Nowym szefem delegacji PiS w Parlamencie Europejskim został chamek w futrze z jenota. Do Brukseli wybierają się także łajdacki bulterier, „Brudna Pała” oraz posłanka ze sterczącym palcem.
Wrócił. Nie udało się Jackowi Kurskiemu podbić Waszyngtonu i zaprowadzić nad Potomakiem swoich porządków — ale tylko dlatego, że potomek dziadka z Wehrmachtu mu to uniemożliwił, odwołując przedwcześnie z posady dyrektorskiej w Banku Światowym.
A więc wrócił „Kura” do Warszawy i nad Wisłę, by znów robić to, co potrafi najlepiej — jątrzyć, szczuć i opluwać, wszystko pod hasłami patriotycznego obowiązku. Uważa się za bulteriera Kaczyńskich, choć Lech wolał go zwać łajdakiem, którego lepiej mieć po swej stronie.
Nawiedza Kurski Jarosława Kaczyńskiego, wydzwania do niego, pisze analizy przyczyn wyborczej klęski, które zdejmują odpowiedzialność z prezesa, przenosząc ją na niepojmujących jego geniuszu partyjnych kmiotów. Tak jest choćby w kwestii „lex Tusk” – ustawy, którą Kaczyński chciał zablokować powrót lidera Platformy do władzy, nakładając na niego zakaz zajmowania stanowisk publicznych. To ta ustawa wyprowadziła setki tysięcy ludzi na ulice Warszawy i wlała energię w kampanię Platformy. Pisze Kurski: „Prawo i Sprawiedliwość nie zrobiło przed tymi wyborami jakiegoś katastrofalnego błędu. Wyjątkiem może być komisja ds. badania wpływów rosyjskich, odbierana jako lex Tusk, zasuflowany przez M. Morawieckiego pomysł z gatunku pure nonsensu. Ożywił on politycznego zombie Tuska, wówczas rekordzisty w rankingu nieufności społecznej oraz symbolu bezradności i klęski w roli lidera opozycji”.
Kurski wychwala siebie i swych ludzi, a pluje na następców, których obsadził w TVP Kaczyński po jego odwołaniu: „TVP Kurskiego i Olechowskiego, robiąc newsy z polotem i rozmachem — skutecznie docierała do Polaków z prawdą o Polsce i przeciwnikach Dobrej Zmiany. TVP Matyszkowicza i Pereiry — smutnym, zanurzonym w przeszłości i topornym przekazem, na ogół bez pomysłu — szkodziła PiS i TVP. To jest miara różnicy, wynikająca z różnych poziomów profesjonalizmu tych duetów i ich kwalifikacji dziennikarskich.”
Wrócił „Kura” nad Wisłę, by znów robić to, co potrafi najlepiej. Ale jątrzy, szczuje i opluwa nie tylko w poczuciu patriotycznego obowiązku. Myśli nade wszystko o własnym interesie
„Kura” jątrzy, szczuje i opluwa nie tylko w poczuciu patriotycznego obowiązku. Patriota ów myśli nade wszystko o własnym interesie — chce się wcisnąć na listy PiS w eurowyborach. Razem z żoną wydoili z TVP dobre 6 mln zł. Luksus uzależnia — żona Kurskiego zdążyła się przyzwyczaić, że szofer z TVP przywozi jej czekoladki po 100 zł za kilo. Tymczasem dziś Kurskim zagląda w oczy bezrobocie. Stąd to parcie na europarlament, bo w Unii Kurski mógłby się odkuć. Gdy był europosłem w latach 2009-2014, stał się legendą w wykuwaniu metod „dymania” unijnego podatnika na kasie.
Jeszcze kilka tygodni temu wyglądało na to, że nie ma szans. Ale sytuacja się powoli zmienia. Przede wszystkim — Kaczyński wyniósł chamstwo do poziomu oficjalnej doktryny PiS w europarlamencie. Awansował bowiem na szefa delegacji PiS Dominika Tarczyńskiego, politycznego neandertalczyka, którego jedyna miłość — poza sobą samym i swoimi pieniędzmi — to polityczna rąbanka. Wśród osiągnięć Tarczyńskiego można wymienić zaczepianie Adama Michnika w pociągu, pozowanie do zdjęć w futrze z jenota oraz pławienie się w jacuzzi w drogim hotelu z widokiem na Pałac Kultury.
Chamska frakcja w partii mocno będzie też reprezentowana na listach na nową kadencję europarlamentu. Startować chce multimilionerka nieruchomościowa Joanna Lichocka, która ma w życiu kilka zasad — jedną z nich jest grzebanie sobie w oku tylko środkowym palcem. Nagrzani na start są kumple Lichockiej, byli szefowie specsłużb Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, pozbawieni mandatów sejmowych po wyrokach za przekroczenie uprawień. Do kandydowania pali się także Daniel Obajtek, zwany „Brudną Pałą” — to od nagrań z jego pierwotnych czasów biznesowych, gdy z konkurencją walczył podstępem i ciężkim słowem, w którym poziom czystości pały stanowił wyznacznik stopnia komitywy. Obajtek potrzebuje euroimmunitetu, bo prokurator już stoi w blokach startowych.
Partyjni Hunowie mają w Brukseli i Strasburgu zastąpić nobliwych profesorów, takich jak filozof Ryszard Legutko oraz socjolog Zdzisław Krasnodębski. Legutkę wyciął miłośnik wyprawionych jenotów, zaś Krasnodębski obraził się i zamierza zrezygnować ze startu, bo Kaczyński chce wsadzić przed nim na listę jednopalczastą Lichocką.
Nie ma jednak co załamywać rąk. Wszak zarzut, że Kaczyński, zastępując profesorów partyjnymi zakapiorami, obniża poziom euroreprezentacji PiS, może być nietrafiony. Może po prostu prezes postawił na prostotę.