Na skutek prania mózgu ofiara przemocy zaczyna wierzyć w to, że to ona nieustannie popełnia błędy, że naprawdę jest winna. I że gdyby była inna, może przemocy by nie było.
Dlaczego ofiary przemocy psychicznej tak długo tkwią w toksycznych związkach?
Marcin Patronik*: – Najkrócej rzecz ujmując, właśnie ze względu na to, że jest to przemoc. Przemocą kierują bardzo skomplikowane mechanizmy psychologiczne. Najważniejszy nich to pranie mózgu, czyli takie manipulowanie kobietą, żeby była całkowicie podporządkowana sprawcy i zmieniła swoje postawy, poglądy i myślenie. Poza tym należy zawsze pamiętać, że przemoc jest procesem. Kobieta niezbyt szybko orientuje się, że padła jej ofiarą.
Jak to?
– Sprawca potrafi uspokoić się na długi czas, na kilka, a nawet kilkanaście miesięcy. To powoduje, że ofiara łudzi się, że najgorsze już się skończyło, teraz zacznie się nowy etap związku i wszystko będzie dobrze. To jej daje głębokie poczucie, że wygrała, udało jej się wyegzekwować od sprawcy zmianę. Dla bardzo wielu ofiar przemocy poczucie, że to one i tylko one go zmieniły, bywa bardzo budujące, utrwala w nich potrzebę i chęć bycia w tej relacji. Więc trwają w toksycznym związku, bo mają poczucie, że „uleczyły” swojego sprawcę.
A co na to sprawca?
– Okazuje ofierze łaskę, stara się być lepszy. Zazwyczaj usypia jej czujność, zaczyna ją adorować, na przykład zapraszać na kolacje, dawać prezenty, jest bardzo miły, uczynny i pomocny. Ofiara przestaje wtedy myśleć o tym, że ten cykl powtarza się już któryś raz. Odradza się w niej złudna nadzieja, że może tym razem on się zmieni już na dobre.
Ale on się nie zmienia.
– Nie. On izoluje ofiarę, odcina ją od przyjaciół i rodziny. Sprawdza, czy się z nimi spotyka, czy do nich dzwoni, co im opowiada. Sprawdza, czy inni ludzie wiedzą, co się w ich związku dzieje. Bardzo często poniża ją, przede wszystkim w towarzystwie innych ludzi. Na początku w białych rękawiczkach, żeby ofiara tego nie zauważała, nie potrafiła zdefiniować jako przemoc. To może być żart, komentarz, który godzi w poczucie wartości ofiary, ale można go nie brać na poważnie. Sprawca przemocy w ten sposób usypia czujność, dopiero później to eskaluje.
Jak?
– Krytykuje, ocenia, podważa kompetencje ofiary, opinie na różne tematy. Szczególnie wtedy, gdy ofiara ma inne stanowisko niż sprawca. Podważa jej kompetencje w różnych dziedzinach, także seksualnej. Kiedy kobieta reaguje oburzeniem, zaprzecza, mówi, że to był tylko żart, źle go zrozumiała. Albo tłumaczy, że był pijany, przeprasza. Ofiara przyjmuje te tłumaczenia, bo zależy jej na związku.
Czy on to wszystko na zimno planuje?
– Nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi na tak zadane pytanie. Bardzo często te działania są gwałtowne, automatyczne, co wynika z tego, że taki człowiek jest zaburzony, głęboko zaburzony. Czasem jest to planowane, niekoniecznie wyrachowane i na zimno. Do tego często dochodzi uzależnienie od alkoholu albo innych substancji psychoaktywnych. Często przemoc pojawia się dopiero w jakiejś kryzysowej dla związku sytuacji, na przykład po urodzeniu dziecka, czy śmierci bliskiej osoby. Kryzys, który przechodzi sprawca, uruchamia jakieś patologiczne mechanizmy i sprawia, że zaczyna się zachowywać w przemocowy sposób. Na skutek prania mózgu ofiara przemocy zaczyna wierzyć w to, że to ona nieustannie popełnia błędy, że naprawdę jest winna. I że gdyby była inna – lepsza, spełniająca wymagania sprawcy – może przemocy by nie było. I z biegiem czasu coraz bardziej zaczyna w to wierzyć.
Co sprawia, że jednak postanawia uciec z takiego związku?
– Często postanawia się uwolnić dopiero wtedy, gdy nie może już znieść stresu, poniżenia. Na przykład decyduje się na odejście dopiero wtedy, kiedy widzi krzywdę dziecka. Kiedy to ono zaczyna się nią opiekować, próbuje ją chronić, motywuje do tego, by coś z tą toksyczną sytuacją zrobiła. Kiedy zaczyna mówić, że odejdzie, sprawca stosuje zastraszanie. Grozi, że odbierze jej dzieci, pozbawi władzy rodzicielskiej, a ją samą zamknie w zakładzie psychiatrycznym. Wcześniej wmawiał jej, że jest chora psychicznie, zaburzona, nienormalna, że jest wariatką i histeryczką. Dzieciom z kolei opowiadał, że z ich mamą jest coś nie tak, że wszystko, co złe w domu, to jej wina.
A dlaczego sprawca tak bardzo nie chce wypuścić swojej ofiary z rąk?
– A kto by wtedy dawał mu poczucie władzy i wszechmocy? Panowania nad ofiarą? Kto miałby tę rolę odgrywać? Ofiara przemocy dla sprawcy jest bardzo ważnym elementem jego życia. Nikt inny poza nią nie podporządkował mu tak bardzo swojego życia. To go karmi, to go żywi. On na swój sposób jest bardzo mocno związany z ofiarą. Nie może dopuścić myśli, że ktoś, kogo udało mu się spacyfikować i podporządkować sobie, nagle jest niezależny. Poza tym, gdyby ona odeszła, miałby poczucie klęski, czułby się pokonany. Czułby, że ona go przerosła, że jest silniejsza od niego, a on nie może przecież do tego dopuścić. Nie wiadomo, czy będzie w stanie zdobyć i tak zdominować kolejną ofiarę.
Dlatego zrobi wszystko, żeby ofiarę przy sobie zatrzymać. To, że ją zdradza, bije, okazuje niechęć i brak szacunku, że ją poniża, to są wszystko mechanizmy władzy. Dzięki nim ma wrażenie, że kontroluje sytuację. Szkoda by było to stracić.
Czy zdarza się, że także mężczyźni padają ofiarą takiej przemocy?
– Tak, ale niebywale rzadko. To wynika głównie ze społeczno-kulturowych czynników, oni się po prostu wstydzą tego. W naszej kulturze „facet nie płacze”, nie narzeka, jest silny, zdobywa. Kiedy straci tę swoją męskość i siłę, kiedy czuje się wykastrowany przez kobietę, nie zacznie o tym mówić, bo to byłaby dla niego podwójna porażka. Dlatego znaczna część mężczyzn zostaje z tym problemem sama albo próbuje go rozwiązać, odchodząc od kobiety. Bardzo niechętnie korzystają z instytucjonalnej pomocy.
Marcin Patronik* to psycholog, psychoterapeuta, pracuje w Specjalistycznym Ośrodku Wsparcia Dla Ofiar Przemocy w Rodzinie SOS w Lesku oraz w Poradni Zdrowia Psychicznego SP ZOZ w Sanoku.
Wywiad pochodzi z mojej książki „Dlaczego nikt nie widzi, że umieram”