Pięć minut wystarczy, by ukraść samochód. Wyczyszczenie mieszkania zajmuje włamywaczom od dwóch do dziesięciu minut. Zwiększa się też liczba tzw. „szybkich akcji”. — Odżywają stare metody, których w Polsce nie było przez ostatnich 20 lat —mówi specjalista od zabezpieczeń.
— Ten człowiek wszedł do mojego samochodu szybciej, niż ja to robię — mówi Jacek. W połowie maja w ciągu kilku minut stracił warte 225 tys. zł elektryczne auto. Wszystko wydarzyło się na warszawskim Mokotowie około 22:30. — Wieczorem wyjechałem na pół godziny do Galerii Mokotów, o 22 wróciłem do domu, ale jeszcze przez 12 minut siedziałem w samochodzie i słuchałem radia. Wszedłem do domu, po jakichś pięciu minutach samochodu nie było – opowiada.
Skradziony samochód? „1 proc. szans na znalezienie”
Agnieszka: — Wstałam rano, chciałam jechać na zakupy. Nie ma auta. Obeszłam jedną, drugą, trzecią ulicę. Nic. Było w najmie długoterminowym, miało lokalizator GPS. Zadzwoniłam do firmy, która się tym zajmowała. Była sobota, powiedzieli, że nie pracują w weekendy i że dział techniczny sprawdzi to w poniedziałek. Ja na to, że do tego czasu auto będzie rozłożone na czynniki pierwsze. Poszłam na policję, powiedziano mi, że jestem szóstą osobą, która zgłasza tego dnia kradzież samochodu. A była dopiero 9 rano – opowiada.
Sprawa Agnieszki również rozegrała się w stolicy. To nie przypadek. W 2022 r. w województwie mazowieckim skradziono niemal 2,5 tys. aut osobowych i dostawczych o dopuszczalnej masie całkowitej do 6 ton. To aż 40 proc. wszystkich skradzionych w tamtym roku aut w Polsce – w sumie złodzieje przywłaszczyli ich sobie 6,1 tys. (o 13,3 proc. mniej niż rok wcześniej). Aż 26 proc. (1,6 tys. aut) skradziono w samej Warszawie. To dane z analiz Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar (na podstawie wyrejestrowanych z bazy Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców aut).
Złodzieje najchętniej kradli wtedy toyoty oraz auta niemieckie: audi, volkswageny i bmw. W niechlubnym rankingu królują samochody nowsze, wyprodukowane w ostatniej dekadzie. Jednak w porównaniu do rekordowego roku 1999, z wielką falą kradzieży samochodów nie mamy jednak do czynienia. Jak przypomina IBRM Samar, skradziono wtedy w Polsce aż 71,5 tys. aut — niemal 12 razy więcej niż w ubiegłym roku.
Statystyki policji prezentują się nieco inaczej: tu auto trafia już w momencie zgłoszenia, a do baz CEPiK, kiedy zostanie wyrejestrowane (co może zdarzyć się długo po samej kradzieży), uwzględnione są też samochody skradzione, ale odzyskane. W 2022 r. wszczęto ponad 7,1 tys. postępowań (15,1 proc. mniej niż rok wcześniej), stwierdzono 7,4 tys. przestępstw (spadek o prawie 12 proc.). Wykrywano nieco ponad jedną czwartą przestępstw (25,9 proc.).
SUV Agnieszki, skradziony w 2020 r., znalazł się w grupie tych aut, których nie odnaleziono. — Po dwóch latach policja przekazała, że nie udało się ustalić, gdzie znajduje się samochód i śledztwo umorzono — mówi. Jacek ma nadzieję, że jego sprawa zakończy się inaczej. — Pytałem w okolicznych miejscach z monitoringiem. Mówili, że policja już tam była. Wydaje mi się więc, że działają. Choć powiedzieli wprost, że dają mi 1 proc. szans na znalezienie samochodu. Nie chodzi mi jednak o odzyskanie auta, bo jestem spokojny, że dostane pieniądze z ubezpieczenia – podkreśla. – Straszne jest to, że my jako cywilizacja, przy całym rozwoju technologii, jesteśmy na łasce sukinsynów, którzy zarabiają na swojej bezczelności dziesięć razy więcej niż klasa średnia. Zależy mi na tym, żeby ktoś im powiedział: zrobiliście źle, idziecie do więzienia. I żeby zawsze tak było — wyjaśnia dalej Jacek.
— W Europie sprawa kradzieży samochodów stała się priorytetem policji, w związku z czym podniósł się poziom wykrywalności. Praca służb jest bardziej profesjonalna, widać specjalizację w tym zakresie – komentuje kryminolog prof. Brunon Hołyst.
