Od razu należy uspokoić – nie chodzi tu o budzące postrach gatunki takie jak pirania Natterera, zwana też piranią czerwoną, która jest bohaterką wielu filmów i opowieści grozy. Ta pirania rzeczywiście została zawleczona do miejsc poza Ameryką Południową, z której pochodzi np. do rzek Stanów Zjednoczonych. W Polsce jednak nie dokonała inwazji. Nie chodzi także o inną mięsożerną rybę, jaką jest spora pirania cętkowana (może ważyć nawet 3 kg, jak spory karp wigilijny). Nie mówimy również o bardzo agresywnej Pygocentrus piraya, brazylijskim endemicie z rzeki São Francisco ze wschodniej części kraju.
Mowa o zupełnie innym gatunku z rodziny piraniowatych, jakim jest pirapitinga. To zwierzę nazywane niekiedy paku, chociaż paku czarny to akurat inny gatunek piraniowatych, znacznie większy od pirapitingi. Ona też jest ogromna, bo wyrośnięty osobnik ważyć może ponad 20 kg, ale paku czarny jest jeszcze większy.
Wyobraźmy sobie teraz 20-kilogramową piranię wypuszczoną do polskich rzek. Budzi niepokój? W prasowych tytułach – z pewnością. Warto jednak dodać, że tylko część piranii to zwierzęta mięsożerne i żarłoczne. Wiele gatunków żywi się roślinami i do takich właśnie ryb należy pirapitinga. To rzeczywiście zbliża ją do paku, bowiem obie te ryby z wód Ameryki Południowej są typowe dla lasów zalewanych przez występujące z brzegów rzeki dorzecza Amazonki i Orinoko. Wpływają one wtedy między drzewa, aby żywić się opadłymi z nich kąskami. To najczęściej owoce, nasiona, nawet całkiem spore orzechy. Piranie te mają dość mocne szczęki, aby sobie z nimi poradzić.
Na szczęście nie ze wszystkimi, dlatego rola tych ryb w ekosystemie Amazonii jest tak istotna. Akurat pirapitinga żyje także w górnych biegach południowoamerykańskich rzek, w tym Amazonki i jej dopływów. Tam dostępność pokarmu jest mniejsza, podobnie jak obszar terenów zalewowych. Szczęki i możliwości tej ryby są słabsze niż paku, zatem więcej nasion i orzechów przechodzi przez układ pokarmowy pirapitingi w całości albo jest przez nią upuszczanych do wody. To sprawia, że zdaniem badaczy wilgotnego lasu Ameryki Południowej, to właśnie ona rozsiewa więcej roślin niż paku czarny. Na dodatek ta ryba żywi się też pokarmem mięsnym, ale sprowadza się on raczej do skorupiaków, wodnych czy opadłych do wody owadów, wreszcie małych ryb czy płazów.
Długo uważany, że to jeden gatunek wielkiej, roślinożernej piranii, ale dzisiaj wiemy, że zapewne pirapitinga z dorzecza Orinoko w Wenezueli tworzy jednak odrębną formę gatunkową. Być może zresztą nie tylko ona. Wciąż mało wiemy o tej rybie, mimo iż jest ona dość chętnie trzymana przez akwarystów, co właśnie jest początkiem związanych z nią problemów.
Na świecie nie brakuje osób, które chcą mieć w akwarium piranię. A tak się składa, że pirapitinga bardzo przypomina piranie mięsożerne, a jej młode osobniki bywają łudząca podobne do piranii Natterera. To sprawia, że często się je myli. Akwaryści, którzy dostrzegają pomyłkę, chcą się niekiedy pozbyć ryby. Podobnie jak i ci, których hodowla nabytku ich przerośnie. To się zdarza, bowiem pirapitinga potrafi urosnąć do znacznych rozmiarów, do wielu kilogramów wagi i przeszło pół metra długości, nawet do ponad 80 cm. Taką rybę trudno trzymać w niewoli, o ile nie ma się do tego odpowiednich warunków i zbiornika.
To zapewne spowodowało, że w 2011 roku ta pirania trafiła na listę gatunków obcych, które w przypadku uwolnienia do siedlisk przyrodniczych mogłyby im zagrozić. Taka lista obowiązywała przed wejściem w życie rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie listy inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Unii Europejskiej i listy inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Polski.
Ryba trafiła tam, bo też jej obserwacje w polskich wodach się zdarzały. Mapa zamieszczona przez Instytut Ochrony Przyrody PAN wskazuje na kilka takich miejsc – w okolicach Szczecina, Krakowa, Warszawy i Mazowsza oraz na Śląsku. To zatem najczęściej okolice dużych miast, co zapewne wiąże się z działaniami akwarystów. Jeszcze w 2020 roku tę piranię znaleziono w Jeziorze Zegrzyńskim pod Serockiem, co wzbudziło wielką sensację w mediach.
/Cedricguppy – Loury Cédric /Wikimedia
Obcy gatunek się pojawiał, zatem zakwalifikowano go jako potencjalnie groźny. Nie został zdefiniowany wtedy jeszcze jako inwazyjny, ale jako obcy z możliwością zagrożenia polskim siedliskom przyrodniczym. Przypadków takich wypuszczonych ryb było sporo, do tego stopnia, że – jak czytamy na profilu Łowca Obcych – „O skali porzuceń tych ryb świadczyć może fakt, że w każdym województwie w Polsce powstał co najmniej jeden artykuł medialny mówiący o tym, że jakiś wędkarz odłowił rybę tego gatunku.”
/materiały prasowe
Powiało wtedy grozą. Instytut Ochrony Przyrody definiował ją tak: „[Gatunek] spotykany sporadycznie w pobliżu prawdopodobnych miejsc uwolnienia (głównie ciepłe kanały elektrowni, kąpieliska miejskie, jeziora śródmiejskie)”. I dodał, że nie stwierdzono rozmnażania się tej ryby w polskich wodach. Jako konkluzję mamy „nieinwazyjny gatunek obcy”.
Pirapitinga została skreślona z listy gatunków inwazyjnych, które zagrażają naszej przyrodzie i jej bioróżnorodności z uwagi na to, że od lat pojawienia się tej piranii w naszych rzekach czy zwłaszcza podgrzewanych zbiornikach jest sporadyczne, jak w Serocku. Już nie masowe, jak kilkanaście lat temu. Pirania zniknęła, być może wyłowiona przez wędkarzy, może przez wydry, może zginęła z innych powodów. Jej przetrwanie w naszym środowisku okazało się zatem wątpliwe, może nawet niemożliwe, a panika związana z „pojawieniem się piranii w Polsce” – przesadzona.
Warto jednak pamiętać, że ta ryba dość dobrze zaaklimatyzowała się w innych częściach świata. Jest gatunkiem inwazyjny w Stanach Zjednoczonych, gdzie stwarza problemy zwłaszcza na Florydzie – stanie wyjątkowo dotkniętym przez obce, sprowadzone tu gatunki zwierząt. Ta ryba należy do zwierząt zwalczanych na Florydzie i wcale nie jest to takie łatwe.