
— W pewnym uproszczeniu tak. Oczywiście żadne z tych państw nie chce występować z Unii, wszystkie pragną dalej czerpać jak najwięcej z korzyści z członkostwa w Unii czy – jak w przypadku Słowacji i Węgier – także z bycia w NATO. Natomiast zarówno Orbán jak i Kickl czy Fico wychodzą z założenia, że pozostając częścią Zachodu trzeba utrzymać współpracę z Rosją, zwłaszcza zważywszy na spodziewane korzyści biznesowe w przyszłości.
Węgry i Austrię, łączy jeszcze to, że oba państwa są mocno spenetrowane przez rosyjski wywiad. O Wiedniu mówi się, że jest wręcz stolicą rosyjskiej agentury
— Faktycznie, Austria cieszy się taką nienajlepszą reputacją już od czasów zimnej wojny a rosyjskie służby mają tam wciąż sporo przestrzeni do działania. Na Węgrzech zmieniło się to na niekorzyść na przestrzeni kilkunastu lat, odkąd premierem został Orbán. O tym, jak bardzo kraj spenetrowany jest przez rosyjski wywiad, piszą raz po raz węgierscy dziennikarze śledczy. Co znamienne węgierskie władze przyznały prawo pobytu rodzinnie szefa rosyjskiego wywiadu Siergieja Naryszkina i to w ramach takiej uproszczonej procedury. Węgry nie wyrzuciły żadnego z rosyjskich dyplomatów po pełnoskalowej inwazji w lutym 2022 roku, choć inne europejskie państwa wydaliły kilkuset, mając uzasadnione podejrzenia, że byli po prostu agentami.
Kiedy Kickl był szefem MSW w Austrii miał miejsce największy skandal szpiegowski. Zieloni zarzucali mu, że nie tylko przymykał oko na działania GRU, ale wręcz to umożliwił
— Musiało być coś na rzeczy, bo w okresie jego urzędowania w MSW, zachodnie służby ograniczyły współpracę i dzielenie się informacjami wywiadowczą z Austrią. Podobnie jak pewnymi informacjami państwa NATO nie dzielą się z Węgrami
Prorosyjski trójkąt w UE nazywa pan „posthabsbuską koalicją”. Przyznam, że bardzo mi się ta nazwa podoba…
— Nazwałem ten sojusz tak pół żartem, pół serio, bo monarchia habsburska od stu lat już nie istnieje, ale faktycznie Austria i Węgry są jej bezpośrednim spadkobiercami . Dzisiejsza Słowacja również znajdowała pod władaniem Habsburgów. Podobnie jak ziemie czeskie. Czechy pod rządami premiera Fiali są w awangardzie wsparcia dla Ukrainy i asertywnego podejścia do Rosji, ale w tym roku są wybory parlamentarne, więc pojawia się znak zapytania – co będzie dalej…
Wybory regionalne jesienią ubr. roku wygrało opozycyjne ugrupowanie ANO 2011 populisty Andrej Babisza.
— No właśnie, więc z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że do końca 2025 roku Babiš wróci do władzy. Nie ma jednak interesów w Rosji. Ma inne podejście do spraw międzynarodowych niż Orbán czy Kickl. Czechy w odróżnieniu od Słowacji czy Węgier poczyniły w ostatnich dwóch latach ogromny wysiłek, żeby uniezależnić się od importu rosyjskich surowców. W zasadzie nie kupują już rosyjskiej ropy, w niewielkim stopniu będą jeszcze importować gaz. Jednak partia Babisza należy do frakcji Patriotów dla Europy, do pewnego stopnia będzie więc on grawitował w kierunku partii rządzących w Austrii, na Węgrzech czy Słowacji. Neohabsburski sojusz w Unii może się nieco poszerzyć, choć nie sądzę, że Czechy staną się krajem prorosyjskim.
Patrioci dla Europy to formacja otwarcie prorosyjska.
— Rzeczywiście Babiš wykonał niebywałą woltę jeśli chodzi o politykę europejską, bo z liberalnego, proeuropejskiego ugrupowania Odnówmy Europę przeszedł do eurosceptycznej i skrajnie prawicowej rodziny politycznej. Pewnie nowi sojusznicy będą starać się go wciągać w prorosyjskie rewiry. Na szczęście jak już mówiłem Czechy odróżniają się od pozostałej trójki jeśli chodzi o interesy z Rosją. Poza tym mają bardzo proatlantyckiego prezydenta.
