Jeszcze w ubiegłym tygodniu prezes, jak słyszymy wśród dobrze zorientowanych i bliskich mu polityków, był zdecydowany, że kandydatem powinien zostać prezes IPN Karol Nawrocki. Nawrocki wpisywał się bowiem najtrafniej spośród wszystkich kandydatów w oczekiwania wyborców prawicy, które od wielu tygodni badał PiS. Choć nie był kandydatem idealnym, to najbliżej mu było do wizerunku, który wskazywali wyborcy, zarówno z twardego trzonu PiS, jak i ci bardziej umiarkowani.
W partii trwały już nawet prace nad opracowywaniem koncepcji zaprezentowania Nawrockiego w roli kandydata PiS.
Wcześniej oprócz Nawrockiego branymi pod uwagę kandydatami byli także Tobiasz Bocheński, Mariusz Błaszczak, Zbigniew Bogucki, a ostatnio do tego grona dołączył Marcin Przydacz. O Czarnku mówiło się, gdy PiS zaczynał badania nad optymalnym kandydatem, zebrane dane wykazały jednak, że ma zbyt duży elektorat negatywny.
Czarnek zamiast Nawrockiego? Prezes zmienia faworyta.
Prezes, o czym mówił wielokrotnie, także publicznie, zgadzał się z tym, że PiS chcąc myśleć o zwycięstwie, musi otworzyć się na wyborców spoza twardego elektoratu, a do tego potrzebuje kandydata nieobciążonego ośmioma latami rządów Zjednoczonej Prawicy i bez łatki „PiS-owca”.
Z tych właśnie powodów dosyć wcześnie z prezydenckiego wyścigu wykluczony został Mateusz Morawiecki. Prezes tłumaczył to tym, że były premier ma zbyt duży bagaż polityczny i nie daje pewności zwycięstwa w drugiej turze. Ta sama argumentacja dotyczyła także Mariusza Błaszczaka.
Tym większym zaskoczeniem jest więc nagły zwrot w kierunku kandydatury Przemysława Czarnka. O tym, że jest aktualnie faworytem do nominacji, poinformował Jacek Gądek z „Newsweeka”. Nasi rozmówcy z PiS potwierdzają te informacje.
/
Czarnek ma wizerunek twardego PiS-owca ze wszystkimi tego konsekwencjami. Był jednym z najczęściej krytykowanych ministrów w rządzie Zjednoczonej Prawicy (odpowiadał za edukację) i ma duży negatywny elektorat. Ma także coś, czego najbardziej obawiają się krytycy tego pomysłu, czyli zdolność mobilizacji elektoratu anty-PiS.
– Pierwsze, co kojarzy się z Czarnkiem, to jego ostre wypowiedzi na temat LGBT i aborcji, czyli coś, co rozgrzewa drugą stronę do czerwoności i na tych emocjach wobec niego będzie budowana cała kampania Platformy. Znów będzie wielka mobilizacja jak w 2023 roku. Nie wygramy z tym – mówi nam jeden z rozmówców z PiS, nie kryjąc rezygnacji.
Inni powtarzają, że „to szaleństwo”, bo oddala, a nie przybliża PiS do zwycięstwa. – O ile Nawrocki dawał jakiś cień szansy, bo jest niewiadomą, bo jego kampania dawałaby różne możliwości, o tyle z Czarnkiem oddajemy wybory walkowerem – narzeka inny z naszych rozmówców.
Prezes PiS szuka swojego Donalda Trumpa
Co zatem stoi za zaskakującym zwrotem prezesa PiS w wyborze kandydata?
Prezes od dawna ceni sobie sprawność polityczną Czarnka. W kwietniu pisaliśmy w Interii, że jego notowania w PiS rosną, do tego stopnia, że był wymieniany jako ten, który może objąć schedę po Kaczyńskim. Wtedy wydawało się to mało prawdopodobne, dziś nazwisko Czarnka jest tym bardziej w grze. Jeśli zostanie kandydatem, jego pozycja w partii bardzo się wzmocni.
Skłanianie się prezesa Kaczyńskiego do tego, by postawić na Czarnka, a nie Nawrockiego to pokłosie ostatniego posiedzenia prezydium komitetu politycznego. To tam miała miejsce dyskusja o tym, że kandydatem powinien być ktoś z twardego jądra partii. Oraz że kandydat spoza PiS jest ryzykowny, a jego brak doświadczenia może okazać się w kampanii problemem.
Lepiej więc, jak słyszymy od przeciwników Morawieckiego, wystawić „kogoś zaprawionego w bojach”, kto „kampanii na pewno nie położy”. Tym kimś ma być Czarnek.
