Państwowa Komisja Wyborcza nie ma narzędzi ani zasobów, aby wnikliwie i rzetelnie kontrolować działalność partii – mówi wiceprezes FOR Patryk Wachowiec.
Zdziwiło pana to, co się dzieje w finansach Polski 2050 Szymona Hołowni?
Patryk Wachowiec*: – Wcale. To przecież nic nowego, systemowe problemy, jeżeli chodzi o finansowanie partii politycznych czy w ogóle ich działalność, są ujawniane nawet w takich ugrupowaniach, które deklarują daleko idące przywiązanie do wartości, transparentności i demokracji.
A dlaczego takie nieprawidłowości są możliwe? Przecież mamy system, który mówi, że tyle i tyle można wpłacać na konto partii w roku wyborczym, a potem się okazuje, że można zatrudnić do wpłacania męża, jego wspólnika i teściową, a jeszcze przekazać pieniądze na połączoną z partią fundację albo stowarzyszenie.
– Bo tak naprawdę chodzi o brak możliwości wykrywania i przeciwdziałania takim praktykom ze strony organów państwa. Widowiskowa saga działań Państwowej Komisji Wyborczej w sprawie PiS-u pokazała, jak bezzębny to jest organ. Kontrola finansowania partii politycznych przez PKW polega przede wszystkim na przeglądaniu dokumentów. A jak się okazuje i w przypadku PiS-u, i Polski 2050, ale też z pewnością każdej innej partii, to po prostu za mało.
Można w fakturach i umowach zadeklarować, że coś się wykonało, że był jakiś przelew, a w rzeczywistości kampanijne czy bieżące działania partyjne nie pokrywają się z tymi dokumentami. Tutaj mamy poważny systemowy problem już nie tylko z tą Izbą Kontroli Nadzwyczajnej, ale z funkcjonowaniem Państwowej Komisji Wyborczej. I nawet nie chodzi o to, że jej obecny skład jest wybrany przez polityków, tylko po prostu ten organ nie ma narzędzi ani zasobów, aby wnikliwie i rzetelnie kontrolować działalność partii.
A jakie powinien mieć narzędzia?
– Główne organizacje pozarządowe zaangażowane w obronę państwa prawa mówią, że Państwowa Komisja Wyborcza powinna przede wszystkim mieć możliwość permanentnej kontroli wydatkowania środków przez partie polityczne, przez komitety wyborcze.
Teraz nie ma?
– Obecnie wygląda to tak, że partia przekazuje faktury i rozlicza się dopiero po zakończeniu cyklu wyborczego. A na bieżąco Państwowa Komisja Wyborcza nie jest w stanie stwierdzić na przykład, czy ktoś wydrukował sobie więcej banerów, niż było napisane w umowie i zapłacił za nie z innych niż partyjne środków. Albo czy jakaś kampania była prowadzona z wykorzystaniem środków partyjnych, czy prywatnych. Czy przekroczono jakieś limity? A gdyby Państwowa Komisja Wyborcza na stałe wykonywała takie działania kontrolne, to myślę, że można by było wyłapać zdecydowanie więcej przypadków nieprawidłowości. Inna sprawa to oczywiście transparentność samych partii politycznych.
Czyli?
– Tu nawet nie chodzi o prawo do informacji, gdy obywatel pyta, jak partia wydawała pieniądze, wysyła w tej sprawie wniosek, a partia nie odpowiada, więc jest postępowanie sądowe. Chodzi o to, by sama partia była transparentna. I oczywiście obowiązują przepisy, zgodnie z którymi partie polityczne mają obowiązek zamieszczać na swojej stronie internetowej wykaz zawieranych umów razem z informacją, na jaką opiewały kwotę. Ale znowu, jak wskazuje sama PKW, te przepisy są bezzębne, bo za brak publikacji po prostu nie ma sankcji. Więc nie ukrywajmy, partie są po prostu sprytniejsze od systemu prawnego. A zwłaszcza partie parlamentarne, które mają wpływ na kształt przepisów. Dochodzi więc do sytuacji, w których te umowy nie są publikowane albo niewiele z nich wynika.
Można to jakoś zmienić?
– My postulujemy wprowadzenie czegoś, co już obowiązuje w Czechach i na Litwie. Chodzi o tak zwane transparentne konta, dzięki którym każdy obywatel ma możliwość wglądu w całą historię rachunku bankowego partii politycznej. I wtedy byłoby wiadomo, z jakiego konta, na jakie konto i tytułem czego wyszły pieniądze. Skoro za granicą się udało wprowadzić taki system, to myślę, że w Polsce to też jest możliwe, oczywiście przy zachowaniu wszystkich ograniczeń w rodzaju prawa do prywatności czy tajemnicy bankowej. Potrzeba tylko woli politycznej do zmiany obecnego stanu rzeczy. A niestety mam wrażenie, że politycy bardzo chętnie mówią o transparentności życia publicznego, ale jak przychodzi do konkretów, to zazwyczaj jest blokada.
