W swoich wyborach pisarskich i politycznych Albert Camus zawsze kierował się humanizmem, nigdy kunktatorstwem czy partyjniactwem. To go odróżniało od wielu francuskich intelektualistów, takich jak Jean-Paul Sartre.
Już sam autor najnowszej biografii Alberta Camusa zasługuje na osobną książkę. Urodzony w 1945 r. w Bukareszcie Virgil Tanase, pisarz i dramaturg, został wydalony z komunistycznej Rumunii i osiadł w Paryżu w 1977 r. Pięć lat później stał się celem osławionej rumuńskiej bezpieki Securitate, lecz zamach na jego życie ostatecznie nie doszedł do skutku.
Agent rumuńskiego wywiadu, Matei Pavel Haiducu, wydelegowany do zabicia Tanase’a, zdezerterował i ujawnił plany francuskiej policji. Ta z kolei sfingowała porwanie pisarza, ukryła go w domu w Bretanii, a o wszystko oskarżyła Securitate. Haiducu zaś, zaocznie skazany przez reżim Nicolae Ceaușescu na śmierć, zmienił nazwisko na francuskie i osiadł w Normandii.
Zapewne z powodu antykomunistycznych poglądów Tanase’a oraz świadomości, co ten system zrobił w jego ojczystym kraju, opasła książka „Camus”, drobiazgowo, ale i emocjonalnie opisująca życie autora „Dżumy”, jest tak nacechowana niechęcią do lewicowych intelektualistów. Potrafili oni usprawiedliwiać stalinizm, nawet po tym, jak wiedza o Gułagu stała się powszechna. Jean-Paul Sartre uważał, że ujawnianie istnienia Gułagu i oskarżanie Związku Radzieckiego szkodzi idei komunistycznej, więc nie powinno mieć miejsca.
***
Urodzony w 1913 r. Camus, syn niepiśmiennej pomocy domowej i robotnika, poległego w 1914 r. na samym początku wielkiej wojny, wychowywał się w Algierze, stolicy ówczesnej Algierii Francuskiej. Dzieciństwo biedne, ale względnie szczęśliwe z oschłą babcią, zamkniętą w sobie matką i życzliwym wujem, spędzone na włóczęgach i zabawach z arabskimi i hiszpańskimi dziećmi, było radykalnie odmienne od dzieciństwa jego przyszłych adwersarzy, dojrzewających w cieplarnianych warunkach Paryża.
W liceum dla chłopców z bogatych rodzin Albert był „zawszonym nędzarzem”, co sprawiło, że zachowywał się jak „szorstki ponurak”, a jego bronią w walce o godność i pozycję stały się książki. Młody Camus czytał Balzaka, Zolę, Dickensa oraz oczywiście Verne’a i Dumasa. Równocześnie był szkolnym zadymiarzem, zaciekłym piłkarzem, zdzierającym kolana do krwi i świetnym uczniem. Gdy będzie miał własne mieszkanie, powiesi na jego ścianach zdjęcie matki oraz portrety Tołstoja, Dostojewskiego i Nietzschego.
Jeśli dzieciństwo kształtuje nasze życie, to właśnie w wielokulturowym tyglu kolonialnego Algieru narodził się przyszły filozof, humanista, obrońca ludzkiej godności przed ideologiami. W przeciwieństwie do pochodzących z bogatych rodzin paryskich intelektualistów, uznających, że życie ludzkie warto poświęcić dla wielkiej, nawet zbrodniczej idei. Tym bardziej że bycie komunistą w Café de Flore i na bulwarze Saint-Germain-des Prés było o wiele przyjemniejsze niż gdziekolwiek indziej, na przykład nie trafiało się na Łubiankę za odchylenie trockistowskie.
Przez całe życie Camus miał trzy problemy: ze zdrowiem, bo nawracająca gruźlica nie dawała mu pracować na najwyższych obrotach; z przeciwnikami politycznymi niemogącymi mu wybaczyć, że nie został fundamentalistycznym komunistą, stawiającym dobro partii ponad prawdę; i wreszcie z czymś, co dzisiaj nazwalibyśmy „syndromem oszusta” – uważał, że to, co pisze, jest bezwartościowe, a jego sława fałszywa i nadmierna. Kończąc pisanie „Dżumy”, był przekonany, że będzie to totalna klęska.