Jeśli Zoran Milanović zapewni sobie reelekcję w drugiej turze wyborów prezydenckich to do tej „posthabsburskiej koalicji” będzie mogła dołączyć też Chorwacja
— Rzeczywiście, dzisiejsza Chorwacja była również częścią Imperium Habsburskiego. Milanović nieco złagodził „orbánowską” retorykę przed pierwszą turą chcąc uniknąć kontrowersji, ale wszyscy pamiętają, że jako prezydent kontestował wsparcie dla Ukrainy. Sprzeciwiał się też udziałowi żołnierzy chorwackich w misjach szkoleniowych dla ukraińskiego wojska. Na szczęście w chorwackim systemie politycznym rola prezydenta jest mocno ograniczona. Pierwsze skrzypce gra rząd, który wspiera Ukrainę i opowiada się za asertywnym podejściem UE wobec Kremla. Nie sądzę więc, żeby Chorwacja zasadniczo zmieniła front i dołączyła do grupy państw sceptycznych wobec Ukrainy i i przychylnych Rosji. Jeśli Milanović wygra drugą turę, będzie zapewne dalej powielał antyukraińską narrację.
Austriaccy komentatorzy podkreślają, że Orbán jest wzorem dla Kickla. Węgierskiemu premierowi musi chyba bardzo schlebiać to, że ma naśladowcę w kraju, który jest dużo bardziej zamożny i dłużej niż Węgry należy do Unii, nieprawdaż?
— Myślę, że Orbán stara się być wzorem czy też punktem odniesienia dla konserwatywnych polityków z całego regionu Europy Środkowej. Zresztą dlatego wspiera określone partie i media działające w tej części kontynentu. Sprawuje władzę już od prawie 15 lat. Zaczynał pod koniec lat 90. jako liberał, ale dokonał politycznego zwrotu na prawo. Najwyraźniej chce być teraz europejskim liderem w takiej transformacji, zaś po wygranej Donalda Trumpa w USA złapał wiatr w żagle. Oczywiście Węgry to nie USA, a węgierska polityka jest zupełnie inna niż amerykańska, ale między nim a nowym prezydentem USA są pewne analogie. Łączy ich na pewno populistyczny styl i kontestacja dotychczasowych elit politycznych. Orbán czuje, że jest na fali. To wszystko jest też zapewne formą ucieczki od polityki krajowej, gdzie ma coraz większe problemy i coraz silniejszego rywala. Jeśli chodzi o Austrię, to ten kraj był zawsze dla Węgier ważnym punktem odniesienia, a nawet pozytywnym wzorem. I to nie tylko z powodów historycznych związków z czasów Austro-Węgier. Po II wojnie światowej Węgry marzyły o statusie neutralnego państwa jaki uzyskała Austria. Wielu Węgrów wyemigrowało tam z powodów politycznych czy po prostu za chlebem. Myślę więc, że cześć węgierskiego społeczeństwa odczuwa satysfakcję, że dzisiaj to lider największej partii w austriackim parlamencie wzoruje się na węgierskim premierze, a nie odwrotnie.
Jak duży jest polityczny wspólny mianownik?
— Spory. Restrykcyjna polityka migracyjna, podobna polityka zagraniczna w kwestii Ukrainy i Rosji, eurosceptycyzm czyli dążenie do zwiększenia uprawnień państw narodowych oraz antybrukselska narracja
Do tego silny identytaryzm, nacisk na konieczność zachowania i rozwoju etnicznej tożsamości narodowej…
— Tak, obu polityków łączy też waga, jaką przywiązują do kwestii tożsamościowych. Pamiętajmy jednak, że alianse partii nacjonalistycznych są skomplikowane i obciążone sporym ryzykiem, bo ugrupowania te karmią się też w końcu antagonizmami pomiędzy narodami czy też sąsiadami. Orbán i Kickl będą więc stąpać po cienkim lodzie. Z drugiej strony skoro przywódca Węgier był w stanie dogadać się z Ficem pomimo wielu lat napięć, których powodem była mniejszość węgierska na Słowacji, to liderzy Fideszu i FPÖ na pewno przezwyciężą narodowe antagonizmy.