AfD uważa, że Niemcy, którzy ucierpieli w wyniku wojny, byli takimi samymi ofiarami jak Polacy. A Polskę postrzega jako podrzędne państwo — mówi analityczka Patrycja Anna Tepper.

  • Więcej ciekawych historii przeczytasz na stronie głównej „Newsweeka”

Patrycja Anna Tepper: Tego bym nie powiedziała. Za rządów PiS, a nawet jeszcze kilka miesięcy temu, Polska była przedstawiana przez polityków AfD jako swoisty raj utracony — kraj, w którym pielęgnowane są wartości narodowe, gdzie nie ma tylu migrantów, islam nie jest rozpowszechnioną religią, a w związku z tym ulice są czyste, bezpieczne…

— Tak. Kiedy politycy czy sympatycy AfD przyjeżdżali do Polski, nagrywali filmiki na rynku we Wrocławiu, ulicach Krakowa czy Warszawy, żeby pokazać, jak wspaniale tu się żyje. Byliśmy dla nich fantazją, jak mogłyby wyglądać Niemcy, gdyby w 2015 r. Angela Merkel nie przyjęła miliona ­migrantów.

— AfD nie idealizuje już Polski. Punktem zwrotnym była październikowa odmowa ekstradycji obywatela Ukrainy, podejrzanego przez Niemcy o sabotaż przy gazociągu Nord Stream. Od tego czasu działacze AfD zaczęli się negatywnie wypowiadać na temat Polski i atakować w mediach społecznościowych polski rząd. Wcześniej tego nie było, choć Tusk z powodów ideologicznych dużo mniej pasował AfD niż Morawiecki.

— Poszedł znacznie dalej. Zasugerował, że jesteśmy krajem, który chroni terrorystów. Na to nałożyły się informacje o różnych antyniemieckich akcjach, jak choćby owa manifestacja we Wrocławiu. Obudziło to antypolskie resentymenty. Przesłanie było jasne: patrzcie, jak słaba jest pozycja Niemiec, że przeciwstawia się nam nawet taki kraj jak Polska. Odmowa ekstradycji przez sąd w Warszawie została potraktowana przez AfD jako atak na suwerenność Niemiec. Polska odważa się robić Niemcom takie rzeczy, a niemiecki rząd siedzi cicho!

Pamiętajmy, że Chrupalla to obok Alice Weidel najważniejsza osoba w AfD. To, co mówi, staje się obowiązującą linią partii.

— Też mnie to rozbawiło, ale publiczne użycie słowa „Murzyn” jest w Niemczech absolutnie niedopuszczalne. Wypowiedź tę można interpretować jednak szerzej. Mówiąc o „murzyńskości”, Küble mógł mieć też na myśli to, że Polacy podobnie jak mieszkańcy dawnych kolonii niemieckich w Afryce domagają się od Niemiec reparacji.

— Być może Küble chciał nas zrównać z Namibijczykami, bo także domagamy się od Niemiec zadośćuczynienia za wojenne zbrodnie.

Istnieje też trzecia interpretacja. Mówiąc o „Afroamerykanach”, mógł odnosić się do skrajnie prawicowej polemiki z amerykańskim ruchem Black Lives Matter. Otóż jakiś czas temu Tomasz Froelich wraz z innymi europosłami z AfD zorganizowali w Brukseli happening pod hasłem ­”White Lives Matter”. Chcieli pokazać, że istnieje równorzędna nienawiść rasowa wobec białych, a Afroamerykanie grają w USA kartą ofiary głównie po to, żeby uzyskać jakieś korzyści. W narracji Küblego Polacy robią to samo w Europie. Moim zdaniem wszystkie trzy interpretacje wypowiedzi polityka AfD są uzasadnione.

— Rüdiger Lucassen, poseł AfD do Bundestagu, przyznał, że pisanie takich rzeczy jest niedopuszczalne, bo może zostać wykorzystane przeciwko partii. Odciął się od słów Küblego i zapewnił, że nikt poważny w jego partii nie myśli tak o Polsce. Inni politycy AfD to bagatelizowali, tłumacząc, że autor kontrowersyjnego wpisu jest mało znaczącą osobą w AfD. Byli też tacy, którzy kpili z ostrej reakcji strony polskiej i zastanawiali się, co zrobiłby Friedrich Merz, gdyby jakiś trzecioligowy polski polityk powiedział coś podobnego o Niemcach.

