Ciągle zadaję sobie pytanie, czy tylko my widzimy, że oni skatowali i zamordowali nasze dziecko? — mówią rodzice Michała, który zmarł po policyjnej interwencji.
Z pogrzebu syna Maciej Sylwestruk pamięta niewiele. Tyle że strasznie krzyczał. Wściekał się na policjantów, domagał się prawdy o śmierci 27-letniego Michała, pytał, jak ma teraz bez niego żyć.
To było pod koniec maja, od tamtej pory codziennie jeździ na cmentarz. Przynosi kwiaty, zapala znicze. – Chodzę do syna i do mojego ojca, który zmarł trzy miesiące po Michale. Tu postoję 20 minut, tam kolejne 20. Jak raz nie pojechałem, to później przez cały dzień nic mi nie wychodziło – mówi.
Na początku spotykał często byłą żonę, stali razem nad grobem syna. Teraz się mijają, bo ona chodzi na cmentarz po południu, kiedy skończy pracę. – W styczniu obchodziliśmy na cmentarzu urodziny naszego jedynego dziecka – mówi Magdalena Sylwestruk i zaczyna płakać.
Skąd ta krew
Tamtego majowego wieczoru nigdy nie zapomną. Oboje odebrali telefon od byłej dziewczyny Michała. Mówiła, że zdemolował mieszkanie, powyrzucał sprzęty przez okno, a teraz jest w szpitalu, w ciężkim stanie.
– Pojechałam na SOR. Nikt mi nie udzielił informacji, że syn został pobity. Pani doktor powiedziała tylko, że zażył taką ilość narkotyków, że jego organy wewnętrzne się rozpadają. Siedziałam tam całą noc, myśląc, że Michał przedawkował. Nie przyszło mi do głowy, by oglądać jego ciało, bo był podłączony do aparatury i dializowany. Na twarzy miał zszytą już ranę, ale poza tym nie było widać żadnych zasinień – mówi matka.
W tym samym czasie ojciec razem z obecną żoną pojechał do mieszkania Michała w Inowrocławiu. Potworny bałagan, zniszczone sprzęty, powyrywane listwy podłogowe. Kiedy zaczęli dopytywać, policjanci powiedzieli, że Michał zachowywał się agresywnie, próbował w nich rzucać lodówką, musieli go obezwładnić.
Magdalena Sylwestruk przyjechała do mieszkania później. – Byłam przerażona. Nie mogłam zrozumieć, skąd ta krew. Była wszędzie, nawet na drzwiach i ścianach – wspomina. Podpisała papiery i podziękowała policjantom za to, że reanimowali jej syna.
Ojciec też im za to podziękował i pojechał do szpitala. – Trzymałem Michała za rękę i pytałem: synek, co ty żeś odwalił? A jemu łzy z oczu leciały, jakby chciał mi powiedzieć, że to nie on. Kilka razy się zatrzymywał, pielęgniarki podawały mu adrenalinę, a w końcu jedna z nich powiedziała, że maszyny nie dają rady, nerki są zmielone. Przyjechała moja była żona, więc wróciłem do domu. Ledwie coś zjadłem i położyłem się, a ona dzwoni i mówi: przyjeżdżaj szybko, bo Michał umiera – opowiada. Znowu krzyczał, aż go lekarz ofuknął, powiedział, że nie jest sam.
Matka zapytała lekarza, czy dostanie wypis ze szpitala albo akt zgonu. – Odpowiedział mi opryskliwie: „Jaki wypis? Tutaj to już wszystkim się zajmie prokurator”. Były mąż został wezwany do prokuratury i tam zaczął się dowiadywać, co się faktycznie wydarzyło – mówi Magdalena Sylwestruk.
Rodzice poszukują sprawiedliwości ws. śmierci syna
Foto: arch. prywatne / Newsweek
Przycisnęliśmy go
Wydarzenia z 22 maja ubiegłego roku można precyzyjnie odtworzyć, bo zostały nagrane przez kamery, które policjanci mają na sobie. Starszy sierżant Przemysław D. i posterunkowy Radosław P. dostali wezwanie do mieszkania przy ulicy Błażka w Inowrocławiu: z balkonu na pierwszym piętrze lecą na trawnik domowe sprzęty.
