– Widzę, że coraz więcej kobiet wpada w pułapkę: mężczyzna, który mówi o swoich potrzebach, kojarzy im się z patriarchatem, narzucaniem woli, rozkazem, despotycznością. Traktują to jako zagrożenie dla siebie – mówi seksuolog Andrzej Gryżewski. Jak współcześni mężczyźni radzą sobie ze spiralą oczekiwań?
„Newsweek”: Przeczytałem „Sztukę obsługi penisa 2”. Wiele tam technicznych wskazówek, barwnych opowieści o viagrze, pornografii, ale tak naprawdę wieje męską samotnością.
Andrzej Gryżewski: Moim zdaniem mamy wśród polskich mężczyzn plagę samotności spowodowaną przede wszystkim normami społecznymi na temat męskości i bardzo często sprzecznymi oczekiwaniami. Facet musi być skuteczny, samodzielny, twardy, zdecydowany, radzić sobie w pracy, związku, zarabiać pieniądze, ale też pomagać w sprzątaniu, wychowywaniu dzieci, być czuły, wrażliwy, nowoczesny. Dobrze, żeby umiał otworzyć się i wyrażał swoje emocje, ale jednocześnie, żeby za bardzo nie epatował swoim smutkiem, wrażliwością, przeżywaniem żalu, złości, lęku. Na to nakłada się męska skłonność do odcinania się od swego życia wewnętrznego. Często z tej kanapy, na której pan siedzi, słyszę od pacjentów, że mają wrażenie, jakby byli postaciami z kreskówki, a są ludźmi z krwi i kości.
Świat namawia nas: bądź wrażliwy, powiedz, co przeżywasz, czego chcesz…
– Niestety, to na razie czysta teoria. Tak naprawdę patriarchalne normy i oczekiwania ciągle mają się świetnie. Mam pacjenta, chodzi do mnie dwa lata i mówi, że żona go wysłała do mnie, bo z nim w ogóle się nie dało porozmawiać o jego życiu wewnętrznym, emocjach. Ale on ma inną perspektywę: chciał porozmawiać z żoną o swojej toksycznej matce, że wierci dziurę w brzuchu, że ma tylko jednego wnuka, a ona potrzebuje trójki. Jego partnerka, zamiast wesprzeć, rzuciła: co tak się mażesz? Podnieś swoje jaja z podłogi, włóż do kieszeni i walcz z matką, a nie roztkliwiasz się nad sobą. Więc ledwo on wyszedł z tej skorupy patriarchalnej męskości, znowu jest w nią wpychany.
Tylko kobiety kastrują facetów? A gdzie nasza odpowiedzialność?
– Że ich do tego zapraszamy. Nie umiemy w związkach rozmawiać o swoich potrzebach. Mężczyźni mogliby nauczyć się je komunikować. Na przykład, jeśli mam ochotę na seks dwa razy w tygodniu, a partnerka raz na dwa tygodnie, to zróbmy coś, żeby się jakoś spotkać. Można zapytać wprost: co mogę zrobić, żebyś znalazła czas i ochotę na seks? Może dłużej zajmę się dziećmi, żebyś była mniej zmęczona, mogła wziąć kąpiel wieczorem?
Inna sprawa, że panuje duże, niebezpieczne zamieszanie, jeśli chodzi o reakcje na wyrażanie potrzeb w związku. Widzę, że coraz więcej kobiet wpada w pułapkę: mężczyzna, który mówi o swoich potrzebach, kojarzy im się z patriarchatem, narzucaniem woli, rozkazem, despotycznością. Traktują to jako zagrożenie dla siebie.
Przykład proszę.
– Wyobraźmy sobie takiego faceta, który już się podłączył pod swoje życie wewnętrzne, emocje, potrzeby. Widzi też je u innych domowników i stara się je zaspakajać. Aż któregoś razu mówi, że chciałby wyjechać z kumplami na weekend, albo chodzić na piłkę nożną nie raz w tygodniu, ale dwa, bo lubi to i przynosi mu to przyjemność. I słyszy od partnerki: „Nie. To ucieczka z naszej relacji, dlaczego nie chcesz spędzać ze mną czasu”. Partnerki zapominają, że namawiając partnerów na lepszy kontakt ze swoją wrażliwością, potrzebami, muszą się skonfrontować z tym, że czasami mogą się one okazać sprzeczne z ich wyobrażeniami.
Przychodzi do mnie pacjentka, która lubi się umawiać przez aplikacje randkowe z mężczyznami na seks. W tygodniu jest ich zazwyczaj dwóch, trzech, najczęściej w związkach. Jest świadomą swoich emocji kobietą, po terapii i komunikuje się z mężczyznami przez pryzmat potrzeb. Mówi otwarcie, czego ona oczekuje i pyta, jakie są ich potrzeby. Mężczyźni często są w szoku, że ktoś bierze je pod uwagę. Nie mają tego w związkach, brakuje tam szczerej rozmowy. Natomiast czują się bardzo oceniani ze strony partnerek.
