Co robią politycy PiS zaraz po przebudzeniu? Sprawdzają przekaz dnia. I nawet praktyka nie uczy ich, że zanim się go wrzuci na social media, dobrze jest napić się kawy, odczekać tak z godzinę i upewnić się, czy naprawdę warto.
7:20 Michał Dworczyk, europoseł, były szef Kancelarii Premiera wrzuca na X posta o tym, że że polska dyplomacja jest w najważniejszych kwestiach pomijana. Dowód? Minister spraw zagranicznych Ukrainy pisząc na X, że po rozmowach w Arabii Saudyjskiej zadzwonił do najbliższych sojuszników, nie wymienił Polski.
7:29 dokładnie w tym samym tonie pisze Paweł Jabłoński, były wiceminister spraw zagranicznych. Też ubolewa i załącza ten sam zrzut z ekranu.
8:16 polski minister spraw zagranicznych wita ukraińskiego ministra spraw zagranicznych przy Alei Szucha. Andrij Sybiha przyleciał, żeby osobiście opowiedzieć Radosławowi Sikorskiemu, jak przebiegały rozmowy w Arabii Saudyjskiej i co na dziś z nich wynika.
Gdyby politycy PiS odczekali chwilę, zamiast natychmiast realizować zlecenie z centrali, to nie musieliby potem pokrętnie tłumaczyć, że taka wizyta nic nie znaczy, bo szybciej się dzwoni niż leci samolotem, a poza tym samoloty nie latają do Ukrainy i wszystkie lądują w Polsce, gdzie potem przedstawiciele ukraińskich władz przesiadają się w pociąg, a zatem minister Sybiha musiał wpaść do Sikorskiego po drodze. Też państwo mają wrażenie, że ta wielopiętrowa konstrukcja nie ma sensu? Bo ja nie mogę się temu wrażeniu oprzeć.
PiS przeciw rezolucji z poprawką, której sam chciał
Po południu w Parlamencie Europejskim odbywa się głosowanie nad rezolucją „White paper on the future European defence”. Do dokumentu omawianego przez ostatnie pół roku dopisano wzmocnienie Tarczy Wschód. Politycy PiS głosują przeciwko przyjęciu całej rezolucji. Projekt przechodzi, bo „za” jest ponad 400 posłów do Parlamentu Europejskiego. Głosowanie PiS oczywiście prawie natychmiast komentuje Donald Tusk.
Moi rozmówcy z Brukseli mówią: zapewne mieli po prostu przekaz, żeby być przeciwko i nie zauważyli poprawki, która wzmacnia przekaz rezolucji. Co prawda sami głosowali za tą poprawką, ale najwyraźniej przeoczyli, że weszła i zmienia stosunek Polski do rezolucji.
Do boju natychmiast ruszył Mariusz Błaszczak, który zaczął tłumaczyć, że rezolucja to osłabienie NATO i wstęp do przekazania kompetencji obronnych z Warszawy do Brukseli. Zaraz po byłym ministrze te same punkty zaczęli powtarzać europosłowie PiS.
Piotr Muller, były rzecznik rządu Mateusza Morawieckiego, przez kilka godzin wklejał swój bardzo długi komentarz pod wszystkimi postami w social mediach, które zawierały informację o głosowaniu posłów PiS.
Ta nerwowa reakcja była wywołana tym, że PiS doskonale wie, jak to działa — jeśli musisz tłumaczyć swoje działanie w wielu słowach, to nigdy go nie wytłumaczysz. Narracji „PiS głosowało przeciwko bezpieczeństwu Polski” po prostu nie da się już odkręcić. Zwłaszcza półprawdami. Sprawdźmy, co pisze poseł Muller, a co jest w przyjętej przez Parlament rezolucji.
„Osłabienie NATO to prezent dla Moskwy. Gwarantem naszego bezpieczeństwa jest NATO, a nie jakieś „europejskie struktury obronne” tworzone od podstaw, bez doświadczenia, bez sprawdzonych procedur i bez wspólnoty interesów. Propozycja z rezolucji to de facto rozbijanie jedności sojuszu transatlantyckiego. Historia pokazuje jasno: silne NATO oznacza bezpieczną Polskę. Kto próbuje rozmiękczać Sojusz, działa dokładnie tak, jak chciałaby Moskwa” — pisze europoseł.
