Aleksiej Nawalny zmarł nagle w łagrze. To nie pierwszy przypadek, gdy Władimir Putin morduje przeciwników politycznych.
W Rosji giną nie tylko przeciwnicy reżimu. Sam charakter systemu politycznego, którego elity są skorumpowane i mają powiązania, czy wręcz korzenie w zorganizowanych grupach przestępczych, sprawia, że konflikty interesów załatwia się przy użyciu siły.
Rosyjskim służbom nikt nie ufa, a już na pewno w takiej sprawie, która dotyczy szczytów władzy. Zamachy, otrucia, zabójstwa na zlecenie i sfingowane śmierci to przecież w Rosji nic nowego.
Tajemnicze losy lekarzy z Omska
Wystarczy wspomnieć np. o przypadku Darii Duginy, córki rosyjskiego filozofa Aleksandra Dugina, piewcy ideologii eurazjanizmu, którą w uproszczeniu można określić jako zruszczony neonazim, do czerwoności rozgrzała rosyjskie media i sieci społecznościowe.
Dyskusje o tym, kto tak naprawdę stał za zamachem i jakie były jego prawdziwe motywacje, nie miały końca. Nietypowe w tej sprawie były okoliczności, ale już nie sam fakt nagłej śmierci w wyniku eksplozji ładunku wybuchowego podłożonego w samochodzie.
Rosyjskie służby specjalne, wskazywane przez wielu komentatorów jako wykonawcy zamachu na Duginę słyną raczej z otruć. Dobrym przykładem jest śmierć Aleksandra Litwinienki w brytyjskim szpitalu w 2006 r. Litwinienko, kiedyś podpułkownik w KGB, a potem FSB odwrócił się od Putina, na Zachodzie występował z otwartą krytyką reżimu. Oskarżał rosyjskie służby o zorganizowanie zamachów na budynki mieszkalne w Moskwie, przypisanych czeczeńskim terrorystom, co stało się przyczyną wznowienia wojny w Czeczenii.
W 2015 r. z objawami ciężkiego zatrucia do szpitala w Moskwie trafił dziennikarz i polityk Władimir Kara-Murza. Trzy lata później cały świat poznał rosyjskie słowo „nowiczok”. Dwójka rosyjskich agentów próbowała w angielskim miasteczku Salisbury otruć byłego oficera rosyjskiego wywiadu Siergieja Skripala i jego córkę Julię. Podobnie jak Kara-Murza, Skripalowie przeżyli, ale przypadkową ofiarą ataku została Brytyjka Dawn Sturgeess. W sierpniu 2020 r. FSB próbowało otruć nowiczokiem Nawalnego. Opozycjonista poczuł się gorzej na pokładzie samolotu, którym wracał z Tomska do Moskwy. Przeżył w dużej mierze dzięki szybkiej reakcji pilota, który awaryjnie lądował w Omsku. Tam trafił do miejskiego szpitala nr 1, gdzie w pierwszej fazie lekarze podjęli prawidłowe leczenie. W szpitalu jednak szybko pojawili się mundurowi, do Nawalnego nie mogła dostać się nawet jego żona. Ostatecznie za zgodą Putina, do którego zwróciła się Julia Nawalna, polityk został przetransportowany na dalsze leczenie do Niemiec. Lekarzy z Omska oskarżono o to, że choć ratowali Nawalnego, to równocześnie starali się zatrzeć ślady otrucia. Nawalny odbył w Niemczech rehabilitację, a kiedy doszedł do zdrowia, zdemaskował swoich niedoszłych zabójców z FSB, po czym postanowił wrócić do Rosji. Od razu trafił do więzienia, w którym przebywa do dzisiaj.
Bardziej tajemnicze są dalsze losy lekarzy, którzy leczyli Nawalnego w Omsku. W lutym 2021 r. na zawał zmarł Siergiej Maksimiszyn, zastępca głównego lekarza szpitala, gdzie leżał Nawalny i szef tamtejszej reanimatologii. W marcu na wylew zmarł kolejny lekarz z tego samego szpitala, ordynator traumatologii i ortopedii Rustam Agiszew. Nic więc dziwnego, że wszyscy śledzili z zapartych tchem poszukiwania dyrektora Aleksandra Murachowskiego w maju 2021 r. To właśnie Murachowski w swoim gabinecie, razem z przedstawicielami służb specjalnych, niespełna rok wcześniej decydował o losie Nawalnego. Na początku maja pojechał ze znajomymi do bazy myśliwskiej w obwodzie omskim. Wyjechał z bazy na quadzie, po czym ślad po nim zaginął. Dwa dni później ekipa poszukiwawcza znalazła quad, a kolejnego dnia Murachowski sam doszedł do jednej z okolicznych wsi. Twierdził, że się zgubił i trzy dni spędził sam w lesie. Spekulowano, że dziwne zaginięcie Murachowskiego mogło być próbą zastraszenia, by nie przyszło mu do głowy zdradzać szczegółów dotyczących pobytu Nawalnego w omskim szpitalu. Takie domysły wydają się przesadzone, ale biorąc pod uwagę atmosferę w Rosji, nie jest trudno w nie uwierzyć.
