Grzebiąc w archiwum „Wprost”, można dokopać się do jednego z numerów z 1985 roku. W zasadzie tę datę można by przyjąć za początek naszej Listy 100 najbogatszych. Nie była to wprawdzie lista, ale seria reportaży pokazujących dziesięciu najbardziej przedsiębiorczych Polaków. Publikacja wymagała w tamtych czasach odwagi. Z jednej strony odważyć się musieli sami opisywani bohaterowie, którzy bali się w tamtych czasach rozgłosu. Jakakolwiek prywatna inicjatywa była przecież tępiona. Z drugiej strony odważyć się musiał sam tygodnik, bo na tego typu publikacje cenzura miała baczne oko, że oto prasa zamiast wysławiać socjalizm, buduje nam tu nad Wisłą kapitalizm. Przekonał się o tym Zygmunt Szeliga, ówczesny dziennikarz „Polityki”, która to, choć trudno w to dzisiaj uwierzyć, zdecydowała się przedrukować pierwsze publikacje „Wprost” o najbogatszych Polakach na swoich łamach. Szeliga musiał kajać się przed partyjnymi towarzyszami, bo „Polityce” było wówczas wolno mniej niż nam.
Keczupy, aromaty, różowa pasta BHP, czyli jak zaczynali najbogatsi Polacy
Po 1985 roku na łamach „Wprost” powstawały kolejne serie reportaży o polskich przedsiębiorcach – wtedy głównie właścicieli firm polonijnych, którzy z udziałem jakiegoś zagranicznego wspólnika zaczynali robić biznes nad Wisłą. Słusznie miniona władza wierzyła wówczas w to, że tacy „zagraniczni” inwestorzy wpuszczą w PRL-owską gospodarkę trochę zachodniej waluty. Ale żaden poważny zagraniczny koncern nie zdecydował się na takie szaleństwo, żeby budować oddział swojej firmy w kraju, który ruguje przedsiębiorczość i nacjonalizuje wszystko, co prywatne. Z przepisów skorzystali za to przedsiębiorczy Polacy, którzy budowali pierwsze biznesy trochę właśnie pod przykrywką tych „zagranicznych inwestorów”. I tak Jan Kulczyk ze swoim ojcem Henrykiem przez polonijną firmę Interkulpol handlowali z Niemcami chemią budowlaną. Hitem okazała się różowa pasta BHP do mycia uporczywych plam. Za najbogatszego człowieka PRL uchodził Ignacy Zenon Soszyński, ojciec Wojciecha Soszyńskiego, który dzisiaj prowadzi sopocką firmę Oceanic od kosmetyków AA. Soszyński senior założył Zakład Produktów Aromatycznych, Zapachowych i Kosmetycznych Inter-Fragrances. Robienia perfum uczył się we francuskim Grasse. Stamtąd eksportował zapachy m.in. do Polski. Później przeniósł się do Maroka, gdzie przez kilkanaście lat prowadził firmę kosmetyczną Somapar. Zarobione pieniądze inwestował w nieruchomości w Casablance. W latach 70. wrócił do Polski, gdzie starał się rozkręcić własny biznes. Zakładał firmy polonijne produkujące meble, kosmetyki, nawet aromaty do ciast.
Jedną z największych firm polonijnych założył Jerzy Starak, którego Polpharma jest dzisiaj największym producentem leków w Polsce. Tymczasem w latach 80. jego Comindex produkował ketchup marki Billy i kosmetyki Currara. A w latach 90. sprowadzał do Polski pastę do zębów Colgate czy wódkę Bols. Marek Roefler, który dzisiaj jest właścicielem Danteksu, jednego z największych deweloperów w kraju też zaczynał od firmy polonijnej. Założył ją przez duńskiego wspólnika, z którym szył garnitury. Stąd właściwie wzięła się nazwa Dantex – duńskie tekstylia.
