Wydawało się, że podczas turnieju w stolicy Kataru, nie ma mocnej na Igę Świątek. Polka w Dosze kontynuowała świetną serię, wygrywając 15 meczów z rzędu. Co więcej, podczas tegorocznego turnieju wiceliderka rankingu WTA zdołała odprawić Lindę Noskovą – wyjątkowo niewygodną przeciwniczkę – oraz Jelenę Rybakinę. Dokładając do tego błyskawiczne odpadnięcie Aryny Sabalenki, turniejowej „jedynki”, scenariusz dotyczący kolejnego trofeum w Katarze dla Polki – stawał się coraz bardziej realny.
Wyraźna porażka Igi Świątek. Polce puściły nerwy w półfinale
Świątek trafiła jednak na Jelenę Ostapenko. W świecie tenisa wielokrotnie zdarzały się historie, w których dani zawodnicy czy dane zawodniczki, nie mieli sposobu na kogoś szczególnego po drugiej stronie siatki. O takim przypadku można już mówić w kontekście Świątek. Po półfinałowej porażce w Dosze, bilans meczów Ostapenko – Świątek, brzmi bardzo smutno dla drugiej z wymienionych. Polka nie zdołała bowiem wygrać żadnego meczu. W piątym starciu skoczyło się na 3:6, 1:6 w godzinę i jedenaście minut.
Nie można jednak odmówić Polce woli walki. Wydaje się, że Świątek miała swój moment, który mógł być kluczowy w kontekście całego spotkania. Choć Ostapenko ma wyraźny patent na polską zawodniczkę, to przy stanie 2:3 i gemie serwisowym Łotyszki, Polka miała okazję na przełamanie serwisu i wyrównanie na 3:3. Gdyby udało się tego dokonać, biorąc pod uwagę falstart w postaci 0:2 i przełamania na korzyść Ostapenko, niewykluczone, że scenariusz spotkania mógłby się ułożyć nieco inaczej. Choć fakt faktem, to jedynie wróżenie z fusów, spoglądając na dalsze wydarzenia na korcie.
Drugi taki moment to już stan 0:3 w secie numer 2. Polka miała ponowny break point, w trzecim gemie. Łotyszka jednak nie zmieniła zwycięskiego kursu. Zamiast 1:2, zrobiło się 0:3, a dodatkowo Polka wyładowała frustrację, ciskając rakietą w kort. Ostapenko widząc ten obrazek, dobrze wiedziała, że Polka jest już niemal nad przepaścią, w którą po chwili wpadła, przegrywając do zera swojego gema (0:4).
Niepokojące jest już nawet nie tyle to, co stało się w gemie czwartym (wspomniane 0:4), czy ciśnięcie rakietą i upust emocji. Bo jasne jest, że bilans meczów z Ostapenko oraz stracone szanse na odwrócenie wyniku, musiały być w głowie Polki. Szkoda jednak, że po chwili zrobiło się 1:4 – przełamanie serwisu Łotyszki – ale Świątek nie zdołała poprawić tego rezultatu, utrzymaniem własnego gema serwisowego. Łatwiej napisać niż zrobić, to oczywiste, ale polska zawodniczka swoją mową ciała dawała sygnały, jakby nie było już w niej nadziei na powodzenie w piątkowym półfinale.
Bez wątpienia to lekcja, z której sztab szkoleniowy Świątek, na czele z Wimem Fissette, szefem od strony sportowej oraz Darią Abramowicz – odpowiedzialną za sferę mentalną – będzie miał sporo wniosków do wyciągnięcia. Ostapenko wygrała bowiem tenisową bronią, którą wygrywała również w poprzednich meczach z Polką. Przede wszystkim pewność siebie, budowana w oparciu o własne skuteczne akcje oraz… coraz bardziej sfrustrowaną przeciwniczkę.
Porażka w przypadku tenisa jest bowiem wpisana w codzienność. Sposób, w jaki Świątek nie poradziła sobie z uśmiechniętą od ucha do ucha Ostapenko, to jednak wyraźny sygnał ostrzegawczy.