Oczywiście, „Dżuma” stała się celem krytyki komunistów, ponieważ „Camus nie wierzy w marksistowską teorię, według której walka klas stanowi siłę napędową historii”.
W wieku ledwo 21 lat ożenił się z Simone Hié, wyzwoloną dziewczyną z zamożnego domu, przy okazji morfinistką. Żona Camusa sypiała z lekarzem, który przepisywał jej recepty na narkotyk, a sama znikała z domu, zostawiając kartki, że popełni samobójstwo, a potem odnajdywano ją błąkającą się po mieście bądź śpiącą w parku. Wszystkie relacje Camusa z kobietami były co najmniej skomplikowane, a sam autor „Obcego” co chwila zakochiwał się w nowej osobie, także, gdy był już w kolejnym małżeństwie.
Młody Camus czytał Balzaka, Zolę, Dickensa, Verne’a i Dumasa. Był szkolnym zadymiarzem, zaciekłym piłkarzem i świetnym uczniem
Wstąpił do partii komunistycznej, co wynikało z jego troski o biednych, wykluczonych, prześladowanych, lecz po dwóch latach został z niej wydalony, gdy uznano go za „trockistowskiego prowokatora”. Camus pewnie nie zdawał sobie sprawy, jak szczęśliwe to wydarzenie, dzięki któremu stanie się niezależnym umysłem i wolnym człowiekiem.
Angażował się w działalność amatorskich teatrów, które miały docierać ze sztuką do niższych warstw społecznych, często analfabetów, ale sam chciał układać program, bez konsultowania go z politrukami. Tymczasem pisarze należący do partii musieli uzgadniać swoją twórczość z partią i poddawać ją kontroli, a jeśli stworzyli coś odbiegającego od doktryny – składali samokrytykę.
Camus miał szczęście, że swój Théâtre du Travail (Teatr Pracy) organizował w Algierze, gdzie macki partii nie miały takiej siły jak w samej Francji. Komuniści oskarżali Théâtre du Travail, że promuje „kulturę klas rządzących”, a sam Camus „wykorzystuje teatr do podrywania dziewczyn”. To pierwsze było nieprawdą, to drugie prawdą częściową – Camus podrywał dziewczyny bez opamiętania, ale nie po to prowadził teatr.
***
Figura intelektualisty, tak dobrze osadzonego w krajobrazie PRL, a dziś zanikająca, narodziła się właśnie nad Sekwaną, wraz z zaangażowaniem politycznym pisarzy – najpierw Wiktora Hugo, a później Emila Zoli. Ten drugi w 1898 r. swoim artykułem „J’Acusse!…” („Oskarżam!”), napisanym w reakcji na antysemicką nagonkę na Alfreda Dreyfusa, otworzył szeroko drzwi do zaangażowania pisarzy i stawania przez nich w obronie sprawiedliwości. Intelektualiści, pisarze i filozofowie odgrywali ogromną rolę we francuskiej polityce i życiu społecznym, jak bodaj nigdzie na świecie.
Rok 1938 przyniósł układ monachijski oraz rozłam wśród francuskich pisarzy. Niektórzy, jak Antoine de Saint-Exupéry, byli pewni, że dzięki temu wojna nie wybuchnie, inni, jak Romain Rolland, wzywali: „Wszystko, tylko nie wojna!”. Andre Gide uważał, że Hitler w Monachium poniósł klęskę. Camus z kolei wpadł we wściekłość, że Francja zdradziła Czechosłowację, i dostrzegał nieuchronność wojny. Sam zgłosił się na ochotnika do wojska, ale nie został przyjęty z powodu chorych płuc. Za to po 17 września 1939 r. doprowadził rodzimych komunistów do wściekłości, kiedy napisał, że „Związek Radziecki zajął miejsce wśród narodów imperialistycznych”.