Krauze, Gudzowaty, Szulczewski – co po nich zostało
Sytuacja zmieniła się po 1989 roku wraz z wejściem w życie słynnej ustawy Wilczka. Od tamtej pory można liczyć historię już tych pełnych i prawdziwych list 100 najbogatszych „Wprost”. Z racji tego, że w tym roku mijają nam dokładnie 35 lata od początków polskiej przedsiębiorczości, postanowiliśmy przygotować wyjątkowy ranking 35 najbogatszych 35-lecia. Pod uwagę wzięliśmy wszystkich bohaterów poprzednich list najbogatszych „Wprost”, którzy zajmowali na nich czołowe miejsca. Jako punkt wyjścia do szacowania obecnej wartości ich majątku wzięliśmy ich historycznie najwyższą wycenę. Powiększyliśmy ją o dynamikę polskiego PKB, co dalej w bardzo szacunkowy sposób, może pokazywać, ile by dzisiaj mieli. Tylko i tutaj trzeba raz jeszcze podkreślić, że to naprawdę gruby szacunek. Jakaś perfekcyjna prognoza gdyby nikomu z nich po drodze nie powinęła się noga i mogli cały czas rosnąć tak jak polska gospodarka.
Nikt nie wie, jak potoczyłyby się losy imperium Aleksandra Gudzowatego, które jeszcze w 2002 roku było wyceniane na 5 mld zł. Dzisiaj po jego dawnych spółkach nie ma w zasadzie śladu, a ta najważniejsza, czyli Bartimpex została niedawno sprzedana tajemniczemu amerykańskiemu inwestorowi ze szwajcarskim paszportem. Nikt nie wie, co by było z Ryszardem Krauze, gdyby pewnego dnia nie postanowił zainwestować potężnej części swojego majątku z poszukiwanie ropy w Kazachstanie. – Mówiliśmy mu, Ryszard, nie rób tego, po co ci to. Jak chcesz być szejkiem, to kupimy ci strój szejka i będziesz sobie w nim chodził po Warszawie – odradzali mu wtedy koledzy. Krauze przepalał kolejne miliony prywatnego majątku i zaciągał gigantyczne pożyczki, a pieniędzy na to, żeby ropa wreszcie wytrysnęła, wciąż było za mało. Na światowych rynkach nadszedł krach, inwestorzy przestali wierzyć, że projekt Krauzego da zarobić, a komornicy zaczęli upłynniać majątek biznesmena, który nie nadążał ze spłatą zobowiązań. Nikt nie wie, co by było z Leszkiem Czarneckim, gdyby jego Getin tak agresywnie nie grał na rynku. A co z młodziutkim Piotrem Szulczewskim, którego Wish jeszcze parę lat temu mógł prześcignąć Amazon Jeffa Bezosa?
Giełda towarzyska zamiast wycen
Trudno w ogóle mówić o tym, ile byłaby warta dzisiaj fortuna Gawronika, Profusa, Habicha i dziesiątek innych nazwisk, które w latach 90. rozpalały wyobraźnię czytelników, pojawiając się na naszej liście 100. Powód jest dość banalny – wtedy lista, choć miała pierwsze i ostatnie miejsce, to nie miała informacji o wysokości majątku danego bohatera. Wycen wtedy nie robiono, bo nie było żadnej sprawozdawczości. Pierwsze spółki zupełnie o to nie dbały, a i też nikt tego nie sprawdzał, czy ktoś podał wyniki finansowe na czas i czy są one zgodne z prawdą. Bazowano więc trochę na giełdzie towarzyskiej, trochę na danych pozyskanych od samych bohaterów, trochę dzwoniono do pierwszych organizacji biznesowych z pytaniami, kogo by tam typowali na najbogatszego. Wyceny majątków pojawiły się dopiero w XXI wieku i w zasadzie od tamtej pory można bawić się w jakieś szacunki, ile dzisiaj ktoś mógłby mieć.
Kogo więc dzisiaj można okrzyknąć mianem najbogatszego Polaka 35-lecia? Kto, gdyby nie śmierć, bankructwo czy afera, miałby największe szanse zbudować najpotężniejszy majątek w Polsce? O tym w Liście 35 najbogatszych 35-lecia, opasłym kawałku historii polskiego kapitalizmu.