Uniwersalną cechą, która pełni funkcję tarczy w zmaganiach ze światem, jest odporność psychiczna. To ona jest podłożem elastyczności, wytrzymałości, radzenia sobie ze stresem, odnalezienia siebie i swojego miejsca w każdych warunkach, zwłaszcza wymagających. Jak rodzice mają wzmacniać tę tarczę?
Na pewnym etapie rozwoju wiemy o sobie tyle, ile opowiedzą nam o nas dorośli. To oni są wyznacznikiem dobra, zła, tego, co warte lub niewarte kontynuowania. Rodzic wspiera proces definiowania dziecka. Od tej definicji zależy bardzo wiele, chodzi bowiem o obraz, jaki dziecko będzie miało samo o sobie. To jak odbicie utkane z cudzych spostrzeżeń, określeń, interpretacji. Pierwowzór, na którym można budować w przyszłości. Samoświadomość jest jedną z nieodzownych składowych odporności psychicznej.
Zobaczyć siebie
„Dzisiaj kolejny raz usłyszałam, że nie jestem mądra. Myślę, że mają rację, bo kto mądry by się tak zachowywał. Jestem beznadziejna”.
Uwagi wypowiedziane pod wpływem emocji, chwilowego zdenerwowania mogą zostawiać trwały ślad. Szczególnie jeśli mówi je osoba ważna dla dziecka, której zdanie ma ogromne znaczenie. Słowa, z pozoru bez większej istotności, mogą stać się nieodłącznym elementem wizji siebie, jaką ma dziecko. Konsultanci telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży są odbiorcami surowych opinii, które dzieci mają na własny temat. Trudno jest je kwestionować, kiedy dziecko sypie jak z rękawa przykładami, kiedy zachowało się „głupio” albo „było fajtłapą”.
W rozmowach z dziećmi konsultanci zadają wiele pytań. Starają się zrozumieć ich punkt widzenia, sposób postrzegania. Zastanawiają się wspólnie z dziećmi, jak dane przekonanie wpływa na ich samopoczucie. Ciekawość, którą okazują, ma na celu to, by dzwoniące osoby same mogły usłyszeć swoją odpowiedź. Być może pierwszy raz poświęcić czas na rozważenie spraw pozornie oczywistych; chodzi o zobaczenie siebie przez pryzmat emocji, działań i sytuacji, w jakich się znajdują. Niezwykle ważne jest, by tworzyć dzieciom niezliczone szanse na samopoznanie, szczególnie w tych trudnych momentach, kiedy tak wiele rzeczy się zmienia: stają przed nowymi wyzwaniami szkolnymi, z małych dzieci przeobrażają się w młodych nastolatków. Każda taka zmiana wpływa na nich, w tym na to, jak siebie oceniają i postrzegają.
(Nie)bycie
„Nie wiem, co mam zrobić! Do niczego się nie nadaję. Nieważne, co zrobię, i tak nie ma to najmniejszego sensu”.
Często słyszymy od dzwoniących o zagubieniu, które jest nieodłącznym elementem codzienności. Frustracja i obawy mieszają się ze sobą, gdy dziecko stoi przed wyborami lub znajduje się w jakichś sytuacjach po raz pierwszy. Niewiedza pomieszana ze stresem może obezwładniać. Jako konsultanci jesteśmy świadkami rozterek i poczucia osamotnienia w procesie podejmowania decyzji. Wspólnie z rozmówcami szukamy zaufanych osób, które mogłyby w takim procesie towarzyszyć, służyć doświadczeniem, a przede wszystkim wysłuchać. Kiedy dziecko przeżywa trudności, najbardziej cenna jest obecność i uwaga.
„Rodzice nie mają czasu, żeby ze mną rozmawiać, bo moje problemy są głupie”.
