– Kobiety zaakceptowały sytuację, że mężczyzna nie może. Niektóre nawet były z tego zadowolone, bo miały spokój – mówi prof. Zbigniew Izdebski,

Michał doskonale pamięta, kiedy po raz pierwszy usłyszał o viagrze. To było w 2010 r., miał wtedy 27 lat. – Obejrzałem hollywoodzki film „Miłość i inne używki” o gościu, który zatrudnia się w firmie farmaceutycznej akurat wtedy, gdy wypuszcza ona na rynek viagrę. Postanowił jej spróbować, wziął tabletkę i poszedł na imprezę. Miał priapizm, czyli wielogodzinny wzwód. A ja pomyślałem wtedy: jesteśmy zbawieni – opowiada.

Pamięta też, że w tamtym czasie używanie niebieskiej tabletki wiązało się ze wstydem. – Oznaczało, że jesteś nieudacznikiem – tłumaczy. Nigdy viagry nie brał, ale zawsze miał na to ochotę. Namawiał nawet byłą dziewczynę, by spróbowali seksu po tabletce, ale uznała, że to głupi pomysł. Powiedziała: „Poczekaj, aż się zestarzejemy”.

Michał przyrzekł sobie, że jak tylko zacznie w tej kwestii niedomagać, natychmiast weźmie viagrę. Będzie ją żarł bez przerwy i nie będzie się tego wstydził.

Niebieską tabletkę odkryto przypadkiem. Była połowa lat 90. ubiegłego wieku, zespół angielskich naukowców miał właśnie zamknąć nieudane badanie nad nowym lekiem na nadciśnienie, gdy kilka osób zgłosiło, że powoduje on nietypowy skutek uboczny: erekcję.

Od tej pory skupiono się więc na zastosowaniu substancji w leczeniu zaburzeń erekcji. Tu wyniki były spektakularne. Kolejne testy utwierdzały naukowców w przekonaniu, że wynaleźli lek na problemy ze wzwodem.

W 1993 r. koncern Pfizer opatentował cytrynian sildenafilu w USA, a w 1998 r. viagra została zatwierdzona przez FDA – Agencję ds. Żywności i Leków. I niemal natychmiast trafiła do sprzedaży.

Ruszyła też gigantyczna kampania promocyjna. W emitowanym przez CNN programie „Larry King Live” były kandydat na prezydenta USA Bob Dole przyznał, że uczestniczył w eksperymentalnych próbach leku. „Jest świetny” – powiedział. W 2010 r. do przyjmowania go przyznał się słynny aktor Michael Douglas.

A potem były rekordy: liczby sprzedanych tabletek, a nawet osiągniętych dzięki nim orgazmów. Viagra stała się symbolem męskiej wydolności seksualnej.

– To był przełom – mówi Andrzej Gryżewski psychoterapeuta i seksuolog, założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii Arte Vita. – Wcześniej mężczyźni czuli się bezradni wobec zaburzeń erekcji, stosowali jakieś archaiczne środki w rodzaju hiszpańskiej muchy czy buzdyganka górskiego. Z reguły nie pomagały, więc rezygnowali z seksu. I czuli się jeszcze bardziej bezsilni i sfrustrowani – tłumaczy.

– Przed viagrą jedynym skutecznym lekiem były zastrzyki w członek. Zatem niebieska tabletka to było objawienie, także dla mężczyzn z różnymi chorobami, bo przecież zaburzenia erekcji często wynikają z cukrzycy, powiększenia prostaty, zaburzeń układu krążenia czy miażdżycy. Zniknęły też ograniczenia wynikające z wieku, starsi mężczyźni mogli mieć kontakty seksualne. Wielka sprawa – mówi seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz.

– Zastosowanie viagry w leczeniu impotencji było rewolucją – potwierdza seksuolożka i psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz. – Dzięki niej mężczyźni czują się bezpieczniej: sprawni, bez obaw, że najlepsze już za nimi.

Tyle że szybko pojawiły się nieoczekiwane skutki uboczne viagry. I najbardziej odczuły je… kobiety, które przyzwyczaiły się do życia bez seksu.

– Zaakceptowały sytuację, że mężczyzna nie może. Niektóre nawet były z tego zadowolone, bo miały spokój. Nagłe odzyskanie przez partnera dawnej sprawności seksualnej zburzyło wypracowany przez lata układ – mówi prof. Zbigniew Izdebski, kierownik Katedry Biomedycznych Podstaw Seksuologii UW i Katedry Humanizacji Medycyny i Seksuologii UZ, autor wielu badań dotyczących zdrowia i seksualności Polaków.

– Niektórzy mężczyźni odzyskali wzwód, ale czy wszystkie kobiety stały się przez to szczęśliwsze? – zastanawia się.

Edukatorka seksualna Joanna Keszka zna odpowiedź, bo wiele razy rozmawiała o tym z kobietami, które przychodzą na organizowane przez nią warsztaty. I gdy dyskusja schodziła na viagrę, widziała często w ich oczach łzy. Mówiły, że są gwałcone, przymuszane do seksu.

Keszka cieszyła się, gdy viagra weszła do Polski, uważała, że pomoże wielu związkom. Ale już kilka lat później zrozumiała, że to była tylko perspektywa mężczyzn i koncernów farmaceutycznych. I że przez słynny lek na potencję kobiety cierpią jeszcze bardziej. – Są skazane na długi, monotonny seks z penetracją. Część kobiet nazywała to wręcz rzezaniem, czuły się jak nadmuchiwane lalki wykorzystywane przez faceta. Łóżko kojarzyło im się z przymusem, a nie z przyjemnością. Często nie miały pojęcia, że partner używa wspomagaczy, więc nie rozumiały, dlaczego seks stał się udręczeniem – tłumaczy. Pamięta szczególnie jedną z kobiet: przyzwyczajona do niezbyt długich stosunków z mężem przeżyła szok, gdy któregoś dnia seks wydłużył się do 30 minut. – To było najstraszniejsze pół godziny w jej życiu – mówi.

Jest przekonana, że viagra jeszcze pogłębiła różnice między kobietami a mężczyznami. – Bo ten lek odpowiada na męskie wyobrażenia o seksie. Penis powinien stać na sztorc, a fakt, że w łóżku spotykają się przecież dwie osoby o różnych potrzebach, nagle przestał być istotny. Kobiety po prostu zniknęły, ich opinie nie są brane pod uwagę – tłumaczy.

Przez wiele lat słynną niebieską tabletkę można było kupić wyłącznie na receptę. W 2016 r. Polska jako jeden z pierwszych krajów na świecie zalegalizowała sprzedaż viagry bez recepty.

– Chodziło o to, by przeciwdziałać czarnemu rynkowi, żeby mężczyźni nie brali podróbek tego leku, które często były skażone jakimiś szkodliwymi substancjami, tylko żeby kupili w aptece oryginał. Bo wtedy przynajmniej przeczytają ulotkę i jest szansa, że skonsultują się ze specjalistą, jeżeli coś nie będzie grać – tłumaczy prof. Lew-Starowicz.

– To podziemie internetowe pokazało, że jest w Polsce ogromne zainteresowanie tymi tabletkami. I że mężczyźni wciąż wstydzą się opowiedzieć lekarzowi o problemach ze zdrowiem seksualnym – dodaje prof. Zbigniew Izdebski.

Andrzej Gryżewski pamięta czasy, gdy jedna tabletka viagry kosztowała ponad 50 złotych. – A teraz za 30 złotych można kupić kilka sztuk i odebrać je w paczkomacie – mówi seksuolog.

Joanna Keszka widzi pewną zależność: z jednej strony władza PiS chce kontrolować płodność kobiet, wycofując tabletkę „dzień po” i wprowadzając zakaz aborcji, a z drugiej strony proponuje mężczyznom środki na erekcję, i to bez recepty. – To się stało niemal w tym samym czasie. Moim zdaniem chodziło o to, by pokazać, że oni powinni mieć wzwód, a my musimy jakoś to wytrzymać – mówi edukatorka.

W czasie pandemii COVID-19 ponad 50 proc. kobiet i 43 proc. mężczyzn deklarowało, że nie myśli o seksie

Na dodatek w ostatnich latach pojawiło się wiele tańszych zamienników viagry. Większość jest wydawana bez recepty, co oznacza, że można je reklamować. Przypominać, że prawdziwy mężczyzna nie wymięka. Bo „teraz chcieć znaczy móc”. – W pewnym momencie po viagrę zaczęły sięgać coraz młodsze osoby, którym niekoniecznie jest ona potrzebna albo dla których nie powinna być terapią pierwszego rzutu. Stała się dość groźnym narzędziem w niepowołanych rękach. Zwłaszcza że dzisiaj czasem też się z nią eksperymentuje, łączy ze środkami odurzającymi, z alkoholem i narkotykami – mówi Katarzyna Kucewicz.

