Aby zbudować więź z dzieckiem i sprawić, by poczuło się akceptowane, rodzice muszą nawiązać z nim kontakt na poziomie emocjonalnym, co oznacza, że najpierw muszą przełamać własną niechęć do kontaktu z emocjami, takimi jak gniew, strach, smutek czy wstyd.

Jeden z najbardziej popularnych wśród nastolatków seriali Netflixa, „13 powodów”, opowiada historię Hannah Baker, uczennicy liceum. Dziewczyna popełnia samobójstwo i nagrywa kasety, które mają wyjaśnić tajemnicę jej śmierci.

Dlaczego piękna, radosna i spontaniczna nastolatka pewnego dnia stwierdza, że nie jest w stanie poradzić sobie z otaczającą rzeczywistością? Czy była to wina jej kolegów? Rodziców? A może wyłącznie Hannah? A wychodząc poza przypadek Hannah – co jest przyczyną naszych trudności w życiu dorosłym i nastoletnim?

Według Jeffreya E. Younga, twórcy terapii schematów, u każdego z nas wykształcają się w dzieciństwie tzw. schematy – częściowo z powodu wrodzonego temperamentu, częściowo za sprawą oddziaływania otoczenia. Young wyróżnia aż 18 schematów, które w istocie są przekonaniami na temat samego siebie i swojej relacji ze światem. To właśnie te kształtowane przez lata wzorce myślenia najczęściej odpowiadają za to, jak reagujemy w stresujących i trudnych dla siebie sytuacjach. Dlatego nazywa się je psychologicznymi pułapkami.

Jak to działa? Uaktywniony schemat niesie ze sobą konkretne automatyczne i bardzo silnie oddziałujące myśli i uczucia, które mogą prowadzić do przewlekłych problemów emocjonalnych, w tym do depresji, napadów paniki, poczucia samotności lub ataków złości. Jeśli w relacji z naszym dzieckiem zdarzają się sytuacje, w których odczuwamy silne uczucia, np. złości, wstydu, strachu, skrzywdzenia, rozpaczy, może to oznaczać, że zachowanie naszego dziecka aktywowało nasz schemat. Takie reakcje mogą wpływać destrukcyjnie na wzajemne relacje dziecka i rodzica.

Schematy zdrowe powstają wtedy, gdy zaspokajane są podstawowe potrzeby dziecka: bezpieczne przywiązanie i akceptacja, zdrowa autonomia i kompetencja, realistyczne granice i realistyczne oczekiwania. W efekcie dzieci wytwarzają pozytywny obraz innych osób, siebie i świata. Jeśli potrzeby te nie są zaspokajane, dzieci uwewnętrzniają bolesne przeżycia i usiłują sobie radzić z nimi tak, jak potrafią.

John i Karen Louisowie, terapeuci, autorzy programu Good Enough Parenting oraz książki „Mały człowiek, wielkie potrzeby”, przyczyn większości nieszczęść we współczesnym świecie upatrują w niezaspokojonej potrzebie bezpiecznego przywiązania i akceptacji. Prawdziwe przywiązanie cechuje się tym, że emocje pomiędzy rodzicami i dziećmi płyną dwukierunkowo, obie strony łączy empatia, zrozumienie i serdeczna więź.

Aby móc taką więź z dzieckiem zbudować i sprawić, by czuło się akceptowane, rodzice muszą nawiązać z nim kontakt emocjonalny, co oznacza, że najpierw muszą przełamać własną niechęć do kontaktu z emocjami takimi jak gniew, strach, smutek czy wstyd. Wielu rodziców nie widzi jednak pożytku z rozmawiania o uczuciach i woli unikać tego tematu. Niektórzy obawiają się, że silna emocjonalna więź z dzieckiem może im utrudnić jego wychowanie, kierowanie nim i uczenie go odpowiedzialności. Badania, które przez ponad 20 lat prowadził John M. Gottman, pokazały jednak, że jest to przekonanie błędne – w rzeczywistości jest odwrotnie. Im bardziej dziecko jest emocjonalnie związane z rodzicami, tym większe prawdopodobieństwo, że w przyszłości zaakceptuje wartości wyznawane przez rodziców. A więc bezpieczne przywiązanie sprzyja nie tylko dzieciom, ale służy również rodzicom.