Dzieci interpretują zachowania dorosłych, o czym zdarza nam się zapominać. Brak uważnej obecności opiekunów wzmaga w młodych ludziach poczucie, że są mało ważni. Co w konsekwencji przekłada się również na to, jak odbierają swoje doświadczenia. Wtedy niechętnie zwracają się do dorosłych po pomoc lub wsparcie. I nie chodzi tutaj o brak zaufania, bo czasem, niestety, uważają, że nie mają do tego prawa. Są przekonane o konieczności samodzielnego radzenia sobie z trudnościami.
„Proszę pani, moi rodzice są bardzo zajęci. Nie mogę im zawracać głowy moimi kłopotami. Oni mają prawdziwe, a nie takie zmyślone jak moje”. Sposobem na upewnienie się, że dziecko ma świadomość i pewność, iż może liczyć na osoby dorosłe w najbliższym otoczeniu, jest poświęcenie czasu i wysiłku, by być obecnym w jego codzienności. Ważne, by znaleźć czas, kiedy uwaga w pełni będzie poświęcona dziecku, a jego sprawy będą traktowane z najwyższym priorytetem. Dużo łatwiej jest wtedy dostrzec, czy w dziecku pojawia się napięcie, zadowolenie, radość, czy frustracja. Zyskujemy tę bezcenną świadomość przez wejście i bycie nieodłącznym elementem dziecięcego świata. Co za tym idzie, zdobywamy wiedzę i możliwość „odkrycia” własnego dziecka. A to w konsekwencji ułatwia dziecku odkrywanie i poznanie samego siebie, a przez to budowanie odporności psychicznej.
Foto: Newsweek
Dołącz do społeczności Newsweeka Psychologii! Obserwuj nasze profile na Facebooku i Instagramie!
„Nic im nie powiem. Oni ze mną nie rozmawiają, bo ja ich nie obchodzę”. Konsultanci telefonu zaufania 116 111 słyszą czasem o niechęci do zwierzania się, o braku zaufania wobec dorosłych. Wspólne bycie, spędzanie czasu spaja i pokazuje, że jesteśmy rzeczywiście obecni. Nie tylko deklaratywnie, ale że jako dorośli jesteśmy łatwo dostępni dla dziecka. Świadomość wsparcia wzmacnia w dziecku poczucie możliwości radzenia sobie. Co więcej, ułatwia sięganie po nie w tych prostych i w tych bardziej wymagających momentach.
(Nie)stabilny dorosły
Jednym z celów, który przyświeca osobom pracującym w telefonie zaufania dla dzieci i młodzieży, jest zapewnienie dzieciom możliwości kontaktu z empatycznym dorosłym. Czyli takim, który wysłucha i postara się zrozumieć. Rozmówcy czasem żartują, że konsultanci są botami, bo odpowiadamy podobnie. Kiedy pytamy, co mają na myśli, często słyszymy: „Reagujecie ze spokojem. Nie denerwuje pana/pani to, co mówię?”.
W procesie uczenia się budujemy wzorce zachowań społecznych, po które nieświadomie sięgamy, kiedy są potrzebne. Kiedy dzwoni dziecko mierzące się z trudną sytuacją, często staramy się poszerzyć jego perspektywę i wspólnie zastanawiamy się, kto w najbliższym otoczeniu mógłby być dla dziecka najlepszym wsparciem. Niestety, często słyszymy:
„Ale ja boję się powiedzieć komukolwiek o tym, co się ze mną dzieje. Nie wiem, co rodzice zrobią, jak się dowiedzą. Na pewno się wkurzą”. Obawy przed odsłonięciem są naturalne. Może to być widziane jako okazanie słabości. Kłopoty zaczynają się wtedy, kiedy dziecko nie ufa reakcji najbliższego otoczenia, odczuwa niepewność. Kiedy opisuje je jako coś, na czym nie można polegać.
