Informacje o masowej śmierci słoni morskich i fok w okolicach Antarktydy pojawiają się od kilku tygodni. Nie do końca było jasne, co powoduje te zgony, aż wreszcie zespół wirusologiczny potwierdził zakażenia ptasią grypą u tych zwierząt w regionie subantarktycznym. Wirus H5N1 zabił zwłaszcza młode zwierzęta, więc tereny wysp takich Georgia Południowa są usłane ciałami szczeniąt mirung i fok.
Jest to o tyle niepokojące, że – jak czytamy na łamach „Guardiana” i „Science” – bezprecedensowe masowe wymieranie słoni morskich u wybrzeży Patagonii w Argentynie i na pobliskich terenach Antarktyki sugeruje, iż wysoce zaraźliwy szczep ptasiej grypy jest obecnie przenoszony między różnymi gatunkami ssaków. A skoro tak, stanowi poważne zagrożenie dla bioróżnorodności nie tylko terenów wokół bieguna południowego, ale całego świata.
Pod koniec zeszłego roku jasne stało się, że antarktyczne ptaki chorują na ptasią grypę. W październiku pierwszy przypadek został wykryty u wydrzyka brunatnego na Bird Island koło Georgii Południowej. Dwa miesiące później w tym rejonie były już ciała setek słoni morskich. Wirus H5N1 znaleziono nie tylko u pospolitego w tym rejonie świata wydrzyka brunatnego, ale także u mewy dominikańskiej. Już wtedy pojawiły się podejrzenia, że być może masowa śmierć młodych słoni morskich i fok jest wywołana działaniem wirusa pochodzącego od ptaków, ale trzeba było przeprowadzić badania laboratoryjne.
One potwierdziły związek, co brzmi bardzo groźnie.
„Guardian” cytuje Marco Falchieriego, naukowca z zespołu ds. grypy i wirusologii ptaków brytyjskiej Agencji Zdrowia Zwierząt i Roślin (APHA), który zebrał próbki z Georgii Południowej. „Widok tak wielu martwych zwierząt niemal rozdziera serce” – mówił, gdy napotkał dziesiątki ciał fok i słoni morskich. Zdaniem zoologów choroba atakuje bardziej słonie morskie, których padło znacznie więcej niż fok. Najwidoczniej są bardziej podatne. Na Georgii Południowej liczba martwych zwierząt sięga 100. Ich objawy są opisywane jako kichanie, kaszel, wydzielina z nosa i oczu, drgawki.
O tym, że wirus ptasiej grypy potrafi atakować także ssaki, wiedzieliśmy. W sierpniu informowaliśmy, że wirus H5N1 spowodował wybicie aż 70 tys. ssaków futerkowych w Finlandii.
Teraz rozprzestrzenia się w Antarktyce i poważnie zagroził populacji płetwonogich, które żyją tu w wielkich skupiskach. Patogen bez problemu przenosi się zatem między osobnikami, które miały kontakt albo z ptasimi odchodami (o to nietrudno), albo zjadły martwego ptaka. Dzisiaj właśnie te ssaki, a zwłaszcza słonie morskie, wydają się być najbardziej zagrożone.
Zoologowie mówią, że sprawa jest poważna, ale ma też dobre strony. Wirus mocno zaatakował mirungi i niektóre foki, ale np. nie stwierdzono go u innych zwierząt Antarktyki, chociażby u pingwinów czy amfitryt. One na razie nie chorują, więc patogen mutuje i przenosi się między gatunkami, ale tylko niektórymi.