– Jarosław Kaczyński może już wykreślić Suwerenną Polskę z listy wielu swoich problemów – mówi prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Co w najbliższych miesiącach stanie się z PiS?

Prof. Rafał Chwedoruk: W polityce fundamentem działania jest posiadanie alternatywy. Możliwości wyboru między czymś a czymś. Wtedy taki podmiot jest mocniejszy wobec swoich partnerów. A tego Suwerenna Polska w zasadzie się pozbawiła.

— Suwerenna Polska nie ma zasobów ani ludzkich, ani organizacyjnych, żeby sobie pozwolić na pełnoskalowy samodzielny start w wyborach, przeprowadzenie kampanii, wypełnienie list atrakcyjnymi społecznie politykami. Alternatywą byłaby możliwość dalszego trwania w związku z PiS-em albo próba dryfu w prawo i zbliżenia się do Konfederacji, która jest na swój sposób stabilna, jeśli chodzi o poziom notowań.

— I to właśnie jest najważniejszą stratą tej partii. Względem Prawa i Sprawiedliwości Suwerenna Polska będzie teraz po prostu mniej suwerenna. PiS wzmacnia swoją podmiotowość i jego politycy nic dziś nie muszą względem środowiska Zbigniewa Ziobry. Mogą nie bez ironicznego uśmiechu czekać na rozwój wypadków, a w dogodnych dla siebie momentach przechwytywać tych polityków Suwerennej Polski, którzy nie będą pojawiać się w mediach w kontekście Funduszu Sprawiedliwości. Więc mała partia, jaką jest Suwerenna Polska, siłą rzeczy staje się petentem względem Jarosława Kaczyńskiego. Na dodatek jest to uderzenie w samo serce jej serce, dotyczące treści, które bardzo silnie wiązały się z etosem partii opartej na popularności w elektoracie prawicowym swego lidera. Ziobro przedstawiał się przez całe lata jako swoisty szeryf. Tymczasem okazuje się, że są poważne rysy na jego gwieździe.

— PiS doczekał się momentu, w którym to nie PiS załatwi swój problem. No bo gdyby sam PiS musiał to robić, urosłyby koszty polityczne. Wszelkie tego typu rozstania w polityce, wyrzucanie kogoś z koalicji itd., są politycznie kosztowne w społeczeństwie, które jest przyzwyczajone do mitu jedności. A w tym wypadku bieg wydarzeń dziejących się poza PiS-em, związany z pracą stosownych instytucji wymiaru sprawiedliwości, publikowaniem przez media kolejnych materiałów, będzie osłabiał pozycję stronników Ziobry. I to Prawo i Sprawiedliwość będzie mogło ewentualnie wskazywać drogi ratowania się poszczególnych polityków, którzy dla PiS będą w jakimś sensie przydatni. Dla Suwerennej Polski to, co się stało, jest wyłącznie gorzkie, natomiast dla PiS-u jest słodko-gorzkie. Gorzkie, bo ta afera jednak uderza całościowo w prawicę. Ale element słodki polega na tym, że z bardzo długiej listy problemów Kaczyński przynajmniej jeden prawdopodobnie może skreślić, czyli problem frondy ze strony Suwerennej Polski.

— To byłby oczywiście bardzo poważny cios. Warto przypomnieć sobie losy niezwykle stabilnej partii, jaką jest Polskie Stronnictwo Ludowe, która z podobnym kryzysem zmagała się przez długi czas, od 2001 r. i musiała podjąć w związku z utratą części finansowania bardzo trudne decyzje majątkowe. Chociaż dla polskiej demokracji byłoby lepiej, żeby główne partie polityczne, nieważne już które, mogły działać względnie stabilnie.

— Mamy dwie strony tego zjawiska. Jedna strona jest trochę banalna w polskiej polityce. W istocie politycy z jednej partii przede wszystkim konkurują między sobą na liście, a dopiero potem rywalizują z osobami z innych partii. Ale jest w tym, co obserwujemy w tej chwili, jeśli chodzi o prawicę, druga strona medalu. Mianowicie Prawo i Sprawiedliwość było formacją, która w ponadstandardowy sposób musiała opierać swój rozwój na zasobach publicznych. To wynikało choćby z tego, że w strukturze społecznej wyborcy PiS lokują się w tych segmentach, które nie dają perspektyw większego wsparcia materialnego i organizacyjnego dla partii. Stąd nominalnie dość duża liczebność PiS-u niekoniecznie przekładała się na łatwość w organizowaniu wielu przedsięwzięć. Tymczasem ostatnie miesiące są pasmem utraty przez PiS kolejnych źródeł dostępu do publicznego finansowania polityki. To oczywiście efekt 15 października.