Opiekunowie odgrywają niezwykle ważną, jeśli nie najważniejszą rolę w życiu dziecka i procesie budowania jego odporności psychicznej. To właśnie oni pokazują, jak może wyglądać relacja, a ich własne działania i zachowania stają się modelem, który jest przez dzieci powielany. Zmienność czy brak stabilizacji powodują lęk i poczucie zagubienia, czasem również zachowania agresywne. Środowisko, które sprzyja rozwojowi odporności psychicznej, określamy mianem bezpiecznego, czyli w miarę możliwości przewidywalnego. Można je porównać do bezpiecznego portu, do którego wracają łodzie po dniu pełnym zmagań na morzu.
Modelowanie
„Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Co ja mam zrobić?”.
Jednym z pierwszych działań, jakie podejmują konsultanci, kiedy dzwoni dziecko, jest próba nazwania emocji, zidentyfikowanie ich wspólnie z rozmówcą. Ma to na celu wsparcie poczucia samoświadomości, obniżenie uczucia napięcia i zagubienia. Jednak jest to początek, jeden z elementów odporności psychicznej, jakim jest zrozumienie stanu emocjonalnego, umiejętność nazwania go. Nazwanie złości po imieniu nie sprawia, że dziecko w magiczny sposób przestaje ją odczuwać. Pojawia się pytanie: co dalej?
„Kiedy się złoszczę, rodzice krzyczą na mnie. Potem muszę siedzieć sam w pokoju, aż się uspokoję. Jestem złym dzieckiem. Bo kłócę się i często podnoszę głos”.
Dzieci często obwiniają się o trudne sytuacje, biorą na siebie wtedy ogromny ciężar odpowiedzialności. Rolą nas, dorosłych, jest zaopiekowanie się emocjonalnym stanem dziecka. Niestety, często słyszymy, że dzieci przez ten proces muszą przechodzić same. Nie chodzi tu o to, by opiekunowie byli niewzruszeni, nieomylni czy wyróżniali się książkowo modelowymi reakcjami w sytuacjach doświadczenia stresu. Perfekcyjne reakcje wydają się mało autentyczne, a przecież jako ludzie popełniamy błędy, dopuszczamy się uchybień. Warto, by dziecko widziało, jak krok po kroku radzimy sobie z przeciwnościami.
„Nie wiem, co się dzieje, bo nikt ze mną o tym nie rozmawia” – mówią zagubieni rozmówcy, którzy przyznają, że czują się osamotnieni w przeżywaniu trudnych chwil. Pokazanie dziecku, że jest nam trudno, czy że również zmagamy się z czymś, jest niezwykle cenne, gdyż modelujemy proces stawiania czoła przeciwnościom.
Możemy wielokrotnie powtarzać mantry dotyczące zachowania czy norm, omawiać nakazy i zakazy. Jednak obserwowanie codziennych zachowań rodziców dużo łatwiej zapisuje się w dziecięcej pamięci. Towarzyszenie dziecku w rozwijaniu kompetencji radzenia sobie można porównać do spotkania trenera z drużyną, na którym omawia się nową taktykę przed zbliżającym się meczem. Jaką szansę na zastosowanie podczas gry mają zagrania i układy nieprzećwiczone wielokrotnie podczas treningu? Brak wspólnej rozmowy czy uznanie wymagającego doświadczenia za niebyłe, nie dość ważne, by poświęcać mu czas i wysiłek, mogą powodować, że dziecko będzie zamykać się i samotnie przeżywać przykrości. A przecież trudna sytuacja to nie koniec świata, można na nią patrzeć jak na wyzwanie, które rozwija. Akceptacja i otwarta postawa osoby dorosłej pokazują dziecku, że popełnianie błędów i przyznawanie się do nich może być fundamentem przyszłych, bardziej wspierających działań.
Marta Kolczyńska-Filipowicz — psycholożka, psychoterapeutka w nurcie poznawczo-behawioralnym w trakcie szkolenia, filolożka. Z Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę współpracuje jako specjalistka ds. pomocy telefonicznej i online