— Griselda Blanco była nieobliczalna. Z rąk jej cyngli ginęli nie tylko ci, którzy zaszli jej za skórę, ale także bardzo wielu niewinnych ludzi. Egzekucje wykonywała niemal publicznie. To jej brutalne decyzje spowodowały, że opinia publiczna w ogóle zaczęła zwracać uwagę na narkobiznes, co niesamowicie irytowała Pablo Escobara, który uciął jej dostawy. Powiedział wręcz, że jest jedyną kobietą, której się bał — mówi w rozmowie z „Newsweekiem” dr hab. Piotr Chomczyński.
„Newsweek”: Griselda Blanco była pierwszą szefową kartelu narkotykowego?
Dr hab. Piotr Chomczyński: Kobiety w narkobiznesie były od zawsze, ale zwykle zajmowały najniższe stanowiska. W krajach latynoamerykańskich, zdominowanych przez kulturę maczystowską, aktywność przestępcza była przypisana mężczyznom, w związku z tym w latach 70. kobiet nie posądzano np. o przemyt.
Wyjątkowość Griseldy Blanco, której historia stała się inspiracją do nowego serialu Netflixa „Griselda”, polega na tym, że jako pierwsza kobieta stworzyła narkotykowe imperium — działała najpierw w Nowym Jorku, a potem na Florydzie, głównie Miami. Można ją zestawić jedynie z Mery Valencia de Ortiz, pracującą dla kolumbijskiego kartelu z Cali, która także osiągnęła podobną skalę przestępstw narkotykowych, ale działała, nie przyciągając aż tyle uwagi.
Jak to się zaczęło?
– Griselda urodziła się w 1943 r. i dorastała w czasie, który w historii Kolumbii określa się jako „La Violencia”. Między dwiema partiami politycznymi – liberalną a konserwatywną – trwała wówczas de facto wojna domowa. Zginęło prawie 300 tys. ludzi, ulice spływały krwią, prawo nie było przestrzegane.
Griselda Blanco była dzieckiem niechcianym. Jej ojciec, latyfundysta, posiadacz ziemski, wygonił matkę Griseldy z domu, gdy dowiedział się, że jest z nim w ciąży. Kobieta, żeby mieć pieniądze na życie, została prostytutką. Poza tym utrzymywała się z ulicznych kradzieży.
Dorastająca w ciężkich warunkach Griselda szybko weszła na ścieżkę przestępczą. Zaczęła kraść w wieku ok. 8-9 lat. Różne źródła podają, że kiedy miała lat 11, porwała młodszego od siebie chłopca i zażądała za niego okupu. Z czasem sama również zaczęła trudnić się nierządem. Jej późniejszy sposób traktowania mężczyzn ma źródło w tych doświadczeniach. Widziała w nich oprawców, dlatego potrafiła nimi manipulować, pozyskiwać ich sympatię oraz wykorzystywać fakt, że tracili przy niej czujność. Nauczyła się, jak przeżyć w męskim świecie.
Ważnym miejscem dla jej kariery było Miami. Miasto położone nad Atlantykiem na południowym wschodzie stanu Floryda dziś zupełnie nie przypomina tego sprzed blisko pół wieku. W latach 70. było to spokojne miejsce, gdzie Amerykanie przyjeżdżali na wypoczynek. W drugiej połowie tamtej dekady stało się jednak celem handlarzy narkotyków, którzy inwestowali nielegalnie zarobione pieniądze w hotele, kluby i restauracje.
Jak weszła w świat narkotyków?
– Jej pierwszy mąż Carlos Trujillo zajmował się handlem nielegalnymi wizami, oferując je latynoamerykańskim imigrantom przekraczającym masowo w tamtym czasie granicę ze Stanami Zjednoczonymi. Po jego zabójstwie, wraz z drugim mężem Alberto Bravo, wspólnie przeprowadzili się do Nowego Jorku. Tam na własną rękę zaczęła sprowadzać narkotyki. Do przemycania towaru wykorzystała siatkę Kolumbijek pracujących w seksbiznesie, które poznała w czasach, gdy sama trudniła się prostytucją. Jej sztandarowy patent polegał na szyciu specjalnych staników, w których zamiast poduszek powiększających biust mieściły się woreczki z kokainą. Jedna kobieta była w stanie przeszmuglować do kilograma narkotyku. Projektowała także specjalne slipy dla mężczyzn, którzy również przerzucali dla niej narkotyki.
