Mówi bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego: – Z tego, co mi wiadomo, będziemy kolejny raz wskazywać tych samych kandydatów. To niedopuszczalne, żeby inne partie wybierały, kto z PiS-u może być na jakiejś funkcji, a kto nie.
– Będziemy chcieli, żeby byli to kandydaci, na których to my się decydujemy – dodaje inny polityk z otoczenia prezesa. – Rozumiem, że Platforma boi się, że będzie mieć pod górkę w tej komisji, ale to nie może być tak, że oni wybierają sobie, którzy politycy PiS-u zostaną członkami komisji śledczej – podkreśla nasze źródło z Nowogrodzkiej.
Koalicja rządząca mówi: weto
Zastrzeżenia do wskazań PiS zgłosili członkowie komisji delegowanie przez obóz władzy: Joanna Kluzik-Rostkowska, Marcin Bosacki, Witold Zembaczyński i Tomasz Trela. – Uzasadnienie jest bardzo proste: nie można być sędzią we własnej sprawie. Wszyscy kandydaci PiS-u do tej komisji byli zamieszani w sprawę Pegasusa – argumentował poseł Bosacki.
Politycy większości parlamentarnej wskazali, że trzech z czterech kandydatów PiS (Kaleta, Kanthak i Wójcik) było wysokimi funkcjonariuszami Ministerstwa Sprawiedliwości, które będzie jedną z dwóch, obok Centralnego Biura Antykorupcyjnego, głównych instytucji kontrolowanych przez komisję śledczą. Z kolei czwarty nominat PiS (Cieszyński) – jak tłumaczyli przedstawiciele koalicji rządzącej – był zamieszany w tzw. aferę respiratorową, podczas której współpracował z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym i Agencją Wywiadu.
Argumenty PiS vs. Rzeczywistość
PiS nie zgadza się ani z zarzutami wobec ich przedstawicieli, ani z decyzją o ich wykluczeniu, ani też z żądaniem wskazania nowych przedstawicieli do komisji. Jeden z posłów PiS, z którym rozmawiamy, podważa tezę o odpowiedzialności resortu sprawiedliwości za zakup systemu Pegasus. Nazywa to „faktem medialnym” wykreowanym przez „Gazetę Wyborczą”, która jako pierwsza opisała sprawę opiewającego na 25 mln zł zakupu. – Tego typu stawianie sprawy dowodzi wyłącznie ignorancji w temacie i nie rokuje dobrze pracom tej komisji – zapewnia nasz rozmówca.
Prędzej czy później postawimy na swoim. Aczkolwiek w przypadku komisji będzie trudniej, bo będzie działać tylko przez określony, krótki czas
~ Były członek rządu Mateusza Morawieckiego, polityk PiS-u
– Była to realizacja umowy między Ministerstwem Sprawiedliwości a CBA. Opis tej faktury mówi, że „stanowi to realizację, potwierdzenie zakupu środków techniki specjalnej służących do wykrywania i zapobiegania przestępczości”. Nie była to decyzja podejmowana na niskim urzędniczym poziomie. Mamy tu podpisy osób, które za to odpowiadały – zeznał Kwiatkowski przed senacką komisją.
Inną argumentację przeciwko wykluczeniu zgłoszonych do komisji przy pierwszym podejściu polityków PiS-u prezentuje w rozmowie z Interią inny poseł formacji Jarosława Kaczyńskiego. Jak mówi, nawet gdyby uznać tezę o konflikcie interesów reprezentantów PiS, to nie byliby w stanie wpłynąć na jej prace, ustalenia i wnioski, ponieważ byliby w niej w mniejszości. Po drugie – dodaje nasz rozmówca – przepisy dają możliwość wyłączenia z prac członka komisji, co do którego zachodzą podejrzenia o konflikt interesów czy brak bezstronności.
/
Jednak także tutaj argumentacja największej formacji opozycyjnej pozostawia wiele do życzenia. Przykład pierwszy z brzegu: politycy, którzy sami mogliby stać się obiektem zainteresowania komisji śledczej, jako członkowie komisji mieliby interes w torpedowaniu jej prac. Tak, żeby nie doszła do wniosków, które mogłyby ich obciążyć. W tym celu mogliby np. przekazywać informacje z wewnątrz komisji swoim partyjnym kolegom i koleżankom, którzy będą przed tym gremium zeznawać. Ponieważ członkowie komisji, z racji tematyki jej prac, w dużej mierze będą bazować na materiałach niejawnych i tajnych, taka sytuacja mogłaby zagrażać bezpieczeństwu państwa.