Kiedy w wyniku konfrontacji z emocjami dziecka rodzicom uruchamiają się ich własne schematy, które powodują, że zaczynają swoje dziecko wyśmiewać, karać, obrażać, więź doznaje uszczerbku i trzeba ją odbudować. Jeśli to się nie uda, dziecko, zwłaszcza młodsze, może się czuć porzucone, osamotnione, niekochane i nierozumiane. Powtarzalność takich stanów prowadzi do chronicznej frustracji i zniechęcenia, co wpływa na uczucia do rodziców, a także na zdrowie fizyczne i psychiczne dziecka. Dlatego, według Louisów, rodzice, którzy potrafią uświadomić sobie własne reakcje na uczucia dziecka, robią pierwszy krok ku zaspokojeniu jego podstawowej potrzeby bezpiecznego przywiązania i akceptacji.

Wieloletnie badania Gottmana pokazały, że dzieci, których rodzice praktykowali coaching emocjonalny, są zdrowsze fizycznie i osiągają lepsze wyniki w nauce niż dzieci rodziców, którzy nie byli kierowani w sposób empatyczny. Te pierwsze, uczone od najmłodszych lat rozpoznawania emocji, nabierają większej wprawy w sztuce samodzielnego pocieszania się i potrafią zachować spokój w stresujących sytuacjach.

Dorośli i dzieci doświadczają dzisiaj coraz większego stresu. Już nawet od maluchów żąda się, by uczestniczyły w niezliczonych zajęciach i uczyły się coraz trudniejszych rzeczy, często nieodpowiednich do ich wieku. David Elkind, profesor Tufts University i autor książki „Pospieszane dziecko”, twierdzi, że dzieciom bardzo szkodzi nadmierny nacisk na to, by miały jak najlepsze stopnie i dojrzewały znacznie szybciej niż w swoim naturalnym tempie. Zwraca on uwagę, że takie „pospieszanie” narusza granice dziecka, odbiera je ono jako wykorzystanie, krzywdę i źródło ogromnego stresu. Dlatego psycholodzy coraz więcej uwagi poświęcają podstawowej potrzebie realistycznych oczekiwań. Zaspokajanie jej to pomaganie dziecku w zrozumieniu, czego od niego oczekujemy, a jednocześnie pozwalanie mu na bycie sobą. Badania Perrisa i Younga w 2008 r. pokazały, że zaspokojenie tej potrzeby pozwoli dziecku wykształcić takie cechy jak realistyczne standardy, wspaniałomyślność i zdolność do wyrzeczeń w imię respektowania granic. Będzie na poziomie emocjonalnym stale odbierało przekaz, że miłość rodziców nie zależy od jego wyników i osiągnięć. I nawet jeśli będzie czuło się zachęcane do najlepszych starań, to brak perfekcjonistycznych wymagań sprawi, że dziecko lepiej będzie sobie radzić z porażką.

Zaniedbanie tej potrzeby naraża dziecko na wykształcenie się nieadaptacyjnego schematu nadmiernych wymagań/nadmiernego krytycyzmu. Dzieci, u których rozwinął się ten schemat, napędza nieustanna potrzeba bycia najlepszym i dążenia do doskonałości. Status quo ich nie zadowala, a spełnienie zawsze jest oddalone o krok, w zasięgu wzroku, ale nieosiągalne. Dorastając, osoby z tym schematem podnoszą poprzeczkę coraz wyżej i krytycznie odnoszą się do ludzi, którzy nie spełniają ich wyśrubowanych standardów, mają małą wyrozumiałość dla ich błędów.

Nie jest łatwo mieć rodzica, który przejawia taki schemat. Zwykle przenosi on wysokie wymagania na swoje dziecko, które czuje, że miłość rodzica uzależniona jest od jego osiągnięć, charakter definiowany jest przez zewnętrzne dokonania, a nie cechy osobowości. W książce „Mały człowiek, wielkie potrzeby” osoby wykazujące schemat nadmiernych wymagań opisane są jako „trudni towarzysze życia”. Ich dzieci, podporządkowujące się warunkowej miłości i kontrolującej aprobacie, później czuli do swoich rodziców tylko żal i niechęć. Co gorsza, badania potwierdzają, że matki, które miały podobne odczucia w stosunku do swoich rodziców, częściej w taki sam sposób traktują własne dzieci, co potwierdza tezę, że schematy są przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Bycie rodzicem utrudniają doświadczenia z własnego dzieciństwa. Nie chodzi jednak o rodzicielstwo doskonałe, tylko wystarczająco dobre. Ale nawet przy takim nastawieniu rodzice od czasu do czasu ulegają frustracji, tracą cierpliwość, wpadają w tryb toksycznych interakcji i działają w nim przez jakiś czas. Autorzy książki „Relacje na huśtawce” pomagają nam rozpoznać u siebie konkretne schematy i radzić sobie zdrowo mimo ich posiadania, podkreślając znaczenie akceptacji w procesie zdrowienia. Kiedy schematy uaktywniają się w relacji z dziećmi, często mamy poczucie winy, mało empatii dla własnych myśli i uczuć, staramy się je tłumić, lekceważyć i traktować jako słabości. Jesteśmy wobec siebie surowi i trudno nam traktować siebie z życzliwością. A nie da się być kochającym rodzicem, jeśli wciąż atakujemy siebie za to, że nie jesteśmy rodzicem wystarczająco dobrym. Akceptowanie emocji wzbudzonych przez schemat w pewnym sensie zależy od tego, czy nauczymy się okazywać współczucie samemu sobie jako istocie emocjonalnej.

Badania konsekwentnie pokazują pozytywną korelację pomiędzy współczuciem dla samego siebie a psychicznym dobrostanem. Osoby, które umieją sobie współczuć, mają lepsze relacje z innymi, wyższą inteligencję emocjonalną i większe poczucie życiowej satysfakcji, przeżywają jednocześnie mniej niepokoju, wstydu czy strachu przed porażką.

Jak w takim razie pozwolić sobie na lepsze traktowanie siebie i innych? Według autorów wspomnianych publikacji jest to możliwe, gdy dojdzie do odsłonięcia. Louisowie rozumieją odsłonięcie jako otwarte komunikaty w czterech sferach: słabości (które zazwyczaj powiązane są ze schematami), uczuć (wszystkiego, co czujemy), potrzeb (podstawowych potrzeb emocjonalnych i oczekiwań), a także przeprosin (wzięcie odpowiedzialności ze niewłaściwe postępowanie w relacji). Takie wzajemne odsłonięcie w relacji rodzic – dziecko daje szanse na zrozumienie komunikatów wysyłanych do siebie i autentyczny kontakt, co może być bardzo pomocne na drodze do pojednania i naprawienia więzi.

Czy kiedykolwiek w sposób pełny będziemy w stanie zrozumieć zachowania i intencje naszego dziecka? Los bohaterki serialu „13 powodów” i jej przyjaciół pokazuje, jak na wiele sytuacji w życiu dziecka opiekunowie mogą nie mieć wpływu. Ale jest też czynnik wychowania i tu rodzice mają znaczącą rolę do odegrania. Jeśli właściwie zaspokajają podstawowe potrzeby emocjonalne dziecka, to ma ono znacznie większe szanse na zdrowy rozwój psychiczny. Te szanse maleją, jeśli dziecko doświadcza powtarzających się toksycznych interakcji. Ale dobra wiadomość jest taka, że rodzicielstwa można się nauczyć. Każdy rodzic może zidentyfikować własne schematy, nabrać do nich dystansu, stać się bardziej życzliwym dla siebie i innych. I zdrowym. Nie mylić z doskonałym.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version