Magnitsky Act
Wróćmy do Władimira Kara-Murzy. Jego otrucie nie zyskało takiego rozgłosu w światowych mediach jak przypadki Litwinienki, Skripalów i Nawalnego, ale jest powiązane z dwoma tragicznymi i ważnymi śmierciami. Kara-Murza jako działacz demokratycznej opozycji aktywnie lobbował na Zachodzie nałożenie sankcji na Rosję. Najpierw za śmierć Siergieja Magnickiego, pracownika firmy konsultingowej Firestone Duncan, założonej przez Amerykanów i działającej w Rosji. Magnicki odkrył schematy nielegalnego wyprowadzania pieniędzy z państwowego budżetu przez urzędników i funkcjonariuszy służb mundurowych. W odpowiedzi ci sami ludzie oskarżyli go o opracowanie sposobów na unikanie płacenia podatków. Magnicki był przetrzymywany w owianym złą sławą moskiewskim areszcie Matrosskaja Tiszyna, gdzie zmarł siedem dni przed upłynięciem maksymalnego okresu aresztu.
W czasie pobytu w areszcie skarżył się na problemy z narządami wewnętrznymi, ale nie zapewniono mu odpowiedniej opieki medycznej. Kiedy Magnicki zmarł, lekarze więzienni wpisali w akcie zgonu ostrą niewydolność systemu krążenia i uraz głowy. Demokratyczna opozycja od początku traktowała śmierć Magnickiego jako polityczne zabójstwo, które miało na celu wyeliminowanie ważnego świadka. Sprawa stała się też przykładem degradacji systemu sądownictwa w Rosji. W efekcie Stany Zjednoczone uchwaliły tzw. Magnitsky Act, nakładający sankcje na osoby odpowiedzialne za śmierć Magnickiego i ich aktywa finansowe.
Druga śmierć, w której rozliczenie angażował się Władimir Kara-Murza, to zabójstwo Borysa Niemcowa. Niemcow był niezwykle charyzmatycznym i popularnym politykiem. W latach 90. sprawował funkcje gubernatora obwodu niżnonowogrodzkiego, ministra energetyki i wicepremiera. Spodziewano się, że zostanie następcą Jelcyna. Ale Borys Jelcyn, odchodząc ze stanowiska prezydenta Rosji, wskazał na funkcjonariusza FSB Władimira Putina. Niemcow przeszedł do opozycji. Zasłynął raportami na temat rządów Putina, które demaskowały korupcję i bezprawie, a w 2014 r. krytycznie ocenił aneksję Krymu i wojnę w Donbasie. Pod koniec lutego 2015 r. Niemcow spacerował w centrum Moskwy w towarzystwie ukraińskiej modelki Anny Durickiej. Szli przez Wielki Most Moskworecki, z którego roztacza się widok na Kreml, kiedy napastnik wystrzelili w plecy Niemcowa cztery kule. Polityk zmarł na miejscu. W sprawie zabójstwa zatrzymano sześć osób. Szóstą był Biesłan Szawanow, który podczas próby zatrzymania odpalił granat i zginął.
To bodaj najgłośniejsza polityczna śmierć w postsowieckiej Rosji, ale wcale nie pierwsza. I pewnie nie ostatnia. Do zabójstwa Niemcowa najszerzej znaną ofiarą politycznego zabójstwa na zlecenie była Galina Starowojtowa, deputowana Dumy. W latach 90. Starowojtowa krótko doradzała Jelcynowi w sprawach polityki etnicznej, była także inicjatorką ustawy lustracyjnej. Jak nietrudno się domyślić, jej inicjatywa spaliła na panewce, bo inaczej Władimir Putin w 2000 r. nie mógłby zostać prezydentem. W listopadzie 1998 t. Starowojtowa została dosłownie rozstrzelana w pobliżu swojego domu w Petersburgu. Towarzyszył jej asystent, który mimo ciężkich ran przeżył. Podczas procesu rozpoznał jednego z oskarżonych. O zabójstwo polityczki oskarżono byłego funkcjonariusza wywiadu i dwóch członków tambowskiej grupy przestępczej, którzy wykonali egzekucję. Dwóch skazano, a jeden z nich – niespodzianka – zaginął bez wieści. Po kilku latach były deputowany Dumy z frakcji Żyrinowskiego przyznał się, że zlecił zabójstwo Starowojtowej na prośbę szefa mafii tambowskiej. Śledczym nie udało się jednak tego potwierdzić.