A rezolucja na to: „Europa musi wziąć na siebie większą odpowiedzialność w ramach NATO, zwłaszcza jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa na kontynencie europejskim”. A także „ponownie podkreśla znaczenie współpracy UE-NATO, jako że NATO jest dla państw, które są jego członkami, ważnym filarem zbiorowej obrony; podkreśla, że współpracę UE-NATO należy kontynuować, w szczególności w obszarach takich jak wymiana informacji, planowanie, mobilność wojskowa i wymiana najlepszych praktyk, a także w celu wzmocnienia odstraszania, zbiorowej obrony i interoperacyjności; wzywa jednak do rozwoju w pełni zdolnego do działania europejskiego filaru NATO, który byłby w stanie działać autonomicznie, gdy zajdzie taka potrzeba; ponawia swój apel o zacieśnienie współpracy – poprzez działania, a nie tylko słowa – w zakresie mobilności wojskowej, wymiany informacji, koordynacji planowania, lepszej współpracy w zakresie operacji wojskowych oraz skuteczniejszej reakcji na wojnę hybrydową mającą na celu destabilizację całego kontynentu europejskiego”.
Można zacytować jeszcze kilka punktów rezolucji odnoszących się do współpracy europejskiej, które nie stoją w sprzeczności z Paktem Północnoatlantyckim, ale może wystarczy zacytować Lecha Kaczyńskiego. Prezydent w 2006 roku w rozmowie z „Financial Times” mówił: „Polska proponuje utworzenie przez Unię Europejską powiązanej z NATO, stutysięcznej armii, którą można by było wykorzystać dla obrony Europy, a także wysyłać w regiony zapalne”. Dodał także, że jego brat rozmawiał już na ten temat z Angelą Merkel, ówczesną niemiecką kanclerz. Pytanie posłów PiS czy Lech Kaczyński chciał osłabić NATO, nie ma chyba specjalnie sensu.
„Nie pozwolimy, by inni dysponowali polskim uzbrojeniem” pisze poseł Muller. Tyle że w rezolucji nie ma nic o dysponowaniu naszym uzbrojeniem, a jedynie o tym, że gdyby kraje Unii wspólnie planowały pewne inwestycje, to byłoby korzystniej dla wszystkich. Temu raczej zaprzeczyć się nie da, bo jakby się posłowie PiS nie starali, leżymy w Europie.
Politycy PiS najbardziej martwią się o interesy USA
Kluczowe w zarzutach polityków PiS wydają się dwa punkty. Jako żywo nie mają one związku z polską racją stanu i uderzanie w patetyczne tony tego nie zmieni.
Po pierwsze w rezolucji podkreślone jest, że dobrze byłoby postawić na europejską produkcję uzbrojenia: „Stworzenie jednolitego europejskiego rynku obronnego jest priorytetem, ponieważ jak dotąd fragmentacja i brak konkurencyjności europejskiego przemysłu osłabiają zdolność UE do przejmowania większej odpowiedzialności jako gwarant bezpieczeństwa (…) preferencja europejska musi być przewodnią zasadą i długofalowym celem polityk UE związanych z europejskim rynkiem obronnym, aby rozwinąć i chronić europejską doskonałość technologiczną; podkreśla jednak, że taka preferencja nie może być stosowana kosztem gotowości obronnej Unii”.
Kolejny punkt to troska o to, czy aby na pewno Unia nie wystąpi przeciwko Stanom Zjednoczonym. „Konfrontacja z USA to absurd” — pisze poseł Muller. W rezolucji można bowiem przeczytać, że „niedawne działania i oświadczenia administracji amerykańskiej jeszcze bardziej nasiliły obawy co do przyszłego stanowiska USA wobec Rosji, NATO i bezpieczeństwa Europy; wyraża w związku z tym ubolewanie z powodu głosowania rządu USA, w porozumieniu z rządem Rosji, w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ i Radzie Bezpieczeństwa ONZ nad rezolucjami dotyczącymi trzeciej rocznicy rosyjskiej wojny napastniczej przeciw Ukrainie; zdecydowanie potępia groźby USA wobec Grenlandii”.
Posłowie PiS najbardziej chyba martwią się o interesy USA na europejskim rynku zbrojeniowym i o to, czy Stany nie poczują się urażone, że Europa wspomina o chaotycznych ruchach nowej administracji. Jednocześnie zaprzeczają sobie, bo jedni piszą o prostej drodze do utraty zdolności obronnych i upadku NATO a inni, jak poseł Wąsik piszą, że rezolucja PE to odezwa, a nie prawo.
Ciekawe jest, że politycy PiS nie przekonali do swoich racji nawet całego grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, na których czele stoi przecież Mateusz Morawiecki. Z 78 posłów EKR do Parlamentu Europejskiego za rezolucją zagłosowało 41. Razem z PiS z ich europejskiej frakcji zagłosowali pojedynczy europosłowie z Chorwacji, Francji, Holandii i Luksemburga. A także prawie cała grupa Patrioci za Europą, do której poza Fideszem Orbana należy Konfederacja.