Francuscy komuniści bezwarunkowo popierali Stalina, a prawdziwym wrogiem nie był dla nich Hitler – w czasach sojuszu ze Stalinem – ale kapitalizm oraz „burżuazyjni demokraci”. Camus zaś nie był w stanie znieść kolaboracji i angażował się, na ile zdrowie mu pozwalało, w działalność podziemną. Gorzki paradoks polega na tym, że obrońca wolności, wróg totalitaryzmu i kolonializmu był dla „postępowych” pisarzy, toczących w paryskich kawiarniach wojnę z kapitalizmem, sojusznikiem burżuazji i klasy rządzącej.
***
Powieści Camusa: „Obcy”, „Dżuma”, „Upadek”, jego eseje „Mit Syzyfa” i „Człowiek zbuntowany” to lektury przejmujące i przesiąknięte humanizmem. Dotykają istoty człowieczeństwa, w przeciwieństwie do wysilonych powieści Sartre’a – debiutanckich „Mdłości” oraz monumentalnych, trzyczęściowych „Dróg wolności” – których lektura to prawdziwa udręka, ponieważ Sartre nie tyle pisał powieści, ile w rozdętą fabułę wtłaczał swoje koncepcje filozoficzne.
Camus rozumiał człowieka w jego małości i wielkości, w jego tchórzostwie i heroizmie, zaś Sartre rozumiał wyłącznie siebie. Ale to Sartre i nieodłączna Simone de Beauvoir, jako „power couple” tamtych czasów, stanowili wyznacznik tego, co znaczy być pisarzem, myślicielem, filozofem. Camus im zazdrościł, bo żyli bez zobowiązań, nie mieli dzieci, mieszkali w hotelach, pisali w kawiarniach, nie musieli walczyć o byt.
Poziom konspiracji w Paryżu może przywodzić na myśl serial „Allo, Allo!” – Sartre i de Beauvoir, ukrywając się jakoby przed gestapo, zmienili hotel Luizjana, gdzie mieszkali, na stojący obok hotel Welcome. A potem spokojnie poszli na drinka do Café de Flore.
Camus nienawidził komunistów, ale także nie znosił „sklepikarskiej Europy”, czyli logiki zysku jako najwyższej wartości Zachodu
Mimo okupacji życie artystyczne i towarzyskie kwitło: odbywały się premiery kinowe i teatralne, wychodziły książki. Camus też wydawał w legalnie działającym wydawnictwie Gallimarda – do dziś to najbardziej prestiżowa francuska oficyna – gdzie w 1942 r. ukazał się „Obcy”. Książka otrzymała zgodę niemieckiej cenzury, a porucznik Gerhard Heller, pochłonąwszy maszynopis w ciągu jednej nocy i przystawiwszy odpowiednią pieczątkę, oświadczył wydawcy, że gdyby były kłopoty z przydziałem papieru na druk, to on papier załatwi, bo dzieło Camusa jest wybitne. W tym akurat miał sto procent racji.
U Gallimarda w 1944 r. wydał też Camus swój najsłynniejszy dramat „Kaligula” – sztukę nie o szaleństwie władzy (bo jego Kaligula jest zdrowy psychicznie), ale o tym, że tyran niszczy i zabija, bo po prostu może i w ten sposób poszerza granice swojej wolności. To dzieło bardziej o strachu poddanych oraz ich oportunizmie niż o obłąkanym cesarzu, jakiego my znamy dzięki wersji Swetoniusza.
3 czerwca 1943 r. Camus poznał osobiście słynną „power couple”, a stało się to w Théâtre de la Ville, na premierze sztuki „Muchy” Sartre’a, gdzie zgromadziła się cała paryska elita. Sartre był świeżo po premierze traktatu filozoficznego „Byt i nicość”, który zrobił furorę wśród odbiorców, również tych, którzy go nie czytali.
Złośliwości autora biografii Camusa pod adresem Sartre’a są zrozumiałe, choć Tanase zapędza się w piętnowanie „odpychających zabaw erotycznych” Sartre’a i de Beauvoir oraz ich kochanek i kochanków, wyliczając skrupulatnie, kto z kim i kiedy. Faktem jest jednak, że wolna miłość była przez nich uznawana za akt polityczny, przeciwstawienie się moralności mieszczańskiej i burżuazyjnej. Oburzając się na rozpasanie seksualne „kliki Sartre’a”, Tanase wyrozumiale traktuje liczne romanse i zdrady małżeńskie Camusa, który potrafił być w równoległych relacjach z kilkoma kobietami.
