Nie można określić Andrzeja mianem szaleńca, który rzucił się w czeluść reżimu. Dla ludzi takich jak On w ruskim mirze innej drogi po prostu nie ma.
ШИЗО, Szizo, czyli sztrafnyj izolator. Straszliwy termin z żargonu obowiązującego w systemie postsowieckich łagrów. Po polsku karcer. Proszę wyobrazić sobie wybetonowane pomieszczenie o wymiarach dwa i pół na trzy metry. Przytwierdzona do ściany rozkładana prycza, malutkie okienko pod sufitem i słabiutka żarówka. Na posadce stoi woda, nawet latem panuje tam przenikliwe zimno. W ciągu dnia można jedynie stać i jeśli strażnicy pozwolą, opierać się o ścianę. Wieczorem przynoszą materac i pozwalają rozłożyć pryczę. I tak tygodniami, w ziąbie, wilgoci, na stojąco. Szizo to okrutna i wymyślna tortura.
RELACJĘ Z GALI WRĘCZENIA NAGRODY IM. TERESY TORAŃSKIEJ CZYTAJ TUTAJ
W takich warunkach 600 km od Warszawy, w Kolonii karnej nr 1 w Nowopołocku, przebywa obecnie Andrzej Poczobut, niezłomny działacz polskiej mniejszości w Białorusi, niepokorny dziennikarz, korespondent „Gazety Wyborczej”, nasz kolega i przyjaciel. W sfingowanym procesie, na podstawie wyssanych z palca zarzutów za rzekome gloryfikowanie nazizmu, sianie waśni narodowościowych i szkodzenie Białorusi skazano go na osiem lat więzienia. Za kratami przebywa już 1075 dni.
Aresztowany w Grodnie Andrzej dostał propozycje wyjścia z więzienia i udania się na banicję do Polski. Odmówił, choć wiedział, że łagru nie uniknie
Za co wlepiono mu karcer? Nie wiemy. Białoruski reżim do minimum ograniczył kontakt Andrzeja z rodziną i adwokatką. Wiemy jednak, że to nie pierwszy raz. Już latem zeszłego roku był w karcerze, gdy po uprawomocnieniu wyroku trafił do łagru z więzienia w Grodnie. Obozowy felczer uznał, że stan zdrowia Poczobuta na taką karę nie pozwala (wszyscy widzieliśmy jego wymizerowaną twarz na sali rozpraw w Grodnie), więc znalazł się inny felczer i podpisał stosowne papiery.
Przed aresztowaniem Andrzej leczył się na serce, miał problemy z żołądkiem. W więzieniu zakażono go koronawirusem. Nie dostaje żadnych lekarstw, więźniowie białoruskich łagrów są niedożywieni, zmusza ich się do katorżniczej pracy. Reżim w kolonii karnej nr 1 jest tak nieludzki, że nie wytrzymują go nawet strażnicy.
To, czym jest szizo, wiedzieli bliscy Aleksieja Nawalnego. W karcerach łagru IK-3 Polarny Wilk w Charpie spędził większość swojego ostatniego wyroku. Dwa tygodnie szizo, chwila przerwy i znowu dwa tygodnie. W ostatniej wiadomości wysłanej za pośrednictwem prawników informował, że znowu zamykają go w karnej izolacji. A potem go zamordowano.
Foto: Kuba Ceran / Newsweek
Losy Poczobuta i Nawalnego rozgrywały się na innych szachownicach. Poczobut nie startował w wyborach, nie aspirował do politycznych funkcji. Chciał być tylko dziennikarzem i działać dla swojej polskiej społeczności na Grodzieńszczyźnie. Ale totalitarne reżimy w Rosji czy Białorusi, która w zasadzie jest rosyjską kolonią, miażdżą za nawet najmniejszy akt nieposłuszeństwa.
Poczobuta i Nawalnego łączy to, że na kaźń poszli dobrowolnie, bez strachu. Nawalany w styczniu 2021 r. wrócił do Moskwy z Berlina, gdzie leczono go po zatruciu nowiczokiem, choć wiedział, że czeka go łagier. Kilka miesięcy później aresztowany w Grodnie Andrzej Poczobut dostał propozycje wyjścia z więzienia i udania się na banicję do Polski. Odmówił, choć wiedział, że łagru też nie uniknie.
Dla ludzi Zachodu były to niezrozumiałe, samobójcze decyzje. Jednak dla ludzi wychowanych w ruskim mirze innej drogi po prostu nie ma. Pozostanie na emigracji jest ucieczką, okazaniem słabości, wyzbyciem się ideałów. Zza biurka w Warszawie, Berlinie czy Paryżu można walczyć z reżimem, ale gdy walka ta rozgrywa się na progu celi, gdy zbrodniczy reżim uosabia klawisz – w łagrze pan życia i śmierci, gdy świat redukuje się do betonowych ścian szizo – wszystko nabiera innego wymiaru. Tam nawet za zachowanie ludzkiej godności trzeba płacić własną krwią.
Nawalnego i Poczobuta nie można określać mianem szaleńców, którzy rzucili się w czeluść. Nie można uznawać, że źle przekalkulowali, licząc, że reżim z czasem zmięknie, okaże im litość, ustąpi. Oni postanowili złożyć samych siebie w ofierze, licząc, że w ten sposób zmienią swoje państwa.
Zwykliśmy o nich pisać, że poszli ścieżką Andrieja Sacharowa, Lecha Wałęsy, Vaclava Havla, Nelsona Mandeli. Zapewniamy ich bliskich i samych siebie, że na końcu ich drogi jest światłość, wolność, kolejna wersja końca historii.
Droga, którą przyszło iść Nawalnemu, zaprowadziła go w ten sam mroczny zaułek, co rodzeństwo Schollów, pastora Dietricha Bonhofera, Annę Politkowską, Borysa Niemcowa. Czy Andrzej Poczobut doczeka wolnej Białorusi?
Z ciężkim sercem muszę powiedzieć, że nie wiem…
Bartosz Wieliński jest zastępcą redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. Tekst jest laudacją wygłoszoną po odebraniu w imieniu Andrzeja Poczobuta tytułu „Postaci X-lecia Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej”