Usłyszałem od wdowy po oficerze, że martwi się o jeszcze jedno dziecko. Mąż nie miał pojęcia, że wiedziała o jego nieślubnym synu. Była gotowa podzielić się rentą wojskową z jego matką.
Alex składa mi życzenia na Dzień Matki i Dzień Ojca – mówi Natasha. – Kiedyś wysyłał też życzenia swojemu ojcu biologicznemu, a ten nawet zapisał sobie jego numer telefonu. Obiecał, że zadzwoni. Nigdy tego nie zrobił.
Natasha przyznaje, że Alex był dzieckiem nieplanowanym. I nieślubnym. Miała 27 lat, kiedy zaczęła spotykać się z jego ojcem. Kiedyś powiedział: w domu mam wszystko, brakuje mi tylko tupotu małych stóp. Mimo to rozstali się, gdy dwa lata później zaszła w ciążę. Chciała spokoju, którego on jej nie dawał. Nie wiedział, że zostanie ojcem, a Natasha chciała poradzić sobie bez niego. W piątym miesiącu ciąży związała się z X. Był zakochany, uznał Alexa za swoje dziecko. Sielanka trwała ledwie kilka lat. Potem X zaczął psychicznie znęcać się nad Natashą, dokuczał dziecku i obrażał je, nazywając bękartem.
– Wystąpiłam do prokuratury z wnioskiem o bezskuteczność ojcostwa X. Wytoczyłam mu też sprawę o uporczywe nękanie – opowiada Natasha. – Sprawę wygrałam. I postanowiłam: teraz stanę w prawdzie, skontaktuję się z jego tatą. Nie sprawdził się jako partner, ale nie mogę zabierać mu syna, a syn ma prawo wiedzieć, kim jest jego ojciec.
Kulisy pałacu
Foto: Newsweek
Był osobą publiczną. Często pojawiał się w mediach, które opisywały, że po raz trzeci się ożenił i ma synka. Zdawała sobie sprawę, że informacja o jego nieślubnym dziecku wycieknie do mediów. Wiedziała też, że wchodząc z powrotem w jego życie, narazi się na niepochlebne komentarze, a nawet ostracyzm. – Ludzie łatwo ferują wyroki – mówi. – Kobieta, która rodzi dziecko i dopiero po kilku latach odzywa się do jego ojca, jest podejrzewana o interesowność. Dostaje łatkę alimenciary, która nie zamierza pracować, bo jej głównym źródłem utrzymania są alimenty i zasiłek 800+. Przypisuje się jej intencje rozbicia innej rodziny. Mimo to nie chciałam dłużej ukrywać, że Oluś ma tatę, po którym będzie dziedziczyć nie tylko nazwisko.
Przelewy i listy do nieślubnych
– Nigdy nie zastanawiałem się, ile w Polsce żyje dzieci pozamałżeńskich, wychowywanych w tajemnicy przed rodziną ich ojców. W pewnym momencie jednak musiałem się pochylić nad losem takich dzieci i wyciągnąć je z cienia – mówi Janusz Zemke, w latach 2001-2005 wiceminister obrony. Moment – jak mówi Zemke – wychodzenia dzieci z cienia był dramatyczny. Dotyczył śmierci ich ojców, żołnierzy, którzy wyjechali na misje do Iraku i Afganistanu. Przez 20 lat obecności polskich wojsk zginęło tam 65 żołnierzy i jedna osoba cywilna. Janusz Zemke uczestniczył w ponad 20 pogrzebach. Jego rolą były też rozmowy z rodzinami na temat ceremonii pochówku. Zazwyczaj podczas takich rozmów padało pytanie, jak Ministerstwo Obrony Narodowej może pomóc wdowom. Bywało, że prosiły np. o zmianę wojskowego mieszkania na większe albo położone na niższym piętrze. Często pojawiały się wątpliwości na temat renty po zmarłym przysługującej wdowie i osieroconym dzieciom.
– Nigdy nie zapomnę rozmowy z młodą wdową, pielęgniarką. To było małe miasteczko na południu Polski. Siedzieliśmy w pokoju, razem z nami byli rodzice oficera. Jego ojciec też był wojskowym – wspomina Zemke. – Rozmawialiśmy o dwójce małych dzieci zmarłego oficera i w pewnym momencie usłyszałem od wdowy, że martwi się o jeszcze jedno dziecko. Mąż nie miał pojęcia, że wiedziała o jego nieślubnym synu. On też stracił tatę. Dlatego była gotowa podzielić się rentą z jego matką.
