Wbrew nadziejom, jakie zrodziło zjednoczenie Europy po rozpadzie ZSRR, wiek XXI obfituje we wstrząsy i kryzysy, wystawiające na ciężką próbę europejską integrację. Choć to kryzysy niezawinione przez nasz kontynent, utarło się powiedzenie, że Europa choruje, gdy świat tylko kicha.

Kryzys finansowy (2008-2013) poraził nas bardziej z uwagi na przewagę banków w finansowaniu gospodarki. Kryzys migracyjny (2015) był następstwem wojny w Syrii. Potem była pandemia COVID-19. Wreszcie, w lutym 2022 r., Rosja najechała Ukrainę. Wojna wróciła na nasz kontynent.

Wszystkie te kryzysy wymagają wspólnej reakcji. 1 lutego 2024 r. na nadzwyczajnym szczycie liderzy Unii muszą znaleźć odpowiedź na nadzwyczajne wyzwanie, jakim jest pomoc dla walczącej Ukrainy. Zadeklarowane 50 mld euro na lata 2024-2027 nie mieści się w budżecie UE uzgodnionym przed pandemią i rosyjską agresją. Zaś rewizja budżetu wymaga jednomyślności, co wykorzystuje Viktor Orbán, szantażując Unię wetem, o ile Komisja Europejska nie odmrozi funduszy dla Węgier. Prawdopodobny zgniły kompromis pozostawi niesmak. Premier kraju zamieszkanego przez 2 proc. ludności UE, przyjaciel Putina, jest w stanie szantażować całą wspólnotę. Jaka to zachęta do odejścia od zasady jednomyślności!

Nie mniej istotne jest wzbogacenie integracji o wymiar obronny, stanowiący zaprzeczenie oryginalnej, pacyfistycznej natury UE – w reakcji na rosyjską agresję i niepewność co do amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa, jeśli do władzy wróci Trump, gotów wyprowadzić USA z NATO!

Niestety, kryzysowe sytuacje i związane z tym zagrożenia żywią także populizm. Szczególnie żyzną glebę eurosceptycznego populizmu stanowi obca kulturowo imigracja z Afryki i Bliskiego Wschodu. W chrześcijańskiej Polsce służy ksenofobicznej histerii („Bóg w dom, gość won”), z pamiętnym wkładem Jarosława Kaczyńskiego, który oskarżył imigrantów o roznoszenie zarazków. Stąd polskie rozdwojenie jaźni po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Niezwykła gościnność wobec milionów ukraińskich rodzin i znieczulica wobec dramatu muzułmańskich uchodźców na granicy z Białorusią. Te nastroje spotęgowała kampania parlamentarna roku 2023, w tym pytania referendalne. W efekcie racjonalna rozmowa o migracji i systemie emerytalnym w starzejącym się społeczeństwie stała się niemożliwa.

Polskie wybory 15 października 2023 r. – skrajnie nieuczciwe, gdyż cała machina państwa została użyta w obronie władzy PiS – były śledzone z niepokojem i nadzieją w całym demokratycznym świecie. Radosne „Poland is back”, które nas witało w Brukseli dzień po wyborach, staje się zrozumiałe na tle politycznej mapy UE roku 2023.

Imigracyjne porachunki, żywcem wzięte z gangsterskich filmów, zachwiały poczuciem bezpieczeństwa stabilnej wcześniej i tolerancyjnej Skandynawii. Orbán trzyma się mocno na Węgrzech, blokując pomoc dla Ukrainy. Wschodnie landy Niemiec są łupem Alternative für Deutschland, formacji antyeuropejskiej i prorosyjskiej. Podobne nastroje panują w najbardziej znaczącym z bałkańskich krajów kandydackich – Serbii. Fico wygrywa w Słowacji. Wilders wygrywa w Holandii. Czerwcowe wybory w Belgii, wedle zapowiedzi flandryjskich nacjonalistów mogą zakończyć żywot królestwa sprawującego w tym półroczu prezydencję w UE. Sondaże zwiastują wygraną Marine Le Pen w drugiej turze wyborów prezydenckich we Francji – więc dobrze, że odbędą się dopiero w roku 2027.

Jasny punkt, jaki stanowimy na tej ponurej mapie, rodzi zrozumiałe oczekiwania wobec Polski. Ich wyrazem jest nominowanie Tuska przez wpływowe Politico jako „the most powerful person in Europe”. Jest zapotrzebowanie na pozytywnego udziałowca dalszych kroków integracji, a nie tylko spóźnionego konsumenta Krajowego Planu Odbudowy. Wierzę, że Polska Tuska spełni europejskie nadzieje. Także dlatego, że załagodzi konflikty z walczącą Ukrainą, chroniąc interesy polskich przewoźników i rolników poprzez porozumienie, tak jak udało się to Rumunom i Bułgarom, a nie toporne, jednostronne embargo sprzeczne z zasadami UE.

