Słuchanie podcastu i czytanie całości treści w dniu premiery nowego odcinka dostępne jest jedynie dla stałych Czytelników „WPROST PREMIUM”. Zapraszamy.
Oto fragment odcinka:
Podcast powstaje we współpracy ze Studiem Plac.
We wtorek odbyła się pod Sejmem demonstracja Strajku Kobiet. Organizatorki wkurzone na posłów koalicji rządzącej (po PiS i Konfederacji niewiele się spodziewały) za odrzucenie ustawy depenalizującej aborcję wyszły na ulicę. Protest był niezbyt liczny ale hałaśliwy. Autorki podcastu zajrzały na tę demonstrację i miały wrażenie, że ciągle rządzi PiS, bo hasła wykrzykiwane pod Sejmem w lipcu 2024 roku były prawie takie same jak podczas protestów w 2020 roku. Owszem były też nowości np. „Od Giewontu aż po Hel, ••••• Giertycha i PSL”, bo to za sprawą posłów PSL i Romana Giertycha z Koalicji Obywatelskiej upadła tzw. ustawa ratunkowa.
Podczas manifestacji doszło do zabawnej sytuacji – otóż jeden z dziennikarzy, nieco podobny do Władysława Kosiniaka-Kamysza, ponieważ ma brodę podobną do lidera PSL, akurat przechodził obok demonstrantów i został wzięty za samego wicepremiera. Marta Lempart wykrzykiwała pod jego adresem to, co najchętniej krzyczy na protestach czyli „wyp…”. Ów dziennikarz dopiero po kilku chwilach zorientował się ze zdumieniem, że te okrzyki kierowane są do niego.
Cały ten incydent nieco ośmieszył protest, zatem wizyta u okulisty bardzo by się przydała demonstrującym, żeby nie obniżać powagi takich przedsięwzięć.
Można się pośmiać z Marty Lempart, że pomyliła dziennikarza z liderem PSL ale cała demonstracja dotyczyła istotnej sprawy, czyli obietnicy wyborczej, złożonej osobiście przez Donalda Tuska, który przed wyborami zapewniał, iż popiera aborcję na życzenie do dwunastego tygodnia ciąży. Dodał, że nie wpisze na listy PO nikogo, kto tego poglądu nie podziela. Pod tym pretekstem wyrzucił z list ostatnich konserwatystów w swojej partii, za to na listę Koalicji Obywatelskiej wpisał Romana Giertycha, zapewniając, że dawny lider Ligi Polskich Rodzin i Młodzieży Wszechpolskiej, obrońca życia od poczęcia, zmienił zdanie w sprawie aborcji. Jak się okazało przy okazji głosowania w Sejmie – nie zmienił. A kobiety ze Strajku Kobiet krzyczały – oddajcie stołki.
Wygląda na to, że temat aborcji odbije się czkawką obecnej koalicji rządzącej, bo zaostrzenie tej ustawy było jednym z czynników, które zmobilizowały przeciwników PiS do uczestnictwa w wyborach parlamentarnych 2023 roku.
Nawet lider PiS Jarosław Kaczyński w końcu zrozumiał, że ta sprawa pogrzebała trzecią kadencję rządów Zjednoczonej Prawicy, o czym mówi na nieformalnych spotkaniach.
Tłumaczy jednocześnie, że radykalna frakcja w PiS groziła rozłamem, jeżeli sprawa przerywania ciąży w sytuacji, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony, nie zostanie rozwiązana poprzez decyzję Sejmu lub Trybunału Konstytucyjnego.
Aborcja to problem Donalda Tuska, bo to premier zostanie uznany z polityka nieskutecznego. Ale jest to też kłopot dla Trzeciej Drogi, która cały czas w kampanii kluczyła w tej sprawie. Puszczała oko do środowisk feministycznych, że jakoś to będzie załatwione, np. może będzie referendum w tej sprawie. A gdy znalazła się w Sejmie, najpierw Szymon Hołownia opóźniał debatę na ten temat, żeby nie doszło do sporów w koalicji przed wyborami samorządowymi, a później PSL zagłosowało przeciwko depenalizacji aborcji. Obiecywanego przez Trzecią Drogę referendum aborcyjnego też nie widać na horyzoncie. Nie została nawet złożona ustawa w tej sprawie.
Niespełnienie obietnicy liberalizacji prawa aborcyjnego jest o tyle poważnym problemem, że Polacy nie wyjdą na ulicę z powodu podwyżek cen prądu, ale z powodu restrykcyjnego prawa aborcyjnego – już tak.
PiS robi badania focusowe swoich polityków pod kątem ich możliwego startu w wyborach prezydenckich. Lista jest długa, podobno liczy dziewięć osób i wiemy na pewno, że nie ma na niej np. Kacpra Płażyńskiego, gdańskiego posła osiągającego bardzo dobre wyniki w wyborach parlamentarnych. Nasi rozmówcy twierdzą, że Płażyński, młody, dynamiczny, nieobciążony rządzeniem, z dobrymi korzeniami (jego ojcem był Maciej Płażyński), ma jedną podstawową wadę – nie potrafi budować zespołu.
Podobno zraził do siebie lokalny aktyw partyjny tak skutecznie, że w tej chwili mało kto chce z nim współpracować.
Na liście polityków sprawdzanych w kontekście ewentualnych wyborów prezydenckich znalazł się też były premier Mateusz Morawiecki. Ten jednak – jak dowiadujemy się z informacji prasowych – bardziej jest zainteresowany stanowiskiem lidera partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. A to oznacza, że postanowił pójść w ślady Donalda Tuska, który był z kolei szefem Europejskiej Partii Ludowej.
Morawiecki, gdyby rzeczywiście zdobył to stanowisko, zyskałby atut polityka dobrze osadzonego w europejskich realiach.
Jest to dla niego tym bardziej cenne, że w badaniach zamówionych przez partię, były premier nie jest faworytem do urzędu prezydenckiego. Do tego dochodzi czynnik, który skłania Morawieckiego do walki o przywództwo EKR – byli premierzy z trudem są w stanie wysiedzieć w ławach opozycji. Donald Tusk kiedyś niechcący się wygadał, że niedobrze mu się robi na samą myśl, iż musiałby chodzić do Sejmu jako lider opozycji.
Koalicja rządząca tuż przed wakacjami parlamentarnymi wpadła w okropne turbulencje i znowu zaczęła się publicznie kłócić. Lewica ma za złe posłom PSL, że głosowali przeciwko depenalizacji aborcji, Szymon Hołownia, lider Polski 2050 ma pretensje do Lewicy, że nie chce poprzeć obniżenia składki zdrowotnej itd. Atmosfera jest naprawdę napięta. Szymon Hołownia słusznie powiedział, że czas najwyższy żeby odbywały się cotygodniowe spotkania koalicyjne, na których partie rządzące uzgadniałyby, co robią, czego nie wnoszą pod obrady Sejmu, a przede wszystkim, że się publicznie nie kłócą. Marszałek Sejmu zasugerował, że takie rozmowy powinny zacząć się toczyć od września. Rzecz w tym, że Donald Tusk, choć stoi na czele rządu koalicyjnego, nie jest miłośnikiem kolektywnego zarządzania, zatem nie spojrzy przychylnie na postulat Hołowni.
Zapraszamy do słuchania: