Wednesday Addams, bohaterka popularnego serialu, nie lgnie do przypadkowych grup, nie szuka głębokich więzi. Świetnie czuje się sama ze sobą. Co nie znaczy, że ostatecznie nie docenia znajomości z innymi. Ale zawsze „na swoich warunkach”. To całkiem dobry wzór dla współczesnych nastolatków – mówi psycholożka i terapeutka Agnieszka Pasztak-Opiłka.

Agnieszka Pasztak-Opiłka: Ależ nie, to jest naturalna kolej rzeczy, normalny etap w życiu. Najpierw kilkulatek obiecuje mamie: „Kiedyś się z tobą ożenię”, a potem ważniejsza zaczyna być dla niego pani w przedszkolu czy wychowawczyni w pierwszej klasie podstawówki. Jest to naturalne, prawidłowe, zgodne z rozwojem dziecka. W wieku nastoletnim ważniejsi stają się rówieśnicy i to grupa jest dla naszego dziecka lustrem społecznym. Niepokoić mogłoby, gdyby w wieku lat nastu, a potem dwudziestu i trzydziestu dziecko nadal stawiało na pierwszym miejscu mamę i tatę.

– Zmienia się charakter tych relacji. Jeśli chcemy wychować zdrowe społecznie dziecko, to ono powinno w tym okresie odnieść się bardziej do świata rówieśników, a nas „odstawić” na dalsze tory. To nie oznacza jednak zerwania kontaktów. My, rodzice, powinniśmy pokazać: jeśli będziesz mnie potrzebować, zawsze jestem w pobliżu, jednak nie zamierzam we wszystko ingerować. Bo dziecko musi nauczyć się samo podejmować decyzje, samo wypełniać swoje obowiązki, samo rozwiązywać swoje problemy. Tylko poprzez taką ekspozycję umocni się, wchodząc w późniejsze dorosłe życie.

– A ja wtedy mówię do takiego zaniepokojonego rodzica: „Proszę przypomnieć sobie siebie w wieku nastu lat – jak pan wtedy funkcjonował? Czy pani była wówczas blisko z rodzicami? A może jednak ważniejsze były koleżanki i koledzy?”. Po chwili zastanowienia dorośli przyznają, że zdarzało im się szaleć i że nieraz rozczarowali swym zachowaniem rodziców. I że swoimi rozterkami najczęściej dzielili się ze znajomymi, a nie z rodziną.

– Obawiają się, że dziecko zrobi coś niewłaściwego. I że w przyszłości „nie wyjdzie na ludzi”. Dlatego chcą wszystko wiedzieć, ciągle dmuchają na zimne, nie pozwalają, by córka lub syn doświadczali tego świata w typowy dla nastolatków sposób. Tym samym uniemożliwiają im sprawdzenie, jak to jest samodzielnie podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność.

– Ten poradnik normalizuje wiele kwestii. Pokazuje, że różne rzeczy, które budzą w rodzicach lęk, przerażenie, złość, frustrację, a czasem i bezsilność, są normalne, bo rozwojowe. Nasze nastoletnie dziecko rozwija się prawidłowo, jego zachowania są zgodne z przechodzonym właśnie etapem w życiu. Warto o tym pamiętać i dawać dziecku przestrzeń do samodzielnych działań, do poszukiwań. Jeśli nastolatek będzie czuł się uwięziony, osaczony przez rodzica, to zacznie sobie szukać przestrzeni, w której będzie mieć możliwość podejmowania decyzji. Niestety, często takim obszarem staje się własne ciało. Niejednokrotnie słyszę od dzieci, które nadmiernie się odchudzają czy też samookaleczają, że jedynie ich własne ciało jest obszarem, do którego rodzic nie ma wstępu…

– Bo słuchamy wybiórczo, filtrując informacje przekazywane przez dziecko. Z jednej strony nieustannie martwimy się, że dzieci nas nie słuchają albo wybierają sobie pewne rzeczy, które chcą usłyszeć w zależności od potrzeby. Z drugiej, my również dość wybiórczo odbieramy komunikaty dziecka. Wydaje nam się, że skoro jesteśmy starsi i bardziej doświadczeni, to wszystko wiemy lepiej. Paradoksalnie, czasem wiemy nawet lepiej i z tego też bierze się ciągłe podejmowanie decyzji za dziecko, nawet wtedy, gdy mogłoby decydować samo.

– To jest trudne pytanie, bo wszystko chyba zależy od charakteru tego kręgu. Bo krąg może być rozumiany jako przypadkowa grupa dzieci zebranych w jednej klasie. Ale może to być też grupa, którą łączą jakieś zainteresowania – i wtedy będzie już inaczej. Są tak zwane paczki, czyli mniejsze grupy osób, budowane na bazie zainteresowań, pasji czy podobnego patrzenia na życie. Dziecko wybiera jakiś krąg, z którym chce spędzać czas i który staje się dla niego najważniejszym punktem odniesienia w wielu kwestiach. W rodzinie zdrowo funkcjonującej jest tak, że wolno nam w zasadzie wszystko, że można pokazać swoje negatywne emocje, powiedzieć głośno i wprost, co się myśli. I za takie zachowania nie doświadczamy konsekwencji społecznych, gdyż rodzina jest bezpiecznym miejscem, w którym sobie ufamy i się rozumiemy. W grupie rówieśniczej, w kręgu znajomych obowiązuje znacznie większa kontrola społeczna, zwłaszcza w okresie dojrzewania. Członkowie grupy starają się za wszelką cenę nie być przez nią odrzuceni. To oznacza, że nastolatek często przekracza granice – także własne – tylko po to, by grupie się przypodobać. Wednesday postępuje odwrotnie. Ona wcale nie próbuje się przypodobać grupie, nie zależy jej na tym, by wszyscy ją akceptowali. I, jak się okazuje, zdobywa akceptację rówieśników.

– Myślę, że to jest ważne, ale też bardzo trudne dla nastolatków. Zresztą chyba dla nas wszystkich. Bo nawet jako dorośli mamy z tym problem. Myślę tu o asertywności. Próba nadmiernego przypodobania się komuś to element postawy uległej. Zatracam siebie i swoje potrzeby, przestaję być ważna, robię wszystko, by zaspokoić innych. Warto już w wieku nastoletnim zacząć ćwiczyć nieuleganie innym i umiejętność zachowania uczciwości wobec samego siebie.

– Pokazywania prawdziwego siebie, świadomości własnych potrzeb. Chodzi o to, czego JA potrzebuję, czy jestem uczciwa wobec siebie, czy żyję w zgodzie ze sobą i z własnymi potrzebami.

– Przede wszystkim warto pamiętać, że jeżeli grupa nas odrzuca i my w tej grupie czujemy się źle, to wcale nie musimy w niej zostać. Można zmienić grupę, znaleźć innych ludzi, z którymi będzie nam lepiej. To zresztą powinno być motto na całe życie, by nie tkwić w relacjach, które są dla nas toksyczne. Nic na siłę. Ale oczywiście nie jest to wcale łatwe dla osoby, która ma kilkanaście lat i bardzo chce być częścią jakiejś grupy, identyfikując się w pełni z jej normami. A kiedy już staje się jej częścią, to może odczuwać presję, by się zmieniać, dopasowywać, nawet wbrew sobie.

– Oczywiście, bo wszystko zależy od grupy. W niektórych najważniejsze jest, by się nie różnić, ale są – na szczęście – i takie, które stawiają na różnorodność, są kolorowe i ciekawe. Problem pojawia się, gdy rodzice nie akceptują tego, że ich dziecko ma barwnych, „innych” znajomych. Przeszkadza im na przykład to, że koleżanki i koledzy mają kolorowe włosy, dziwne kolczyki (nie tylko w uszach), że ubierają się w oryginalny sposób. Dorośli tak łatwo zapominają, że kiedyś sami byli nastolatkami i eksperymentowali z wyglądem. I zapewne także nie czuli się rozumiani przez swoich rodziców, którzy próbowali z nimi walczyć.

– Mogą stać się przyczyną odrzucenia, jeśli rówieśnicy uznają te zainteresowania za dziwne, nie do zaakceptowania. Ktoś może wydać się dziwakiem, bo interesuje się muzyką klasyczną albo tańczy w balecie, zamiast pasjonować się grami komputerowymi czy jakimś youtuberem. Albo, jak Wednesday, gra na wiolonczeli. Tu wraca pytanie: czy jestem częścią grupy, która ceni różnorodność, czy nie?

– Tu wracamy do listy porad Wednesday Addams. Unikaj ludzi, którzy cię nie wspierają, którzy cię nie budują, nie dają siły, lecz ją odbierają. Ta rada ważna jest zresztą w każdym wieku, w wielu relacjach. Jeżeli grupa sprawia, że tracisz siły, że musisz odrzucić siebie i swoje pragnienia, to zmień grupę.

