Informacje o zarobkach kierowników i twarzy propagandy PiS w TVP nie tylko elektryzują opinię publiczną, ale urastają wręcz do rangi symbolu tego, co działo się w ostatnich ośmiu latach. Symbolu nie tylko bezczelności PiS i orbitujących wokół partii środowisk w uwłaszczaniu się na publicznych środkach, ale także ideowej pustki pisowskiego projektu.

Bo jeśli PiS, związani z nim liderzy opinii, intelektualiści i publicyści mieli w ogóle jakiś pomysł na ideową rewolucję, to wygląda na to, że rozmienili go na drobne. Konkretnie na wychwalające rząd i atakujące opozycję komentarze w „Wiadomościach” i TVP Info płatne po 500 zł za sztukę.

Margaret Thatcher powiedziała kiedyś o swojej polityce „Ekonomia to metoda. Celem jest zmiana duszy”: prawdziwym celem jej gospodarczej rewolucji miała być moralna przemiana brytyjskiego społeczeństwa, restauracja takich wartości jak ciężka praca, oszczędność, poleganie na sobie, umiejętność odkładania gratyfikacji w czasie, które zdaniem liderki Torysów społeczeństwo zatraciło zepsute przez państwo opiekuńcze i permisywną kulturę, jaka opanowała Wyspy od lat 60.

PiS też twierdził, że po władzę sięga z wielką ambicją, odmienia społeczeństwa, czy raczej wychowania narodu. PiS-owski projekt miał przypomnieć Polakom ich heroiczną historię i przywrócić dumę z własnej przeszłości, nadszarpniętą przez lata „pedagogiki wstydu”, ugruntować tradycyjne, chrześcijańskie wartości i zbudowane na nich instytucje, na czele z rodziną. Polska miała przy tym opowiedzieć światu swoją wspaniałą historię i stanowić żywy dowód na to, że rozwinięty, zamożny kraj wcale nie musi poddawać progresywnym kulturowym trendom, takim jak „ideologia LGBT” czy multikulturalizm.

A przynajmniej – w myśl bardziej realistycznych założeń – że dobra, konserwatywna polityka może przynajmniej opóźnić zmiany kulturowe, jakim ulegają wszystkie zachodnie społeczeństwa na pewnym poziomie zamożności. Że z odpowiednim wsparciem można zbudować wyraźnie obecne w debacie publicznej środowiska zdolne skutecznie przekonywać ludzi do bardziej tradycyjnych wartości.

PiS przekonywał przy tym, że te bardziej konserwatywne głosy były przez lata w Polsce marginalizowane, uciszane, wyśmiewane, zamykane w gettach, pozbawiane możliwości działania. Media opanował bowiem reprezentujący „późny postkomunizm” lewicowo-liberalny układ blokujący prawicy możliwość dotarcia do społeczeństwa w większości podzielającego jej wartości i diagnozy.

Podobny układ miał panować nie tylko w mediach politycznych, ale też w rozrywce, kulturze, sztuce i nauce. Lewica i liberałowie – przekonywał PiS i jego propagandyści – kontrolują uniwersytety, galerie sztuki, instytucje zajmujące się upowszechnianiem kultury, produkcję filmową i telewizyjną. W efekcie twórcy o innej bardziej konserwatywnej czy patriotycznej wrażliwości mieli być pozbawieni możliwości działania, skazani na pisanie do szuflady.

Co najgorsze, przekonywała, dalej narracja PiS, liberałowie i lewica opanowali też instytucje zajmujące się w polu mediów i kultury „dystrybucją prestiżu i uznania”. Konserwatywne środowiska były więc nie tylko niesprawiedliwie odcinane od środków na swoją działalność, ale i od uznania należnego im za ich osiągnięcia.

PiS i bliskie mu kręgi uzasadniały więc zawłaszczanie przez partię kolejnych instytucji jako rozbijanie „lewicowo-liberalnego monopolu”, wzmacnianie niesprawiedliwie wcześniej uciszanego głosu konserwatystów, „przywracanie równowagi”.

W imię tego „przywracania równowagi” PiS wziął media publiczne, przez Orlen wykupił pakiet regionalnych gazet i portali, przejął cały szereg instytucji kultury i stworzył własne, mające finansować organizacje i inicjatywy o jednym, bliskim władzy ideowym profilu.

