PiS lubi zarzucać innym „kolonialną” czy „służalczą” naturę, ale, jak dziś widać, samo ma naturę kolonialną: działa na tę partię kuszenie perkalem i paciorkami. Byle ci, którzy kuszą byli PiS-owi bliscy ideologicznie. Wystarczyło bowiem, że sekretarz obrony USA Pete Hegseth pochwalił Polskę i nazwał ją modelowym sojusznikiem, a wniosek jest już wyciągany jeden: Amerykanie nam na pewno, jakby co, pomogą.
A poza tym nie liczy się nic. Żadne inne argumenty. Wystarczy, że pogłaskano nas po głowach.
Powtarzanie przez Trumpa, że to Ukraina zaczęła wojnę przeciw Rosji, sam fakt, że w ogóle podatny jest na tę oklepaną już w gruncie rzeczy do cna rosyjską narrację, świadczy o tym, że jest chimeryczny i nieprzewidywalny.
Ba, nie ma znaczenia dla PiS nawet to, że trumpowcy wyciągają właśnie Putina z izolacji, choć przecież, co by nie mówić, rosyjska gospodarka po latach wojny i sankcji naprawdę, wbrew propagandzie, nie jest w dobrym stanie. I wcale nie muszą tego robić. Wystarczyłoby go jeszcze docisnąć. Dla PiS to nie ma znaczenia.
Nie ma znaczenia nawet to, że ludzie Trumpa wzmacniają w Niemczech AfD, a więc nie tylko ponownie stawiają Polskę pomiędzy agresywną Rosją a prorosyjskimi (i znów asertywnymi) Niemcami, ale też odcinają nas od ewentualnego zaplecza potrzebnego w czasie wojny (bo trudno liczyć na to, że AfD pomoże reszcie NATO przy konflikcie z Rosją). Nie ma to dla PiS znaczenia. Grunt, że są perkal i paciorki.
Biden się bał. Donald Trump po prostu nie chce
Odchodzący prezydent Joe Biden radził Polakom, żeby byli silni:
– Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby dać wam wszystko, czego potrzebujecie do obrony i powstrzymania Putina – mówił. I jestem pełen nadziei, że przekazaliśmy nowej administracji wszelkie materiały, informacje i niezbędne zasoby. Modlę się do Boga, żeby zrobili, co trzeba.
Owszem, można zarzucać Bidenowi, że dostarczał Ukrainie tylko tyle broni, żeby mogła grać, ale nie wygrać. Polska w 1920 roku doprowadziła do sytuacji, w której Rosja Radziecka po prostu nie była w stanie prowadzić dalej działań bojowych i tego mniej więcej można się było spodziewać po amerykańskiej pomocy. Nie dostarczył jej Biden, bo się bał. Nie dostarczy jej Trump, bo nie chce. Modlitwy Bidena niewiele dały.
Wygląda na tym, że ład, który się wyłoni z tej burzy będzie ładem asertywnych, niezależnych graczy. I ładem praw silniejszego.
A my znów będziemy między Niemcami a Rosją.