PiS początkowo, co przyznają politycy tej formacji, było w „komunikacyjnej rozsypce” wobec powodzi, ale obóz rządzący dostarczył Nowogrodzkiej amunicji. Wobec narastającej skali tragedii w południowo-wschodniej Polsce PiS złagodniało i podłącza się do pomocy powodzianom, a rząd okłada słowami jego członków.

— Atakować ostro, czy nie i jeszcze trochę poczekać? — tak jeden z naszych rozmówców opisuje dylematy w Prawie i Sprawiedliwości.

PiS akomoduje się do emocji społecznej. A te są bardzo wspólnotowe i współczujące wobec ofiar powodzi. Skala tragedii staje się bowiem przytłaczająca. Mówi człowiek z największej partii opozycyjnej: — PiS było już w rozsypce komunikacyjnej, ale teraz stara się akomodować do nastrojów społecznych, które obserwuje.

Postawa PiS była początkowo nieskoordynowana. W internecie jest mrowie kozaków i twardszy elektorat, więc częściej obecny był tam przekaz twardy, czysto polityczny i bardzo konfrontacyjny wobec rządu premiera Donalda Tuska. Ale już poza mediami społecznościowymi politycy PiS się gryźli w języki. Zwłaszcza że w powodzi giną ludzie, inni tracą domy, a ci, którzy są daleko od miejsca powodzi, boją się o swoich bliskich.

Zabrzmi to banalnie, ale w czasie powodzi najważniejsi są powodzianie. Wszystko finalnie i tak jest polityką — a już zwłaszcza nawoływania, aby w czasie powodzi nie zajmować się polityką, tylko powodzianami. Najlepszą polityką jest skupienie się na powodzianach i sprawne działanie w niesieniu im pomocy i odpowiadanie na ludzkie emocje.

A emocje społeczne narastają w ślad za skalą katastrofy. — Gdy okazało się, że jest naprawdę bardzo źle, to już nasi ludzie nie atakują tak ostro. Ludzie chcą wspierać strażaków, żołnierzy i powodzian, a nie chcą oglądać, jak się politycy walą po głowach nad głowami tych, którzy walczą z powodzią. Najpierw wspieramy powodzian, a potem rozliczymy rząd — dodaje rozmówca z PiS.

Opozycja nie ma narzędzi państwa, by nieść pomoc powodzianom, ale może stwarzać presję na władzę. PiS zażądało zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, by uchwalić specustawę zwiększająca pomoc dla powodzian. To otwarta licytacja: rząd oferuje natychmiastowo 10 tys. zł, a PiS doraźną pomoc chce zwiększyć do 24 tys. zł. Rząd na remont i odbudowę domu przeznaczać będzie do 200 tys. zł, a PiS mówi: całość kosztów remontu lub odbudowy domów i zabudowań gospodarczych.

— Na razie nie atakujemy za mocno — prosi zauważyć jeden z naszych rozmówców tej formacji.

Po pierwszych nieskoordynowanych komunikatach, w tym bardzo konfrontacyjnych, PiS złagodniało. Woli zbierać datki na powodzian i deklarować pomoc, a nie wyłącznie walczyć z premierem Donaldem Tuskiem.

— Nawet jeśli nasz twardy elektorat tego chce, to nie możemy napierd***ć w rząd. Nie możemy tego robić za mocno, gdy powódź jest w pełni — słyszymy od jednego z polityków PiS.

Co ciekawe, prezes PiS Jarosław Kaczyński dość długo nie zabierał głosu ws. powodzi. Swoją bojowością, słyszymy w PiS, mógłby zrazić ludzi. To kwestia czasu, aż stanie w pierwszym szeregu — póki co oddaje jednak miejsce młodszym.