Jacek po zdarzeniu oglądał nagrania z ulicznego monitoringu. — To była szajka, brały w tym udział przynajmniej trzy samochody i dwóch lotnych złodziei, z których jeden wszedł do auta. Ten człowiek zrobił to szybciej, niż ja to robię! Z reguły jak ktoś przyjeżdża, zostawia samochód i idzie do domu. Na nagraniu widać, jak złodzieje na pewniaka wchodzą na moją ulicę, ale potem odchodzą, gdy orientują się, że siedzę w aucie – dodaje mężczyzna.
Pieniądze za lodówką albo w pawlaczu? „To standardowe miejsca”
Rośnie też liczba włamań. W 2021 r. stwierdzono ich 71,6 tys. (1,2 proc. mniej niż rok wcześniej), wykrywalność sprawców tego typu przestępstw to ponad 50 proc. Jednak według danych, które opisywała „Rzeczpospolita”, w samym woj. mazowieckim od stycznia do listopada 2022 r. policja odnotowała wzrost tej liczby o 40 proc. względem 2021 r. (i aż 75 proc. więcej niż w 2020 r.). W samej Warszawie włamań było więcej o 6,5 proc. – w sumie ponad 4,5 tys.
Katarzyna mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości, na osiedlu, gdzie stoi 40 domów jednorodzinnych. — Bardzo często dochodzi u nas do włamań. Tylko w ostatnich miesiącach obok nas było kilka. Zauważamy, że obserwują nas z samochodów. Policja nic z tym nie robi. Pewnego razu ktoś jechał za mną do Żabki, potem śledził mnie w drodze powrotnej. Na policji zasugerowano, że może podziwiał architekturę mojego domu – opowiada.
Dopiero co doszło do włamania na sąsiednim osiedlu, gdzie jest tylko osiem domów.
— Brama była zepsuta i otwarta. O 20:30, pod nieobecność właścicieli, dwóch panów weszło przez ogródek, włamało się do domu, ale kompletnie nic nie zabrali. Podobna sytuacja miała miejsce dwa tygodnie wcześniej, ale skończyło się podobnie: panowie zobaczyli kamerę i przestraszyli się. Mamy podejrzenie, że szukają gotówki, bo przez pandemię i wojnę w Ukrainie dużo ludzi wypłaciło pieniądze z kont i trzyma je w domu. Ewidentnie chodziło im o pieniądze, bo nie ruszyli laptopów, lustrzanki czy złotej biżuterii. Teraz ciężko sprzedać tego typu rzeczy – mówi Katarzyna.
Potwierdza to Daniel Kamiński, założyciel i szef firmy AlertControl, zajmującej się doradztwem w zakresie usług monitoringu. — Włamywacze nie biorą elektroniki, bo wszystkie urządzenia podłączone do internetu mają adresację, którą łatwo zidentyfikować. Gdziekolwiek to podłączą, są spaleni. Szukają głównie biżuterii i pieniędzy. Ludzie mają skrytki w różnych miejscach, tam szukają w pierwszym momencie. Jeśli ktoś myśli, że ukryje pieniądze w pawlaczu, przyklei w pudełku po cukrze czy kawie, to się myli. To standardowe miejsca, szybko są znajdowane – zaznacza. Katarzyna dodaje, że złodzieje odsuwają od ścian meble czy duże urządzenia, jak pralka czy lodówka, za którymi ludzie często chowają gotówkę.
Cała akcja zajmuje od dwóch do dziesięciu minut. — Jeśli ktoś ma monitorowany dom, to załoga interwencyjna przyjedzie w kwadrans, więc złodzieje nie mają za dużo czasu — mówi Kamiński. Sposoby? Nic nadzwyczaj skomplikowanego. — Dopytujemy, jakich metod używają na pokonanie zamka. Żadnych, drzwi są otwarte. Chodzą od drzwi do drzwi i sprawdzają, naciskając na klamki. Zaraz przy wejściu z reguły znajdują się klucze, torebki z pieniędzmi, leży biżuteria. Więc wchodzą i zabierają to, nawet jeśli ktoś jest w mieszkaniu – mówi ekspert. Włamywacze liczą na okazję i wykorzystują krótkie chwile. — Ktoś wystawia śmieci i zostawi otwarty dom albo idzie do ogrodu. Przeważnie to jest okazja — rozmawiałem z osobami, które mówiły, że okradają dziennie od trzech do pięciu mieszkań — dodaje Kamiński.