Patrol przyjechał o 19.35, drzwi do mieszkania były otwarte. W środku Michał, zamroczony, ale spokojny, odpowiadał na pytania. Położył się na wyrwanych z framugi drzwiach i nie protestował, gdy jeden z policjantów skuł mu ręce za plecami. Kiedy funkcjonariusz zapytał, czy brał jakieś środki, wstał i oparł się o lodówkę, która przesunęła się pod jego ciężarem. Potem dał się zaprowadzić do drugiego pokoju i położyć na podłodze. I nagle zaczął przeklinać i wyrywać się policjantom. Tu obraz zaczyna się ruszać, słychać tylko charakterystyczny odgłos wystrzału z policyjnego tasera i wrzaski Michała. Potem kamerki pokazują, że 27-latek ma twarz zalaną krwią, krzyczy z bólu. Dokładniej ten moment widać na nagraniu z kamerek przyczepionych do taserów: policjanci używają ich kilkakrotnie, by razić wyrywającego się mężczyznę.
– Będziesz spokojny czy nie, kur**? – wrzeszczy policjant. – Będziesz pajacował czy mam cię odciąć od tlenu? – grozi. Michał nie odpowiada, ciężko dyszy.
– Dobra, bo się zaraz w tej juszce utopi. Przestawić go trzeba – mówi drugi funkcjonariusz. Michał leży twarzą do ziemi i charczy. Policjant odbiera telefon od naczelnika i informuje go: „Obezwładniamy debila na mieszkaniu. Wezwałem wsparcie, jest tu trochę krwi”.
Wzywają też karetkę. Kiedy przyjeżdża drugi patrol, policjanci przewracają Michała na bok i sprawdzają tętno. Nie ma. Dopiero wtedy go rozkuwają i zaczynają reanimację.
– Zaczął wariować, stąd ta krew. Przycisnęliśmy go. Od samego wejścia był pobudzony. Prowadzimy go do pokoju, a on lodówkę próbował obalić – tłumaczą policjanci ratownikom, którzy zjawiają się kilka minut później i przejmują akcję ratunkową. Bez skutku, tętno nie wraca. W końcu wszyscy razem wynoszą Michała z mieszkania. Klatka schodowa jest wąska, nosze ledwie się mieszczą. Od początku interwencji mija ponad 50 minut.
Nagranie się jednak nie kończy: w mieszkaniu pojawia się kolega Michała, który wcześniej z nim pił, ale wyszedł, kiedy zaczęła się demolka. Tłumaczy policjantom, że Michał wkurzył się na byłą dziewczynę i zaczął szaleć. Chwilę później zjawia się ona sama: blondynka w białych spodniach dresowych i różowym topie. W końcu przyjeżdża technik kryminalistyki, za nim kolejni funkcjonariusze. Metr po metrze przeszukują zrujnowane mieszkanie, ręka w rękę z policjantami wezwanymi na interwencję, którzy raz po raz powtarzają, że Michał był agresywny, musieli go obezwładnić.
W prawie trzygodzinnym filmie jest wstrząsająca scena: ze szpitala przyjeżdża matka i płacząc, mówi, że Michał jest nieprzytomny, zaintubowany, lekarka nie obiecuje, że z tego wyjdzie. – Skąd ta krew? Nie wierzę, że on sam to sobie zrobił – krzyczy. Przecież rozmawiała z synem kilka godzin wcześniej, wszystko było normalnie. A teraz jest gorzej niż źle – szlocha.
A potem siedzą wszyscy razem: matka, ojciec i macocha, a także policjanci, którzy przyjechali na interwencję. Rozmawiają o tym, że głupi dzieciak za dużo narkotyków wziął. Wzdychają ciężko i wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.