Prezes PiS głos zabrał, choć nie dosłownie, w krótkim oświadczeniu na piśmie wysłanym do PAP — dopiero we wtorek wieczorem. Oświadczenie to było wręcz gołębie w wymowie. Oczywiście, oskarżył rząd Donalda Tuska o bezczynność, ale zdawkowo. Jarosław Kaczyński kładł nacisk na pomoc dla powodzian, wbijał przy tym szpile, podkreślając, że to musi być bezzwrotne wsparcie, a nie pożyczki (o jakich mówiła, wywołując wściekłość premiera Donalda Tuska szefowa resortu klimatu Paulina Hennig-Kloska). Podkreślał, że PiS prowadzi zbiórkę na rzecz powodzian, a „w obliczu kataklizmu działamy zgodnie z zasadą: wszystkie ręce na pokład, bo życie i zdrowie naszych obywateli nie ma ceny”.

W praktyce — gdy prezes jest nieobecny bądź tylko tak symbolicznie zabiera głos — drogowskazem dla działaczy partii, w jakim kierunku prowadzić komunikację, jest Mariusz Błaszczak, wiceprezes partii, były szef MON. W PiS to jest zupełnie jasne: Błaszczak jest obecnie nr 2 — po Jarosławie Kaczyńskim. To, co komunikuje Błaszczak, jest linią PiS i przykładem do naśladowania. Z kolei Mateusz Morawiecki prowadzi własną, w dużej mierze niezależną od Nowogrodzkiej, komunikację.

Dramat powodzian może być o wiele większy, niż się spodziewano w prognozach. Lądek-Zdrój, Kłodzko, Nysa, Stronie Śląskie — mniejsze miasta zalała woda. Wielka woda sunie na Wrocław.

Obóz rządzący i choćby władze Wrocławia nie doszacowały ryzyka. Wypowiedź premiera sprzed uderzenia fali powodziowej była uspokajająca — do dziś PiS szermuje nią bardzo często. Donald Tusk stwierdził w piątek 13 września, że „nie ma powodu do paniki”, a „prognozy nie są przesadnie alarmujące”. — Dzisiaj nie ma powodu, aby przewidywać zdarzenia w jakiejś skali, która by powodowała zagrożenie na terenie całego kraju — mówił Tusk. Prognozy się jednak zmieniły. Diametralnie.

O ile, opierając się na ówczesnych prognozach i meldunkach, premier mógł mieć na tamten moment rację, to po paru dniach prognozy nie wytrzymały zderzenia z rzeczywistością.

Nie o literalne czytanie chodzi, ale o emocje społeczne. Premier Włodzimierz Cimoszewicz w 1997 r. też literalnie miał rację, mówiąc, że warto się ubezpieczać, a potem się okazało, że sam się zmył takimi radami. Donald Tusk sam się potknął swoją wypowiedzią, ale póki co nie wywołała ona znaczącej społecznej fali wymierzonej w niego. Premier jest już jednak wyczulony na komunikaty swoich ministrów. Wspomniana już wcześniej Hennig-Kloska z Polski 2050 też już dała amunicję PiS.

PiS i sprzyjające tej partii media wykorzystują komunikacyjnie nawet tak błahe rzeczy jak fotografię Donalda Tuska, którą zamieścił on w mediach społecznościowych: gdy je pospiesznie zupę szczawiową w zaimprowizowanych warunkach.

Obóz rządzący, gdy rzeczywistość okazała się być daleka od pierwotnych prognoz, ucieka do przodu. Donald Tusk postanowił o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej na terenach dotkniętych powodzią — a więc za zarządzanie kryzysowe odpowiedzialność wziął wojewoda (de facto rząd), uruchomiono pomoc doraźną.

Ponadto premier domaga się aktywności: — Nie przyjmuję tłumaczenia, że ktoś działa niewystarczająco energicznie, ale zgodnie z przepisami. Nie ma czasu na proceduralne wygodnictwo; oczekuję zaangażowania i czujności.

Tusk gani publicznie swoich ministrów za zbyt wolne działanie. Wysyła też ludzi władzy — tej na każdym szczeblu — by szli do poszkodowanych. Nawet jeśli powodzianom nie można szybko pomóc, to nie mogą czuć się porzuceni.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version