Sezon 2023/24 w wykonaniu polskich skoczków narciarskich układa się zdecydowanie nie po ich myśli. W związku z tym spora krytyka spada na Thomasa Thurnbichlera, czyli selekcjonera naszej kadry A. Jest całkiem spore grono osób, które uważa nawet, że PZN powinien zadecydować o zwolnieniu Austriaka. Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się Andrzej Kozak, który wyjaśnił, skąd wziął się kryzys.
Kryzys polskich skoczków
Bo że ten trwa w najlepsze, to nie ulega wątpliwościom. Reprezentanci Polski jedynie momentami potrafią wznieść się na wyżyny i zaprezentować tak, by zarówno oni, jak i kibice mieli z tego satysfakcje. Na przykład w Lake Placid na 4. miejscu zawody kończył Piotr Żyła, a Aleksander Zniszczoł w Willingen i w USA cztery razy z rzędu plasował się w pierwszej dziesiątce. Ostatnio jednak i on obniżył loty – dosłownie i w przenośni. Dawid Kubacki natomiast w Sapporo najpierw był 8., a potem dopiero 25.
Nic dziwnego, że w klasyfikacji generalnej próżno szukać biało-czerwonych na wysokich pozycjach. Aktualnie liderzy drużyny w komplecie zajmują lokaty w trzeciej dziesiątce. Jeszcze niżej, bo na 42. miejscu jest Paweł Wąsek, a na 58. Maciej Kot.
Thomas Thurnbichler ma zbyt wiele na głowie
Andrzej Kozak uważa jednak, że błędem byłoby rezygnowanie ze współpracy z Thurnbichlerem, ponieważ to nie on powinien ponowić winę za nieudany sezon naszych skoczków. Według prezesa Tatrzańskiego Związku Narciarskiego sprawa jest prosta, a kryzys łatwo wyjaśnić. – Potrzeba mu merytorycznego wsparcia. Za dużo spraw zrzucono na niego i po prostu nie dał z tym wszystkim rady – stwierdził w rozmowie ze „Sportowymi Faktami”.
W tym kontekście warto przypomnieć, że Austriak nie tylko prowadzi naszą kadrę A, lecz tworzy również cały kompleksowy plan szkolenia młodych skoczków. Chodzi o stworzenie całych struktur niemalże od nowa w taki sposób, by przestać marnować nasze talenty tak, jak dotychczas. – Łatwo mówić, a trudno wprowadzić w życie. To było z góry skazane na porażkę – podsumował Kozak.