Mówi się, że Griselda Blanco stworzyła nowoczesny biznes narkotykowy i że to ona uczyła fachu Pablo Escobara.
– Zaczęła na przełomie lat 60. i 70., w końcówce czasów hipisowskich, kiedy w Ameryce królowała marihuana. Oczywiście twarde narkotyki już od lat były w użyciu, ale stanowiły margines. Przecież podczas wojny wietnamskiej tysiące amerykańskich żołnierzy, żeby przetrwać ten koszmar, znieczulało się m.in. LSD, meskaliną, heroiną. Wielu po powrocie przy nich zostawało. Kokaina w Stanach była wówczas rzadkością, do tego bardzo drogą. Na tę dobrej jakości stać było niewielu.
W Nowym Jorku Griselda Blanco zobaczyła, że gigantyczną klientelę na kokainę stanowi znudzona, syta, bogata amerykańska klasa średnia. Wychodząc im naprzeciw, Griselda wprowadziła narkotyk do dyskotek, biur, klubów. Rozprowadzała go nie w świecie przestępczym czy artystycznym, ale wśród prawników, lekarzy, biznesmenów… W tamtych czasach był to biznes o tyle prostszy, że władze nie miały jeszcze wyspecjalizowanych jednostek antynarkotykowych, kontrole na granicach, jak i na lotniskach, były symboliczne, a przebitki na sprzedaży detalicznej sięgały tys. proc.
Jaką była szefową?
— Była niezłym psychologiem. Zaznała biedy i doskonale wiedziała, co myślą i czują osoby z nizin społecznych. Jak wspomniałem, pierwsza siatka dystrybucyjna, którą stworzyła, składała się z kobiet pracujących w seksbiznesie. Griselda Blanco wiedziała, że te młode, atrakcyjne dziewczyny są żądne wydostania się z nędzy, wybicia się. Jednoczenie umiały owinąć klientów wokół palca i łatwo nawiązywały relacje. La Madrina potrafiła to wykorzystać do swoich dystrybucyjnych potrzeb.
To był także czas exodusu do Stanów Zjednoczonych nielegalnych imigrantów z krajów Ameryki Centralnej — Hondurasu, Nikaragui, Panamy, ale także i z Kuby. Do brzegów Florydy przybijały statki wypełnione ludźmi, którzy szukali szczęścia w USA. Ci ludzie nie mieli nic do stracenia, dla Griseldy Blanco namówienie ich do współpracy nie było wcale takie trudne. Z pewnością na tle konkurencji wyróżniała ją wyjątkowa innowacyjność i umiejętność przekucia trudności, jak chociażby bycie kobietą w zdominowanym przez mężczyzn świecie, w coś, co dawało jej przewagę.
Jak prowadziła swój narkotykowy biznes?
— W większości w narkobiznesie panowała zasada — prowadź swój interes jak najciszej. Dlatego rzadko dochodziło do m.in. zabójstw. To były incydenty, które dotyczyły ludzi na szczycie narkobiznesu. Natomiast Griselda Blanco wprowadziła przemoc totalną. Jej gang rozpętał w latach 80. w Miami piekło. Miasto uznano za jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc na świecie. Statystyki pokazywały, że 1/4 wszystkich przypadków, które trafiały do kostnicy, miało ślady postrzałowe. Miasto wypożyczało od KFC samochody-chłodnie by przechowywać ciała poległych. Codzienne strzelaniny były skutkiem nieustannych wojen narkotykowych.
Z rąk jej cyngli ginęli nie tylko ci, którzy zaszli jej za skórę, ale także bardzo wielu przypadkowych, niewinnych ludzi, świadków tych koszmarnych zdarzeń. Egzekucje wykonywała niemal publicznie, np. zorganizowała imprezę, na której własnoręcznie zabiła cztery osoby, które podejrzewała, że ją zdradzają. Zresztą była bardzo podejrzliwą osobą, a uzależnienie od nieoczyszczonej (zwanej Bazooka) kokainy i alkoholu tylko tę cechę u niej wzmacniało.