— Zobaczmy na wyniki wyborów samorządowych. W skali kraju PiS nie wypadł aż tak źle w stosunku do tego, co się początkowo wydawało, ale realnie, w twardej i codziennej polityce utracił istotną część swojego samorządowego imperium i coraz więcej polityków od najniższych szczebli po najwyższe zaczyna myśleć o swojej przyszłości w kategoriach indywidualnych, widząc, że perspektywy powrotu PiS do władzy w skali państwa są niewielkie.

Bardzo dużo musiałoby się zmienić w otaczającym nas świecie, żeby PiS znalazł się choćby w takiej sytuacji, w jakiej był po przegranych wyborach w 2011 r. Teraz PiS ma notowania dużo wyższe niż wtedy, ale sytuacja jest dla tej partii nieporównywalnie trudniejsza i wielu polityków może myśleć o tym, że najważniejsze jest zapewnienie sobie choćby krótkoterminowego przetrwania w wymiarze politycznym, ekonomicznym, ewentualnie otwarcie sobie dróg do jakiejś innej formacji.

— To jest doskonały przykład, podobnie wolta małopolska. Do tego śmiałość i asertywność wielu czołowych polityków w publicznym wypowiadaniu się na temat problemów swojej partii. W momentach kryzysowych raczej powinno się milczeć albo zapewniać o tym, że strategicznie będziemy dalej razem, że nie ma żadnych problemów. Tak samo te polemiki wokół kandydata na europosła Jacka Kurskiego. Przecież PiS jako partia najpierw był gotów umierać za to, co się działo zwłaszcza w kanałach informacyjnych mediów publicznych. A teraz okazuje się, że chyba nie wszyscy do końca te racje podzielają. To jest też próba, raczej nieudana, ale generalnie mająca miejsce, emancypacji ośrodka prezydenckiego.

— Żeby użyć klasyka z tej części systemu partyjnego, PiS sam siebie rozwibrowywuje. To jest proces nieuchronny w sytuacji ograniczenia dostępu do zasobów publicznych i w perspektywie bardzo nikłych szans na powrót do władzy. Nie mogło stać się inaczej bez względu na to, czy PiS utrzymałby władzę w dwóch, trzech lub więcej sejmikach. A jednocześnie strategia konsolidacji partii za wszelką cenę, jaką obrał Jarosław Kaczyński, też jest strategią, którą dla każdej formacji jest bolesna i która się przyczynia do takich procesów. Bo wielu polityków zaczyna sobie zdawać sprawę, że może po prostu dla nich na tym coraz węższym pokładzie, na arce, która ma do kolejnych wyborów PiS przetransportować, może po prostu zabraknąć miejsca.

— To też kwestia specyficznej i skomplikowanej genealogii różnych środowisk i polityków wewnątrz PiS-u. Gdy powstawały PO i PiS, to działo się to na gruzach Akcji Wyborczej Solidarności i Unii Wolności oraz wielu mniejszych, zapomnianych partii, które nie były wtedy samodzielne, a funkcjonowały głównie w ramach AWS-u. I tego typu osie podziałów ujawniają się po latach. Owa lojalność dotyczy często dosyć wąskich grup, a taka genealogia odgrywa ważną rolę. No ale tak musiało stać się po 15 października.

PiS przyjął taką, a nie inną strategię w ostatnich latach. Sami przeciwko wszystkim, pełna bipolaryzacja itd. Jak się wygrywa, to wtedy ujawniają się wszelkie możliwe, pozytywne dla danej formacji, skutki takiej strategii, kierownictwo może wtedy niemal wszystko, bo jest kierownictwem zwycięskim w pełni. Natomiast w sytuacji, w której na własne życzenie wybory się przegrywa, cała konstrukcja się chwieje.

— Z utrzymaniem pałacu będzie bardzo trudno. Wiele nurtów na prawicy będzie stawiało na różne osoby. Niektóre będą zainteresowane tym, żeby partia trwała w dotychczasowym kształcie, ponieważ reformy w partii oznaczałyby ich marginalizację. Na przykład wielu działaczy, nazwijmy to, tak średnio-starszej generacji może poczuć się zagrożonych zmianami. W reformującym się PiS-ie ich twarze, kojarzące się z polityką ostatnich lat, mogą być balastem. I odwrotnie: wielu działaczy młodszej generacji będzie chciało jak największych reform, może nawet zmiany nazwy, nowych twarzy itd., po to, żeby móc dotrzeć do nowych wyborców, żeby stać się możliwym partnerem koalicyjnym dla kogokolwiek, w sytuacji, w której dziś PiS nie ma żadnych perspektyw powtórzenia wyniku powyżej 40 proc., dającego tej formacji zwycięstwo.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version