Foto: materiały prasowe/ Państwowy Instytut Wydawniczy
***
Po śmierci Józefa Stalina Camus nie dołączył do żałobników, a wręcz namawiał do wydania „Innego świata” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, książki o sowieckim łagrze, którego polski pisarz był więźniem. Dla francuskich „postępowców” było to nie do przyjęcia. I faktycznie – „Inny świat”, mimo że opublikowany w Wielkiej Brytanii i USA już w 1951 r., został wydany we Francji dopiero w roku 1995.
Konflikt Camusa z „gangiem Sartre’a” nie sprowadzał się do kwestii doktryny politycznej, ale ludzkiego sumienia. Camus uznawał, że wolność sumienia i bycie architektem własnego losu to podstawowe prawo człowieka, komuniści zaś wierzyli tylko w partię, a największą wartością dla nich była lojalność wobec Moskwy. Camus nienawidził komunistów, ale także nie znosił „sklepikarskiej Europy”, czyli logiki zysku jako najwyższej wartości Zachodu.
Oczywiście, lewica uznawała postawę Camusa za „reakcyjną prawicowość”. Dla równowagi francuska prawica widziała w nim agenta Kremla, ponieważ autor „Dżumy” potępiał reżim generała Franco w Hiszpanii. „Komuniści oskarżali mnie o służenie amerykańskiemu imperializmowi, a gaulliści – rosyjskiemu imperializmowi” – napisał Camus. Atak ze wszystkich stron pozwalało mu przetrwać absolutne przekonanie, że ma rację.
Sartre z kolei po powrocie z wycieczki po ZSRR, gdzie obwożono go, podobnie jak innych „pożytecznych idiotów”, po kraju mlekiem i miodem płynącym, mówił, że jeśli chodzi o poziom życia, Związek Radziecki wkrótce przegoni Francję. Nie znaczy to, że Sartre uwierzył, że tak będzie – on uważał, że należy tak mówić dla dobra komunizmu. Camus zaś był przekonany, że Sartre kłamie z premedytacją.
Kolejnym powodem wściekłości lewicy był Kongres Wolności Kultury, jaki odbył się w Berlinie Zachodnim w czerwcu 1950 r. Była to odpowiedź na wrocławski Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju z 1948 r. Camus znalazł się w komitecie patronackim Kongresu, obok Andre Gide’a, znienawidzonego przez komunistów od czasu opublikowania przez niego demaskatorskiej książki „Powrót z ZSRR”. Gdy wybuchnie wojna w Korei, Sartre i reszta lewicy opowiedzą się oczywiście po stronie Północnej Korei oraz ZSRR, a czołowy filozof egzystencjalizmu powie: „Wszyscy antykomuniści to psy”. Camus zaś stał się tak niepopularny w towarzystwie, że nawet po tym, jak w 1957 r. dostał Nagrodę Nobla, teatry nie paliły się do wystawiania jego sztuk.
***
Ostatnie lata Camusa to zaangażowanie w rozwiązanie konfliktu algierskiego, gdy pisarz dążył do porozumienia między Francją a Algierczykami, nawołując bezskutecznie do chronienia cywilów po obu stronach. Brał leki uspokajające, walczył z gruźlicą, wikłał się w romanse bez przyszłości i spalał w pracy publicystycznej.
W „Micie Syzyfa” napisał, że istnieje „tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo. Orzec, czy życie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeżyć, to odpowiedzieć na fundamentalne pytanie filozofii”. Ale nie popełnił samobójstwa i nigdy nie chciał. Zginął w wypadku samochodowym w 1960 r., mając 46 lat. W rozbitym luksusowym Facel Vega FV3, należącym do drugiej ofiary śmiertelnej wypadku, Michela Gallimarda, siostrzeńca właściciela wydawnictwa Gallimard, znaleziono rękopis autobiograficznej powieści „Ostatni człowiek”. Dokładnie 144 strony drobnego i chwilami nieczytelnego pisma.
Wydano je dopiero 34 lata później. Ich lektura pokazuje, że mogła to być potężna książka, a sam Camus znów mógł pokazać, że zarówno jako humanista, jak i artysta stoi o wiele wyżej od Sartre’a.