A mężczyzna nie może wytłumaczyć, że potrzebuje tej piłki, wyjazdu?
– To wymaga od niego odwagi i umiejętności komunikowania się. Wielu mężczyzn nie umie powiedzieć wprost: „Przykro mi, że jesteś źle nastawiona do mojego wyjazdu” albo „sport mnie karmi, lepiej się czuję, a to przekłada się też na nasz związek. Rozumiem, że masz inne potrzeby, staram się je uwzględniać, ale potrzebuję realizować swoje”. Nie potrafią postawić na swoim albo często nawet nie próbują.
Dlaczego?
– Bo ojciec był egoistą, narcyzem, alkoholikiem, zasadniczo kimś, kto krzywdził matkę, rodzinę. A w tym czasie ten chłopiec solidaryzował się z pokrzywdzoną matką. Kiedy dorósł, nie chce pokazywać, że ma jakieś potrzeby, stawiać na swoim, bo to mu się źle kojarzy, z krzywdzeniem rodziny, swojej partnerki, w której widzi matkę. Nie komunikuje się z nią w tym obszarze, nie konfrontuje się. W związku z tym czuje ogromną frustrację, złość, ma żal do niej, ale boi się to wyrazić. Wybiera samotność, czyli ucieczkę i znieczulenie się.
Czyli?
– Kiedyś mężczyźni stosowali w takich sytuacjach alkohol, najpopularniejszy znieczulacz od wieków. Tyle że to substancja, która szybko daje objawy i naraża na kolejne nieprzyjemności. Dzisiejszy mężczyzna bardzo często wybiera więc pornografię, która jest dużo bardziej dyskretna: czy oglądasz kwadrans, 30 minut czy trzy godziny, nie zataczasz się, nie bełkoczesz, nie śmierdzi od ciebie. Pornografia staje się bastionem wolności dla wielu bierno-agresywnych mężczyzn, którzy nie potrafią rozmawiać, konfrontować się ze swoimi partnerkami.
Pornografia i alkohol działa na mózg tak samo?
– Pornografia nawet lepiej odcina nas od emocji, znieczula idealnie.
Jakie są koszty?
– Nie ma się ochoty na seks z partnerką, coraz bardziej odłącza się od swojego życia wewnętrznego. Taki mężczyzna nie dba o jakość związku, tylko czeka na kolejny seans z filmem, zdjęciem, dziewczyną przed kamerką. Czuje się jeszcze bardziej samotny.
A co jak kobieta to odkryje?
– Często grozi jak dziecku: zakładam ci program, który blokuje pornografię i koniec z tymi zabawami. On wtedy kupuje sobie drugiego smartfona i tam na karcie pre-paid dalej ogląda: w łazience, samochodzie, w pracy. Kiedy siedem lat temu wydawałem pierwszą część „Sztuki obsługi penisa” bardzo rzadko słyszałem, żeby ktoś się masturbował w pracy, a teraz to nagminne. Wielu mężczyzn czuje się tam bezpieczniej niż w domu. Znajdują jakąś toaletę na uboczu, zamykają się na kilkanaście minut z telefonem i zapewniają sobie dopaminowy strzał. A potem kobiety w samochodach czy teczkach partnerów znajdują nieznane sobie aparaty telefoniczne, myślą, że służą one do kontaktu z kochanką. Zaczynają szukać SMS-ów, zdjęć, pikantnych rozmów. Nic z tego tam nie ma, bo one są chowane w zupełnie innym celu.
Co dalej?
– Im dłużej mężczyzna ogląda pornografię, tym potrzebuje silniejszych bodźców, czyli dłuższych seansów, żeby na podobnym poziomie odłączenia, nie czuć frustracji, złości. Wielu wręcz potrzebuje wspomagacza, żeby seanse masturbacji trwały coraz dłużej.
Jest dobra i szkodliwa masturbacja?
– Jeżeli osoba urządzająca takie masturbacyjne maratony jest w związku, to ich konsekwencją jest unikanie seksu z partnerem. Dlaczego? Bo im więcej orgazmów osiągamy w określonych okolicznościach, tym bardziej programujemy się na ich powtarzanie. Efekt jest taki, że pomimo że tworzymy z kimś związek, rodzinę, to mamy seks w samotności, z towarzystwem pornografii, często substancji chemicznych, co utrudnia bycie z drugą osobą.
Chcę powiedzieć jasno: w masturbacji nie ma nic złego, problem tkwi w jej rytualizowaniu. Wtedy seks przestaje mieć funkcję więziotwórczą, nie zbliża nas do kogoś, wręcz odwrotnie.