„Proszę opuścić posesję”
Modne stało się obserwowanie posesji za pomocą drona. — Można to robić, siedząc w samochodzie kilka przecznic dalej. Lata nad działką, zagląda w okna. Wie, że są fanty do wzięcia, a mieszkańców nie ma – tłumaczy Kamiński. Ale raczej między bajki można włożyć historie o trwającej dniami obserwacji domów przez podejrzanych typów. — Tam musi być coś wartościowego, na co polują włamywacze. Dzieła Kossaka, rzadkie numizmaty. Obserwacja to koszt, przy którym wartość rabunku musi być odpowiednio wysoka. Bo to ryzyko odkrycia. Ktoś się odwróci, zrobi zdjęcie, zapisze numer rejestracyjny samochodu, policja może sprawdzić monitoring – przekonuje Kamiński.
Według eksperta włamywacze działają w dużym stresie. — Często na miejscu włamania znajdujemy mocz czy kał. Tak odreagowują swój stres. I potem łatwiej znaleźć ich DNA – mówi. Złodzieje boją się też ujawnienia: jeśli okaże się, że w domu jest mieszkaniec, sąsiad wyjrzy przez okno, zapali się lampa, często odejdą i poszukają innego mieszkania do obrobienia.
Jak bronić się przed włamem? Kamiński mówi, że najskuteczniejsze są najprostsze metody: zamykać drzwi na klucz. Jeśli mamy otwierane okna z wyjściem do ogrodu, warto mieć w nich zamek na kluczyk. Wystarczy zwykły haczyk, jak w wychodku, bo zapobiegnie odskoczeniu drzwi, kiedy włamywacz próbuje podważyć uszczelkę. Oczywiste jest, że lepiej nie trzymać w domu gotówki, ale jeśli już z jakiegoś powodu musimy to robić, warto zaopatrzyć się w przykręcany do podłogi sejf, którego ewentualny demontaż i wyniesienie zajmie złodziejom więcej niż kilka minut.
— Ludzie przeceniają kamery, one nie działają prewencyjnie. Bo człowiek przyjdzie w kominiarce, bejsbolówce, spuści głowę. Chyba że mamy kamerę, która powiadamia nas przez telefon, że ktoś się kręci po terenie. I można do niego przez głośnik powiedzieć „proszę opuścić posesję”. Czyli ważna jest interakcja – podkreśla ekspert. Oraz sieć kontaktów. — Bardzo ważni są sąsiedzi. Ktoś, kto podczas naszego urlopu zaopiekuje się mieszkaniem, podleje kwiatki, będzie zwracał uwagę, czy ktoś nie kręci się w pobliżu. Czujny sąsiad wyjdzie do obcego i spyta, czy może mu jakoś pomóc. Jak taka osoba widzi zainteresowanie, to nie wraca – przekonuje.
Kamiński dodaje, że w ostatnim czasie zwiększyła się liczba kradzieży mniej wartościowych przedmiotów. — Kołpaki, lusterka, felgi. Ludzie zaczynają chować węże ogrodowe czy hulajnogi na noc do garażu. Zwiększyła się liczba szybkich akcji – mówi. Powody jego zdaniem są dwa. — Część społeczeństwa zubożała, muszą jakoś żyć. Mamy też dużo przyjezdnych, część z nich także nie ma z czego żyć, szuka jakiegokolwiek zarobku. Odżywają stare metody, których w Polsce nie było przez ostatnie 20 lat – uważa szef AlertControl.
Łup o wartości do 799 zł
Niewielkiej wartości rzeczy giną także w sklepach. Głównie żywność. — Masło ginęło, gdy jego cena dochodziła do 10 zł — opowiada Jerzy, właściciel spożywczaka w Łodzi. Jego kolega po fachu przyznaje, że kiedy ceny masła były najwyższe, musiał przenieść produkty do lodówki bliżej kasy, niczym towar ekskluzywny.
W 2022 r. policja odnotowała 32,8 tys. przestępstw kradzieży w sklepach. To aż o 31,1 proc. więcej niż rok wcześniej. O 21,5 proc. wzrosła także liczba wykroczeń tego typu (kiedy wartość skradzionych dóbr nie przekracza 500 zł) – do 234,3 tys. Z problemem mierzą się zarówno sklepy wielkopowierzchniowe (wzrost o 20,8 proc.), jak i mniejsze placówki (wzrost o 24,6 proc.).