Ostatni wydech
– Jak oni się znęcali nad Michałem, to w ogóle nie sprawdzali mu funkcji życiowych. Dusili go i jeszcze paralizatorem walili po plecach. Jeden mu na udach siedział i dzwonił do dyżurnego, że koleś im się zrywa. Potrzebują wsparcia. Jak go w końcu obrócili na plecy, to już był cały siny. Oczy otwarte, wszędzie krew. Kiedy oglądałem pierwszy raz ten film, to funkcjonariusz Biura Spraw Wewnętrznych Policji mówi: tu jest ostatni wydech pana syna – mówi Maciej Sylwestruk.
Razem z żoną urządzili w swoim domu pod Inowrocławiem ołtarzyk dla Michała. Na ścianach salonu wiszą jego duże zdjęcia: z osiemnastki, z wycieczki w góry, z ojcem, przyrodnim bratem i kolegami. Za stołem wisi puszka, którą oddali im policjanci. Był w niej gram marihuany i kilkaset złotych.
– Już osiem miesięcy nie ma Michała. Moja firma nie działa. Kupuję samochody na złom, rozbieram je, żeby zająć sobie głowę. Po tym wszystkim człowiek już nie funkcjonuje, to jest wegetacja. Jak przychodzi wieczór, staram się zmęczyć, żeby tylko się wykąpać i położyć spać – mówi ojciec.
– Mąż zawsze był wesoły, a teraz się zmienił, odsunął. Jest w nim mnóstwo żalu, smutku i tęsknoty za Michałem. Bez niego w domu jest ogromna pustka – mówi żona. Też ma na imię Magdalena, więc żeby nie mylono jej z pierwszą żoną, mówi o sobie „macoszka”. – Michał też mnie tak nazywał. To był wspaniały dzieciak, wesoły, skory do zabawy – wzdycha.
Pokazuje filmiki: postawny, modnie ubrany młody mężczyzna z brodą wystylizowaną u barbera. – Dbał o siebie, był wysportowany, boksował i podnosił ciężary. No i lubił dobrze zjeść, żadnych tłustych rzeczy. A że czasem wypił? Cały tydzień pracował jako kierowca, to w weekend mógł – mówi macocha.
– Czy brał wcześniej narkotyki? Wydaje mi się, że nie, bo on bardzo poważnie podchodził do treningów i do pracy. Nigdy nie miał problemów z policją, co najwyżej dostał mandat za przekroczenie prędkości. Nie zasłużył na taką śmierć – dodaje ojciec.
Bez końca oglądają te filmy z kamerek nasobnych policjantów i wciąż szukają odpowiedzi, co tak naprawdę się stało w mieszkaniu ich syna. Chcieliby wiedzieć, dlaczego do tej pory nie została przesłuchana była partnerka Michała. Kilka tygodni wcześniej się wyprowadziła i nagle w dniu tragedii zjawiła się w jego mieszkaniu. Po co? Równie nagle znalazły się klucze, które Michał zgubił dwa tygodnie przed śmiercią: leżały na dnie toalety. Skąd się tam wzięły?
O ustalenia śledztwa pytam rzeczniczkę Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. Nie odpowiada.
Syn umiera
Mama Michała ogląda film z interwencji po kawałku. – Płaczę, zatykam uszy, wyłączam, wychodzę z pokoju, potem wracam i znowu włączam. Nie mogę usiąść i do końca zobaczyć, jak mój syn umiera – tłumaczy Magdalena Sylwestruk.
W niedzielę, trzy dni przed tragedią, byli razem na ostatnim obiedzie. Michał powiedział, żeby dała mu czas do środy, opowie jej, dlaczego rozstał się z Nikolą. – Ale nie zdążył, bo umarł w tę środę – płacze.
W grudniu, kiedy sąd miał zdecydować, czy wypuścić policjantów z aresztu, była przerażona. Nie wie, co by zrobiła, gdyby spotkała ich na ulicy. – Staliśmy twarzą w twarz tylko raz, gdy poszłam do mieszkania Michała, a oni z zimną krwią kłamali, że mój syn był agresywny. Później z nagrań wyszło co innego – mówi matka.
Od policji i prokuratury nie dostała żadnych informacji. Wszystkiego dowiedziała się od ojca Michała, który zdobył nagrania i dostęp do akt. Jest mu wdzięczna, że wziął sprawy w swoje ręce. Może trochę impulsywnie działa, ale to dzięki niemu zmieniono policjantom zarzuty. Początkowo prokuratura oskarżyła ich o pobicie ze skutkiem śmiertelnym, ale później złagodziła zarzut na nieumyślne spowodowanie śmierci. I dopiero kiedy media pokazały nagrania, Sąd Rejonowy w Inowrocławiu przekazał sprawę do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, bo zapoznając się z materiałem dowodowym, uznał, że policjanci powinni jednak odpowiadać za pobicie ze skutkiem śmiertelnym.
Grozi im do 15 lat pozbawienia wolności. Wciąż nie przyznają się do winy. W aktach śledztwa jest list, który Przemysław D. wysłał do proboszcza jednej z parafii. Skarży się, że został strasznie oczerniony w programie telewizyjnym, potem postawiono mu absurdalne zarzuty. A przecież on w żaden sposób nie przyczynił się do śmierci tego młodego mężczyzny. Wręcz przeciwnie, bał się o swoje życie.
– A teraz proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby nie było tych kamer. Pozamiatane. Powiedzieliby, że syn zażył jakieś środki, był po alkoholu i nie mogli sobie z nim dać rady. Ja ciągle zadaję sobie pytanie, czy tylko my, rodzice, widzimy, że oni skatowali i zamordowali nasze dziecko? – matka znowu płacze.
Stali i patrzyli
– Oglądałam ten film i jestem zdruzgotana. Cała interwencja jest nagrana, a ci funkcjonariusze nie tylko idą w zaparte, ale też kłamią, składają fałszywe oświadczenia. Jaki jest profil mentalny, etyczny i moralny ludzi, których przyjmuje się dzisiaj do służby, skoro nie eliminuje się właśnie takich? Szkolenia na papierze wyglądają dobrze, ale przecież widać, że ci dwaj są niedoszkoleni, a brak umiejętności zastępują agresją – mówi prof. Ewa Gruza, prawniczka i specjalistka w dziedzinie kryminalistyki.
– To jest wyrwa w systemie naboru, szkolenia i przekazywania praktycznej wiedzy w służbie. Politycy dokonali czystek w strukturach służb, na każdym poziomie. Brak ciągłości pokoleniowej, bezprecedensowo szybkie awanse, bo polityka bierze górę. To zawsze kończy się tragedią – dodaje Wojciech Majer, były szef Biura Operacji Antyterrorystycznych Komendy Głównej Policji. Uważa, że w służbach coraz więcej jest osób o radykalnych poglądach. – Policjanci zachowują się bez szacunku dla innych ludzi, ich uczuć i przekonań. Nie przestrzegają jakichkolwiek procedur, a jak coś się zawali, ich przełożeni tuszują sprawy – mówi Majer.
Prof. Gruza zwraca uwagę, że funkcjonariusze z Inowrocławia powinni byli wiedzieć, iż zgodnie z przepisami nie wolno im użyć paralizatora, kiedy człowiek jest skuty kajdankami. – Zrobili to z premedytacją, użyli tasera, i to kilkukrotnie, co też jest niedopuszczalne. Ten młody człowiek był spokojny, a oni zastosowali kolankowanie i chwyt duszący. Powinni się byli zorientować, że człowiek, który charczy, nie może złapać powietrza, to jest człowiek, który umiera. I nie rozpoczęli resuscytacji, choć widzieli, że sinieje. Stali i patrzyli – mówi.
Na szczęście – dodaje – mieli włączone kamery i nie udawali później, że się w nich baterie wyczerpały. – Więc sami na siebie zebrali materiał. Natomiast ich zachowanie, poziom wiedzy, wyszkolenie i brak reakcji na sytuację kryzysową, w której się znalazł ten młody człowiek, wyczerpują znamiona zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Oni się godzili na to, co się zdarzy – mówi prof. Ewa Gruza.