Zresztą powszechny dostęp do sildenafilu, czyli popularnej viagry i innych jej zamienników, powoduje, że wielu mężczyzn idzie na skróty. Zrobiłem kiedyś wywiad w mojej lokalnej aptece na warszawskim Żoliborzu, dość dobrej dzielnicy. Wyszło, że najwięcej preparatów na potencję schodzi w piątek przed weekendem. Zapasy robią mężczyźni zwykle dosyć wysportowani, atrakcyjni, którzy nie powinni mieć problemów z erekcją.
Dlaczego to robią?
– Oni też są samotni, sami z własnymi lękami, że są niewystarczająco wydolni. Pod wpływem oglądania filmów pornograficznych tracą wiarę w swoje możliwości seksualne. A jednocześnie nie potrafią o swoich lękach porozmawiać z partnerką, stają się więźniami swoich wyobrażeń o czasie trwania stosunku, obaw przed odrzuceniem, nieatrakcyjnością. Powiedzmy jasno: dzisiaj viagrę i takie lekarstwa stosują mężczyźni, którzy kompletnie nie mają kłopotów ze wzwodem. Za to polski mężczyzna cierpi na penisocentryzm.
Na co?
– Mam armię pacjentów, którzy uznają swój wzwód za niedoskonały. Zwykle podczas stosunku penis jest sztywny na 60-90 proc., dopiero tuż przed wytryskiem, staje się twardy na 100 proc., żeby jak najdalej rzucił nasieniem, co zwiększy szansę zapłodnienia. Ale coraz więcej facetów ma gigantyczną potrzebę potężnego wzwodu, żeby był widoczny z kosmosu.
Co to ma wspólnego z samotnością?
– Oni nie robią tego dla partnerki, lepszego seksu, co przełożyłoby na związek. Oni to robią tylko dla siebie, swojego ego. Pornografia i media społecznościowe pchają nas w stronę narcyzmu, sukcesów. I przez ten pryzmat patrzymy też na swoją seksualność. Jak widzimy nieco miękkiego penisa po jednym orgazmie, to stwierdzamy: coś ze mną jest nie tak, nie jestem sprawnym kochankiem. Niebieska tabletka daje im poczucie, że mają moc, spełniają normy sztywności i wydolności.
Do tej pory rozmawialiśmy o samotności w związku. A co z naprawdę samotnymi?
– Widzę w swojej terapii coraz więcej samotnych mężczyzn, którzy nie potrzebują albo nie umieją, znaleźć drugiej połowy. Dla jednych to chłodna kalkulacja: jakbym chciał mieć seks, to musiałbym pójść na randkę do kina, teatru, rozmawiać, uwodzić, flirtować i seks miałbym w najlepszym razie po kilku godzinach. A jak sobie włączę pornografię, to w ciągu pięciu minut mam gwarantowany orgazm. I to dokładnie tak, jak lubię. Z jednej strony to prawda, korzyści krótkofalowe są wysokie, ale długofalowe straty — ogromne, bo często jak mężczyzna wkręci się w wir dopaminowy, to funduje sobie samotność, z której bardzo ciężko wyjść.
Dlaczego?
– Pornografię i zapewniającą ją dopaminę porównałbym do taniego fast foodu, który mamy na parterze biurowca, w którym pracujemy. Dostajemy tam za niewielką opłatę frytki i burgera z colą. Facet po kilku minutach ma uczucie sytości. Czy potem chce mu się robić zakupy i gotować, nawet coś smacznego w domu?
Łatwość dostępu do seksu jest destrukcyjna. Problem z naszymi relacjami z innymi ludźmi jest taki, że my na bieżąco musimy je podtrzymywać, nie rezygnować z tych small talków, uśmiechów, patrzenia w oczy, zagadywania. Jeśli tego nie praktykujemy, pojawia się lęk, niepewność, spada poczucie własnej pewności, umiejętności budowania relacji. Niestety to umiejętność, którą cały czas musimy podgrzewać, grillować. A pornografią ją zabija. Miałem pacjenta, samotnego mężczyznę, który do tego stopnia uzależnił się do oglądania erotyki na żywo, na kamerkach, że coraz rzadziej w ogóle znajdował czas, żeby opiekować się swoją ciężko chorą matkę. Poza tym pornografia i kamerki są bezpiecznym światem. Płacisz i wymagasz, tyle że to taka poczekalnia dusz. Widzę coraz więcej uzależnionych od dopaminy, samotnych mężczyzn. Ona nie pozwala im budować związków, mieć seksu realnie, rozwijać się. Ich życie przypomina siedzenie na remontowanym dworcu w poczekalni, tylko że żaden pociąg tam nie przyjedzie.
Andrzej Gryżewski — psycholog, seksuolog, psychoterapeuta. Współautor książek „Macho. Instrukcja obsługi”, „Sztuka obsługi waginy”, „Niekochalni. Lęk przed bliskością”. Właśnie ukazała się „Sztuka obsługi penisa 2. Nowe wyzwania”. Założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii „Arte Vita””. Współautor podkastu „Dialogi waginy i penisa”, który dwukrotnie był nominowany do Podcastu Roku w 2022 i 2023 r.