W marcu tego roku w życie miało wejść podniesienie progu uznania kradzieży za przestępstwo (do 800 zł). Przesunięto to jednak na październik. — Wzrost wartości progu przyczyni się głównie do wzrostu skali wykroczeń, ponieważ granica rozumowania wartości drobnych kradzieży przesunie się w górę o 300 zł. Co dla niejednego „okazjonalnego” złodzieja stanowi istotną różycę i niezłą zachętę – ocenia Łukasz Grzesik, ekspert ds. zapobiegania kradzieżom. Jak podkreśla, łup o wartości do 799 zł to już całkiem solidny koszyk zakupów, a sankcjonowany będzie jedynie mandatem karnym z tytułu wykroczenia. — Tę zmianę sklepy z pewnością odczują — przewiduje ekspert.
Luźna kurtka, plecak czy wózek dziecięcy – to tam chętnie złodzieje chowają towary. W proceder angażują się całe rodziny: matka z babką zagadują ekspedientkę, a ojciec pakuje łupy. — Starsza pani wzięła dwa czteropaki piwa do wózka. Mówiła, że to do szpitala dla męża, bo tylko Żywca lubi – opowiada Jerzy.
Giną raczej niewielkie rzeczy. — Przyprawy, wędliny, dekoracje do ciast. Ale czasem konserwy, zwłaszcza droższe. Cztery piwa idą do torebki, a płacą za jedno. Potem widzę, że na Górniaku [targowisko w Łodzi – przyp. red.] przynoszą kawę, rosołki, droższe rzeczy. Milkę, która w sklepie kosztuje 14 zł, tu mogą ją kupić za pięć czy sześć – mówi Jerzy. I przyznaje, że jego sklep w skali roku traci przez złodziei kilka tys. zł.
— Kradzieże w sklepach związane są z poziomem życia. Mimo polityki socjalnej obniża się poziom egzystencji, ludzie nie mają pieniędzy – komentuje prof. Hołyst. — Dokonują kradzieży nawet małowartościowych rzeczy. Wszystko kosztuje, więc dobrze, jak każda złotówka zostanie w portfelu – dodaje.
— Na wzrost kradzieży sklepowych wpływa m.in. inflacja, a co za tym idzie pogarszająca się sytuacja ekonomiczna — wtóruje mu Łukasz Grzesik. — Coraz częściej pod presją zaspokojenia podstawowych potrzeb ludzie kradną artykuły spożywcze. Nie bez znaczenia jest też fakt, że pogarszająca się sytuacja materialna gospodarstw domowych może przyczynić się do powstania nowej grupy osób dokonujących kradzieży, która do tej pory nie rozważała takiej możliwości i czyni to z przymusu ekonomicznego. To tylko zwiększa skalę problemu – podkreśla.
Metody przeciwdziałania są dość tradycyjne: ochroniarze, monitoring wizyjny czy czujniki pozwalające lepiej kontrolować proces skanowania towarów w kasach automatycznych. Te bardziej bezpośrednie preferuje Jerzy z Łodzi. — Albo policja, albo samemu złapać złodzieja za krawat i powiedzieć konkretnie: nie kradnij, bo połamiemy ręce. Częściowo to działa – przyznaje.
Piotr prowadzi sklep w Rawie Mazowieckiej. Klienci to głównie miejscowi, raczej z tych zamożniejszych. Ale kradzieże, choć rzadziej niż dawniej, wciąż się zdarzają. — Przestałem na to tak mocno zwracać uwagę. W pewnym wieku szanuje pan zdrowie. Złapie pan kogoś z towarem za 20 zł, a więcej z tym nerwów i emocji niż to faktycznie warte – uważa mężczyzna.
„Intruz w najbliższej przestrzeni”
Nieporównywalnie silniejsze emocje odczuwają ofiary włamania. — Ktoś wejdzie przez okno i stanie na stole, później siedzą przy tym stole domownicy i mówią, że nie czują się bezpiecznie — opowiada Daniel Kamiński. — Bo tu był ślad buta, który wytarli. A w szufladzie wywalona bielizna, gdzie włamywacze szukali kosztowności, grzebali w intymnych sferach. Ludzie mają potem traumę, często wolą się przeprowadzić niż mieszkać w miejscu, w którym włamywacz robił nie wiadomo co – dodaje.
Jacek, któremu ukradziono elektryczne auto, wyznaje: W samochodzie czy za drzwiami domu mamy naturalne poczucie bezpieczeństwa. A ktoś wchodzi i sobie coś bierze. Mam poczucie, że to intruz w naszej najbliższej, intymnej przestrzeni.
Agnieszka po stracie samochodu przeprowadziła się do mieszkania z garażem podziemnym. Proces wydania nowego auta zajął pół roku, przez ten czas jeździła pożyczonym od znajomego pojazdem. — Za każdym razem, gdy po wyjściu z domu szukałam samochodu, cała się trzęsłam, że znowu ktoś mi go ukradł.