Na szczęście nie trzeba się było dzielić. Przedstawiciel wydziału spraw socjalnych w MON skontaktował się z matką chłopca. Do przyznania jej dziecku renty wystarczyły dowody w formie przelewów od żołnierza i wysyłane przez niego listy. Janusz Zemke przyznaje, że ta rozmowa była wyjątkowa. Zazwyczaj prawda o ukrywanych przez lata dzieciach pozamałżeńskich wychodziła na jaw podczas ceremonii pogrzebowych. Matki nieślubnych dzieci uczestniczyły w pochówkach. Zazwyczaj przychodziły same, ale kilka z nich zabrało ze sobą dzieci. Zapamiętał też kobietę w ciąży. Kiedy wszyscy się rozchodzili, te panie podchodziły do dowódców jednostek i opowiadały swoje historie. Janusz Zemke rozmawiał z czterema z nich. Prosiły o pomoc w zabezpieczeniu potomstwa, ale nie wymagały dyskrecji. Chciały, żeby ich dzieci wreszcie przestały być kojarzone ze wstydem.
Przehandlować własne dziecko
– Tam, gdzie w grę wchodzi pozamałżeńskie dziecko, nie ma wygranych ani przegranych. Wszyscy na tym cierpią. Ale największą cenę płaci dziecko, które jest ukrywane dla dobra dorosłych. Ma schodzić w cień, żeby nie burzyć ich dotychczasowego życia. To głęboko osadza się w psychice i wpływa na dalsze życie – mówi Magdalena Bajsarowicz, prawniczka i psycholog sądowy. Od lat udziela porad prawnych, również matkom dzieci pozamałżeńskich. Ich życie przypomina błądzenie po omacku, bo zasady społeczne nijak nie pasują do ich sytuacji. Bywa, że ojcowie ich dzieci tworzą alternatywną rzeczywistość. Na co dzień żyją ze swoimi żonami i dziećmi. W weekendy wynajmują mieszkania albo pokoje hotelowe, w których spotykają się z tymi z nieprawego łoża. Niektórzy starają się zrekompensować im brak rodzica, kupują drogie zabawki czy elektronikę. Inni po kilku spotkaniach znikają.
Dzieci od początku czują, że coś jest nie tak: ich rówieśnicy mają dwa komplety babć i dziadków, a ich ojcowie podczas występów szkolnych siadają w pierwszym rzędzie. Matki tych z nieprawego łoża zgłaszają się po poradę, kiedy dziecko zaczyna pytać, co zrobiło źle. I czym zawiniło, że nie może widzieć się z tatą. – Jestem zwolenniczką prawdy – mówi Magdalena Bajsarowicz. – Radzę, żeby matki mówiły, że ich tata mieszka z inną kobietą i ma inne dzieci. W tej pełnej niewiadomych sytuacji warto wzmacniać więź matki z dzieckiem. I absolutnie nie składać obietnic bez pokrycia.
W idealnym świecie tyle mogłoby wystarczyć. Magdalena Bajsarowicz przyznaje, że realia są inne: najczęściej matki i ojcowie wybierają milczenie i tajemnicę. W tej sytuacji pozamałżeńskie dziecko spotyka rozczarowanie. Traci poczucie bezpieczeństwa i nie ufa swoim emocjom. Bywa, że przez całe życie ich nie odzyska i zawsze będzie się czuło wybrakowane. Natasha, matka Alexa, postanowiła: mój syn przestaje być tajemnicą. Złożyła do sądu wniosek o uznanie ojcostwa, nadanie dziecku nazwiska, zarządzenie 4 tys. zł alimentów. I o pozbawienie władzy rodzicielskiej, co upraszczałoby jej życie jako samotnej matki. Dzięki temu nie musiałaby zwracać się do ojca syna np. z prośbą o zgodę na wyrobienie paszportu czy wybór sposobu leczenia w szpitalu. Pozbawienie władzy rodzicielskiej nie niesie jednak za sobą zakazu spotkań. Ojciec Alexa w każdej chwili mógłby zobaczyć syna. – Nie wiedziałam, jak zareaguje na wieść o tym, że ma sześcioletnie dziecko – mówi Natasha. – Nie spotkaliśmy się wcześniej, nie rozmawialiśmy. Dostał wezwanie na pobranie materiału DNA. Po raz pierwszy zobaczył syna na korytarzu jednej z łódzkich klinik.