Foto: Wikipedia / Domena publiczna/Wikimedia
Może wynikało to z faktu, że była jedyną kobietą tak wysoko postawioną w świecie przestępczym?
– Żeby zdobyć szacunek, musiała udowodnić, że jest twarda i nieustępliwa. To dlatego jej okrucieństwo było większe niż innych bossów. Nie ma dokumentów odnoszących się do jej osobowości, ale można przypuszczać, że była to osoba psychopatyczna, podejrzliwa, skłonna do manipulacji i chęci sprawowania całkowitej kontroli nad otoczeniem.
Griselda była nieobliczalna, a to wkurzało jej partnerów życiowych i biznesowych. To jej brutalne decyzje spowodowały, że opinia publiczna w ogóle zaczęła zwracać uwagę na tę branżę, co niesamowicie irytowała Pablo Escobara, który uciął jej dostawy. Powiedział wręcz, że jest jedyną kobietą, której się bał. To w reakcji na działalność jej grupy władze zaczęły powoływać nowoczesne jednostki (CENTAC 26), których celem była tylko i wyłącznie walka z narkobiznesem.
Przesiedziała prawie 20 lat w więzieniu i wróciła do Kolumbii. Również do narkobiznesu?
– Oficjalnie nie. Po jej deportacji w 2004 r. jakiś czas ukrywała się w biednej dzielnicy niedaleko Medellin. Szacuje się, że 4-5 lat. Kiedy już poczuła się pewniej, zatęskniła do luksusu i przeniosła się do lepszej dzielnicy. Żyła dostatnio z wynajmu nieruchomości, które nie zostały jej odebrane dzięki skorumpowanej policji kolumbijskiej.
W 2012 r., kiedy szła ulicą, podjechał do niej motocykl z dwoma płatnymi mordercami, sicarios. Została dwukrotnie postrzelona i zmarła na miejscu. Warto zaznaczyć, że ten rodzaj egzekucji został właśnie przez nią wymyślony.
Nie wyglądało to na zabójstwo opłacone przez bardzo potężnego mocodawcę, choć wciąż miała wśród nich wrogów. Nic dziwnego, skoro przed odsiadką, zamiast zapłacić potężnej rodzinie Ochoa za półtorej tony kokainy, wmawiała im, że ich kurierka i jednocześnie członkini rodziny (Marta Ochoa) wzięła pieniądze i zniknęła, podczas gdy ta została odnaleziona martwa niedaleko domu Griseldy.
Podejrzewano, że od razu po wyjściu Griseldy Blanco z więzienia, członkowie kartelu będą chcieli się na niej zemścić. W czasie jej odsiadki zaszły jednak spore zmiany na mapie kolumbijskiej przestępczości zorganizowanej, m.in. zastrzelony został Pablo Escobar i rozbita jego organizacja, podobnie jak konkurencyjny kartel z Cali.
Co od jej czasów się zmieniło w narkobiznesie?
– Wszystko. O ile za jej czasów narkotykiem najbardziej masakrującym organizm człowieka była kokaina, to dzisiaj są to substancje dużo gorsze. Chodzi o narkotyki syntetyczne, np. metamfetaminę czy fentanyl. Bardzo szybko uzależniają, wyniszczają organizm i prowadzą do śmierci. Jedynie ostatni z wymienionych narkotyków rocznie zabija ok. 80-90 tys. Amerykanów.
Poza tym kiedyś do produkcji potrzebne były rozległe plantacje krasnodrzewu pospolitego (czyli koki) czy marihuany. Na te stać było tylko dużych producentów. Służby antynarkotykowe mogły je obserwować dzięki satelitom i samolotom zwiadowczym, próbować namierzać, niszczyć… Natomiast w okolicach roku 2000 rynek zalały tanie, syntetyczne substancje, które można było tworzyć w laboratoriach na kółkach, do czego nawiązano, chociażby, w serialu „Breaking Bad”. Rynek producentów i dystrybutorów zauważalnie się rozdrobnił.