Uważa, że mężczyźni czują potężną presję. – Czasami nawet nie tyle ze strony partnerki, ile wewnętrzną presję, którą narzucają im media, filmy, przechwałki na forach internetowych. Są też przekonani, że muszą zawsze stanąć na wysokości zadania. Bo jak nie, będą obiektem drwin. Mają błędne wyobrażenie o tym, czego kobiety potrzebują w seksie. Wydaje im się, że wielokrotnych orgazmów, kobiecych wytrysków. Chcą zadowalać partnerki, ale wątpią, czy bez wspomagania im się to uda – tłumaczy seksuolożka.

Do pełnego obrazu trzeba jeszcze dorzucić fakt, że Polska jest krajem, w którym edukacja seksualna właściwie nie istnieje, a przez Kościół katolicki i obecne władze jest wręcz traktowana jak zło. Polacy wiedzę o seksie czerpią więc głównie z filmów pornograficznych, w których kobiety są zawsze chętne, a mężczyźni wiecznie sprawni.

A równocześnie już jakiś czas temu zaczęli eksperymentować. Przeczytali kilka bestsellerowych książek w rodzaju „50 twarzy Greya” i zamarzył im się seks w śmielszym wydaniu. Pojawiły się sklepy z erotycznymi gadżetami nowej generacji, zaczęło do nich przychodzić znacznie więcej ludzi. Tak jakby nagle do naszych rodaków dotarło, że można się bawić w łóżku i nie oznacza to, że są nienormalni czy zboczeni.

„Grey” był punktem zwrotnym także dlatego, że wprowadził do kultury masowej BDSM, czyli seksualne gry, w których normą jest krępowanie partnera za jego zgodą, dominacja, a także kontrolowane zadawanie bólu.

Takich kamieni milowych było w ostatnich latach wiele. Choćby słynne „Monologi waginy” Eve Ensler, z których Polki dowiedziały się, że oglądanie własnej pochwy to nie grzech. A także feministyczna pornografia, na przykład filmy szwedzkiej feministki Eriki Lust.

Katarzyna Kucewicz zauważa jednak, że o ile dużo mówi się i pisze ostatnio o rozwijaniu seksualności kobiecej, o dbaniu o siebie, to właściwie nie ma książek o rozwijaniu męskiej seksualności. – Obowiązuje przekaz, że mężczyźni wiedzą, o co chodzi, i to im wystarcza. Co mają rozwijać? Mają ochotę, mają seks. A przecież męska seksualność też jest polem do eksploracji, uczenia się. Jest też polem, gdzie jest dużo kompleksów, strachu i niepewności – dodaje.

Pracuje z pacjentami od blisko 15 lat i zauważyła, że coraz częściej kładą nacisk na jakość seksu. – Mają dużo większą świadomość swojego ciała, są bardziej skupieni na sobie w seksie, na obserwacji swoich potrzeb – mówi.

Zaznacza jednak, że dotyczy to głównie kobiet. To one robią seksualną rewolucję, są bardziej świadome siebie i swojego ciała, umieją nazwać swoje potrzeby, i potrafią o tym rozmawiać. Tymczasem wielu mężczyzn dalej żyje w stereotypach. – Jak jest dobrze, to są w tej sferze otwarci, jak jest problem, wstydzą się o nim mówić – dodaje seksuolożka.

Andrzej Gryżewski zgadza się: polscy mężczyźni wciąż mają duży problem z rozmawianiem o seksie. Zwłaszcza wtedy, gdy to oni mają mniejsze libido w związku. Zamiast powiedzieć o tym partnerce, ściemniają, wykręcają się od współżycia.

– I czują jeszcze większą presję, są przytłoczeni tym, że kobiety mają często lepsze wykształcenie, znają więcej języków, mają wyższe pensje. Dobrze, że tak się potoczyło, bo ten patriarchalny świat dyskryminował kobiety, obniżał ich jakoś życia. Tyle że mężczyźni jeszcze nie dogonili tych zmian, nie wiedzą, jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości i błądzą w tym zagubieniu – dodaje.

– Panowie pozostali w tyle – podsumowuje profesor Lew-Starowicz.

Kiedy w 2012 r. wystartowała nowa aplikacja randkowa o nazwie Tinder, nawet jej twórcy nie przewidywali, że to będzie kolejna seksualna rewolucja. Słynna funkcjonalność apki polegająca na przesunięciu ekranu w lewo lub w prawo, co równało się skreśleniu bądź zaakceptowaniu kandydata na randkę, stała się rodzajem gry. Trzymającej w napięciu i uzależniającej. Antropologowie mówili nawet, że Tinder powoduje ten sam rodzaj uzależnienia co automaty do gry. W Polsce korzysta z niego grubo ponad 2 mln osób, prawie dwa razy więcej użytkowników ma konkurencyjny serwis Badoo.