Chciała, żeby sposób, w jaki syn poznaje swojego biologicznego ojca, był choć trochę przyjemny. Niestety, ojciec nawet nie przywitał się z synem. Pojawił się za to w towarzystwie fotoreportera, oskarżył ją o naciąganie na ojcostwo, krzyczał, że nie pozwoli sobie pobrać krwi.
– Alex miał sześć lat – wspomina Natasha. – Widziałam, że początkowo zachłysnął się ojcem. Powiedział: „Ale masz fajne okulary!”. Potem jednak przestraszył się jego krzyku i zaczął płakać. Nie udało się zrobić badań, ojciec Alexa nie pojawił się również na kolejny termin pobrania. Przyjechał dopiero, kiedy dostał wniosek o doprowadzenie w asyście policji. Alex był szczęśliwy. Powiedział: „Widzisz mamo, Oluś dał radę i (tu podał imię ojca) też dał radę!”.
Sprawa sądowa przebiegła po myśli Natashy: badanie wykazało ojcostwo, Alex dostał nazwisko ojca i 2 tys. zł alimentów. Sąd pozbawił ojca władzy rodzicielskiej, ale to nie oznaczało zakazu odwiedzin syna. Natasha zachęcała, żeby wpadał. Oluś dzwonił do niego z życzeniami urodzinowymi i zaprosił go na komunię. Widziała, że czeka na tatę, ale on nie przyjechał. A kilka lat temu zaproponował Natashy wizytę u notariusza i zapis, że Oluś nie będzie rościł sobie praw do spadku. W zamian oferował pieniądze. – Byłam wściekła, że chce, abym przehandlowała własne dziecko – denerwuje się Natasha. – Nasz syn ma takie same prawa jak jego dzieci z innych związków. Nawet jeśli nie zostanie wskazany w testamencie, należy mu się tzw. zachowek.
Pominięci i walczący
– Zachowek to połowa tego, co dziecko otrzymałoby, gdyby dziedziczyło z mocy ustawy, czyli miało status spadkobiercy wynikający z ustalonego ojcostwa – mówią działający w Białymstoku adwokaci Ewelina Księżopolska-Moskal i Michał Moskal. – Jeśli mamy żonę z dwójką dzieci, to każde z nich dostanie po jednej trzeciej masy spadkowej. Nieślubne, nieuznane przez ojca dziecko może dostać jedynie jedną szóstą, ale tytułem zachowku.
Prowadzona przez nich Kancelaria Adwokacka Moskal i Partnerzy zajmowała się kilkoma sprawami, w których po śmierci rodzica pozamałżeńskie dziecko dochodziło swoich praw. Zauważyli prawidłowość: mężczyźni, którzy ukrywali przed rodziną istnienie nieślubnego potomstwa, zazwyczaj zostawiali testament, w którym je pomijali. Najczęściej też ci z nieprawego łoża znali swoją historię, a o śmierci ojca dowiadywali się pocztą pantoflową lub za pośrednictwem mediów społecznościowych. Nie wszyscy starali się dochodzić swoich praw. – Jeden z naszych klientów wiedział, kto jest jego ojcem biologicznym, ale po jego śmierci nie zdecydował się na formalne ustalenie ojcostwa – mówi Michał Moskal. – Inna nasza klientka dochodziła ustalenia ojcostwa. Wiedziała, kim jest jej ojciec, bo sam do niej zadzwonił. Była dojrzałą kobietą, on starszym i schorowanym mężczyzną. Postępowanie przeprowadziliśmy po jego śmierci. Nie mieliśmy materiału porównawczego, niezbędna była ekshumacja. To już było za dużo, klientka odpuściła.