Zlecenia z Kremla
To typowy schemat, który w takich przypadkach działa w Rosji. Stosunkowo szybko – choć nigdy nie tak szybko, jak po zamachu na Duginę, kiedy FSB „znalazło” zamachowczynię w ciągu półtorej doby – znajdują się wykonawcy. Faktyczni czy wrobieni nie ma znaczenia, po prostu trzeba kogoś skazać. Ale faktyczne motywy zbrodni pozostają nieznane, a zleceniodawcy są chronieni przez system. Tak było w sprawie Niemcowa i Anny Politkowskiej, którą w 2006 r. zamordowano w windzie w kamienicy, w której mieszkała.
Śmierć Politkowskiej odbiła się głośnym echem na świecie, ale lista zamordowanych w Rosji dziennikarzy jest niestety bardzo długa. To szczególnie narażona na ryzyko grupa zawodowa w Rosji, zwłaszcza jeśli mowa o niezależnych mediach, tropiących nadużycia władz i obnażających przestępczy charakter reżimu. W 2009 r. w centrum Moskwy zostali zastrzeleni adwokat Siergiej Markiełow i dziennikarka Nowej Gazety Anastasija Baburowa. Za zbrodnię skazano dwójkę rosyjskich nacjonalistów. Także w 2009 r. porwano sprzed domu i bestialsko zamordowano Natalię Estemirową, obrończynię praw człowieka i dziennikarkę z Czeczenii. W 2003 r. nagle zmarł inny dziennikarz Nowej Gazety, a wcześniej polityk Jurij Szczekoczichin. W ciągu dwóch tygodni Szczekoczichin bardzo mocno podupadł na zdrowiu, jak wspominają w redakcji wręcz „zamienił się w starca”. Zaczęły mu wypadać włosy, odmawiały organy wewnętrzne. Zmarł w szpitalu, a jego krewni podejrzewają, że Szczekoczichin został otruty podobnie jak Litwinienko. W 2004 r. z broni maszynowej zastrzelono Paula Chlebnikowa, amerykańskiego dziennikarza o rosyjskich korzeniach, który założył w Moskwie filię magazynu Forbes. Do zabójstwa doszło przed budynkiem redakcji. Do najbardziej tajemniczych zabójstw dziennikarzy należy sprawa Włada Listjewa, którego zastrzelono 1 marca 1995 r. przed jego domem w Moskwie. Listjew był dyrektorem ORT, czyli 1 kanału rosyjskiej telewizji państwowej. Do dzisiaj nie wiadomo kto i dlaczego go zabił.
W wielu z tych zbrodni przewija się czeczeński wątek. Wojna w Czeczenii, popełniane w jej trakcie zbrodnie i ustanowiony po jej zakończeniu reżim Ramzana Kadyrowa do tej pory stanowią temat dziennikarskich śledztw. Kadyrow brutalnie ściga każdy przejaw krytyki, ale zapewnia też wykonawców morderstw na polityczne zlecenie z góry. Bo co do tego, że inspiracja wielu z tych zabójstw płynie z Kremla nie powinniśmy mieć wątpliwości.
W Rosji giną nie tylko przeciwnicy reżimu. Sam charakter systemu politycznego, którego elity są skorumpowane i mają powiązania, czy wręcz korzenie w zorganizowanych grupach przestępczych, sprawia, że konflikty interesów załatwia się przy użyciu siły. Na ulicach rosyjskich miast ginęli więc deputowani różnych szczebli, biznesmeni, członkowie mafii i „wory w zakonie”, czyli kryminalna elita. W społecznej pamięci szczególnie pod tym względem zapisały lata 90. W kolejnej dekadzie zrobiło się spokojniej, a Rosjanie uwierzyli, że tym, który zaprowadził porządek, jest Władimir Putin. Poczucie bezpieczeństwa wzrosło, co obok ekonomicznej stabilności tamtych lat przyczyniło się do zbudowania mitu Putina jako zbawcy Rosji. Zabójstwa opozycyjnych polityków i dziennikarzy nie zdołały tym mitem zachwiać.