Biorąc jednak pod uwagę to, jak wiele PiS wziął i jakie środki uruchomił, urobek środowisk bliskich partii na polu kultury, sztuki czy idei jest więcej niż skromny. W ciągu ośmiu lat, dysponując potężnym instytucjonalno-finansowym zapleczem, prawicy nie udało się wykreować żadnych prawicowych liderów opinii, zdolnych dotrzeć ze swoimi poglądami poza bańkę twardego elektoratu partii. Nie powstało żadne nowe ciekawe intelektualnie środowisko, którego eseje, pisma czy interwencje w debatę publiczną czuliby się zobowiązani śledzić także liberałowie i przedstawicielki lewicy.

Z całych pieniędzy kierowanych na prawo nie narodziła się żadna inicjatywa, która pozostawiłaby dziś po sobie ważne i interesujące idee, diagnozy rzeczywistości, która samemu PiS mogłaby pomóc zmienić się tak, by partia mogła jeszcze kiedyś powalczyć o władzę w zmieniającym się społeczeństwie. Nad osiągnięciami hojnie finansowanej przez PiS produkcji artystycznej najlepiej będzie zamilczeć, by nie kopać leżącego.

PiS miał wszystkie narzędzia do tego, by przez osiem lat zbudować medialne i instytucjonalne zaplecze wspierające partię także w opozycji swoją siłą opiniotwórczą, intelektualną czy kulturową. Gołym okiem widać, że nic takiego się nie udało. Wielkie środki, które poszły na wspieranie różnych „patriotycznych” mediów i inicjatyw zostały najwyraźniej przejedzone – czego program 500+ za setkę w „Wiadomościach” jest doskonałym symbolem. W efekcie PiS przypomina dziś państwo, które przegrało wojnę, bo choć wydawało olbrzymie pieniądze na armię, to poszły one na ekstrawaganckie mundury, luksusowe kasyna oficerskie, drogie parady, najdroższe na rynku służbowe limuzyny, szkolenia w egzotycznych kurortach, a przede wszystkim absurdalnie wysokie uposażenia i premie dla dobrze żyjących z władzą generałów i wysoko postawionych oficerów.

Czemu PiS aż tak nie wyszło? Czy szuflady wcześniej rzekomo uciszanych prawicowych liderów opinii, artystów itd. okazały się po prostu puste? Czy PiS, stawiając na radykalny populizm, zraził do siebie wszelkie interesujące intelektualnie środowiska, zostając z grupą pochlebców, pełnych resentymentu wobec współczesnej rzeczywistości, ale niezdolnych jej zrozumieć? Nie było przecież tak, że żadne ciekawe idee nie rodziły się w ostatnich ośmiu latach na prawicy. Ale jeśli się już rodziły – np. w środowisku Klubu Jagiellońskiego czy Nowej Konfederacji – to w większym lub mniejszym dystansie do PiS.

Informacje o wynagrodzeniach w TVP, środkach płynących z Funduszu Sprawiedliwości do różnych inicjatyw związanych ze Zbigniewem Ziobrą, o programie Willa Plus czy dotacjach dla dziarskich chłopców od Bąkiewicza nasuwają jeszcze jedną możliwość. Bo nie możemy wykluczyć, że całe gadanie o wzmacnianiu konserwatywnego głosu, przywracaniu Polakom dumy z ich ojczyzny i tradycyjnych wartościach było tylko zasłoną dymną. Być może PiS i związanym z partią środowiskom nigdy tak naprawdę nie chodziło o żadne idee, a wyłącznie o władzę i kasę. Co, jeśli cały radykalizm, podbijanie patriotycznego bębenka, były wyłącznie zasłoną dymną konieczną do tego, by państwowe środki skierować do krewnych i znajomych królika?

Ta zasłona zaczyna pomału opadać, dopiero dostrzegamy skalę tego, co działo się w ostatnich ośmiu latach. Nie można wykluczyć, że wśród wspieranych przez PiS inicjatyw były też te autentycznie ideowe i społecznie użyteczne. Ale na razie wszystko to wygląda okropnie — i obstawiałbym, że im więcej się będziemy dowiadywać, tym więcej będzie to PiS kosztować.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version