Kancelaria reprezentowała też drugą stronę, czyli dzieci i żony zmarłych. Na pojawienie się nieślubnego spadkobiercy reagowali złością, niedowierzaniem. Niektórzy jednak poczuli ulgę: od lat w rodzinie krążyły plotki, które właśnie okazały się prawdą. Jeszcze inni spojrzeli na swoich zmarłych z innej perspektywy. – Mąż i ojciec naszych klientek przez wiele lat ukrywał nieślubnego syna. Uznał jednak, że jest jego ojcem i regularnie przesyłał mu alimenty – mówi Ewelina Księżopolska-Moskal. – Po śmierci mężczyzny, kiedy postępowanie spadkowe zostało już zakończone, nieślubny syn zgłosił się z wnioskiem o wznowienie sprawy. Córka i żona zmarłego były zaszokowane, ale uznały, że nie ma sensu z nim walczyć, skoro został zaakceptowany przez zmarłego. O przyjęciu go do rodziny nie było jednak mowy.
Nie wszystkie pozamałżeńskie dzieci – jak wynika z doświadczenia specjalizującej się w rozwodach adwokat Anny Gabrielczyk – walczą o swoje prawa dopiero po śmierci ojców. Zdarza się, że jeszcze za ich życia biorą sprawy w swoje ręce. – Niedawno zajmowałam się sprawą małżeństwa z trzydziestoletnim stażem – mówi Anna Gabrielczyk. – Pewnego dnia klientka odebrała telefon od nieznanej jej młodej kobiety, która oświadczyła, że jest córką jej męża. Okazało się, że nigdy jej nie uznał i płacił za zachowanie tajemnicy. Był ostrożny, przelewy wychodziły z konta jego przyjaciela. Dziewczyna dorosła, poszła na studia i potrzebowała więcej pieniędzy. Mężczyzna nie chciał dokładać się do jej utrzymania, postanowiła postawić go pod ścianą.
Dla klientki to była katastrofa. Nie była w stanie pogodzić się z tym, że jej mąż miał drugie życie. Złożyła sprawę o rozwód z wyłącznym orzekaniem o winie. Wygrała. Mąż zostawił jej nieruchomości, płaci wysokie alimenty. Mimo to kobieta – dziś 60-letnia – zmaga się z poczuciem krzywdy i straty.
Usiąść z ojcem
– Wyjście z cienia ukrywanego do tej pory dziecka zawsze niesie ze sobą trudne emocje – mówi Natasha, matka 16-letniego dziś Alexa. – Ale dla jego dobra dorośli powinni zrobić wszystko, żeby czuło się wartościowe i akceptowane.
Alex długo czuł się gorszy. W mediach pojawiały się zdjęcia jego ojca z synem z ostatniego małżeństwa. Robili razem to, na co Alex nigdy nie dostał szansy. Rówieśnicy wiedzieli, kim jest jego ojciec, gnębili go i wyśmiewali jako biednego i niechcianego. Natasha znalazła przyjazne liceum ogólnokształcące, w którym czesne wynosi ponad 1000 zł. To połowa zasądzonych alimentów. – Po dziewięciu latach poprosiłam ojca Alexa o podniesienie tej kwoty – mówi Natasha. – Wpadliśmy na siebie w Biedronce. Zaprosiłam go do nas. Obiecał, że przyjedzie. Alex się ucieszył, w przeddzień jego przyjazdu wysprzątał całe mieszkanie. Nie przyjechał, po raz kolejny go zawiódł. Mimo to Alex miał wciąż nadzieję na kontakt z tatą. Stracił ją, kiedy usłyszał wywiad, w którym ojciec mówi, że nie ma z nim więzi emocjonalnej. Niedługo potem usiedliśmy do tzw. kalkulatora alimentów. To Alexander wpisywał koszty swojego utrzymania: od ubrań, poprzez elektronikę, do zajęć dodatkowych i budowy domowego studia nagrań. Wyszło 30 tys. zł miesięcznie. Dużo, ale patrząc na styl życia jego ojca, nie tak bardzo. Sprawa trafiła do sądu. Nie wiem, czy wygramy, ważne, żeby Alex czuł, że nie jest tylko pionkiem i coś od niego zależy.
Jego ojciec ostatnio powiedział mediom, że usiądą i porozmawiają, kiedy syn skończy 18 lat. Na razie Alex nie chce z nim rozmawiać, ale kiedyś może zmieni zdanie. Natasha nie zamierza mu niczego narzucać. To jego ojciec. Ma do niego prawo, nawet jeśli spotykają go z jego strony same rozczarowania.