Rzeczniczka prasowa komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy nie może odpowiedzieć na pytania, jakie szkolenia przeszli obaj oskarżeni funkcjonariusze. I czy to prawda, że z oceny psychologicznej jednego z nich wynikało, że jest pozbawiony empatii?
– To dane z akt osób, które nie są obecnie funkcjonariuszami publicznymi – tłumaczy młodsza inspektor Monika Chlebicz. Przypomina, że obaj zostali zaraz po tragedii zwolnieni z policji. Odwołano też zastępcę komendanta powiatowego w Inowrocławiu, który nadzorował pracę policjantów, a dyżurny komendy dostał karę dyscyplinarną za niewłaściwy obieg informacji o tragicznej w skutkach interwencji.
Bez odpowiedzi
– Budzę się codziennie i wiem, że muszę walczyć. Nie wrócimy synowi życia, ale możemy mu zapewnić sprawiedliwość – mówi Maciej Sylwestruk.
Od początku razem z żoną robią wszystko, by nagłośnić sprawę. Zawiadomili telewizję, poszukali znajomości w gazetach, zaprosili nawet Zbigniewa Stonogę do Inowrocławia na marsz zorganizowany przez kolegów Michała. Pojechali do ministra sprawiedliwości, ale ich nie wpuszczono. Z kwitkiem odeszli też z biura prokuratora krajowego. Kiedy ostatnio byli w Sejmie, ojciec wszedł bez zaproszenia na posiedzenie komisji sprawiedliwości i praw człowieka, bo oglądał transmisję z obrad i wkurzyło go to, że policjantka mówiła o „przypadku z Inowrocławia”. – Mój syn ma imię i nazwisko – zdążył powiedzieć, zanim został wyprowadzony przez straż marszałkowską. Zaczepił na korytarzu Romana Giertycha, opowiedział mu historię Michała i wysłał film. Od posła KO usłyszał zapewnienie, że pójdzie z tym do ministra Bodnara.
– Dowiedzieliśmy się o tej sprawie z mediów, jeszcze zanim ujawniono filmy z kamer nasobnych policjantów. W połowie czerwca wysłaliśmy pismo do prokuratora okręgowego w Bydgoszczy i do tamtejszego komendanta wojewódzkiego policji z prośbą o odniesienie się do sprawy. Nie dostaliśmy odpowiedzi – mówi Zuzanna Ganczewska, prawniczka w Programie Interwencji Prawnej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Miesiąc później fundacja wysłała do szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka pismo, w którym zwracała uwagę na systemowe problemy związane z brutalnością policji. Tylko w ostatnich pięciu latach (2018-2023), jak podaje RPO, w czasie interwencji albo na posterunku zginęło 111 osób, w tym m.in. Igor Stachowiak, Adam Czerniejewski, Rafał Lorek i Dmytro Nikiforenko. Marcin Kierwiński, poprzednik Siemoniaka, zapowiadał, że zostanie przeprowadzona analiza śmiertelnych przypadków. Czy do niej doszło, nie wiadomo. MSWiA nie zareagowało na list fundacji.
– Zwracaliśmy też uwagę, że dużym problemem są interwencje podejmowane wobec osób pod wpływem alkoholu, narkotyków oraz w kryzysie zdrowia psychicznego. Stanowią one grupę wymagającą szczególnego traktowania i są bardziej narażone w razie użycia środków przymusu bezpośredniego. Na miejsce zdarzenia należałoby więc razem z policją od razu wysyłać zespół ratownictwa medycznego, bo ma inne możliwości oceny sytuacji i reagowania na zachowanie takich osób – tłumaczy Ganczewska.
– Myślę, że mój syn patrzy na nas i też nie ma spokoju. Dlatego musimy walczyć o dożywocie dla tych dwóch policjantów. Oni na to zasługują, bo zamordowali naszego Michała – mówi matka.
– Znęcali się nad nim ze szczególnym okrucieństwem – cytuje akta ojciec, stojąc nad grobem syna. Zapala znicz, przyklęka, chwilę się modli. A potem mówi: tak teraz wygląda każdy mój dzień.