– Przede wszystkim dla każdego z nas toksyczne relacje będą znaczyły coś innego. Inaczej definiuje je rodzic, a inaczej dziecko. Inaczej matka, a inaczej ojciec. Coś, co jest normą dla jednego człowieka, może okazać się rowem nie do przeskoczenia dla drugiego. Sztuka polega na tym, by porozmawiać o swoich definicjach i spróbować się spotkać pomiędzy. Ale nawet jeśli rzeczywiście relacja jest mocno toksyczna, to co rodzic tak naprawdę może zrobić? Młody człowiek sam musi chcieć z niej wyjść. Dorośli próbują naciskać, ale zakazy i nakazy wywołują tylko większy opór. Pamiętajmy, że dla nastolatka coś, co jest zakazywane, staje się bardziej wartościowe i pożądane.

– Nie próbujmy gasić każdego ognia tylko dlatego, by dziecko się nie oparzyło. Niech czasem poczuje temperaturę, jeśli za wszelką cenę chce próbować. Następnym razem będzie wiedziało, by trzymać ręce z dala od płomieni. Zdobędzie doświadczenie. Ale bądźmy blisko, kiedy nasze dziecko chce przekonać się, czy ogień jest naprawdę gorący. Pozwólmy doświadczyć konsekwencji, ale jednocześnie uchrońmy je od spalenia. Bo są sytuacje, kiedy musimy stanowczo postawić dziecku granice w celu chronienia go przed nim samym. Taka jest przecież nasza rola. Bądźmy obok, ale nie ingerujmy we wszystko, nie wymuszajmy zmian za wszelką cenę. Nasze nastoletnie dziecko powinno wiedzieć, że jesteśmy i że może skorzystać z pomocy. W ten sposób doceni nas, ale i rozwinie własną samodzielność.

– Chyba wszyscy marzymy o tym, by w odpowiednim momencie znaleźć odpowiednie słowa. I wszyscy doświadczamy poczucia, że niejednokrotnie nam to umyka. Dopiero po chwili dociera do nas: można było powiedzieć coś innego, zareagować inaczej, odciąć się. Panna Adams tego problemu nie ma, zawsze trafia w sedno. Choć czasem są to dosadne i bolesne słowa. Oczywiście zachwycam się jej otwartością i szczerością, ale nie uważam, że takim osobom jest łatwiej w życiu. Mówienie tego, co się myśli, nie zawsze otwiera wszystkie drzwi. Czasami niestety przytrzaskuje palce.

– Niekoniecznie. Wrócę tu do asertywności. Potocznie uważamy, że osoba asertywna to taka, która umie powiedzieć „nie”. A tak naprawdę chodzi o to, że osoba asertywna potrafi zadbać o równowagę między potrzebami swoimi a potrzebami innych. W przypadku osoby biernej jej potrzeby nie będą tak ważne jak potrzeby innych osób. W przypadku osoby agresywnej jest odwrotnie – moje są najważniejsze i wszyscy mają robić tak, jak ja chcę. Asertywność jest również umiejętnością wyboru, jakie w danym momencie zastosuję zachowanie – asertywne, uległe czy agresywne. Czy odezwę się zdecydowanym głosem do przełożonego, czy raczej zachowam spokój, wybiorę postawę uległą, która w tej konkretnej sytuacji okaże się najkorzystniejszym rozwiązaniem.

– Ta dziewczyna nie przekracza swoich granic tylko po to, by być częścią grupy. Jej wyraźnie (i bardzo dosłownie) postawione granice pociągają za sobą szacunek interpersonalny, bo to są granice w przestrzeni. Przypomnijmy sobie filmową scenę podziału pokoju na pół. Myślę, że warto o tym pamiętać, kiedy patrzymy na swój dom, na przestrzeń, w której codziennie przebywamy. Pomyślmy, czy w tym domu mamy coś własnego, czy też świat rodzinny i potrzeby innych całkowicie nas pochłonęły? Czy szanujemy przestrzeń drugiego człowieka, prywatność naszego nastoletniego dziecka lub partnera? Czy pozwalamy nastolatkowi na bałagan w pokoju, czy też codziennie wpadamy tam ze ściereczką i wynosimy stosy szklanek? Czy kiedy dziecko prosi nas o pieniądze na wycieczkę, przynosi nam całą naszą torebkę, czy też grzebie w niej i wyciąga pieniądze z portfela? Czy szanujemy prywatność w telefonie? Jeśli dziecko szanuje nasze granice w przestrzeni, to wspaniale, bo uczymy je szacunku dla innych, a to z kolei będzie procentowało w przyszłych relacjach. Pamiętajmy, że szacunek granic w przestrzeni będzie korelował pozytywnie z szacunkiem granic psychicznych drugiego człowieka. Jeżeli sam rodzic odczuwa problem z uszanowaniem granic dziecka, zawsze radzę, by przypomniał sobie siebie w wieku lat nastu i swoje pragnienie. Takie ćwiczenie naprawdę otwiera oczy.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version