To jednak nie wzrusza polityków PiS. – Działając zgodnie z prawem ta komisja niczego nie znajdzie, żeby móc się przyczepić – zapewnia Interię bliski współpracownik prezesa Kaczyńskiego. – Ta komisja to poppolityczna rozrywka, ale z rzeczywistością nie będzie mieć wiele wspólnego. Rządzący będą prowadzić prace komisji z pogwałceniem prawa i będą starać się udowodnić naszym politykom zarzuty w myśl z góry przygotowanych tez – zaznacza.
PiS gra va banque ws. komisji
Podobnie sytuacja może wyglądać z komisją śledczą ds. Pegasusa. Rządzący postawili sprawę jasno: PiS musi wymienić swoich kandydatów na takich, którzy nie będą mieć konfliktu interesów podczas prac komisji. PiS ani myśli ustępować, bo – jak przyznają nam politycy tej partii – wie, że jeśli ustąpi raz, będzie musiało ustępować przy obsadzie każdego kolejnego gremium.
– W takim razie, może niech od razu przegłosowują wybranych przez siebie naszych reprezentantów razem z tymi, których zgłaszają sami – ironizuje były członek rządu Mateusza Morawieckiego.
Kiedy pytamy naszego rozmówcę, czy bojkot Prezydium Sejmu, a teraz komisji śledczej jest taktycznie rozsądnym posunięciem, przyznaje, że to wybór między wartościami i zasadami a politycznym pragmatyzmem. W obu przypadkach decyzję ocenia jednak jako właściwą. I nie traci nadziei. – Prędzej czy później postawimy na swoim. Aczkolwiek w przypadku komisji będzie trudniej, bo będzie działać tylko przez określony, krótki czas – zapewnia.
Rozumiem, że Platforma boi się, że będzie mieć pod górkę w tej komisji, ale to nie może być tak, że oni wybierają sobie, którzy politycy PiS-u zostaną członkami komisji śledczej
~ Polityk PiS-u z Nowogrodzkiej
Na razie PiS zamierza zgłosić do komisji ponownie tych samych posłów. Termin składania kandydatur upływa w środę 24 stycznia. Jak dowiadujemy się w PiS-ie, to właśnie w środę, dzień przed kolejnym posiedzeniem Sejmu, zbierze się kierownictwo partii na Nowogrodzkiej oraz partyjne gremia koordynujące prace klubu parlamentarnego PiS-u. To w tych gremiach zostanie podjęta ostateczna decyzja.
Według naszych rozmówców, szanse na to, że PiS wymieni swoich kandydatów są jednak bardzo małe. – Nie ma decyzji, żeby wskazywać innych kandydatów, niż ci już wskazani – zapewnia nas bliski współpracownik prezesa Kaczyńskiego. – Nie może być tak, że rządzący wskazują i swoich, i opozycyjnych członków komisji śledczej – dodaje inny z naszych rozmówców, były członek rządu Mateusza Morawieckiego.
Bojkot komisji, na który się zanosi, ma też jednak dla PiS pewne pozytywy, o których wspominają nasze źródła w partii. – Będzie można ją wówczas kontestować i dezawuować, ale nie to było naszym celem – mówi nam ważny polityk PiS. Podkreśla bowiem, że jego partia głosowała za powołaniem tej komisji, więc chciałaby mieć w niej swoich ludzi. Jeśli komisja będzie pracować bez polityków PiS, to – jak mówi nasz rozmówca – partia nie będzie w stanie „zweryfikować ani przebiegu prac, ani wiarygodności dokumentów, ani wniosków czy końcowego raportu”.
Mówi poseł PiS: – Komisja będzie pracować w dużej mierze na materiałach tajnych i niejawnych. Jej członkowie będą opowiadać opinii publicznej różne rzeczy, ale w wielu przypadkach nie będą mogli przedstawić żadnych dowodów na potwierdzenie swoich słów. Tym bardziej, jeśli nie będzie nas w tej komisji, będzie to dla nas podejrzane i niewiarygodne.