Katarzyna Kucewicz uważa, że Tinder bardzo popsuł seks. – Odkąd pojawiła się opcja szybkiego znajdowania partnerów seksualnych, spowodowało to jeszcze większą otwartość na zdrady i przyczyniło się do ogólnej niepewności w relacjach. Ja się po prostu boję, że seks zaczyna być coraz bardziej odarty z aspektów emocjonalnych. Oczywiście, jeśli ktoś tak lubi, to OK. Bo wszystko w seksie jest dobre, co nam się podoba i nie krzywdzi innych. Tylko że Tinder otworzył też furtkę, przez którą, jeśli się zapędzimy, możemy coś pominąć, coś stracić. Czasami przychodzą do mnie ludzie, którzy mają bardzo wiele kontaktów seksualnych z Tindera, ale skarżą się na jakąś jałowość i poczucie pustki w życiu – mówi seksuolożka.

Zauważyła jeszcze jedno niepokojące zjawisko: że ludzie często traktują dziś seks jako drogę do osiągnięcia celu. Mówią na przykład: muszę uprawiać seks, żeby partner mnie nie zdradzał, żeby mnie nie zostawił, żeby mi coś kupił. – Seks bywa czasami narzędziem do dealowania. Ktoś mówi: słuchaj, polecimy na Malediwy, ale seks musi być codziennie na tych Malediwach. To są rozmowy, które odzierają pary z bliskości. Pokazują, że gdzieś pod spodem tli się sporo pretensji – mówi.

Tymczasem z raportu „Seksualność Polaków 2017” wynika, że kochamy się coraz rzadziej. Jeszcze w 1997 r. aktywność seksualną deklarowało 86 proc. ankietowanych, 20 lat później wynik ten wynosił 76 proc. A kiedy autor tego badania, prof. Zbigniew Izdebski, powtórzył je w czasie pandemii COVID-19, wyniki były jeszcze gorsze. Ponad połowa kobiet i 43 proc. mężczyzn deklarowało, że nie myślą o seksie, bo są zmęczeni i zestresowani.

– Jedni i drudzy mają obawy, że nie sprawdzą się w seksie. U mężczyzn ten strach rośnie, mimo świadomości, że są tabletki na zaburzenia erekcji. Mają poczucie, że wzrasta liczba kobiet, które w relacjach seksualnych potrafią być bardzo oceniające. Wiedzą, jak powinna wyglądać gra wstępna, jaki jest wskaźnik pobudzenia seksualnego. Boją się, że nie spełnią tych oczekiwań – tłumaczy prof. Izdebski.

– Mamy strasznie trudne czasy, bo pandemia zdezorganizowała nam życie. Wiele osób straciło pracę i bliskich, inni musieli zmienić styl życia, który wypracowywali przez kilkadziesiąt lat. A przecież już wcześniej wielu z nas tyrało jak wół, bo nasz kraj jest cały czas na dorobku i pracujemy za dużo. A teraz doszła jeszcze wojna w Ukrainie i znowu seksualność jest w odwrocie – dodaje Andrzej Gryżewski.

Katarzyna Kucewicz ma jeszcze jedną obawę: sztuczna inteligencja i nowe technologie tak się rozwiną, że zaczniemy wszyscy rozwijać kompetencje masturbacyjne, nie seksualne. – Wierzę jednak, że jak się dochodzi do jakiegoś punktu, to później jest odwrót. Kiedy patrzę, jak bardzo młodzi ludzie starają się dbać o swój dobrostan psychiczny, o to, żeby im było w swoim ciele fajnie, a nie, żeby podobać się innym, to myślę, że może ten sexcare dzisiejszych 20-latków wprowadzi jakiś nowy porządek – mówi.

Michał siedział ostatnio przy piwie z kolegami i dziewczyna jednego z nich rzuciła coś o impotencji. Wszyscy poczuli się skrępowani. – Patrzę po chłopakach, a oni siedzą z nosami spuszczonymi na kwintę. Każdy ma wszczepiony lęk, że jak ci nie stanie, to nie jesteś facetem – tłumaczy.

Za to od młodszych koleżanek z pracy wiele razy słyszał, że ich partnerzy regularnie stosują pigułki na potencję. – I to jest zupełnie normalne. Typ nie ma ochoty na seks albo mu nie staje, bo akurat ma gorszy dzień, więc wrzuca tabletkę. I wcale się tego wspomagania nie wstydzi. Teraz jeszcze tylko my, czterdziestolatki, musimy oduczyć się zgrywania króla dżungli. No ale jest viagra, więc przynajmniej nie będziemy 60-letnimi impotentami z depresją – uśmiecha się. – A ja jako 70-letni dziadek będę latał po mieście z priapizmem.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version