— Krytykując Polskę, Chrupalla ośmielił wielu polityków AfD. Uważam, że Küble napisał na X to, o czym politycy AfD rozmawiają pewnie na zamkniętych spotkaniach albo po dwóch piwach.

— Polska nie jest dla AfD żadnym punktem odniesienia w polityce zagranicznej. Nie widzą w nas kluczowego partnera, przez pryzmat relacji, z którym partia patrzy na Europę. Skrajna prawica postrzega Polskę jako podrzędne państwo, którego politycy mogą się co najwyżej przydać do budowania pozycji AfD, np. w Parlamencie Europejskim. W programie wyborczym AfD sprzed ostatnich wyborów do Bundestagu Polska pojawia się tylko raz — w kontekście reparacji wojennych, które Alternatywa dla Niemiec kategorycznie odrzuca i wyklucza jakiekolwiek odszkodowania dla kogokolwiek.

AfD jest też niechętna upamiętnieniu polskich ofiar II wojny światowej poprzez budowę Domu Polskiego w Berlinie. Politycy tej partii argumentują, że trzeba oddzielić historię od teraźniejszości grubą kreską, bo wzajemne relacje powinny być nakierowane na przyszłość. Kultowi patrzenia w przyszłość towarzyszy rewizjonizm historyczny. Politycy AfD krytykują niemiecką pedagogikę wstydu i kult winy. W mediach społecznościowych można znaleźć ich wpisy sugerujące, że należałoby uznać Niemców za takie same ofiary II wojny jak każdą inną nację.

— Weidel, której przez gardło nie może przejść nazwa Głubczyce, nie jest jedyna. We wrześniowych wyborach burmistrza Frankfurtu nad Odrą niezależny kandydat Axel Strasser pokonał Wilko Möllera z AfD, który wypowiadając się o Słubicach, sięgał po niemiecką nazwę Dammvorstadt. W AfD da się zaobserwować też inną ciekawą tendencję — myślę o „romantyzowaniu” przodków pochodzących z terenów, które Niemcy utraciły po II wojnie światowej. Wpisuje się to w szerszą narrację o niemieckim cierpieniu. Stąd współszefowa AfD wspominała w tym wywiadzie o cierpieniach ojca…

— W jej partii panuje przekonanie, że należy upamiętnić krzywdy Niemców, o których zazwyczaj milczy się z powodu kultu winy. Powinni zajmować takie samo miejsce w niemieckiej kulturze pamięci jak ofiary nazistów. A może nawet wyższe, bo w końcu jako członkom niemieckiej wspólnoty należałoby im poświęcić więcej uwagi.

— I nie do końca wiadomo, co dokładnie robił w Warszawie podczas okupacji, gdzie przez jakiś czas był sędzią wojskowym. Myślę, że można śmiało założyć, że miał polską krew na rękach. Weidel nie jest jedyną polityczką AfD, ­której ­przodkowie są współodpowiedzialni za zbrodnie popełnione w II wojnie światowej. Obaj dziadkowie Beatrix von Storch byli nazistami. Jeden z nich stał krótko na czele ostatniego rządu III Rzeszy. O tym w partii się nie mówi. Skupienie się na własnej krzywdzie i wymazanie winy to objawy szokującej amnezji.

— Duża część z nich uważa, że nie odpowiada za czyny dziadków. Prawie jedna trzecia ma korzenie imigracyjne, więc oni także nie poczuwają się do odpowiedzialności za II wojnę światową. Kiedy więc Niemcy słyszą o roszczeniach, to, delikatnie mówiąc, się dziwią. Wielu z nich nie ma w ogóle świadomości, jakich zbrodni dopuścili się ich przodkowie w Polsce. Zaczyna dominować przekonanie, że przecież Polska skorzystała na przegranej III Rzeszy, bo otrzymała niemieckie terytoria. Dostajemy też niemieckie miliardy z Unii Europejskiej. W AfD uważają, że skoro Niemcy są największym płatnikiem w UE, a Polacy największym beneficjentem funduszy europejskich, to w gruncie rzeczy są to jakby reparacje bis.