Kiedy pisałam tekst o Polsce 2050, wielu rozmówców podkreślało, że żadnej partii nie zależy na tym, żeby przepisy były precyzyjniejsze, a ich egzekwowanie sprawniejsze. Co więcej, partie z dłuższym stażem parlamentarnym nauczyły się, jak obchodzić przepisy. Czy to rzeczywiście powszechne?
– Niestety wydaje mi się, że tak. Oczywiście nie można powiedzieć, że wszystkie partie popełniają nadużycia z taką samą intensywnością. W przypadku Prawa i Sprawiedliwości mieliśmy do czynienia z naruszeniem absolutnie wszelkich standardów finansowania kampanii wyborczej. I fakt, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej przychyliła się do argumentacji pełnomocnika PiS-u, to jest raczej rezultat przepisów, z którymi mamy do czynienia. Oczywiście niezależnie od tego, że ta Izba po prostu nie powinna tej sprawy rozstrzygać. Ale oczywiście te najbogatsze partie się nauczyły, jak wykazać w swoich sprawozdaniach, że ich wydatki były zgodne z prawem. Spójrzmy, chociażby na kwestię tzw. prekampanii.
Wszyscy je robią.
– Tak. Prekampanię miała Koalicja Obywatelska, kiedy wybierała kandydata na prezydenta. Rafał Trzaskowski robi objazdy po wielu miastach i twierdzi, że to za własne pieniądze. Myślę, że to prawda, niemniej jednak przeciętny wyborca, oglądając transmisję z takiego spotkania w internecie, widzi, że uczestniczy w nim tzw. aktyw partyjny i wspiera kandydata. A to jest przecież agitowanie na rzecz Rafała Trzaskowskiego. Kiedy Karol Nawrocki został wyznaczony na kandydata, to przecież Prawo i Sprawiedliwość opłaciło salę, w której się odbyło to spotkanie. A teraz PiS partycypuje w kosztach wyjazdów po kraju tego obywatelskiego kandydata. Tutaj są jeszcze dodatkowo wątpliwości, czy to nie jest przynajmniej po części finansowane z zasobów Instytutu Pamięci Narodowej, bo kandydat jeździł na spotkania z wyborcami samochodem należącym do IPN. Sławomir Mentzen z kolei twierdzi, że wszystkie banery opłaca z prywatnych pieniędzy. Pewnie tak, tylko on tego nie robi, żeby promować markę osobistą.
I kancelarię Mentzen.
– No właśnie. Powód tej kampanii jest wyraźnie związany z wyborami prezydenckimi. Więc partie są oczywiście sprytne, a poza tym czują się bezkarne, sądzą, że mogą sobie pozwolić na więcej. Wiedzą, że system kontroli finansowania jest mocno ograniczony. Ale oczywiście czasami się zdarza, że w bardzo rażący sposób naruszają standardy finansowania polityki. Przykład? Pikniki 800+, wojskowe imprezy i różne inne inicjatywy, które za rządów PiS były związane bezpośrednio z działaniami kampanijnymi.
Izba Kontroli Nadzwyczajnej jednak nie dopatrzyła się problemu.
– Bo Izba zakwestionowała tak naprawdę dwie kwestie. Pierwsza to było dosyć słabe uzasadnienie Państwowej Komisji Wyborczej, jeżeli chodzi o te nadużycia. I można nawet się po części z tym zgodzić, bo mając tak istotną sprawę dotyczącą tak dużych pieniędzy, PKW mogłaby się bardziej przyłożyć do uzasadnienia.
A drugi problem?
– Partia narobiła nieprawidłowości na bardzo dużą kwotę. PKW sprawozdanie zakwestionowała. Komitet wyborczy PiS się odwołał do Izby Kontroli i uchylenie uchwały PKW oznacza zgodnie z kodeksem wyborczym automatycznie, że PKW powinna przyjąć sprawozdanie. I to niezależnie od tego, z jak wielkimi nieprawidłowościami mamy do czynienia. Więc wyobraźmy sobie sytuację, że partia narobiła nieprawidłowości na sto milionów złotych, PKW w swojej uchwale zakwestionowała nieprawidłowości na 100 milionów złotych, ale była w stanie uzasadnić tylko te na sumę 90 milionów złotych. Izba Kontroli czy jakikolwiek sąd albo skład Sądu Najwyższego rzeczywiście stwierdza, że PKW się nie doliczyła nadużyć na te 10 milionów, więc uchyla uchwałę w całości. I PKW musi teraz przyjąć to sprawozdanie finansowe i zaakceptować naruszenia na 90 milionów złotych.
Jaki z tego wniosek?
– Że sama konstrukcja tej procedury tworzy dla partii i dla komitetów wyborczych bodźce do nadużyć. Bo jeżeli Państwowa Komisja Wyborcza popełni jakikolwiek błąd, co się może zdarzyć, bo tych zdarzeń jest bardzo dużo w skali całego kraju, a PKW działa pod presją czasu, bo gonią ją terminy, to procedura mówi: albo przyjmujemy sprawozdanie w całości, albo w ogóle nie przyjmujemy. Tutaj tkwi drugi zasadniczy błąd.
A czy PKW może jeszcze zakwestionować sprawozdanie Polski 2050 z ubiegłorocznych wyborów samorządowych?
– Wydaje mi się, że nie, bo z tego, co wiem, chyba wszystkie sprawozdania zostały już przyjęte. W przypadku zwykłego postępowania administracyjnego, jak na przykład w związku z aferą „Willa Plus”, gdzie dotacje były przekazane na niektóre organizacje pozarządowe według klucza partyjnego, obecny rząd jest w stanie w trybie administracyjnym odzyskać te pieniądze. Jeżeli zaś chodzi o finansowanie partii politycznych, nie ma takiej procedury jak wznowienie postępowania, gdyby wypłynęły jakieś nowe okoliczności. I tutaj PKW też ma związane ręce. A jeżeli chodzi konkretnie o Polskę 2050 to kluczową sprawą, którą można byłoby zakwestionować, jest oczywiście tzw. prekampania wyborcza. Zostało użyte logo, były banery jednej z kandydatek, która, jak się później okazało, wystartowała w wyborach na prezydenta Wrocławia. Ale moim zdaniem tu też będzie problem, bo gdyby pełnomocnik komitetu został wezwany do złożenia wyjaśnień przed PKW, to zapewne by tłumaczył, że on tych wydatków nie akceptował. Nie wiedział o nich, nie wyrażał zgody na taką kampanię, to była osobista inicjatywa kandydatki, żeby się w taki sposób promować. A zgodnie z przepisami, które obecnie obowiązują, pełnomocnik musiałby wyrazić jednoznaczną zgodę na użycie zasobów partii jeszcze przed kampanią wyborczą. A jeżeli zrobiła to kandydatka z własnej inicjatywy, to trudno, nie da się znaleźć powiązania z partią.
Jak ten problem rozwiązać w przyszłości?
– Jednym z pomysłów organizacji pozarządowych jest to, żeby nie tylko pełnomocnik finansowy odpowiadał za działania komitetu, tylko żeby każdy kandydat odpowiadał za to, co robi w konkretnym dniu kampanii wyborczej i na co wydaje pieniądze. I żeby robił wszystko w imieniu komitetu wyborczego. I wtedy jakiekolwiek przyjęcie przez partię korzyści majątkowych o charakterze niepieniężnym, mogłoby się spotkać z reakcją Państwowej Komisji Wyborczej. Zwróćmy uwagę na to, co zawsze sądy mówiły o gospodarce finansowej partii politycznej: w przeciwieństwie do firm czy osób prywatnych partie nie mają swobody działalności gospodarczej, nie mogą wydawać pieniędzy, na to, co chcą. To jest bardzo ściśle uregulowane, partia czy komitet wyborczy mogą naprawdę niewiele. Wszystkie samowolne działania kandydatów można by ująć w sprawozdaniu finansowym i rozliczyć przez Państwową Komisję Wyborczą. Tyle że na razie możemy się jedynie zastanawiać nad uszczelnieniem systemu w przyszłości.
Bardzo smutna jest ta diagnoza. Z jednej strony mamy precyzyjne przepisy, które mówią, co kandydatom wolno, a czego nie, ale już za naruszenie ich nie ma sankcji. I nie ma właściwie żadnych narzędzi kontroli.
– Dokładnie tak, wystarczy przypomnieć sprawę drukowania banerów Marcina Romanowskiego w jakiejś stodole na Lubelszczyźnie. Partia nie musi się tłumaczyć, że dla kogoś wydrukowano 50 banerów, a dla innego 70, bo nie da się tego sprawdzić. Powtórzę, PKW nie ma takich narzędzi. To kwestia daleko idących niedociągnięć naszego systemu prawnego, ale też kultury politycznej w Polsce. Jeżeli jest powszechna akceptacja ze strony państwa i niektórych obywateli dla nadużyć, to nie ma się co dziwić, że partie polityczne z tego korzystają. I tak to niestety działa.
*Patryk Wachowiec jest analitykiem prawnym, wiceprezesem Forum Obywatelskiego Rozwoju.