Zarazem dostrzegam trzy niełatwe wyzwania, z jakimi zmierzy się rząd wracający do europejskiej gry.

Pierwszym wyzwaniem jest unijny pakt o migracji i azylu. Konstruktywna strategia obrana przez premier Kopacz została zanegowana po roku 2015. „Politycznym złotem” w wyborach 2015 i 2019 r. okazało się budzenie lęku przed obcym, wspomagane gorliwie przez rządowe media. Miało to swoje apogeum w kampanii 2023 r., co stanowiło szczyt hipokryzji w czasie szwindli wizowych MSZ i hurtowego sprowadzania muzułmańskich gastarbeiterów. Treść unijnego paktu została w Polsce całkowicie zakłamana – mówiono o mechanizmie przymusowej alokacji uchodźców, gdy w istocie jest to zaostrzenie prawa azylowego i uszczelnienie szlaków przerzutu uchodźców. Zaś Polska – kraj podlegający presji migracyjnej ze strony Ukrainy – może wnioskować o uwolnienie się od zobowiązań alokacyjnych.

Cierpliwe odkłamywanie tej kwestii w mediach, wreszcie publicznych, umożliwi z czasem racjonalne zarządzanie migracją na miarę potrzeb polskiego rynku pracy. Jednak wysoki poziom zatrucia opinii publicznej dezinformacją i lękami – nie tylko w Polsce – nakazuje ostrożność w stawianiu problemu migracji przez rząd Tuska na arenie europejskiej w perspektywie wyborów 2024 r.

Podobnie jest ze zmianami traktatowymi, przegłosowanymi w Parlamencie Europejskim 15 listopada 2013 r. – przy sprzeciwie mojej delegacji i większości frakcji EPL, w której uczestniczymy. Nie kwestionujemy potrzeby usprawnienia decyzyjności UE w obliczu mnożących się zagrożeń i perspektywy rozszerzenia Unii. Nasz sprzeciw budzi zbyt radykalne odejście od zasady jednomyślności we wrażliwych obszarach polityki zagranicznej i obronnej, a także podatków. Dlatego, że napędza to antyeuropejski populizm i przez to utrudnia pożądane reformy Unii. PiS reaguje histerycznie, strasząc, że rodzi się europejskie superpaństwo pod niemieckie dyktando, równoznaczne z utratą suwerenności.

Przy całej świadomości, że proponowane zmiany nie wejdą w życie, zmusza to rząd Tuska i jego reprezentację w UE do reagowania na wydumane i realne zalążki europejskiego federalizmu, bo nie sprzyja im obecny klimat w Europie, a w Polsce wspomaga to PiS-owską histerię.

Trzecie niewdzięczne wyzwanie pozostanie z nami na lata, bo PiS zostawia nam teren całkowicie zaminowany. Są to ambicje klimatyczne Unii w drodze do neutralności klimatycznej w roku 2050, oprzyrządowane w postaci niezwykle wymagających legislacji „FiT for 55”. Będziemy płacili wysoką cenę za zaniechania ostatnich ośmiu lat, kiedy obowiązywał patriotyczny stosunek do węgla i energetyka w 65 proc. zależna od węgla. Bruksela odnotowała optymistyczne zapowiedzi minister Zielińskiej jako wyraz woli wpisania się nowego rządu w program Zielonego Ładu, ale musimy uwzględniać koszty społeczne, gospodarcze i tym samym polityczne naszej transformacji energetycznej. Na szczęście, jest to problem dobrze adresowany w Krajowym Planie Odbudowy, w nowej generacji funduszy strukturalnych i Funduszu Sprawiedliwej Transformacji pomyślanym jako osłona zwrotu w stronę odnawialnych źródeł energii.

We wszystkich tych trzech obszarach – migracja, zmiany traktatów i Zielony Ład – rządy PiS pozostawiły toksyczny osad w głowach i wprowadziły na pole minowe rząd Tuska, z którym Unia wiąże nadzieje na pozytywny wkład w pogłębienie europejskiej integracji.

Oprócz uwarunkowań krajowych istotny jest także kontekst międzynarodowy. Rysuje się różnica pomiędzy szefową Komisji Europejskiej i szefem naszej, centroprawicowej frakcji w Parlamencie Europejskim – chociaż oboje wywodzą się z tej samej rodziny politycznej CDU/CSU. O ile Ursula von der Leyen i cała Komisja Europejska dyktuje tempo zmian, szukając sojuszników po lewej stronie, Manfred Weber zerka w prawo, usiłując zneutralizować prawicowy eurosceptycyzm w przededniu wyborów do Parlamentu Europejskiego. Praktycznie oznacza to ostrożne pogłębianie integracji, co sprzyja odbudowie naszej pozycji w Unii bez prowokowania antyunijnych nastrojów.

Solidarnościowa dewiza „odważnie, ale z rozwagą”, torująca naszą drogę do wolności, zachowuje aktualność w czasie powrotu Polski do wielkiej gry o przyszłość europejskiej wspólnoty.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version