— PiS i Konfederacja uważają, że Unia jest niemieckim tworem, poprzez który Niemcy realizują swoje główne cele w Europie. Z kolei AfD jest partią eurosceptyczną, której dalekosiężnym celem jest wystąpienie Niemiec z UE. Politycy Alternatywy uważają bowiem, że Unia nie realizuje interesu narodowego Niemiec, a na integracji korzystają głównie globaliści, którzy pociągają w Brukseli za sznurki. A jednym z celów globalistów jest wydrenowanie Niemiec, które płacą najwięcej do wspólnego budżetu i jeszcze muszą się podporządkować słabszym państwom! To się zupełnie nie zgadza z percepcją polskiej prawicy. Po co Niemcy mieliby wystąpić z Unii, skoro jest dla nich narzędziem dominacji i żyłą złota?

— Współpracują z AfD od 2021 r. Połączyła je niechęć do lock­downów w pandemii. Mniej więcej wtedy do Warszawy został zaproszony poseł do Bundestagu Steffen Kotré. Później na konferencję przeciwników sankcji nakładanych na Rosję zorganizowaną przez AfD w Berlinie pojechał Grzegorz Braun. Kilka dni temu Kotré wrócił z Soczi, gdzie mimo sprzeciwu swej parii wystąpił na forum krajów BRICS. Udzielał się też w rosyjskich mediach, choć koledzy partyjni apelowali, by był z tym dyskretny.

— Jak dotąd nie udało się udowodnić, że Rosja choćby pośrednio wspiera finansowo AfD. Jest za to chiński ślad. Pod koniec września były pracownik brukselskiego biura posła Alternatywy do Bundestagu Maximiliana Kraha został skazany w Dreźnie na cztery lata i dziewięć miesięcy więzienia za szpiegostwo. W Niemczech spekuluje się, że być może sam Krah mógł przyjmować pieniądze nie tylko z Chin, ale także z Rosji. Służby nie mają jednak na to dowodów.

Prorosyjskość AfD jest wielowymiarowa. Jej politycy powielają narrację Kremla na temat przyczyn wojny, a że Alternatywa cieszy się poparciem niemal jednej trzeciej społeczeństwa, to ten przekaz rezonuje. Inny wymiar to podróże do Rosji i utrzymywanie stałego kontaktu z rosyjskimi dyplomatami. Np. 7 października na uroczystość z okazji urodzin Putina zorganizowaną przez ambasadę Rosji przyszło trzech posłów do lokalnych parlamentów. A Markus-Cornel Frohnmaier, który zasiada w komisji spraw zagranicznych Bundestagu, ogłosił, że niebawem pojedzie do Moskwy.

Ostatnio było głośno o interpelacjach, które w parlamentach krajów związkowych składają posłowie tej partii. Pytają w nich o infrastrukturę krytyczną, trasy transportu broni, bunkry itd. Szef MSW Turyngii Georg Maier przyznał, że mnogość i szczegółowość tych pytań jest podejrzana. I zastanawiał się, czy w ten sposób AfD nie prowadzi czasem działalności wywiadowczej na rzecz Rosji. Partia pozwała ministra. W czasie debaty w Bundestagu na temat rosyjskich powiązań AfD chadecy i SPD przekonywali, że abstrahując od radykalnej ideologii, partia ta jest po prostu zagrożeniem dla bezpieczeństwa Niemiec. W maju Federalny Urząd ds. Ochrony Konstytucji zaklasyfikował AfD jako ugrupowanie skrajnie prawicowe o charakterze ekstremistycznym.

— Politycy AfD negują odpowiedzialność Kremla, twierdzą, że to dezinformacja, albo wskazują, że stoją za tym uprzedzenia wobec Rosji, którą na Zachodzie oskarża się o najgorsze.

— Co ciekawe, sam Braun jest zbyt radykalny nawet dla AfD. Nie było dla niego miejsca w jej frakcji w Parlamencie Europejskim. Weszło do niej za to troje posłów Konfederacji — Stanisław Tyszka, Ewa Zajączkowska-Hernik i Marcin Sypniewski.

— Oficjalnie nie utrzymują kontaktów. Próbą otwarcia na ewentualną współpracę mógł być październikowy wykład prof. Andrzeja Nowaka wygłoszony w czasie zorganizowanej przez AfD debaty „Dom Polsko-Niemiecki. Pomost czy fasada?”.

— Jego udział w tej konferencji był czymś w rodzaju testu, jak polska opinia publiczna zareagowałaby na współpracę PiS z AfD. Reakcja Polaków, w tym wyborców PiS, była nieprzychylna. Nawet jeśli dojdzie do jakiegoś sojuszu, to będzie on ograniczony i krótkotrwały.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version