Kiedyś południowo i środkowo-amerykańskie kartele miały zasadę: nie handlujmy prochami na swoim terenie, przerzucamy go do białych, do Ameryki Północnej czy Europy, swoich ludzi przed tym chrońmy. Teraz to się zmieniło. Z wywiadów, które przeprowadziłem w tym roku, wynika, że w Meksyku są całe wsie wymarłe z powodu narkotyków syntetycznych. Krewni Meksykanów pracują w Stanach Zjednoczonych, wysyłają pieniądze rodzinie, a ta kupuje tanie narkotyki i po kilku miesiącach zażywania umiera. Dramat.
Foto: Netflix / Materiały prasowe
Przemoc?
– Przemoc i okrucieństwo to nieodłączne elementy narkobiznesu. Kiedyś w tym świecie było jednak więcej zasad — wtedy ginęli ludzie, którzy naprawdę byli winni. Starzy liderzy narkobiznesu próbowali dogadać się z ludnością — a to wyremontowali kościół, a to postawili szpital czy ufundowali boisko. Wiele jednak zmieniło się w 1986 r., kiedy brutalnie zamordowano Kiki Camerenę, agenta DEA (Drug Enforcement Administration).
Te lata to mniej więcej czasy nowego porządku. Z pewnością przyczyniła się do tego właśnie Griselda. Blanco nie bawiła się w alianse ze społecznością lokalną. Osiągała posłuszeństwo poprzez stosowanie terroru. Jego skala i wymiar irytowały zarówno gangsterów, jak i władze. W pewnym momencie już nie tylko służby związane z organami ścigania, jak i przedstawiciele innych karteli, byli zainteresowani jej głową.
Kto rządzi dzisiaj kartelami?
– W Meksyku trafiłem do zakładu karnego, gdzie rozmawiałem z wysoko postawionymi członkami karteli narkotykowych. Sprawiali wrażenie wykształconych, sympatycznych ludzi i zupełnie nie przypominali gangsterów. Byli za to świetnymi księgowymi oraz specjalistami od logistyki, strategii czy rozpoznawania rynku. Mogli być absolwentami dobrych uniwersytetów.
To jednak jedna strona medalu. Po drugiej są ludzie z nizin społecznych. To oni zajmują najbardziej ryzykowne i jednocześnie najliczniejsze stanowiska (carne de cañon – tłum. — mięso armatnie). Są trochę skazani na taki los — ich lokalne społeczności od dziesięcioleci są terroryzowane przez różnego rodzaju grupy przestępcze. Często ich rodziny, znajomi, sąsiedzi, koledzy ze szkoły są zaangażowani w narkobiznes. Oni sami też uznają takie zajęcie za coś normalnego. Mówienie w ich przypadku o wolnej woli to zwykła bujda. To ludzie, którzy odziedziczyli pewne schematy mentalne czy społeczne i których życie jest od dawna zdeterminowane. W zasadniczym stopniu są skazani na służenie grupom przestępczym, które nagradzają skłonność do ryzyka, brak empatii, podejmowanie ryzykownych decyzji, brawurę.
Po naszych badaniach w Meksyku nazwaliśmy to zjawisko mianem trajektorii kolektywnej. To brak wyboru silnie połączony z wpływem miejscem zamieszkania zdominowanego przez przestępczość zorganizowaną oraz brakiem wsparcia ze strony państwa. Griselda też stała się tym, kim się stała, za sprawą czasów, w których żyła i miejsca, w którym się urodziła.
Czy Kolumbia utrzymała status centrum światowego narkobiznesu?
— Kolumbia była silna głównie w latach 70.-90. Kartele z Medellin czy Cali to były wtedy prawdziwe potęgi. Z czasem grupy przestępcze z Meksyku, które przez lata jedynie pośredniczyły w przerzucie narkotyków z Ameryki Południowej do Stanów Zjednoczonych, same zaczęły produkować. Dzisiaj to Meksyk jest najpotężniejszym narkopaństwem.
Serial „Griselda” jest już dostępny na platformie Netflix.
Dr hab. Piotr Chomczyński — prowadził badania nad przestępczością zorganizowaną, monitorował zakłady karne w Meksyku. Pracuje na Uniwersytecie Łódzkim i Akademii Nauk Stosowanych w Pile.