– To jakaś bzdura – oburza się zwolennik byłego premiera. – Sam Morawiecki był początkowo sceptyczny wobec Nawrockiego, więc mówienie, że on jest jakimś patronem tej kandydatury to nieporozumienie. Chodzi o wystawienie kogoś, kto ma szansę podjąć rękawicę w drugiej turze, a nie bohatersko w niej polec. Wychodzi więc na to, że ze strachu przed jakimiś scenariuszami science-fiction o przejmowaniu partii, na własne życzenie chcemy przegrać wybory – dodaje.
Szanse Przemysława Czarnka w wyborach prezydenckich
Zwolennicy Czarnka przekonują jednak, że ma on szanse nie tylko dobrze wypaść w kampanii, ale i ją wygrać. Jeden z nich przekonuje w rozmowie z Interią, że mitem jest uznawanie, że PiS do zwycięstwa potrzebuje umiarkowanych wyborców. – Kluczem jest mobilizacja naszego elektoratu, a nie jakiegoś mitycznego centrum. Gdyby 15 października 2023 wszyscy nasi wyborcy poszli głosować, nie stracilibyśmy władzy. Teraz trzeba więc zrobić wszystko, by zmobilizować naszych wyborców – przekonuje nas jeden z posłów PiS.
Na uwagę, że w drugiej turze kandydat, aby wygrać potrzebuje nie 40 procent, lecz powyżej 50 procent, nasz rozmówca odpowiada, że „Czarnek jest zdolnym politykiem i będzie w stanie odczarować swój wizerunek w toku kampanii”.
Inny argument, który można usłyszeć w PiS „za” Czarnkiem to argument… amerykański. Czarnek ze swoim temperamentem bywa porównywany do Donalda Trumpa i na jego kampanii miałby się wzorować. – Jest dziś w polityce zapotrzebowanie na wyrazistych, bezkompromisowych polityków, którzy nie boją się ostrych słów i mocnych deklaracji – można usłyszeć od zwolenników Czarnka.
/
A że prezes wciąż nie jest do końca przekonany, to decyzję formalnie ma podjąć partia.
Niedawno jeden z posłów PiS przekonywał w rozmowie z Interią, że prawybory dałyby partii możliwość skupienia na sobie uwagi przez najbliższe tygodnie, a do tego ożywiłyby struktury partyjne, angażując je w proces wyboru kandydata. To miałoby się z kolei przełożyć na lepszą pracę w samej kampanii prezydenckiej.
– Prawybory będą tylko po to, by prezes mógł podzielić się odpowiedzialnością i powiedzieć, że to partia zdecydowała, a nie on – wskazuje nasz rozmówca, sceptycznie nastawiony do prawyborów. – Wiadomo, że działacze PiS mając do wyboru Czarnka z PiS i Nawrockiego spoza PiS wybiorą tego pierwszego – dodaje.
Wybory prezydenckie. Kto będzie kandydatem PiS?
Sęk w tym, że na kogokolwiek PiS nie postawi, odpowiedzialność za wynik kandydata, bez względu na to, czy będzie to Nawrocki czy Czarnek, spadnie i tak na Jarosława Kaczyńskiego. Co do tego w PiS nikt nie ma wątpliwości.
– Jeszcze do niedawna prezes był w bardzo bojowym nastroju i wierzył, że wybory prezydenckie da się wygrać. Teraz zachowuje się tak, jak gdyby przestał w to wierzyć i grał wyłącznie na konsolidację partii i twardego elektoratu. Dziwne i niezrozumiałe – mówi nam jeden z posłów PiS.
W PiS żywe jest przekonanie, że walka o to, kto będzie kandydatem w wyborach, to tak naprawdę walka o sukcesję przywództwa w partii. Jeśli prezes postawi na Czarnka, to wyśle jasny sygnał, że PiS idzie na prawo i nie ma zamiaru oglądać się na centrum. Jeśli jednak postawi na Nawrockiego, może to oznaczać, że akceptuje wizję, w której PiS staje się szerokim prawicowym namiotem, w którym jest miejsce także dla wyborców mniej radykalnych.
Na dziś w partii mało kto jednak „dałby sobie rękę uciąć”, że zarówno pomysł prawyborów, jak i kandydatura Czarnka przetrwają do okolic 11 listopada, kiedy PiS ma przedstawić oficjalnie swojego kandydata.
– Patrząc na dynamikę wydarzeń, wszystko jest możliwe. Zwłaszcza, że teraz trwają pielgrzymki do gabinetu prezesa zwolenników i przeciwników zarówno Czarnka, jak i Nawrockiego. Prezes słucha, przytakuje, dyskutuje, a co na koniec postanowi, nie wie nikt poza nim, bo wysyła sprzeczne sygnały. Dziś jest za Czarnkiem, to fakt. Ale przecież chwilę temu był za Nawrockim. Może to jakaś jego gra, by sprawdzić, jak wygląda rozkład sił wewnątrz partii? – zastanawia się jeden z naszych rozmówców.
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!